wtorek, 30 lipca 2013

Żniwnie i wodnie... ech lato;)

Działo sie działo przez ostatnie dni!
U Dziadków żniwa! To dopiero zabawa! A już jeżdzenie na taczkach to hit!
Chodzenie w ziarnach też fajne ale taczki biją wszytsko;)


                                                                 Ziajenka sią siupej!
Ja ciem jechać! Cimamy sie!

                                                                           Jeście!
A w domku wczoraj kolejny hicior: dostałyśmy basen.
tylko po co komu w domu pomka...? Sąsiad też nie miał, więc matka musiała dymać rada nie rada sama;) Ale nawet sprawnie poszło.
W taki upał jak wczoraj,  37 stopni terometr pokazywał, basen był jak znalazł ale ile tam wody trzeba włąć?! Kilka kursów z wanienką bo kranu na zewnątrz niegdzie nie ma:( ale ledwie troche wody na dnie, na pierwszy raz wystarczyło, a dziś wygląda na to , że doleje z góry;P

Oto i efekt.

Mały obserwator w akcji: Mamo ja teź mucham!



A kiedy Mała sie chclapala Mama poszła z aparatem na polowanie po ogrodzie, bo mieszkają tu dwie wiewiórki, ale jeszcze sie nas za bardzo boją i pozować nie chciały ale za to upolowałam coś innego:





A jak one pachną.... Szkoda, ze nie mozna załączyć zapachu, szczególnie tych śliwek;)
Zapach lata...



piątek, 26 lipca 2013

Przemoc domowa z mojego punktu widzenia



Ktoś, kto nie przeżył tego na własnej skórze chyba nie jest w stanie zrozumieć, co tak naprawdę kryje się pod pojęciem przemocy domowej.
Nie zgodzę się że czasem wystarczy małe wsparcie czy sama świadomość wsparcia, aby pojawiły się siły do walki o siebie, bo ktoś, kto jest w stanie znaleźć w sobie te siły to nie potrzebuje pomocy, bo poradzi sobie z tym sam, a ktoś, kto nie ma sił i zatraca się w tym wszystkim nie wyjdzie z tego bez pomocy i to nie takie pomocy- wszystko się ułoży, wszystko będzie dobrze, bo taka pomoc- głaskanie po główce i mówienie ze będzie cacy nic nie da, taką osobę trzeba mocno chwycić za rękę i przeprowadzić ja przez każdy koleiny schodek, a czasem nawet przenieść bo może nie mieć siły aby iść, trzeba  pokazać wszelkie prawa i możliwości i nie puścić tej reki żeby nie wiem co, do póki nie stanie pewnie o własnych, silach z dala od tego wszystkiego.

Gdybyście mnie znały lata temu, kiedy byłam mężatką, nie poznałybyście, bo byłam zupełnie inna osobą. I zewnętrznie i wewnętrznie. Byłam szczupłą blondynka, która każdego dnia wstawała godzinę wcześniej niż mogłaby, żeby ułożyć włosy i zrobić makijaż, która raz w tygodniu biegała do zaprzyjaźnionego salonu, aby malować paznokcie, która nosiła wtedy sztucznie wydłużane „szpony”, aby podobać się swojemu mężowi, która każdego dnia zakładała krótką spódniczkę i szpilki, jednocześnie nie siedziała w domu a pracowała, a wieczorami zajmowała się swoja pasją, czyli ołówek albo pędzel w rekę…i wiecznie oczekiwała od męża seksu. Wg teorii przedstawionej przez Lucy nie powinnam być w żaden sposób zagrożona jakąkolwiek przemocą domowa… co więc zawiodło? Może za dużo tego seksu chciałam, a może za niskie szpilki nosiłam? Może za dużo zarabiałam, bo zarabiałam więcej od męża, i byłam wtedy lepiej wykształcona?
Co wiec było powodem tego, że jednak tej przemocy doświadczyłam?
Tak, to się nie dzieje z dnia na dzień, to trwa miesiące, lata… Najpierw są niewielkie sygnały i żadna ( ani żaden, bo nie tylko kobiety są po tej słabszej stronie) nie przypuszcza ze to już wtedy powinna uciekać.
Twój przyszły oprawca zrobi wszystko abyś to ty poczuła się winna wszystkiemu, zrzuca na ciebie odpowiedzialność za wszystko, najpierw za to ze mniej zarobił, później za to ze nowy telewizor musiał kupić na raty, to twoja wina, ze zwolnili go z pracy, albo ze ( nie daj Boze ) zwolnili ciebie. to twoja wina, ze musiał się upić, bo przecież tylko wtedy może o tym nie myśleć, wszystko jej twoją winą począwszy od rozgotowanego ziemniaka a na ociepleniu globalnym skończywszy.
A kiedy już czujesz się wystarczająco winna można zacząć ci wmawiać, ze jesteś do niczego. Nic nie potrafisz, ani ugotować obiadu, ani wychować dzieci, ani zadowolić go w łóżku…
To twoja wina, że musiał się upić, to twoja wina, że cię zdradził, on już nie mógł tego wytrzymać, tego życia z tą kobietą, która jest winna wszystkiemu i nic nie potrafi.
Ostatni z etapów przewiduje przekonanie jej ze skoro jest taka do niczego i taka winna całemu złu tego świata to nie jest w stanie sobie w tym świecie poradzić. A już na pewno sama, bo przecież nikt nie wie o tym jak jest i że jak odejdziesz to nikt nie zechce ci pomóc, zostaniesz sama, wszyscy się od ciebie odsuną, bo przecież, kto ci uwierzy? Tobie tej psychicznie chorej istocie, która jest do niczego, wszystko robi źle i nic nie potrafi…

Gdyby stało się nagle z dnia na dzień to zapewne większość ofiar dałaby rade wziąć nogi za pas i opuścić cało związek, niestety to wszystko dzieje się stopniowo, dzień po dniu, tydzień po tygodniu, rok po roku. Najpierw tłumaczymy to sobie gorszym dniem w pracy, później utratą pracy, zmiany warunków, zmianą miejsca zamieszkania, brakiem pieniędzy, czymkolwiek, przecież kochamy człowieka, z którym się związaliśmy, przecież żadna z nas wychodząc za niego nie pomyślała, że wiąże się z psychopatą i żadna z nas nie zostaje w tym związku z własnej woli, bo lubi być poniżana, bita, poniewierana, gwałcona.
Najpierw przymykamy oczy na takie zachowanie, bo kochamy ślepo i pamiętamy, jaki to był ideał za czasów narzeczeństwa, później tłumaczymy jego zachowanie czynnikami i zdarzeniami zewnętrznymi, odpychamy od siebie myśl, że ktoś z kim się związałyśmy jest kimś zupełnie innym niż dawniej, a jeszcze jak mamy z nim dzieci to chcemy zrobić wszystko żeby ratować to, co się da, wtedy wpadamy w ślepy krąg, bo zazwyczaj już wtedy nie ma, co ratować, ale my kochamy i to nas gubi.
Ja odeszłam, znalazłam w sobie dość siły aby to zrobić. Kiedy pierwszy raz mnie uderzył, popchnął mnie, upadlam na podłogę, wstałam i powiedziałam wtedy zrobiłeś to pierwszy i ostatni raz i nigdy więcej tego nie zrobisz. Zaskoczony był ze mogłam to powiedzieć, ale od tego momentu płynęło wiele miesięcy zanim się wyprowadziłam od niego.
Wiele trudnych i dramatycznych miesięcy.
I szczęście całe, że nie mieliśmy dzieci, bo nie wiem czy wtedy dała bym radę odejść….

Że, co, że ja siebie nie szanowałam?
No tak, bo to jak bulka z masłem: weź kilka tych swoich rzeczy i idź gdzie oczy poniosą, nie ważne, co będzie jak sobie poradzisz, gdzie będziesz spać i co jeść. Po prostu weź swoje rzeczy i odejdź od niego, wtedy okażesz jak wielki masz szacunek do siebie.
A jemu ułatwisz życie…
To nie jest takie proste.
Kiedy wniosłam sprawę o rozwód, wszyscy znajomi byli tak bardzo zaskoczeni, że nie mogli w to uwierzyć, bo takie toksyczne związki na zewnątrz wyglądają na wprost idealne. Bo zastraszona, zagubiona kobieta boi się komukolwiek powiedzieć, boi się, bo od lat on jej wciska ze to jej wina, że to ona się nie nadaje do niczego, że to z jej powodu się to wszystko dzieje a ona po tylu miesiącach czy latach naprawdę zaczyna w to wierzyć

I to ja musiałam odejść a oprawca został z wszystkim.
To ja wyszłam z domu z jedna walizką, w której było tylko kilkanaście moich ubrań i kredytem do spłacenia…. Bo nie było innej możliwości, żeby się z tego wyrwać.
Ktoś kto przez to nie przeszedł nie wie jak wiele tej siły potrzeba i jak często przychodzi zwątpienie.

Nie dużo trzeba było do kłótni. Wystarczyły dwa piwa, aby stawał się agresywny.
Wszystko mu wtedy nie pasowało, za gorąca herbata, za zimne piwo, lepiej było mu schodzić z drogi. Wpadł do łazienki kiedy się kapałam, wpadł w jakiś  szał, zaczął zrzucać z półki wszystkie moje kosmetyki, wyzywać mnie od najgorszych krzyczał, że wydaje tylko pieniądze na jakieś bzdury ( notabene pieniądze które sama zarabiałam) na jakieś pieprzone malowidła, i pieprzone książki, zbierałam je z podłogi dusząc się łzami, po czym uciekłam  do sypialni i zamknęłam drzwi,  a on zaczął w nie walić, krzyczał, że mam je natychmiast otworzyć, że jestem chorą psychicznie wariatką, a on mnie zaraz zabije jak go natychmiast nie wpuszczę. Nie pierwszy raz próbował mnie dusić poduszką, nie pierwszy raz pchnął o ścianę, obawiałam się że i tym razem tak będzie, ze nie żartuje i że kiedy uda mu się wejść do środka zrobi mi krzywdę. Wezwałam policję.
Kiedy zastukali do drzwi zasyczał do mnie: zabiję cię za to dziwko!
Przy policjantach był opanowany i grzeczny, za to ja byłam roztrzęsiona i zapłakana. Powiedział, że żoneczka się zdenerwowała bo wypił sobie o piwo za dużo i pośliznął się w łazience tłukąc co nieco, że nic się nie stało, żona trochę przesadza, bo nigdy go w takim stanie nie widziała, bo on nie pije nigdy, ale dziś? dziś koledze z pracy dziecko się urodziło to jak on miał za zdrowie małego nie wypić?! No jak? wie pan żona się zdenerwowała, bo też się staramy o dziecko ale na razie nie wychodzi, przepraszam za zamieszanie, jak pan widzi nic złego się nie dzieje, żonka cała i zdrowa, trochę tylko zdenerwowana, biedaczka, sfrustrowana tym brakiem dzieci.
-Dobrze to teraz pani powie co się dzieje.- zapytał i mnie policjant, ale mąż stał obok i słyszał przecież każde moje słowo.
-Proszę się uspokoić, nic pani nie grozi, wszystko jest w porządku, opowie Pani na spokojnie co się stało?
-Mąż zaczął się mocno awanturować, zawsze kiedy wypije jest agresywny, wyrzucił z łazienki wszystkie moje kosmetyki, wyzywał mnie od najgorszych, groził ze mnie zabije.-szlochałam przerażona
-Proszę  się uspokoić, czy coś pani zrobił? Czy uderzył panią?
-Nie, uciekłam i zamknęłam się w sypialni, groził że mnie zabije jak go nie wpuszczę.
-Panie władzo – tu wtrącił się mąż-chciałem ją przeprosić, a ona nie chciała mnie wpuścić, to może i tak powiedziałem ale przecież to nie na poważnie, przecież wiadomo, że to moja ukochana żonka jest, to jak ja bym jej krzywdę mógł  zrobić.
-Pan się nie wtrąca, teraz pani mówi, i co wpuściła pani?
-Nie, zadzwoniłam po interwencje bo jestem pewna, że on nie żartował, nie pierwszy raz mnie dusił poduszką a takiego zdenerwowanego, jak dzisiaj to go jeszcze nie widziałam.
-Panie władzo, bo ja się tym dzieckiem kolegi tak przejąłem, a my tyle czasu próbujemy i  nic, a ja też bym chciał mieć syna, to dlatego sobie dzisiaj trochę wypiłem. Żona przesadza, przecież jak ja mógłbym jej coś zrobić? Ja ją kocham przecież-tłumaczyl ze spokojem policjantowi- Kochanie co ty mówisz w ogole panu- zwrócił się do mnie- uspokój się, kochanie, chodź do lóżka.
-Nigdzie z tobą nie pójdę, zostaw mnie, nie dotykaj!-rozpłakałam się znowu na wspomnienie tego co się działo jeszcze kilkanaście minut temu..
-Widzi pan władza, zdenerwowana jest, tu się naprawdę nic niepokojącego nie dzieje, nikt nikogo nie zabija, nie bije, wypiłem sobie za dużo, przyznaje, to ja dzisiaj będę spał na kanapie i już panom nie będziemy głowy bzdurami zawracać.
-Z panią teraz rozmawiam, proszę pana. Proszę się odsunąć, a najlepiej zostawić nas samych. Piszemy raport?-zwrócił się do mnie
-Tak piszemy.
-Czy maz panią pobil?
-Nie… - odpowiedziałam niepewnie
- Nie uderzyl pani?
-Nie jeszcze nie, dzisiaj nie.
-A wcześniej?
-Tak kilka razy.
-Czy zgłaszała to pani na policję?
-Nie, nie zgłaszałam.
-Dlaczego?
-Nie wiem, bałam się.
-Gdzie panią uderzył, co pani zrobił?
-Popchnął mnie na ścianę, miałam zasiniony cały bok. Innym razem rzucił mną o podłogę kiedy..
-Kiedy co?
-Kiedy nie chciałam.. iść z nim do łóżka, bo był pijany i nachalny. A kiedy się pokłócimy potrafi dusić mnie poduszką.
-Dusić poduszką? I pani nigdzie z tym nie była?
-Nie, bałam się, powiedział, że jak powiem komukolwiek to mnie zabije.
-Kochanie co ty opowiadasz? Pan jej nie wierzy, biedaczka chyba w jakąś depresje wpadła. Co ty mówisz żoneczko, ja ciebie nigdy bym nie skrzywdził, a ze przy seksie, no wie pan mamy trochę takie upodobania, klapsy, ciągniecie za włosy, trochę wstyd o tym mówić….
- Przestań kłamać! Właśnie tak było, dusiłeś mnie poduszką i ja wcale tego nie chciałam, ty nie żartowałeś, ty chciałeś mnie zabić!- rozpłakałam się od nowa
-Pan się nie wtrąca, teraz z żoną rozmawiam, proszę się uspokoić, nic pani nie grozi.
Czyli dzisiaj nic pani mąż nie zrobił? Ani nie biła ni nie dusił?
-Nie dziś nie. Tak jak mówiłam, uciekłam i zamknęłam się w sypialni.
-A czemu nas pani wezwała? Bo czuła się pani zagrożona czy tak? Co zatem mąż zrobił?
-Wypił, awanturował się, stłukł wszystkie kosmetyki w łazience,  wyzywał mnie, groził, że mnie zabije
-Ale nie uderzył, nie zrobił pani fizycznej krzywdy?
-No nie….
Trwało to jeszcze jakieś kilkadziesiąt minut, pytania, spisywanie, mąż potulny jak baranek, ja rozdygotana, zapłakana… pewnie rzeczywiście sprawiałam wrażenie znerwicowanej wariatki jak mąż mnie przedstawił. Docierało do mnie coraz bardziej,  że policja mi nie pomoże, ze mąż miał racje, nikt mi nie uwierzy, nikt mnie nie zrozumie.
Wyszli. Odjechali.
I wtedy dopiero zaczęło się piekło.
Najpierw popchnął mnie, upadlam na podłogę tak, jak stałam nie spodziewając się ataku.
-Ty dziwko –krzyczał- zabije cię! Ty szmato na mnie wezwałaś policje? Na mnie?! To ja ci pokaże gdzie jest twoje miejsce suko! -Złapał mnie za nadgarstki, chwycił mocno i zawlókł, dosłownie zawlókł do pokoju, złapał za włosy i uderzył kilka razy głową o podłogę. -Ja ci pokaże dziwko, kim ty tutaj jesteś, ja ci pokaze gdzie jest twoje miejsce! policji ci się zachciało, znalazła się wyzwolona suka!
Zaczęłam krzyczeć ale zdjął koszule i wpakował mi w usta ile się dało, z resztą niepotrzebnie bo i tak w tym wielkim domu pewnie nikt by nie usłyszał mojego krzyku, zdjął spodnie i „wziął co mu się należy” jak krzyczał.
-Tylko do tego się nadajesz dziwko żeby cię pieprzyć, ale nawet w tym jesteś do niczego! – krzyczał, kiedy skończył zapiął spodnie, napluł mi na twarz i powiedział: Leż tu suko, tu jest twoje miejsce i zapamiętaj że następnym razem cię zabije. -Po czym wyszedł zatrzaskując drzwi za sobą…
Zostałam sama, leżąca, sponiewierana, zapłakana na dywanie, chyba przy upadku musiałam sobie rozciąć wargę bo w ustach czułam krew.
Pozbierałam się, wykąpałam próbując zmyć z siebie cały ten „brud” i nasłuchiwałam do rana
czy nie wraca.
Nie wrócił, rano wyszłam do pracy.

Czy ktoś się dziwi dlaczego policji nie wezwałam po raz drugi?
Przecież odebrali mnie jako znerwicowaną wariatkę, histeryczkę, przecież nic nie zrobili, zostawili mnie z nim.  
Przecież nic się nie stało, przecież mnie nie zabił to co im powiem, że się ze mną kochał mało delikatnie? Kto uwierzy, że to był gwałt?
Przecież nie mam śladów na twarzy, nie mam podbitego oka, nie mam żadnych zadrapań, nadgarstki mnie bola? Ale przecież nic na nich nie widać…
Że guza sobie nabiłam? Przecież powie, że się przewróciłam, sama nikt mnie nie popchnął, zdenerwowana byłam, on chciał mnie przeprosić a ja go odepchnęłam i wtedy się potknęłam i upadłam. Ba, może nawet zrobiłam to celowo?
Kto mi uwierzy? Tej roztrzęsionej histeryczce, która ma depresje bo nie może zajść w ciąże?
Że mąż by mnie skrzywdził? Nie to nie możliwe…
Czy ktoś się ciągle dziwi skąd się bierze to zamykanie się w sobie?
Czy któraś z Was po takich przeżyciach pobiegnie do przyjaciółek opowiadać co jej się przytrafiło? Czy opowie chociażby matce?
Nie, płaczemy w czterech ścianach… same.
Boimy się, że nas nikt nie zrozumie i nie zrozumie ktoś kto sam w jakiś sposób tej przemocy nie doznał. Nie zrozumie czego się boimy i dlaczego nie walczymy o siebie. Dlaczego nie mamy siły by odejść, by walczyć o siebie.
Boimy się wszystkiego, najbardziej braku zrozumienia przez otoczenie, właśnie tego, że ktoś przed kim się otworzymy powie: sama jesteś sobie winna, sama do tego doprowadziłaś… Znamy to. Znamy to z naszego związku, bo mąż powtarza nam to od lat, ze to nasza wina i same do tego doprowadziłyśmy aż w końcu w to wierzymy.
 Boimy się ze nie damy rady, bo nie mamy na kogo liczyć, bo nikt nam nie uwierzy, bo część ludzi powie, że same sobie taki los zgotowałyśmy, bo nikt nam nie pomoże a bez pomocy nie damy rady i zdajemy sobie w tego sprawę, tylko w tą pomoc nie wierzymy. Boimy się odejść bo już zapomnieliśmy jak wygląda życie bez oprawcy, bo już takiego życia nie pamiętamy, bo jak mamy zostawić dorobek całego często życia i odejść zazwyczaj z niczym? Bo boimy się że jego gniew dosięgnie na wszędzie, boimy się ze prześladowca pójdzie za nami wszędzie tylko po to aby się zemścić. Bo często zaczynamy się buntować, bo jak to nasza ciężka praca i mamy to wszystko zostawić i zacząć znów od zera? Bo w końcu jak sobie poradzimy bez dachu nad głową? Czasem z dziećmi, wiec godzimy się, godzimy się i jednocześnie mamy nadzieje, że to się nagle odmieni, ze on stanie się człowiekiem, jakiego poznaliśmy lata temu.

Powiecie że są domy pomocy społecznej, domy samotnej matki?
Tak owszem, a czy któraś z Was próbowała kiedyś pójść po pomoc do takiego domu?
Ja byłam. Żeby coś  na ten temat powiedzieć to polecam się dowiedzieć jak to naprawdę wygląda i nie życzę nikomu, aby musiał tam trafić.
Że jest przecież niebieska karta?
Tak i policja miała obowiazek wtedy, kiedy wezwałam ich po raz pierwszy, założyć niebieską kartę, sama bez mojej zgody, bez mojego wyraźnego polecenia, być może gdyby ta procedura została wszczęta od pierwszego razu, on nie czuł by się bezkarny. Karta zakładana jest tylko na wyraźny wniosek pokrzywdzonego, podczas gdy prawo mówi zupełnie co innego bo nakazuje tworzenie tego dokumentu w momencie powzięcia informacji o możliwości zaistnienia przemocy domowej. 
Już nie mówiąc o tym jak ta procedura działa w praktyce. Wywiad środowiskowy? Czy myślicie ze jak ktoś w   z policji czy z opieki społecznej przyjedzie w ciągu tych siedmiu dni to mąż z ochotą przyzna, że jest sprawcą przemocy?
Polecam policji ponowne odwiedzenie domu, w którym przeprowadzana była interwencja najdalej godzinę od wyjazdu policji. Bo to wtedy najczęściej sprawca wyżywa się na ofierze karząc ją za wezwanie policji, która i tak nic jej nie pomogła.
Spotkanie  z psychologiem? Jeśli się trafi na dobrego, to może tak, ja nie trafiłam, bo po za mówieniem:, proszę się uspokoić, wszystko będzie dobrze- nie usłyszałam właściwie nic więcej, nie wiem, nie znam się na psychologii może właśnie to jest właściwa i skuteczna metoda, , ale dla kogoś kto przestaje widzieć sens życia, kto każdego niemal dnia jest upokarzany i krzywdzony takie słowa działają jak płachta na byka.

Zdaje sobie sprawę, że niewielu z Was dobrnie do końca, zdaje sobie sprawę z tego, ze spora cześć przestanie mnie czytać. Zazwyczaj unikałam tematów trudnych, a blog był raczej pamiętnikiem, ale ni mogłam przejść obojętnie kiedy ktoś pisze, ze kobiety same sa sobie winne, że mężowie je biją i poniewierają.
Konstytucja gwarantuje nam prawo do nietykalności fizycznej i naprawdę nie ma znaczenia czy kobieta jest słabsza, brzydsza, czy przestała o siebie dbać, czy jest przemęczona, czy schudła, czy przytyła, czy pomalowała paznokcie czy nie i nawet jak by rzeczywiście była chora psychicznie ( a nawet w szczególności wtedy!)  to nikt nie ma prawa jej bić, poniżać, ubliżać, popychać ani zmuszać do seksu ani w żaden inny sposób znęcać się nad nią!
Bijąc współmałżonek łamie prawo i staje się przestępcą, czy się to komuś podoba czy nie, a ofierze należy się pomoc. Bezwzględna i bezwarunkowa!  I próba zrzucenia winy na ofiarę jest dla mnie jakimś kompletnym nieporozumieniem i koszmarnym krzywdzeniem osoby i tak pokrzywdzonej.

czwartek, 25 lipca 2013

Codziennik...



Ostatni dzień mozna licytować Rusałkę .
Inne licytacje: TARG OD SERCA!

Już kiedyś pytałam, ale nikt się nie zgłosił, może powtórzę pytanie: ma ktoś za dużo wolnego czasu do sprzedania? Chętnie odkupię!
Płyną te dni tak szybko, że nawet nie wiem gdzie mi się podział czerwiec i lipiec! Czuje ze to życie biegnie gdzieś obok mnie, że tracę ten czas bezpowrotnie, ale z drugiej strony dni są tak intensywne i zapełnione różnymi zajęciami...
Może to zła organizacja jednak?, ale ja nigdy nie umiałam żyć zgodnie z ustalonym wcześniej planem...
Ech, tak czy inaczej dzieje się dużo i ciągle.
Stokrocia wróciła do żłobka, na razie zdrowa. Wróciła też do domu po tygodniowej nieobecności, ale jaki ten dom był pusty przez te dni...
A co Matka robiła pod nieobecność Córci?! Nie, nie szalała, nie imprezowała, ani nic z tych rzeczy Matka przykładnie spędzała wieczory.... Na rozwiazywaniu zadań ze statystyki. Codziennie. Niezła rozrywka, co nie;) Najgorsze w tym wszystkim jest to, że zaczęła mi się ta cała statystyka podobać.... Zaliczyłam ku mojemu ( i nie tylko mojemu) zdziwieniu na 5;)
I mogę uznać, ze wakacje nadeszły;)  Myślałam, ze jak już nie będzie zadań, referatów, prezentacji i innych ustaw do czytania ( to znaczy „przymusu” nie będzie) to oddam się błogiemu lenistwu na całe wieczory…
Tja…
mama choć na śpacielek, obiad, mama pobaw się zie mnom, mama układamy kloćki? Mama pocitaj ksiaziećke, pranie, mama chcieś ziobacić? (co znaczy mamo pokaż mi) sprzątanie, mamo na jąćki, mamo pić, mamo choć ukadamy pociok, mamo psitul mnie…. Ale wiecie co, to chyba najprzyjemniejsze popołudnia i wieczory jakie mogłabym kiedykolwiek sobie wymarzyć.

A z ostatnich scenek, ku pamięci zapiszę:

Scenka jeden:
Mała ostatnio upodobała sobie dwie grzechotki ( tak się jakoś przeleżały, bo zapomniałam spakować dla siostrzeńca) takie grzechotki dla maluchów, chodzi z nimi wszędzie, zabiera ze sobą do żłobka- zostawia w samochodzie w foteliku, żeby na nią „czekały” po prostu ulubione i koniec, kot i krówka. Odebrałam ją ze żłobka i jedziemy, a ona opowiada:
-Mama, kjowa ma ogonek, i kot ma ogonek.
No to matka chciała dziecko podpuścić i mówi a Stokrocia ma ogonek?
-Nie ma, ziabjał!
-Ktoś ci zabrał ogonek?
-Tak, Simon ziabjał mi ogonka!

Scenka dwa:
Jemy obiadek, Stokrocia zjadła pierwsza (no wiadomo) i poszła się bawić, ale po chwili przybiega do mnie:
-Mamo choć się pobawimy.
-Córuś nie mogę teraz iść, zobacz jeszcze jem, ty już zjadłaś, ale ja jeszcze nie.
-Mamooo! Ponieś dupke i choć się bawićJ

Scenka trzy:
Pomysł młodej na zabawe:
-Mamoo,  poziuciamy zabawkami?
-Myszko no coś Ty, zabawkami się nie rzuca.
-Ciemu nie?

Często pojawia się też pytanie:
Mamo,  zaśpewamy o misiu piętach?

I teraz zagadka o jaką piosenkę chodzi? ;P

poniedziałek, 22 lipca 2013

Reportaż Uwagi...

uwaga-trauma-dzieci-nad-ktorymi-znecaly-sie-opiekunki

Właśnie z obawy przed takimi ludźmi zrobiłam "aferę" kiedy moje dziecko płakało na widok jednej z cioć.
W naszym przypadku Stokrocia juz nie płacze a "ta" ciocia  jest jedną z jej ulubionych, ale wcale nie jestem z tego powodu mniej wyczulona, a wręcz przeciwnie...

piątek, 19 lipca 2013

Licytacje dla Szymonka- a czasu coraz mniej!

Temu chłopcu chcemy pomóc:



Wszystkie pieniądze z licytacji poniżej bedą wpłacone na konto fundacji http://www.siepomaga.pl/f/mamserce/c/902



Książeczka "Ile zawodów ma mama?"
http://www.lipstick-at-home.eu/2013/07/ile-zawodow-ma-mama.html

Wąsaty notesik/organizer
http://www.lipstick-at-home.eu/2013/07/wasate-szalenstwo.html

Psotna koszulka i paka książek
https://www.facebook.com/photo.php?fbid=366382453488227&set=a.224325621027245.50034.224161851043622&type=1&theater

Sowia poducha
http://pracowniazsercem.blogspot.com/2013/07/aukcja-dla-szymonka.html?showComment=1373920509966#c1695850020302852274http

Szlafroczek dla malucha
http://www.potworywozkowe.pl/2013/07/pomagamy-szymkowi-licytacja.html?showComment=1373889874497#c7194614287628291529

Haftowane, ptasie obrazki
http://boyinthecloset.blogspot.com/2013/07/little-helpers.html

Poducha z trąbą
http://www.bycieszycsiezyciem.blogspot.com/2013/07/aukcja-dla-szymonka.html
Poducha - polarowy lisek
http://tosinkowo.blogspot.com/2013/07/licytujemy-pomagamy.html 

Książka "Niebieska zasłona"
http://niejedno.pl/licytujemy-dla-szymka-niebieska-zaslona-virginia-wolf/

Dziergana czarno-biała poducha

http://czerwonaczeresnia.blogspot.com/2013/07/czy-ktos-przygrnie-poduszke.htmlhttp://

Ufo-lud
http://mojamalabee.blogspot.com/2013/07/licytacja-dla-szymonka.html

Piłka małego kibica
http://pamietnikkobietki.blogspot.com/2013/07/licytacja-dla-maego-szymonka-zapraszam.html

Płaszczyk "Dress You Up" w wybranym kolorze i rozmiarze
http://www.pannamiijejzabawki.pl/2013/07/razem-mozemy-wiecej-licytujmy-dla-szymka.html

Piękny pejzaż i elegancka srebrna kopertówka
http://tosinkowo.blogspot.com/2013/07/licytujemy-pomagamy.html

Ażurowy wisior
http://www.hafija.pl/2013/07/ty-tez-mozesz-uratowac-wzrok-szymona.html

Bransoletka u Nikki:
http://nikki26-blog.blogspot.com/2013/07/licytacja-dla-szymka.html


Zajączkowa przytulanka

https://www.facebook.com/photo.php?fbid=367026353423837&set=a.224325621027245.50034.224161851043622&type=1&theater

Krokodyl

https://www.facebook.com/photo.php?fbid=605759462788257&set=a.168186166545591.35601.167539256610282&type=1&theater

Organizer ze skór naturalnych

https://www.facebook.com/photo.php?fbid=488403494567200&set=a.281056308635254.63907.270246599716225&type=1&theater

Torebka ze skór naturaknych

https://www.facebook.com/photo.php?fbid=488386051235611&set=a.281056308635254.63907.270246599716225&type=1&theater

Wazoniki u Moaa

http://www.moaa.pl/2013/07/moje-licytacje-dla-szymka.html



Notesy u Lilijki
http://lilijkiswiat.blogspot.com/2013/07/akcja-reakcja.html


I oczywiście moja Rusałka:
http://kocham-cie-zycie.blogspot.com/2013/07/licytacja.html#comment-form

czwartek, 18 lipca 2013

Licytacja...

Dziś na szybko, z samochodu, od półtorej godziny próbuję sie zalogować na konto...ech te "internety mobilne"!
Nie mogę przstać myśleć o Szymku, który potrzebuje pieniędzy na uratownie oczka.... Co mogłam to wpłaciłam, ale pomyślałam, że mogę jeszcze wystawić coś do sprzedania i pieniadze uzyskane w ten sposób przekaże na małego Szymka.
Obraz jest mojego autorstwa, bez ramy.
Rusałka. Akryl na płotnie, 60x60cm.
Aukcja trwa do 25 lipca do 23.59
Licytujemy w komentarzach.
Po upływie tego czasu zwycięzca wpłaca pieniążki na konto Szymka na siepomaga.pl. a ja wysyłam obraz.
Cena wywoławcza 100zł.





W podróży...

egam cały czas, to znaczy jeżdzę, a nie na nogach ale żyję w biegu;)
Stokrocia "na wakacjach" u Dziadków, a mama zapracowana i zauczona, jeśli tak mozna to nazwać.
Wczoraj wyjazd bladym świtem na koniec Polski niemalże, służbowo tym razem.
Miałam nadzieję, ze uda sie szybko załatwic i po cichu miałam nadzieje również na inny plan, niestety nie udało sie:(
Później autostradką w drugą stronę i voila miasto Kraka przed nami.
Picie kawy na rynku konieczne!
A kawa najlepiej smakuje kiedy pije ją kilka osób...
Sms, telefon i już zagłębiam się na "drugą stronę lustra";)
Kawa była pyszna, miejsce urokliwe a Towarzyszka bardzo "swoja", tylko czas minąl zdecydowanie za szybko...
A kawa naprawde, nie oszukujemy, zamówiłyśmy jak pisze Kobieta tylko mrożoną i tylko espresso z mlekiem, żadnych ciastek i zadnych śmietan nie było w planach.
Prawda, że w takim przypadku to kalorie z tych "dodatków" idą na konto kelnerki....? ;)



Rynek jak zwykle piękny:) Mnie tam się chyba nie opatrzy i nie znudzi:)






No a w drodze powrotnej pałac na horyzoncie, godzina wczesna, humor dobry, to jak nie zajechać na chwilę?
Książ Wielki.
Pałac przepiękny, ale w opłakanym stanie! Obecnie mieści isę w nim szkoła. Nie funkcjonuje muzeum.

Zastanawiam sie tylko jak to możliwe, że jest w tak fatalnym stanie i nie ma co ukrywać remontu potrzebuje natychniast bo ruina sie pogłębia. Przecież jako zabytek powienien chyba otrzymywać jakieś finansowanie z   Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego a jako szkoła z Ministerstrwa Edukacji Narodowej  ale pewnie jak to zwykle bywa jedno ministerstwo zwala sprawe na drugie a pałac sie sypie...
Szkoda naprawdę jest wspaniały!


 



 









wtorek, 16 lipca 2013

Zmiana...

Przepraszam, za te zmiany, namieszałam sobie z kontami, a żeby odkręcić można tylko usunąć konto, a tego nie chciałam.
Adres jest podobny, wygląd będzie taki sam...
W ciągu kilku godzin zamknę tamten blog dla odwiedząjcych.
Nic się nie stało, tylko gogle połączył mi dwa konta i za chwilę cały mój rok miałby dostęp do bloga, a tego bym nie chciała...;P
Tymczasem najważniejsze jest i tak to co dzieje się w sprawie Szymka:)

PS.
Napiszcie proszę czy dotarliście, nie chciałabym nikogo "zgubić".
No i prośba o wysłanie zaproszeń do zamkniętych blogów na nowy adres mailowy:
stokrocia.blog@gmail.com

POMAGAMY....

Moi drodzy....
Pewnie już wiecie o kolejnej akcji pomagania.
Szymonek.
Nie bede więcj pisać poczytajcie sobie TUTAJ bo ja płaczę jak tylko zaczynam o tym myśleć.
Filmik- Ratujmy oczko Szymona.
Pomagać można przez karmienie JEDNOROŻCA.
Można też licytować w aukcjach u TOSINKÓW i u MADELEINE.
Oraz TU i TU i TU i TU i jeszcze TU.
Musi sie udać! Nie moze być inaczej....

środa, 10 lipca 2013

Gdzieś między piaskiem a białym fartuchem...+ Edit

Gdzieś między upałem, pracą, żłobkiem, piaskownicą, szkołą i wizytami u lekarza jestem.
Dzieje się tyle rzeczy, że ledwie nadążam to przeżywać a gdzie tam mowa o pisaniu.
Upał tu akurat nie mam zastrzeżeń bo uwielbiam taką pogodę:) Jedyny minus to taki ze nie mam co na siebie włożyć:( bo wszytskio jakieś za ciasne a na nowe fuduszy brak...
Dieta i owszem ciągle dzielenie mi towarzyszy ale po pierwszym (sporym ) spadku zatrzymała sie w miejscu i od tygodnia ani drgnie:( a spadek jeszcze zamały, zeby w ubrania wiszace w szafie bez problemu się zmieścić.
Praca, oj tu by sie dało epopeję napisać, ale świadomie pomijam ten temat choć nieraz mnie korci! Wczoraj na przykład.... nie bedę tego opisywać, ale ja z natury raczej spokojne dziewcze dostalam białej gorączki....
Piaskownica.... na razie zabawa głównie polega na... wysypywaniu piasku obok piaskownicy, babki też sa fajne ( psucie nie stawianie tak dla jasnosci) ale wysypywanie piasku na zewnątrz to jest to. Ciekawsze i zabawniejsze jest tylko wysypywanie piasku na własną głowę...



Wczoraj rozmawiałam z ciociami w żłobku i dziś Stokrocia na podwórko wychodzi bez pampersa. W środku nie bedziemy ryzykować bo nie woła na razie ale zaniosłam zapas majteczek i na podwórku bedziemy próbować, moze jednak "moke" zacznie jej przeszkadzać. Pani powiedziała też, ze dzieci w starszej grupie nie mówią tak pięknie jak ona i że jak tylko się nauczy siusiać na nocniku to zabierają ją do starszej grupy.
Studia. Ech... wybaczcie musiałam sobie westchnąć.
O koleżance wykorzystującej bez skrupułów swoje "kalectwo" pisałam na onetowym. Koleżanka obrażona dalej jest obrażona. Na wspólnej skrzynce mailowej trwa nagonka na - wybranego przez grupę - starostę.
Zupełnie jak w przedszkolu tylko epitety bardziej dosadne.
a z rzeczy przyjemniejszych, za niespełna dwa tygodnie ostatnie zaliczenia i wakacje do września.
Mam też promotora a nad tematem pracujemy.
A na wspomnienie naszej służby zdrowia to aż mną telepie. I to chyba jednak jest materiał na osobną notkę.
A może ktoś mi odpowie czy w naszym kraju korzystanie ze służby zdrowia jest bezpłatne? Jeśli tak to gdzie, podajcie namiary chętnie pojadę i  skorzystam...
Paranoja jakaś!
Podziwiam wrecz wszystkich chorujących, że mają siłę i pieniadze, żeby chorować....

+ EDIT:

Dla wszystkich którym smutno, filmik nie jest efektowny bo jak wiadomo raczej nie chwale sie w sieci zdjęciami ani swoimi ani tym bardziej Stokroci, ale dźwiek powinien spowodować choc chwilowy usmiech:)



Musiałam sie pochwalić, no musiałam:)

piątek, 5 lipca 2013

Monologi Stokrociowe...


Cio to jeśt?
Fiatusiek!
A psik!

Niebeśki!
Nie ciewony! Niebeśki!

  Uzićka?  Fiatusiek!


Lalka oć na śpacielek! 
Oć lalka! 
Śpiś? Lala śpij!
Ziobać lalka siamojot! Leci isioko! Machami? Lalka machami siści!


Oć lalka ziobać tu, jedziemy.
Siadaj lalko.
Jedziemy. 
Nie śpadaj lalka! Siadaj!
Idziemy ziobacić kecika? Oć lalka.

Ziabka zobać!
Je je kum kum! Ziabka mała. Nie fufała mamy.
Oć lala. Sisiś? Ptaśki piewajom! Fil fil!
Tam, flu flu ptasiek. Śpewa!




wtorek, 2 lipca 2013

Codziennik...dzieje się....


Znów w punktach być musi.
Dzieję się tak dużo, ze nie daję już rady ze wszystkim:(

1. Stokrocia.
Chora dalej, wydawało się, ze jest już dobrze, ale w niedzielę przyszedł kaszel i gorączka.
Za to szaleje z dziadkiem w domu, a Dziadek jak to Dziadek pozwala na wszystko, więc obawiam się ze jakiś kurs "układania" dziecka nas czeka niebawem:)

2. Pralka.
No cóż, nie spodziewałam się entuzjastycznego podejścia do problemu instalacji, ale nie spodziewałam się też takiej reakcji... A pani bramy nie zamyka.... No cóż, rzeczywiście jak elektryk sprawdzał pralkę, to brama była otwarta;) No ok, trochę to uprościłam, ale i tak nie zmienia to faktu, że czuje się spławiona i zdeprymowana....

3. Studia.
Podobno do 20 lipca mamy wybrać promotora i temat pracy.
Podobno tematy już są ( nie wiem czy trzy tygodnie to nie za dużo czasu na wybór tematu i promotora?!?!??!)
Podobno Dziekanat ma dane wszystkich studentów łącznie z nr telefonu i mailem....
I podobno studenci mają dostęp do wirtualnego systemu, w którym widać dane studenta (łącznie z nr telefonu i adresem e-mail) oraz z ocenami, ogłoszeniami i materiałami wszelakimi...
I podobno to nie są studia dzienne, a studenci nie wszyscy są z Warszawy i nie wszyscy przesiadują w dziekanacie więcej niż to konieczne, i kiedy kończą sobotnie czy niedzielne zajęcia to dziekanat już nie pracuje
Tylko, że:
a) nikt nie wysłał żadnego maila, ani tym bardziej nie zadzwonił z żadną informacją ( tak obiecywano przy składaniu dokumentów!)
b) na wirtualnym koncie studenta brak jakichkolwiek informacji odnośnie dyplomu( jest zakładka pt.: dokumenty do pobrania, ogłoszenia Dziekanatu, informacje dla dyplomantów)
c) informacje, które są dostępne odnośnie prac dyplomowych  są w części  datowane na 2013 a w części na 2012r...? wiec nie wiadomo czy aby na pewno są właściwe....
d) wiem, że za dużo wymagam, ale w takim razie, po jaka cholerę im ten mail i telefon i wirtualny dostęp do informacji, jeśli z tego nikt nie korzysta? Przecież można jasno powiedzieć, że wszelkie informacje są dostępne tylko i wyłącznie w Dziekanacie, przecież zawsze tak było i nikt by się nie czepiał....

A jeden temat bardzo mi się podoba, obawiam się tylko, że spodobał się nie tylko mnie….
4. Weekend był bardzo intensywny: sobota rano laboratoria zakończone kolokwium (mam nieskromną nadzieję, że pozytywnie) a po zajęciach wyruszyłam na spotkanie.
Ale jakie spotkanie:)
Dawno, oj bardzo dawno takiej dobrej kawy nie piłam;)