piątek, 26 lipca 2013

Przemoc domowa z mojego punktu widzenia



Ktoś, kto nie przeżył tego na własnej skórze chyba nie jest w stanie zrozumieć, co tak naprawdę kryje się pod pojęciem przemocy domowej.
Nie zgodzę się że czasem wystarczy małe wsparcie czy sama świadomość wsparcia, aby pojawiły się siły do walki o siebie, bo ktoś, kto jest w stanie znaleźć w sobie te siły to nie potrzebuje pomocy, bo poradzi sobie z tym sam, a ktoś, kto nie ma sił i zatraca się w tym wszystkim nie wyjdzie z tego bez pomocy i to nie takie pomocy- wszystko się ułoży, wszystko będzie dobrze, bo taka pomoc- głaskanie po główce i mówienie ze będzie cacy nic nie da, taką osobę trzeba mocno chwycić za rękę i przeprowadzić ja przez każdy koleiny schodek, a czasem nawet przenieść bo może nie mieć siły aby iść, trzeba  pokazać wszelkie prawa i możliwości i nie puścić tej reki żeby nie wiem co, do póki nie stanie pewnie o własnych, silach z dala od tego wszystkiego.

Gdybyście mnie znały lata temu, kiedy byłam mężatką, nie poznałybyście, bo byłam zupełnie inna osobą. I zewnętrznie i wewnętrznie. Byłam szczupłą blondynka, która każdego dnia wstawała godzinę wcześniej niż mogłaby, żeby ułożyć włosy i zrobić makijaż, która raz w tygodniu biegała do zaprzyjaźnionego salonu, aby malować paznokcie, która nosiła wtedy sztucznie wydłużane „szpony”, aby podobać się swojemu mężowi, która każdego dnia zakładała krótką spódniczkę i szpilki, jednocześnie nie siedziała w domu a pracowała, a wieczorami zajmowała się swoja pasją, czyli ołówek albo pędzel w rekę…i wiecznie oczekiwała od męża seksu. Wg teorii przedstawionej przez Lucy nie powinnam być w żaden sposób zagrożona jakąkolwiek przemocą domowa… co więc zawiodło? Może za dużo tego seksu chciałam, a może za niskie szpilki nosiłam? Może za dużo zarabiałam, bo zarabiałam więcej od męża, i byłam wtedy lepiej wykształcona?
Co wiec było powodem tego, że jednak tej przemocy doświadczyłam?
Tak, to się nie dzieje z dnia na dzień, to trwa miesiące, lata… Najpierw są niewielkie sygnały i żadna ( ani żaden, bo nie tylko kobiety są po tej słabszej stronie) nie przypuszcza ze to już wtedy powinna uciekać.
Twój przyszły oprawca zrobi wszystko abyś to ty poczuła się winna wszystkiemu, zrzuca na ciebie odpowiedzialność za wszystko, najpierw za to ze mniej zarobił, później za to ze nowy telewizor musiał kupić na raty, to twoja wina, ze zwolnili go z pracy, albo ze ( nie daj Boze ) zwolnili ciebie. to twoja wina, ze musiał się upić, bo przecież tylko wtedy może o tym nie myśleć, wszystko jej twoją winą począwszy od rozgotowanego ziemniaka a na ociepleniu globalnym skończywszy.
A kiedy już czujesz się wystarczająco winna można zacząć ci wmawiać, ze jesteś do niczego. Nic nie potrafisz, ani ugotować obiadu, ani wychować dzieci, ani zadowolić go w łóżku…
To twoja wina, że musiał się upić, to twoja wina, że cię zdradził, on już nie mógł tego wytrzymać, tego życia z tą kobietą, która jest winna wszystkiemu i nic nie potrafi.
Ostatni z etapów przewiduje przekonanie jej ze skoro jest taka do niczego i taka winna całemu złu tego świata to nie jest w stanie sobie w tym świecie poradzić. A już na pewno sama, bo przecież nikt nie wie o tym jak jest i że jak odejdziesz to nikt nie zechce ci pomóc, zostaniesz sama, wszyscy się od ciebie odsuną, bo przecież, kto ci uwierzy? Tobie tej psychicznie chorej istocie, która jest do niczego, wszystko robi źle i nic nie potrafi…

Gdyby stało się nagle z dnia na dzień to zapewne większość ofiar dałaby rade wziąć nogi za pas i opuścić cało związek, niestety to wszystko dzieje się stopniowo, dzień po dniu, tydzień po tygodniu, rok po roku. Najpierw tłumaczymy to sobie gorszym dniem w pracy, później utratą pracy, zmiany warunków, zmianą miejsca zamieszkania, brakiem pieniędzy, czymkolwiek, przecież kochamy człowieka, z którym się związaliśmy, przecież żadna z nas wychodząc za niego nie pomyślała, że wiąże się z psychopatą i żadna z nas nie zostaje w tym związku z własnej woli, bo lubi być poniżana, bita, poniewierana, gwałcona.
Najpierw przymykamy oczy na takie zachowanie, bo kochamy ślepo i pamiętamy, jaki to był ideał za czasów narzeczeństwa, później tłumaczymy jego zachowanie czynnikami i zdarzeniami zewnętrznymi, odpychamy od siebie myśl, że ktoś z kim się związałyśmy jest kimś zupełnie innym niż dawniej, a jeszcze jak mamy z nim dzieci to chcemy zrobić wszystko żeby ratować to, co się da, wtedy wpadamy w ślepy krąg, bo zazwyczaj już wtedy nie ma, co ratować, ale my kochamy i to nas gubi.
Ja odeszłam, znalazłam w sobie dość siły aby to zrobić. Kiedy pierwszy raz mnie uderzył, popchnął mnie, upadlam na podłogę, wstałam i powiedziałam wtedy zrobiłeś to pierwszy i ostatni raz i nigdy więcej tego nie zrobisz. Zaskoczony był ze mogłam to powiedzieć, ale od tego momentu płynęło wiele miesięcy zanim się wyprowadziłam od niego.
Wiele trudnych i dramatycznych miesięcy.
I szczęście całe, że nie mieliśmy dzieci, bo nie wiem czy wtedy dała bym radę odejść….

Że, co, że ja siebie nie szanowałam?
No tak, bo to jak bulka z masłem: weź kilka tych swoich rzeczy i idź gdzie oczy poniosą, nie ważne, co będzie jak sobie poradzisz, gdzie będziesz spać i co jeść. Po prostu weź swoje rzeczy i odejdź od niego, wtedy okażesz jak wielki masz szacunek do siebie.
A jemu ułatwisz życie…
To nie jest takie proste.
Kiedy wniosłam sprawę o rozwód, wszyscy znajomi byli tak bardzo zaskoczeni, że nie mogli w to uwierzyć, bo takie toksyczne związki na zewnątrz wyglądają na wprost idealne. Bo zastraszona, zagubiona kobieta boi się komukolwiek powiedzieć, boi się, bo od lat on jej wciska ze to jej wina, że to ona się nie nadaje do niczego, że to z jej powodu się to wszystko dzieje a ona po tylu miesiącach czy latach naprawdę zaczyna w to wierzyć

I to ja musiałam odejść a oprawca został z wszystkim.
To ja wyszłam z domu z jedna walizką, w której było tylko kilkanaście moich ubrań i kredytem do spłacenia…. Bo nie było innej możliwości, żeby się z tego wyrwać.
Ktoś kto przez to nie przeszedł nie wie jak wiele tej siły potrzeba i jak często przychodzi zwątpienie.

Nie dużo trzeba było do kłótni. Wystarczyły dwa piwa, aby stawał się agresywny.
Wszystko mu wtedy nie pasowało, za gorąca herbata, za zimne piwo, lepiej było mu schodzić z drogi. Wpadł do łazienki kiedy się kapałam, wpadł w jakiś  szał, zaczął zrzucać z półki wszystkie moje kosmetyki, wyzywać mnie od najgorszych krzyczał, że wydaje tylko pieniądze na jakieś bzdury ( notabene pieniądze które sama zarabiałam) na jakieś pieprzone malowidła, i pieprzone książki, zbierałam je z podłogi dusząc się łzami, po czym uciekłam  do sypialni i zamknęłam drzwi,  a on zaczął w nie walić, krzyczał, że mam je natychmiast otworzyć, że jestem chorą psychicznie wariatką, a on mnie zaraz zabije jak go natychmiast nie wpuszczę. Nie pierwszy raz próbował mnie dusić poduszką, nie pierwszy raz pchnął o ścianę, obawiałam się że i tym razem tak będzie, ze nie żartuje i że kiedy uda mu się wejść do środka zrobi mi krzywdę. Wezwałam policję.
Kiedy zastukali do drzwi zasyczał do mnie: zabiję cię za to dziwko!
Przy policjantach był opanowany i grzeczny, za to ja byłam roztrzęsiona i zapłakana. Powiedział, że żoneczka się zdenerwowała bo wypił sobie o piwo za dużo i pośliznął się w łazience tłukąc co nieco, że nic się nie stało, żona trochę przesadza, bo nigdy go w takim stanie nie widziała, bo on nie pije nigdy, ale dziś? dziś koledze z pracy dziecko się urodziło to jak on miał za zdrowie małego nie wypić?! No jak? wie pan żona się zdenerwowała, bo też się staramy o dziecko ale na razie nie wychodzi, przepraszam za zamieszanie, jak pan widzi nic złego się nie dzieje, żonka cała i zdrowa, trochę tylko zdenerwowana, biedaczka, sfrustrowana tym brakiem dzieci.
-Dobrze to teraz pani powie co się dzieje.- zapytał i mnie policjant, ale mąż stał obok i słyszał przecież każde moje słowo.
-Proszę się uspokoić, nic pani nie grozi, wszystko jest w porządku, opowie Pani na spokojnie co się stało?
-Mąż zaczął się mocno awanturować, zawsze kiedy wypije jest agresywny, wyrzucił z łazienki wszystkie moje kosmetyki, wyzywał mnie od najgorszych, groził ze mnie zabije.-szlochałam przerażona
-Proszę  się uspokoić, czy coś pani zrobił? Czy uderzył panią?
-Nie, uciekłam i zamknęłam się w sypialni, groził że mnie zabije jak go nie wpuszczę.
-Panie władzo – tu wtrącił się mąż-chciałem ją przeprosić, a ona nie chciała mnie wpuścić, to może i tak powiedziałem ale przecież to nie na poważnie, przecież wiadomo, że to moja ukochana żonka jest, to jak ja bym jej krzywdę mógł  zrobić.
-Pan się nie wtrąca, teraz pani mówi, i co wpuściła pani?
-Nie, zadzwoniłam po interwencje bo jestem pewna, że on nie żartował, nie pierwszy raz mnie dusił poduszką a takiego zdenerwowanego, jak dzisiaj to go jeszcze nie widziałam.
-Panie władzo, bo ja się tym dzieckiem kolegi tak przejąłem, a my tyle czasu próbujemy i  nic, a ja też bym chciał mieć syna, to dlatego sobie dzisiaj trochę wypiłem. Żona przesadza, przecież jak ja mógłbym jej coś zrobić? Ja ją kocham przecież-tłumaczyl ze spokojem policjantowi- Kochanie co ty mówisz w ogole panu- zwrócił się do mnie- uspokój się, kochanie, chodź do lóżka.
-Nigdzie z tobą nie pójdę, zostaw mnie, nie dotykaj!-rozpłakałam się znowu na wspomnienie tego co się działo jeszcze kilkanaście minut temu..
-Widzi pan władza, zdenerwowana jest, tu się naprawdę nic niepokojącego nie dzieje, nikt nikogo nie zabija, nie bije, wypiłem sobie za dużo, przyznaje, to ja dzisiaj będę spał na kanapie i już panom nie będziemy głowy bzdurami zawracać.
-Z panią teraz rozmawiam, proszę pana. Proszę się odsunąć, a najlepiej zostawić nas samych. Piszemy raport?-zwrócił się do mnie
-Tak piszemy.
-Czy maz panią pobil?
-Nie… - odpowiedziałam niepewnie
- Nie uderzyl pani?
-Nie jeszcze nie, dzisiaj nie.
-A wcześniej?
-Tak kilka razy.
-Czy zgłaszała to pani na policję?
-Nie, nie zgłaszałam.
-Dlaczego?
-Nie wiem, bałam się.
-Gdzie panią uderzył, co pani zrobił?
-Popchnął mnie na ścianę, miałam zasiniony cały bok. Innym razem rzucił mną o podłogę kiedy..
-Kiedy co?
-Kiedy nie chciałam.. iść z nim do łóżka, bo był pijany i nachalny. A kiedy się pokłócimy potrafi dusić mnie poduszką.
-Dusić poduszką? I pani nigdzie z tym nie była?
-Nie, bałam się, powiedział, że jak powiem komukolwiek to mnie zabije.
-Kochanie co ty opowiadasz? Pan jej nie wierzy, biedaczka chyba w jakąś depresje wpadła. Co ty mówisz żoneczko, ja ciebie nigdy bym nie skrzywdził, a ze przy seksie, no wie pan mamy trochę takie upodobania, klapsy, ciągniecie za włosy, trochę wstyd o tym mówić….
- Przestań kłamać! Właśnie tak było, dusiłeś mnie poduszką i ja wcale tego nie chciałam, ty nie żartowałeś, ty chciałeś mnie zabić!- rozpłakałam się od nowa
-Pan się nie wtrąca, teraz z żoną rozmawiam, proszę się uspokoić, nic pani nie grozi.
Czyli dzisiaj nic pani mąż nie zrobił? Ani nie biła ni nie dusił?
-Nie dziś nie. Tak jak mówiłam, uciekłam i zamknęłam się w sypialni.
-A czemu nas pani wezwała? Bo czuła się pani zagrożona czy tak? Co zatem mąż zrobił?
-Wypił, awanturował się, stłukł wszystkie kosmetyki w łazience,  wyzywał mnie, groził, że mnie zabije
-Ale nie uderzył, nie zrobił pani fizycznej krzywdy?
-No nie….
Trwało to jeszcze jakieś kilkadziesiąt minut, pytania, spisywanie, mąż potulny jak baranek, ja rozdygotana, zapłakana… pewnie rzeczywiście sprawiałam wrażenie znerwicowanej wariatki jak mąż mnie przedstawił. Docierało do mnie coraz bardziej,  że policja mi nie pomoże, ze mąż miał racje, nikt mi nie uwierzy, nikt mnie nie zrozumie.
Wyszli. Odjechali.
I wtedy dopiero zaczęło się piekło.
Najpierw popchnął mnie, upadlam na podłogę tak, jak stałam nie spodziewając się ataku.
-Ty dziwko –krzyczał- zabije cię! Ty szmato na mnie wezwałaś policje? Na mnie?! To ja ci pokaże gdzie jest twoje miejsce suko! -Złapał mnie za nadgarstki, chwycił mocno i zawlókł, dosłownie zawlókł do pokoju, złapał za włosy i uderzył kilka razy głową o podłogę. -Ja ci pokaże dziwko, kim ty tutaj jesteś, ja ci pokaze gdzie jest twoje miejsce! policji ci się zachciało, znalazła się wyzwolona suka!
Zaczęłam krzyczeć ale zdjął koszule i wpakował mi w usta ile się dało, z resztą niepotrzebnie bo i tak w tym wielkim domu pewnie nikt by nie usłyszał mojego krzyku, zdjął spodnie i „wziął co mu się należy” jak krzyczał.
-Tylko do tego się nadajesz dziwko żeby cię pieprzyć, ale nawet w tym jesteś do niczego! – krzyczał, kiedy skończył zapiął spodnie, napluł mi na twarz i powiedział: Leż tu suko, tu jest twoje miejsce i zapamiętaj że następnym razem cię zabije. -Po czym wyszedł zatrzaskując drzwi za sobą…
Zostałam sama, leżąca, sponiewierana, zapłakana na dywanie, chyba przy upadku musiałam sobie rozciąć wargę bo w ustach czułam krew.
Pozbierałam się, wykąpałam próbując zmyć z siebie cały ten „brud” i nasłuchiwałam do rana
czy nie wraca.
Nie wrócił, rano wyszłam do pracy.

Czy ktoś się dziwi dlaczego policji nie wezwałam po raz drugi?
Przecież odebrali mnie jako znerwicowaną wariatkę, histeryczkę, przecież nic nie zrobili, zostawili mnie z nim.  
Przecież nic się nie stało, przecież mnie nie zabił to co im powiem, że się ze mną kochał mało delikatnie? Kto uwierzy, że to był gwałt?
Przecież nie mam śladów na twarzy, nie mam podbitego oka, nie mam żadnych zadrapań, nadgarstki mnie bola? Ale przecież nic na nich nie widać…
Że guza sobie nabiłam? Przecież powie, że się przewróciłam, sama nikt mnie nie popchnął, zdenerwowana byłam, on chciał mnie przeprosić a ja go odepchnęłam i wtedy się potknęłam i upadłam. Ba, może nawet zrobiłam to celowo?
Kto mi uwierzy? Tej roztrzęsionej histeryczce, która ma depresje bo nie może zajść w ciąże?
Że mąż by mnie skrzywdził? Nie to nie możliwe…
Czy ktoś się ciągle dziwi skąd się bierze to zamykanie się w sobie?
Czy któraś z Was po takich przeżyciach pobiegnie do przyjaciółek opowiadać co jej się przytrafiło? Czy opowie chociażby matce?
Nie, płaczemy w czterech ścianach… same.
Boimy się, że nas nikt nie zrozumie i nie zrozumie ktoś kto sam w jakiś sposób tej przemocy nie doznał. Nie zrozumie czego się boimy i dlaczego nie walczymy o siebie. Dlaczego nie mamy siły by odejść, by walczyć o siebie.
Boimy się wszystkiego, najbardziej braku zrozumienia przez otoczenie, właśnie tego, że ktoś przed kim się otworzymy powie: sama jesteś sobie winna, sama do tego doprowadziłaś… Znamy to. Znamy to z naszego związku, bo mąż powtarza nam to od lat, ze to nasza wina i same do tego doprowadziłyśmy aż w końcu w to wierzymy.
 Boimy się ze nie damy rady, bo nie mamy na kogo liczyć, bo nikt nam nie uwierzy, bo część ludzi powie, że same sobie taki los zgotowałyśmy, bo nikt nam nie pomoże a bez pomocy nie damy rady i zdajemy sobie w tego sprawę, tylko w tą pomoc nie wierzymy. Boimy się odejść bo już zapomnieliśmy jak wygląda życie bez oprawcy, bo już takiego życia nie pamiętamy, bo jak mamy zostawić dorobek całego często życia i odejść zazwyczaj z niczym? Bo boimy się że jego gniew dosięgnie na wszędzie, boimy się ze prześladowca pójdzie za nami wszędzie tylko po to aby się zemścić. Bo często zaczynamy się buntować, bo jak to nasza ciężka praca i mamy to wszystko zostawić i zacząć znów od zera? Bo w końcu jak sobie poradzimy bez dachu nad głową? Czasem z dziećmi, wiec godzimy się, godzimy się i jednocześnie mamy nadzieje, że to się nagle odmieni, ze on stanie się człowiekiem, jakiego poznaliśmy lata temu.

Powiecie że są domy pomocy społecznej, domy samotnej matki?
Tak owszem, a czy któraś z Was próbowała kiedyś pójść po pomoc do takiego domu?
Ja byłam. Żeby coś  na ten temat powiedzieć to polecam się dowiedzieć jak to naprawdę wygląda i nie życzę nikomu, aby musiał tam trafić.
Że jest przecież niebieska karta?
Tak i policja miała obowiazek wtedy, kiedy wezwałam ich po raz pierwszy, założyć niebieską kartę, sama bez mojej zgody, bez mojego wyraźnego polecenia, być może gdyby ta procedura została wszczęta od pierwszego razu, on nie czuł by się bezkarny. Karta zakładana jest tylko na wyraźny wniosek pokrzywdzonego, podczas gdy prawo mówi zupełnie co innego bo nakazuje tworzenie tego dokumentu w momencie powzięcia informacji o możliwości zaistnienia przemocy domowej. 
Już nie mówiąc o tym jak ta procedura działa w praktyce. Wywiad środowiskowy? Czy myślicie ze jak ktoś w   z policji czy z opieki społecznej przyjedzie w ciągu tych siedmiu dni to mąż z ochotą przyzna, że jest sprawcą przemocy?
Polecam policji ponowne odwiedzenie domu, w którym przeprowadzana była interwencja najdalej godzinę od wyjazdu policji. Bo to wtedy najczęściej sprawca wyżywa się na ofierze karząc ją za wezwanie policji, która i tak nic jej nie pomogła.
Spotkanie  z psychologiem? Jeśli się trafi na dobrego, to może tak, ja nie trafiłam, bo po za mówieniem:, proszę się uspokoić, wszystko będzie dobrze- nie usłyszałam właściwie nic więcej, nie wiem, nie znam się na psychologii może właśnie to jest właściwa i skuteczna metoda, , ale dla kogoś kto przestaje widzieć sens życia, kto każdego niemal dnia jest upokarzany i krzywdzony takie słowa działają jak płachta na byka.

Zdaje sobie sprawę, że niewielu z Was dobrnie do końca, zdaje sobie sprawę z tego, ze spora cześć przestanie mnie czytać. Zazwyczaj unikałam tematów trudnych, a blog był raczej pamiętnikiem, ale ni mogłam przejść obojętnie kiedy ktoś pisze, ze kobiety same sa sobie winne, że mężowie je biją i poniewierają.
Konstytucja gwarantuje nam prawo do nietykalności fizycznej i naprawdę nie ma znaczenia czy kobieta jest słabsza, brzydsza, czy przestała o siebie dbać, czy jest przemęczona, czy schudła, czy przytyła, czy pomalowała paznokcie czy nie i nawet jak by rzeczywiście była chora psychicznie ( a nawet w szczególności wtedy!)  to nikt nie ma prawa jej bić, poniżać, ubliżać, popychać ani zmuszać do seksu ani w żaden inny sposób znęcać się nad nią!
Bijąc współmałżonek łamie prawo i staje się przestępcą, czy się to komuś podoba czy nie, a ofierze należy się pomoc. Bezwzględna i bezwarunkowa!  I próba zrzucenia winy na ofiarę jest dla mnie jakimś kompletnym nieporozumieniem i koszmarnym krzywdzeniem osoby i tak pokrzywdzonej.

51 komentarzy:

  1. Chyba nikt kto nie doświadczył nie pojmie ile trzeba mieć odwagi żeby się wyrwać. Dobrze, że o tym piszesz. Być może niejednej osobie Twoje słowa bardzo pomogą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana same słowa niewiele pomogą niestety:( Ktos kto potrafi sam sie z tego wyrwac to znaczy ze jeszcze tak naprawde w tym nie ugrzazł. Nawet jak jest ktoś kto oferuje pomc to strach jest tak paraliżujacy że trudno podjać te dezycje

      Usuń
    2. Racja, nie to miałam na myśli. Nie byłoby ofiar przemocy, gdyby same słowa tak działały. Sama też widzę codziennie, że wyrwanie się z domu nie załatwia sprawy i naszła mnie po przeczytaniu taka myśl, że ten blog trochę udowadnia, że jest coś potem, że można inaczej żyć.

      Usuń
    3. Wiem co miałaś na mysli, ze trzeba mówić o tym głośno, i o tym ze takie przypadki są nader często ale też o tym ze można z tego wyjść- zawsze to jedna iskierka nadziei wiecej:D

      Usuń
  2. Ach Stokrotko... To co napisałaś jest bardzo przykre i dobrze, że udało Ci się jakoś wyrwać. No i... zgadzam się z Tobą. Bo ja to wszystko znam (ale nie doświadczyłam jako żona czy czyjaś dziewczyna, partnerka tylko z innej - ale bardzo bliskiej - perspektywy). W zasadzie nie mam nic więcej do dodania...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amishko to niestety dotyka bardzo wielu osób z naszego otoczenia, często nie zdajemy sobie z tego sprawy, jesli znasz to z bliskiego otoczenia to wiesz też jak trudno namówić te osobę aby pozwolila sobie pomoc, a czasem się to nie udaje... Strach przed katem jest zbyt silny.

      Usuń
  3. Podziwiam Cię, że znalazłaś silę i udało Ci się z tego wyrwać. Znam wiele kobiet ( w tym swoją mamę ) które tkwią w tym bagnie i nikt nie potraf/nie chce im pomóc.
    Dobrze, że Ci się udało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. D bo tak działa nasza psychika, zaklety krąg... Jestem pewna ze ona nawet gotowa go bronić... Współuzależnienie. Ciezko z tym walczyc, cieżko to przelamać. Najtrudniej jest skłonić ofiare zeby przyjęła pomoc. Ona ciągle ślepo wierzy, ze on sie zmieni a ona ma obowiazek na dobre i na złe....

      Usuń
  4. Podziwiam Cię za to, że potrafiłaś to napisać, że wyrwałaś się z takiego piekła, że dałaś radę. W zasadzie żadem komentarz nie będzie odpowiedni, popłakałam się czytając Twoją historię.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet po tylu latach nie jest łatwo sie przyznać, napisać.
      To jest piekło, masz całkowitą rację.
      Ale można sie z niego wyrwać, tylko potrzebny jest ktoś, kto pomoze.
      Wiele jest takich historii, zbyt wiele....

      Usuń
  5. Współczuję, że musiałaś prze to wszystko przejść i podziwiam, że znalazłaś w sobie tyle siły i odwagi, żeby odejść..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To długa droga, ale naprawde sie da.
      Najtrudniej jest podjąć decyzję- i wszycy z zewnątrz sie temu dziwią jak mozesz sie w ogole zastanwaiać czy odejsć... a jednak to jest w tym wszytskim najtrudniejsze.

      Usuń
  6. Witam Stokrotko,
    Podczytuję Ciebie od dawna, ale nigdy nie zostawiałam komentarza. Twoja historia mną wstrząsnęła, ponieważ znając Ciebie tylko z Twojego bloga, nigdy nie pomyślałabym, że masz taką przeszłość za sobą. Bardzo się cieszę, że znalazłaś w sobie tyle siły, aby to przerwać i być teraz w tym miejscu, w którym jesteś.
    Ja nigdy nie doświadczyłam przemocy, więc nie jestem w stanie nawet wyobrazić sobie tego co przeżywają osoby nią dotknięte, ale nikt nie ma prawa nikogo bić, gwałcić, poniżać i nie ma dla mnie na to żadnego wytłumaczenia, a tym bardziej obarczania winą ofiary! Komentarze, że ofiara jest sobie sama winna, bo prowokowała, kusiła zbyt skąpym stroję, zaniedbała się (?!) itp., itd. (często niestety również z ust kobiet!) są absurdem. Jeśli ktoś nie rozumiem odmowy i mimo to gwałci, czy nie potrafi opanować swojej agresji i bije, to jest jego i tylko jego wina!
    I jeszcze jedno, nie wiem dlaczego myślisz, że ktoś przez ten post miałby przestać Ciebie czytać, ale jeśli znajdą się takie osoby, to na pewno nie są warte czytania Ciebie!
    Pozdrawiam
    Brzezia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, do tej pory to raczej było miejsce lekkie i przyjemne, nie mialam zamiaru nigdy o tym pisać, chciałam, zeby to był taki "pamiętnik".
      Wiesz ludzie nie chcą mieć do czynienia z ofiarami bo najczesciej nie wiedza jak sie zachować, co powiedziec.
      Ja ciągle jestem ta sama Stokroctka, która dwa lata temu zaczeła pisać bloga, nic isę nie zmieniłam i tak bym chciała byc traktowana, ale wiem, że dla wielu osób to moze byc zbyt trudne. A te osoby potrzebują akceptacji otoczenia, potrzebują byc traktowane normalnie, zwyczajnie.

      Długa droga i trudna walka przed tymi, które chcą odejść, ale mozliwa do wygrania!

      Usuń
  7. Ja dobrnelam do konca i poplakalam sie czytajac... Stokrotko, z Twojego bloga bije na codzien taka radosc zycia, nie moge po prostu uwierzyc, ze masz za soba takie przejscia!
    Nie bylam ofiara przmocy, ale przez moment sprobowalam wczuc sie w role ofiary I wiem, ze masz racje. Nie powiedzialabym o tym przyjaciolkom, bo zwyczajnie bym sie wstydzila. Nie powiedzialabym ojcu, bo odpowiedzialby cos w stylu "widzialy galy co braly". Nawet matce tez bym nie powiedziala, bo wiem co bym uslyszala: "musisz natychmiast odejsc, zostawic wszystko, rozwiesc sie". I mialaby racje, ale znajac ja, nie zaofiarowalaby zadnej pomocy. Wrecz przeciwnie, oczekiwalaby, ze sama znajde sobie nowe lokum, zloze pozew rozwodowy, a za pare miesiecy powiem jej ze juz jest swietnie, jestem szczesliwa i od nowa ukladam sobie zycie... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I taką bym chciała zebyscie dalej mnei widziały- radosną, pogodną!

      Wałsnie poruszyłąś też wazny temat, co powiedza rodzice, przyjaciele - nie w sensie "co ludzie powiedza" tylko w sensie czy pomogą czy wręcz przeciwnie?
      Czy powedza musisz koniecznie odejsć, pomoge Ci, pomogę ci z prawnego punktu- dowiem sie co mozesz a co nie, gdzie mozesz sie udac, co zrobić? znajde prawnika, pomoge finansowo- bo to też często jest duży problem
      czy powiedza: widziałas kogo bierzesz! ale to twoj maz na dobre i na zle i jak jest złe to ty natychmiast uciekasz? To twoja wina bo widocznie jestes zla żoną!
      Niestety nasze otoczenie ma wielki wpływ na nasze decyzje i zachowania, z prostej przyczyny- bez wsparcia otoczenia sobie z tym nie poradzimy!

      Usuń
  8. czytam to ze ściśniętym sercem.
    mój były mąż nie podniósł na mnie nigdy ręki, wystarczyły wyzwiska po pijaku i tak było trudno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, ze też długo zwlekalaś z odejściem? i do końca nie byłaś pewna czy dobrze robisz?
      I że to jedna z trudniejszych decyzji w życiu...
      Dobrze ze i Tobie sie udało, i to na rtyle wcześnie, ze nie zdąrzył Cie uderzyc.
      Niewielu sie udaje odejsć na tyle wczesnie.

      Usuń
  9. Dlatego zawsze śmieszą mnie złote rady "mądrych", dla których jedynym lekarstwem na wszystko jest niezważanie na nic, spakowanie się i odejście. Tylko czasem nie ma dokąd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zuzano bo to jest najczesciej jedyne i najlepsze wyjscie tylko właśnie dokąd?! Zwłaszcza z dziećmi...
      NA to juz "ci mądrzy" nie odpowiadają...

      Usuń
  10. kochana, ja czułam, ze tam coś musiało być, ale że aż tak... matko jedyna... nie wiem do jakiego tekstu jakiej Lucy się odnosisz, ale ja uważam tak jak Ty, jak mozna powiedzieć, że ktoś jest sam sobie winien???!!! przemocy wobec kobiet, dzieci, ale też wobec mężczyzn i starszych osób, hgeneralnie przemocy w ogóle nie da się niczym usprawiedliwić, a temu Twojemu eks to niech ... zgnije. I tyle w temacie ode mnie. (ściskam Cię mocno!)
    PS. jaki mocny post... najmocniejszy ever...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a jednak mozna załączm linka
      http://dzieciispolka.blogspot.com/2013/07/przemoc-domowa-z-mojej-perspektywy.html?showComment=1374832048288#c527030091112476151

      Usuń
    2. Olu niestety ale powiedzenie komuś kto jest ofiarą domowej przemocy ze jest sam sobie winien odbiera mu resztkę sił do walki o siebie.
      Bo sprawca mu to wmawia ale jesli ktos "z zewnątrz" to potwierdzi to widocznie tak jest...

      Z mezczyznami sprawa jest jeszcze gorsza, bo jak taki ma powiedziec że żona go bije?! i to jest problem.

      Usuń
  11. dobrnęłam do końca i jestem w szoku że przeszłaś przez takie piekło !!!! Wiem o czym piszesz ja sama na sobie nie doświadczyłam takiego traktowania ale osoby mi bliskie tak i wiem jak trudno się uwolnić jak, trudno podjąć decyzję..... Podziwiam Cię i ciesze się że teraz masz swoje życie wolne od takich scen:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie wiem jak zacząć, nie jest łatwo uwolnić się z takiego związku z wielu powodów, i kazdy przypadek jest inny, raz kobieta się boi, bo ma dzieci nie pracuje nie ma gdzie iść, a powiedzenie idź do domu samotnej matki !!!!!!! pewnie a co tam a hoj przygodo, bierzesz i idziesz w czym problem....??? no ludzie a ile z tych kobiet mieszkało w takich miejscach ?????????????????????????? Ludzie Wierzą, kochają, ufają, boją się , najlepiej to wlasnie przez tydzien byc takim wolantariuszem w takiej fundacji...posłuchac tych kobiet, spojrzec na nich ze strony psychologa nie urzędnika. Zeby sobie z tak powanym problem poradzic potzebna jest opieka psychologa zarówno dla tej osoby która uzywa przemocy jak i dla tej osoby która jest ofiarą, inaczej wyjsc z takiej sytacji jest bardzo trudno.

    OdpowiedzUsuń
  13. ODESZŁAM PO 12 LATACH. Dla sądu najażniejsze było nie to ze byłam bita, bita za niedogrzaną karkówke , za kurz wysoko na szafie,za zły dzień w pracy,nie to że ze mną nie sypiał a raczej sypiał raz na pół roku nazywając aseksualnym babochłopem lecz fakt ze odeszłam do innego.... prawda jest taka,że to właśnie miłość dala mi siły by się wyzwolić...sąd orzekł winę rozpadu małżeństwa po mojej stronie... odchodząc z domu zostałam pozbawiona wszystkiego... nie oddał mi moich ubrań,biżuterii,prfum ,kosmetyków a nawet majtek, mówiąc że ma nadzieje ze mój gówniarzowaty kochaś zostawi mnie jak sięprzekona że to jednak szata zdobi człowieka... tylko ktoś kto nie przeżył piekła związanego z takim rozwodem może mówić o tym ze "przecież policja,sąd, podziały.." Z "gówniarzowatym" Kamilem jestem cztery lata,osiem miesięcy temu urodził się nasz synek Leonard.Staram sie nie roztrząsac i nie wracam myslami do tamtego okresu... niestety kiedy jestem bardzo zdenerwowana to zdarza mi sie powiedzieć do Kamila "Marek". Pozdrawiam Cie bardzo ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety takie jest nasze prawo- nie chroni ofiary tylko przestępcę. Ja rozwiodlam się bez orzekania o winie. Bolało ze nie sprawiedliwie, ale chyba to był jednak mniejszy bol niż szarpanie się o to wszystko. 30 minut.... Tyle sad potrzebował aby rozwiązać nasze małżeństwo...
      Też Cię pozdrawiam.
      PS. To zostaje w nas na zawsze, ale ważne ze udało nam się z tego zaklętego kręgu wyjść.

      Usuń
  14. Kochana... przeczytałam, popłakałam się i wstrząsnęło to mną do głębi...
    Nie znałam nigdy nikogo (a przynajmniej nigdy nikogo tak blisko, żebym o czymś takim wiedziała), kto przeżyłby coś takiego. Podziwiam Cię, z całego serca podziwiam Cię, że miałaś w sobie tyle siły, żeby się z tego wydostać i uwolnić od niego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julitko jesli ktoś w Twoim otoczeniu jest w takiej sytuacji to nie jest tak prosto zauważyć to, bo sama na pewno Ci o tym nie powie.
      Wiesz bo jest takie mylne pojecie, ze jak kobieta jest przez męża bita to chodzi z podrapana twarzą, posiniaczonymi oczami-a tak nie jest, zazwyczaj jest "umiejętnie" bita, tak, ze nie widać, ma co najwyżej zawinione przedramiona czy plecy, co przecież łatwo ukryje. Zazwyczaj jest nawet bardziej "zadbana" niż pozostałe, ze zbyt mocno nałożonym makijazem-bo przecież te podkrążone oczy też trzeba ukryć. Zazwyczaj nikt nie pomysli ze żyje w ciągłym dramacie razem ze swoim katem, czasem tylko ludzie myślą, ze dziwna jest jakas bo nie plotkuje z nami, bo odcina się od reszty, bo nigdy nie pójdzie z nami po pracy na piwo bo zawsze znajdzie wymówkę tysiącem rożnych powodów. Nikt tylko nie wie jak bardzo chciałaby na to piwo iść... I nikt nie wie, ze gdyby poszła slono by za to zapłaciła.

      Usuń
  15. Oby ten post przeczytało jak najwięcej osób, szczególnie z problemem przemocy domowej. Może spowoduje, że coś się w nich przełamie i wyzwolą się z tej udręki.
    Dla mnie nie do pomyślenia jest takie zachowanie osoby, którą kiedyś się poślubiło (albo i nie, bo tak też się zdarza), ale wiem, że takich sytuacji jest dużo. Wielki szacun za to, że poruszasz tak trudny temat i nie boisz się/nie wstydzisz/nie masz oporów, żeby opisać swój przykład.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy sie nie boję, nie wstydzę i nie mam oporów... nawet nie wiesz jakie! Mimo że to było lata temu, milion razy chyba zastanawaialam sie juz po napisaniu czy to opublikować.
      Zdaję sobie sprawę że nie bedzie już tak jak przed tym postem, ale trudno, taka jestem, jeśłi ktoś nie zaakceptuje tego to nie wpadne z tego powodu w dół.
      Nie jest prosto o tym mówić, ale trzeba.

      Usuń
  16. Czytałam na raty, bo po pierwsze oczy mokre, a po drugie cała aż się trzęsłam... dwa dni potrzebowałam aby coś tu napisać, a i tak nie wiem co :(
    Jednak jedno wiem - bardzo Ciebie podziwiam za odwagę! Jesteś silną kobietą :)
    Ściskam najmocniej jak potrafię :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno co nas nie zabije to nas wzmnocni...
      Niestety często to zabija....

      Usuń
  17. Jezuniu, nie wiem co napisać....
    Widziałam posta Lucy i widziałam Twój komentarz pod nim. Czułam pod skórką, że doskonale wiesz co piszesz... niestety.
    Ściskam Cię mocno i podziwiam bardzo, że dałaś radę :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mysko tu nie ma co podziwiać, mialam szczescie ale ile kobiet tego szczescia nie ma?
      Niestty jak sie dobrze rozejrzymy to w swoim otoczeniu też możemy takie osoby znaleźć i to jest smutne:(

      Usuń
  18. Przeczytałam tego posta w pracy i nie jestem w stanie nic na razie napisać bo jestem w szoku. Jedno zdanie mi się na razie nasuwa: przemoc psychiczna jest dużo gorsza od przemocy fizycznej, bo siniaki się w końcu goją a rany w sercu, psychice i duszy zostają na długie lata. Dobrze, że znalazłaś tyle sił by się z tego wygrzebać.
    Ściskam

    OdpowiedzUsuń
  19. Zatrzęsłaś moimi fundamentami ...
    Przeszłaś przez prawdziwe piekło. Nie wyobrażam sobie ile trzeba mieć w sobie siły by przerwać taki los, uwierzyć, że jednak jest się coś wartym i zacząć walczyć o siebie ...
    Nie znamy się, dopiero co tu trafiłam (od Lucy), a już mogę Ci coś "powiedzieć": Jestem Z Ciebie Dumna.
    Ściskam Cię mocno :*

    OdpowiedzUsuń
  20. Napisałam długi komentarz, ale się skasował. Uznaję to za znak, aby nie wynaturzać się ze swoimi mądrościami... Cieszę się Kochana, że z tego wyszłaś cało! Nie spodziewałabym się, że Ty możesz być przykładem osoby z taką przeszłością chociażby dlatego, że poznałam Twoich rodziców, a kobiety uwikłane w patologiczne związki wydawały mi się pochodzić z domów z brakami. Nie odbieraj osobiście słów Lucy. Bo to co piszesz Ty i Ona łaczy się ze sobą. Luby opisując schemat ma wiele racji, Ty masz traumę, ale i jesteś mądrzejsza o te doświadczenia. Sądzę, że takie osoby jak Ty powinny pomagać kobietom uwolnić się od takiego bagna.
    Ściskam i zapraszam na herbatkę do nowego Domowa :-) :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps. Każdemu chu...owi, który tyka kobietę, czy kogokoliwiek słabszego poucianałabym łapy!

      Usuń
  21. Witam Cię, trafiłam tu od Lucy i przeczytałam Twojego posta ze łazami w oczach, ale po troszę do wspomnień z mojego domu. Co prawda mi i rodzeństwu nie oberwało się przez te lata za dużo (choć sam widok tego co się działo nie był bez znaczenia) ale moja mama...no właśnie nawet nie mogę/ nie chcę tego pisać, przecież się nie znamy...w każdym razie poniekąd rozumiem myślenie Lucy żeby "działać" (choć oczywiście przemoc NIGDY i W ŻADEN sposób nie jest winą ofiary), bo sama jako dziecko byłam nawet zła na mamę (choć teraz się tego wstydzę) że nie zabierze nas gdzieś daleko. Teraz wiem, że moja dziecięca głowa nie pojmowała jak samotna musiała się z tym czuć. W każdym razie nieco chaotycznie próbuję powiedziec, że z zewnątrz wydaje się, że przecież można odejść i pewnie dlatego Lucy tak to pojmuje, a prawda jaka jest, to już Ty doskonale wiesz.
    ślę uściski za odwagę w napisaniu tego.

    OdpowiedzUsuń
  22. napisałam komentarz, ale skasowałam...lepiej będzie mi się "wyskładać" na mailu :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ps. jesteś cudowna & bardzo dzielna...ale mam nadzieję, że teraz już to wiesz!

      Usuń
  23. ...nie dałaś mi nigdy siebie Całej, po tylu latach masz mroczne tajemnice wobec mnie - dlaczego teraz dopiero mi TO powiedziałaś, zawsze mi Ciebie brakowało (nie tylko w łóżku), Twoje oczy były martwe dla mnie, Twoje dłonie były bardziej zainteresowane scierką w kuchni niż dotykiem, wstawałaś rano z łóżka jakby mnie nie było. Jesteś być może spełnioną Matką ale nigdy nie byłaś 100% Żoną, nie dostałaś wszystkiego, ale dostałaś tyle ile mogłem ci dać - Tobie było zawsze za mało. Oddałem Ci ujemną pustkę wszystkiego czego mi brakowało... tak czy siak proszę wybacz i nie wzmacniaj w sobie złych wrażeń jakie wyszły ode mnie....

    OdpowiedzUsuń
  24. jest tyle zwiazków, których życie jedzie na kwadratowych kołach, a ty wszystko chcesz klasyfikować wg swojego przypadku? wg Ciebie to chyba nawet pierdnięcie w łóżku o poranku jest "małżeńskim przestępstwem"?!
    A sens małżeństwa nie nadaje tylko mąż, małżeństwo nie składa się tylko z męża, napisz swoje wszystkie myśli na hasło "żona" - ale proszę nie wg Twojego przypadku "miłości" i nie wg "wikipedii i książek". A skąd się wzięły kwadratowe koła?! może inne mechanizmy nie działały jak należy - koło wystarczy naprawić i dalej jechać... a nie wyrzucać do rowu, ale te" inne mechanizmy" nadal CHCESZ ŻEBY BYŁY WADLIWE = wygodne wytłumaczenie?

    OdpowiedzUsuń
  25. czy pomiędzy szczęściem i tragedią nie ma stanów pośrednich ?

    OdpowiedzUsuń
  26. Nie mogłam pozostać obojętna...
    Sama czuła potrzebę podzielenia się moim punktem widzenia u :
    http://dzieciispolka.blogspot.com/2013/07/przemoc-domowa-z-mojej-perspektywy.html?showComment=1374832048288#c527030091112476151

    Natomiast , zgadzam się, że tylko osoba która przeszła takie piekło jest w stanie zrozumieć drugą osobą. Często zaczyna się od przemocy psychicznej. Dzień w dzień..Na początku to są banalne "co Ty tam wiesz" "głupia jesteś" "nic nie potrafisz" później zaczyna się hardcord - już nie przebiera się w słowach..byle sponiewierać, upokorzyć...
    I czym tu się chwalić wśród bliskich, znajomych?
    Dlatego Ja uważam że nikt tak nie pomoże jak odpowiednia grupa wsparcia..Wsparcie od kobiet w podobnej sytuacji...szukać na forach, w swoim mieście.. Bo żadna dobra rada od bliskich nie pomogła mi tak jak moje własne samozaparcie, wyjście ze współuzależnienia dzięki pracy nad sobą, a było to możliwe tylko dzięki mitingom, gdzie moja głowa odpoczywała i się regenerowałam..Bo można pomóc kobiecie wyrwać się z piekła, ale przede wszystkim powinno się zmienić jej dotychczasowy sposób myślenia, dzięki któremu pokona lęk i zawalczy o siebie.

    OdpowiedzUsuń
  27. Kochana, dopiero dziś przeczytałam... co ty przeżyłas, Boże!

    OdpowiedzUsuń
  28. Przeczytałam i nie mogę uwierzyć przez jakie piekło przeszłaś. W pracy spotykałam się z różnymi sytuacjami. Nie brakowało również kobiet, które uciekały przed katem z domu. Policjanci, którzy byli u Ciebie na interwencji po pierwsze powinni założyć niebieską kartę a po drugie z tego co piszesz to on powinien zostać zatrzymany. Był pijany, awanturował się i groził Ci utratą życia. Dzwoniłaś na policję bo czułaś się zagrożona. Tego samego dnia powinnaś złożyć zawiadomienie i znęcaniu. O takiej możliwości powinnaś zostać poinformowana przez policjanta będącego na interwencji. Zwłaszcza, że powiedziałaś o wcześniejszym pobiciu i duszeniu.
    Moim zdaniem facet, który choć raz uderzył kobietę zrobi to ponownie. Szkoda mi kobiet, które najpierw zgłaszają taki fakt na policję a potem dwa dni później przychodzą i wszystko chcą odkręcać bo maż przeprosił, kupił kwiatki czy zabrał do restauracji. Te kobiety wracają po latach...
    Niebieska karta to taki monitoring rodziny, ale wiadomo że problemu nie rozwiąże i raczej nie pomaga na długo. Zwłaszcza w rodzinach gdzie pojawia się problem alkoholowy. Dla mnie jedynym i skutecznym rozwiązaniem przemocy w rodzinie jest zakończenie związku. Kobiety często trwają w tym piekle ze względu na dzieci a to jest najgorsza rzecz jaką można zrobić dziecku i sobie. Taka kobieta skazana jest na ciągłe cierpienie, poniżanie, bicie itd... A dziecko? A dziecko na to patrzy i rośnie na tym co widzi. Potem dorasta i ucieka z domu, nie potrafi kochać. Po latach zakłada rodzinę i historia się powtarza. Bardzo Ci współczuję tego co przeszłaś, gratuluję odwagi i siły. Jesteś silną kobietą! pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  29. Stokrotko dopiero dziś to przeczytałam..... straszne, nie sądziłam że masz takie przejścia za sobą...
    u mnie nie było aż tak źle...
    pierwszy mąż uderzył mnie kiedy trzymałam na reku miesięczna córeczke, nie przyznałam sie nikomu bo wstyd.... było różnie, zdradzał mnie, pił ale pracował....więć wg rodziny był ok....kiedy wyszła zdrada na zewnatrz obiecał że się zmieni, urodził się syn.... ale piekiełko pozostało .po kolejnek awanturze uderzył mnie znów a synek 5 letni pobiegł po młotek aby mi pomóc :(
    wtedy sie wyprowadził.... a moja mama stwierdziła że " widocznie miał powód że mnie uderzył"
    rozwód, walka o alimenty....wtedy pomógł mi J. mój przyszły mąż....
    pomagał , był dobry ....po 3 latach znajomości wzięlismy ślub bo bałam sie....
    no i nastąpiła zmiana... zaczął pić, nie pracował, wynosił z domu....jego rodzice próbowali pomagać ale nie dało rady, wystapiłam o alimenty, zrobiłam rozdzielnośc majatkową.... kolejnym etapem miał byc rozwód....
    uspokoił się, urodziło sie dziecko, chore....musiałam pracować do emerytury bo byłam już starsza.....no i z zaciśniętymi zębami jakoś zylismy....do momentu kiedy przeszłam na emeryturę i nareszcie miałam czas dla siebie.... J. do emerytury miał jeszcze 17 lat....
    i wtedy zaczęło się piekło, ja zaczęłam chodzić na basen, zapoisałam się na UTW III wieku, chodziłam na zajęcia....
    no i doszło do tego że postanowiłam jednaj rozwieść sie, straszy mnie , że mnie wyrzuci z domu, a mieszkaliśmy z dzieckiem.... po kolejnej awanturze o 2 w nocy uciekłam z domu..... i juz nie odpuściłam....
    teraz mam męża dobrego, szanującego mnie.... i wiem że gdybym wtedy nie uciekła chyba by mnie zabił....
    a policji bałam sie wzywać.... bo i wstyd i groźba jak u ciebie....
    mój Boże dlaczego tak sie dzieje ....?
    leptir

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och Leptir, ja też nie wiedzialam, ze u Ciebie tak było.
      najgorsze jest brak wsparcia w najblizszych i to ze ofira sie wstydzi a przecież to oprawca powinien sie wstydzić!

      Usuń
  30. Współczuję tych wszystkich przejść i rozumiem doskonale
    chociaż sama przez coś takiego nie przeszłam.
    Ale mało brakowało.
    Masz rację , to nie jest takie proste wyjść z domu
    i pójść sobie.
    Ze względów emocjonalnych, bo nikt nie uwierzy.
    Ze względów ekonomicznych, bo za coś trzeba żyć.
    Ze względów towarzyskich, rodzinnych itd. , itp....
    Mam nadzieję ,że teraz masz normalne życie.

    OdpowiedzUsuń