Kraków przejazdem

 Początek roku przyniósł nam wycieczkę na południe, wycieczkę służbową ale bardzo ciekawą i przyjemną. Trasy do wyboru były dwie: przez Katowice albo przez Kraków, a że Kraków kochamy prawie tak samo mocno jak Kielce, wiadomo co wybraliśmy;) Miasto królów było tylko krótką przerwą w podróży, bo do celu jeszcze prawie dwie godziny drogi, ale zawsze to miło pospacerować po krakowskich uliczkach choćby krótko.

Od naszej ostatniej wizyty upłynęło już chyba ze trzy lata, albo i więcej. Miasto zmieniło się ogromnie! Chyba na dobre, ale nie mnie to oceniać, bo to mieszkańcy i stali bywalcy wiedzą najlepiej.

Szczęśliwie rynek, Sukiennice a nawet Wawel dalej są na swoim miejscu. 

Zdjęć mało, bo nawet aparatu nie wzięłam, a  telefon mam marny.

I kolorowe szopki krakowskie:

Cóż więcej można dodać? W Krakowie zawsze czułam się dobrze, lubię to miasto tak po prostu. Jestem w trakcie czytania książki o królewnach jagiellońskich, które to żyją na Wawelu, wiec tym bardziej nakręcona na Kraków jestem. Świadomość, ze stąpam po tych samych brukach, które od kilkaset lat są świadkami historii wywołuje u mnie dreszcz emocji.

Z bardziej przyziemnych rzeczy: ceny. duże, turystyczne miasta zawsze są nieco droższe od innych, ale to co teraz dzieje się z cenami to jakaś paranoja! 

2 x frytki, 1 x piwo, 1 x grzane wino, 1 x burger i 2 x mały sok rachunek 120zł to jednak nie jest mało. I to była sieciówka, nie restauracja wysokich lotów. (paragonu brak, bo tylko rachunek kelnerski niefiskalny..)