wtorek, 13 września 2016

I po co przychodzi i zawraca głowę?

-Dzień dobry- jestem umówiona do pani doktor na 15.00.
-Dzień dobry, proszę sobie usiąść, pani doktor jeszcze nie ma.
-No dobrze, a może jak już tu jestem to chciałabym umówić córkę na bilans dwulatka.
-A do kogo pani chce do doktor F czy do doktor S?
-A to ja jeszcze nie wiem, bo do tej pory miałam przyjemność poznać tylko jedną panią doktor a tej drugiej na oczy nawet nie widziałam, ale dziś będzie ta druga pani doktor, pani S, tak?
-Tak.
-To ja może po wizycie się umówię, wtedy już będę miała jakiś pogląd do kogo bym chciała. (O pani F można poczytać TU.)
-Dobrze, to proszę sobie poczekać, zaraz pewnie pani doktor będzie.
15.05 nie ma.
15.10 nie ma.
Po chwili wchodzi starsza pani z zacietrzewioną miną, odburkuje coś pod nosem, być może dzień dobry, ale minę ma jak by mówiła: spieprzaj dziadu.
Albo babo.
Znika za drzwiami.
Po chwili w cichej poczekalni rozlega się echo jej słów.
-Parasolkę zgubiłam, no nie wiem jak to się mogło stać. Nie ma nigdzie.- głos pełen pretensji rozbija się po ścianach.
-Może pani doktor w samochodzie zostawiła.- próbuje podpowiedzieć drugi głos.
-Nie zostawiłam w żadnym samochodzie, nie ma i już. Była zawsze a dzisiaj nie ma.
-No to może w domu?-głos dalej próbuje
-Przecież jej nie wyjmowałam.
-A może pani doktor gdzieś była z tym parasolem? Może tam został?
-Nigdzie nie byłam.-coraz bardziej oburzony głos pierwszy
-Może w banku? Urzędzie? Bibliotece?-podpowiada usłużnie głos drugi.
-W banku byłam, ale parasolki nie brałam.
-Może jednak pani wzięła ze sobą, i gdzieś tam została?
-No mówię przecież, że nie brałam, zawsze była w samochodzie a dzisiaj  nie ma.
Dodam tylko, że na zewnątrz co najmniej od tygodnia temperatura około trzydziestu stopni i nawet kropli deszczu nie było, tego dnia temperatura miejscami osiągała nawet 33 stopnie...
-No jak mogła zginąć? Cały dom obszukałam, cały samochód, no nie ma i już.
-Tutaj też pani nie zostawiła, nie ma nigdzie.-zrezygnowany głos drugi już chyba nie ma pomysłów na odpowiedzi.
-Ale ja tak mogła zginąć?
Już miałam wejść i zapytać czy dzwonić na policje, aby zgłosić zaginięcie, kiedy nagle zza drzwi usłyszałam: wejść! 
Nie byłam pewna czy to do mnie, ale z drugiej strony nikogo po za panią w rejestracji, panią doktor S i mną nie było. Nawet wydawało mi się, że te kolorowe miśki wyrysowane na ścianach jakby gdzieś się pochowały. Wchodzę.
Witam się kolejny raz i wyłuszczam sprawę, z jaką przyszłam. Ale co mi pani tu będzie opowiadać wyniki poproszę, dokumentację.
-Przepraszam bardzo, ale nie mam, ostatnio pani doktor wpisywała wszystko do karty, nie wiedziałam że znów mam to wszystko przynieść.
-No bez papierów przyszła, no i co ja mam zrobić?- narzeka przerzucając zawartość koperty z nazwiskiem. 
-Ja przepraszam, ale chodzi o drugą córkę.
-Co?
-O drugą córkę chodzi, pani ma kartę nie tego dziecka co trzeba.
-Jak nie tego? Nazwisko?
- Ixowa...
-No to się zgadza.
-No nie zgadza. Córki są dwie, dziś przyszłam w sprawie Młodszej, a pani ma kartę Starszej.
-Ja wiem co mam, obie są w jednej kopercie, przecież nikt nie będzie w oddzielnych kopertach tego trzymał.
Po chwili:
-Tu nic nie ma w tej karcie! Ja tu nic nie mam wpisane! Pusto, o proszę- zademonstrowała puste strony w z wszycie (do karty dołączany jest w tej przychodni taki zeszyt, w którym lekarz spisuje wszelkie wizyty, zalecenia, komentarze i rysuje biegające ludziki, kiedy mu się nudzi itp.)
-Jak nic nie ma, jestem pewna, że pani doktor pisała na poprzedniej wizycie.
-Ja tam nie wiem pisała czy nie, tu nic nie mam napisane. O pusto! widzi pani, nic nie ma- odpowiedziała z triumfem po raz kolejny machając mi przed nosem zeszytem.
-No jak nie ma, musi być przecież- zaryzykowałam stwierdzenie tego, co przy poprzedniej wizycie widziałam na własne oczy, jak lekarka pisała  w tej karcie, co znikopisy mają czy jak?!
-W ogóle to na wizycie żadnej też pani nie była, bo tu nic nie ma napisane.
Zdębiałam.
-No to może to jest jednak karta nie tego dziecka?- zaryzykowałam kolejny raz
-Jak nie tego, nazwisko się zgadza? Zgadza! Zdzisia, jak wy tu piszecie, pani mówi, że była na jakiejś wizycie a ja tu NIC nie mam!
Przybiegła Zdzisia, wzięła zeszyt z ręki pani doktor, otworzyła na pierwszej stronie i pokazała, że jednak coś tam jest napisane.
-No jak piszecie? Jak?!  Kartka mi się skleiła.- przeprosiła uprzejmie  pani doktor
Czyta, wygląda na to, że  rzeczywiście wszystko jest.
Ufff, myślę sobie teraz to już będzie z górki.
-Ja nie wiem po co pani mi w ogóle z tym głowę zawraca?
Wdech-wydech
Wdech-wydech
-Bo na poprzedniej wizycie pani doktor powiedziała, że inaczej nie może tego napisać, mam przyjść na wizytę po dwóch tygodniach i koniec.
-Jak nie może? Co nie może, pierwsze słyszę, że tak nie może. Zdzisia, ty słyszałaś coś takiego!
-Ja tam nie wiem pani doktor, czy tak można czy nie. takie miałam zalecenie, minęły dwa tygodnie więc przyszłam.
-I jeszcze z jakiegoś końca świata pani jest! Gdzie to jest ta cała A. gdzie pani mieszka?
-Tak jak jest napisane w karcie.-odpowiadam nieco poirytowana kolejnym wymyślonym problemem.
-To gdzie to jest?
-Koło miasta X.
-To z takiego końca świata, jak to? po co tutaj? to bliżej pani przychodni nie ma?!
-Pani doktor, a jakie to ma znaczenie gdzie mieszkam? Razem z dziećmi wybrałam tę przychodnię, dzieci są tu zapisane, mnie jest tu wygodnie przyjeżdżać, więc  w czym widzi Pani problem? Jakie znaczenie ma to, gdzie ja mieszkam.- bo już się we mnie zaczynało gotować, dobrze że nie noszę w torebce siekiery, jak Klarka, bo mogłoby być trudno się powstrzymać przed użyciem, muszę ją odpytać przy najbliższej okazji jak ona nad tym panuje, a może nie panuje?.
-No bo po co pani taki kawał jeździ?
-Bo kurwa lubię sobie pojeździć! 
-Bo moje dzieci chodzą tu niedaleko do żłobka, przedszkola, a ja mam tu pracę. - Szkoda, że zginęła jej ta parasolka, upał nie upał, jakby tu gdzieś stała byłaby jak znalazł, zamiast siekiery!
Pomruczała coś jeszcze niezrozumiałego pod nosem, popisała coś.
-Z tą kartką tu obok, do Zdzisi.
Poszłam więc do Zdzisi, Zdzisia trochę bardziej uprzejma, i chyba nawet szczerze chciała pomóc. Po chwili dostałam polecenie zaczekania na zewnątrz. Znów zza drzwi dało się słyszeć fragmenty dyskusji, nieco bardziej przytłumione, ale słyszalne, aż miałam nieodpartą chęć powiedzieć donośnie: tu wszystko słychać cholery jedne!
Po chwili wyszła pani Zdzisia podając mi to, po co przyszłam.
Od progu jeszcze zawrócił mnie głos doktorowej:
-A tak w kwestii formalnej, to ta mała ma nogę złamaną, tak? (wow, doczytała w karcie, pełna podziwu jestem, Fanfary jakieś należałoby odebrać, ale akurat nie miałam na czym) 
-No tak- odpowiadam niepewnie- bo nie wiadomo w jakim celu pyta.
-A jak to się stało?- już w myślach widzę jak bierze telefon i dzwoni po jakieś służby interwencyjne
-W żłobku wchodziła na zjeżdżalnię, omsknęła jej się nóżka ze stopnia, spadła i kość w stopie pękła.
-A to w żłobku było?
-Tak w żłobku- oddycham z ulgą, widzę że ta wyimaginowana słuchawka wysuwa się z jej dłoni 
- To co oni w tym żłobku dzieci nie pilnują?-oburzenie pani doktor stawało się coraz większe.
-Dlaczego nie pilnują? Pilnują, ale to dzieci przecież są.  Żywe. Biegają, wchodzą na zjeżdżalnie, na huśtawki, każde przecież może spaść, jak to dzieci.
-Ale żeby w takim żłobku na zjeżdżalnie dzieciom pozwalać wchodzić!?!
Wierzcie mi, to było autentyczne zdziwienie,  niedowierzanie i  oburzenie! Jak oni mogą w żłobku pozwalać się dzieciom bawić?!

Ja tam nie wiem, ale wolałam nie dopytywać, tak na wszelki wypadek, jaki jest pogląd pani doktor na kwestię opieki nad dziećmi w żłobkach, ale obawiam się, że coś w stylu: powiązać i pozamykać, i jeszcze zakneblować, żeby nie gadały, nie płakały i krzywdy sobie nie zrobiły.

Na bilans oczywiście się nie umówiłam, no bo wybrać doktor F czy doktor S?

Jak by tak polecieć dowcipem politycznym: Nie chcę brzydko mówić, ale to wybór między dżumą a cholerą. 

18 komentarzy:

  1. Kuźwa, Kobito czy przez nieuwagę nie doczytałaś jakichś małych liter, że tu i tu to przyjmują tylko psychopaci? Przecież to nie jest normalne... I na stępnym razem weź młotek, tak jak na Panią z 500+ tylko na wszelki wypadek, nie musisz używać po 3 sek. (ale po 5 już tak ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. O Matko i to na poważnie??? Ja pierniczę ale Ci sie trafiła kolejna przychodnia..... Wychodzi na to że tam u Was normalnych lekarzy brak....

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś czuję, że gdyby nóżka uszkodziła się w domu to już byś miała niebieską teczkę na policji i opiekę na głowie.
    Na następną wizytę wez gumowy młotek albo rozsyp jej pod nogami Lego ;/

    OdpowiedzUsuń
  4. ale kto Ci naopowiadał, że ja nie używam siekiery w razie potrzeby?

    OdpowiedzUsuń
  5. O rany... do medyków to trzeba mieć zdrowie...

    OdpowiedzUsuń
  6. Noooo Kochana... masz pierońską cierpliwość do takich upierdliwych bab (choć lekarzy), ale gdzieś trzeba ten bilans dwulatce zrobić !!!

    OdpowiedzUsuń
  7. O ja cierpiedole.... Chyba pozostanie szukać kolejnej przychodni.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie, no slow brak!!! Bym chyba "zabia" - co za babsko i to jeszcze pediatra!!

    OdpowiedzUsuń
  9. To się chyba nazywa: "trafić z deszczu pod rynnę"... ;)

    Kochana, współczuję Ci takich przepraw.

    My po kilku z kolei błędnych diagnozach w państwowej przychodni (nie wykryte zapalenie uszu - lekarka wmawiała mi, że to pewnie zapalenie pęcherza a także testowaniu na moim synu różnych "nowości" od odwiedzających przychodnię "doradców handlowych"' czy nawet wmawianiu mi, że dziecko ma zeza, koślawe kolana i nie potrafi mówić) znalazłam pediatrę, który przyjmuje tylko prywatnie. Nowy pediatra dosłownie złapał się za głowę, gdy powiedziałam mu o "diagnozach" jego "koleżanek po fachu"... Od kilku lat leczymy się u niego całą rodziną, robimy bilanse a także szczepienia. I tak jest o wiele taniej - bo choć płacę za każdą wizytę, to potem nie wykupuję połowy apteki... ;)

    Szminka vel. Ania ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Straszne... Po prostu słów brak...

    OdpowiedzUsuń
  11. A jaki efekt tej wizyty z małą? Jak nóżka?

    OdpowiedzUsuń
  12. szczur z loch ness17 września 2016 10:24

    Podstawową zasadą medycyny jest nie szkodzić, a zatem aby spełnić przysięgę Hipokratesa najlepiej nie robić dokładnie nic. Co poniekąd jest zgodne ze strategią NFZ, więc o co chodzi :-))))))
    Buziaki z Krainy Loch Ness

    OdpowiedzUsuń
  13. Tych naszych lekarzy to w większości w kosmos wysłać....masakra, człowiek leki na uspokojenie powinien brać za nim do nich idzie...

    OdpowiedzUsuń
  14. No ewidentnie miałam ochotę babę udusić przez monitor :O

    OdpowiedzUsuń
  15. Wielu lekarzy to pomyłka i niestety czasami się na nich trafia. Do tego chory zupełnie system i mamy co mamy. :(

    OdpowiedzUsuń