wtorek, 1 marca 2016

Znów o tej służbie zdrowia czyli tym razem "teoria spiskowa"


No i wczoraj po kontrolnym badaniu Marysia dostała skierowanie do szpitala, tak więc od wczoraj leżymy na oddziale dziecięcym. Leków nie zmieniono, antybiotyk ma ten sam, doustnie, inhalacje ma z tego samego leku, jedynie co dostała dodatkowo to inhalacje z soli i syrop wykrztuśny, no i nosek jej udrażniają specjalistycznym sprzętem.  Wygląda wiec na to, że mogłyśmy spokojnie doleczyć się w domu i że skierowanie do szpitala trochę na wyrost.
A teraz „teoria spiskowa”.
Nie miałam czasu napisać, że przepisałam dzieci do tej samej przychodni, do której ja się przeniosłam (klik dla przypomnienia), bo jak kolejny raz jak mi się w końcu udało dodzwonić do naszej starej przychodni i jak zwykle miejsc do lekarza nie było, zadzwoniłam do swojej nowej przychodni i okazało się, ze oczywiście że nas przyjmą i jeszcze sobie godzinę możemy wybrać. No i zabrałam dzieci i pojechałyśmy. W nowej przychodni jest dwóch lekarzy, nie wybierałam sobie tylko czekałam którego mi przydzielą, bo żadne nazwisko nic mi nie mówiło. Trafiłyśmy do Pani, w wieku ok. mojej mamy, może ciut młodsza, bardzo miła, nie mogła uwierzyć ze w przychodni ktoś może powiedzieć że z chorym dzieckiem nie ma już miejsc na wizytę. Generalnie wizyta ok., pani doktor wydaje się w porządku, przeprowadziła dogłębny wywiad, po podanych lekach dzieci wyzdrowiały i ok.
Na następną wizytę przywiozłam ze starej przychodni Kartę Szczepień, a pani doktor była jakaś taka nieprzyjazna, no ale ok może po prostu dzień miała zły. To była wizyta kiedy Marysi zaczynało się coś dziać, ale osłuchowo nic nie usłyszała, kazała obserwować. Na następnej wizycie znów była mało przyjemna, zapisała antybiotyk i w ogóle zaskoczona była, że trzy dni wcześniej byłyśmy a ona żadnych leków nie dała, a wczoraj to ani nie chciała słyszeć, że może jeszcze w domu się poleczymy, tylko do szpitala, bo ona odpowiedzialności za dziecko brać nie będzie, jej zdaniem leczenie nie przynosi skutku, osłuchowo jest źle, zapalenie oskrzeli, może nawet płuc, w ogóle to ona nie słyszy bo dziecko płacze podczas osłuchiwania, a w ogóle o jeszcze nie zna dziecka, nie zna rodziców, bo jesteśmy tu nowe i nie będzie ryzykować, bo ona nie zna warunków, i niech przebada lekarz na izbie i zdecyduje czy szpital czy się nie kwalifikuje, bo ona odpowiedzialności nie bierze.  Nie brałam w ogóle opcji szpitala pod uwagę jadąc na wizytę, zwłaszcza po tym jak w weekend Marysia szalała, jak wcinała obiad czy jak Stokroci zwędza zabawki i ucieka,  ale po pierwszym szoku wszystko sobie poukładałam, P urwał się z pracy, żeby pomóc mi spakować dziewczyny i ruszyłyśmy.
W szpitalu pani doktor osłuchała Marysię i zgodnie ze skierowaniem przyjęła ją na oddział. Wieczorem były już wyniki badań- nie są złe, powiedziała pani doktor, cechy infekcji są, CRP podwyższone 7 krotnie, co podobno nie oznacza jakiejś strasznej infekcji, po prostu infekcję. Leczenie Klacidem 4 dni to zbyt krótko, żeby mówić o braku działania leku, dlatego antybiotyku nie zmieniają, na razie nie ma też potrzeby podawania czegoś dożylnie, za to należy włączyć wykrztuśny, bo  gotowa jest do oczyszczania dróg oddechowych. Osłuchowo zapalenie oskrzeli, bez cech zapalenia płuc, jak to dziś na obchodzie ujęła ordynator: po prostu musimy ją dopieścić.
No, a gdzie ta „teoria spiskowa”? P uważa, że sobie to wmawiam, ale ja  mam nieodparte wrażenie, że z poprzedniej przychodni zadzwonili do nowej, żeby opowiedzieć jak to niesłusznie napisałam skargę na ich lekarkę (klik 1, klik 2klik 3).

No bo jak inaczej wytłumaczyć zachowanie pani doktor na pierwszej wizycie a na wizytach nastepnych? No i wczorajsze skierowanie do szpitala, zwłaszcza, ze to jest raczej kobieta z doświadczeniem? Nie zrozumcie mnie źle, nie mam jej za złe, że skierowała Marysie do szpitala, bo z cała pewnością co najwyżej pomogą jej przejść przez tą chorobę szybciej, ale o ten wielkiej ostrożności, w tym wypadku chyba naprawdę nie do końca uzasadnionej i jak to będzie w przyszłości? Wiadomo, ze nawet jeśli zadzwonili, aby uprzedzić o matce wariatce, to ci z przychodni mi tego nie powiedzą więc siłą rzeczy przychodnia znać będzie tylko wersje jednej strony….

13 komentarzy:

  1. Znów Wam sięszpital przydarzył, no nic zdrowiejcie, chociaż same zabiegi pewnie nie wzbudzają u Marysi specjalnego zachwytu. Mam nadzieję, że z dnia na dzien będzie lepiej, a i w przychodni sytuacja się poprawi jak Was trochę lepiej poznają :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jest lepiej, jest całkiem dobrze, a zabiegi w domu też nie wzbudzały sympatii Marysi, ale tu zwłaszcza z tym czyszczeniem noska jest duzo łatwiej i widać jak to i jej pomaga, dziś odstawili nam już inhalacje z leku, została tylko sól i antybiotyk

      no a w przychodni i ja mam nadzieję, że będzie dobrze

      Usuń
  2. Matko współczuje takich "przebojów" z przychodnia i lekarzami. To my z naszą panią doktor pediatrą i naszym lekarzem rodzinnym (małżeństwo po 40-stce, które prowadzi swoją przychodnie w ramach NFZ) mamy jak w niebie w porównaniu z tym, o czym piszesz. Ja jeszcze nigdy dzięki Bogu nie bylam z dzieckiem w szpitalu na oddziale z powodu choroby. Współczuję. Oby szybko przeszło i Marysia wyzdrowiała! Zdrówka dla Niej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj to ciesz się, ze masz dobrą przychodnię, mam nadzieję że i ja już nigdzie nic nie będę usiała szukać
      i ja ze starszą nie miałam nigdy aż takich kłopotów, ale tamta nawet najgorszy syrop weźmie bez płaczu, a to małe to trzeb asie nagimnastykować a i tak czasami nawet jak weźmie to zwróci:( ale jak widzę inne dzieciaczki jak tutaj trafiają, to ona chyb w najgorszym stadium duąo lepiej wygladąła niż większość z nich i w zasadzie faktycznie trafiła na "dopieszczenie" tylko

      Usuń
  3. Zdrowiej, Marysiu! a myślę, że masz rację z tą teorią...samo życie....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a jednak chyba wolałabym, żeby to była moja wybujała wyobraźnia

      Usuń
  4. Zdrówka dla Marysi.a teoria calkiem możliwa na nasze realia niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdrówko idzie, idzie, jest lepiej, mam nadzieję, ze za długo tu nie pobedziemy. Oddział pusty więc chyba faktycznie mamy niż...

      Usuń
  5. Zdrowia i sił dla Was! Nie wiem, czy by im się chciało dzwonić do przychodni, nas przy przenosinach siłą próbowali zatrzymywać. Zobaczysz, jak będzie wyglądać dalsze leczenie, jeśli lekarka nadal będzie taka, może warto znów poszukać lepszej przychodni? Trzymam kciuki za szybkie zdrowienie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. myśle, że mogło by im sie chcieć, bo pani doktor była wielce urażona, nawet na pierwszą wizytę po tym jak się musiała z mojej winy stawić na rozmowie w OIL, wezwała dyrektora przychodni i rozmawiała ze ną przy swiadku, trzęsła sie z nerwów i nie mogła uwierzyć jak ja mogłam na nią donieść do OIL, w życiu tego nie było, żeby ona musiała jechać i się tłumaczyć, i że bardzo ją tym skrzywdziłam. Przez następne wizyty jakie mieliśmy zawsze przy lekarzu ktoś był, wiec myślę, że mocno ich to ubodło. Oni nie próbowali zatrzmywać nikogo, wczoraj właśnie rozmawiałam z jedną mamą z przedszkola, też przeniosła w tym roku dziecko do innej przychodni, bo jak ostatnio dzwoniła i miejsc oczywiscie na wizytę nie było, to jej pani w rejestracji powiedziała, że trzeba było se wstać o 5 i postać w kolejce to pewnie by się załapała. Być moze mają zbyt wiele ludzi i nie są w stanie wszystkich ogarnąć, a może po prostu ludzie nie zdają sobie sprawy że inny niepubliczny ośrodek też nie weźmie pieniedzy za leczenie a będzie w nim "normalnie", ten jest gminny więc chyba z tradycji ludzie ida tu, bo tu od zawsze przychodnia była, a te nowe to wiadomo co...

      Usuń
  6. A ją bym poprosiła przy najbliższej okazji o rozmowę z kierownikiem tej nowej przychodni, i powiedziała jaką miała jazdę z poprzednią przychodnią i że cieszyła się że u nich jest niebo lepiej. Może to i lekką przesadą, ale jak Cię mają mieć za wariatke to lepiej swoją rację przedstawić.
    W ogóle to Współczuje, Marysia niech zdrowieje szybko.
    U nas jelitówka, więc też niezbyt wesoło.

    OdpowiedzUsuń
  7. Generalnie jestem zdania, że my kobiety widzimy i czujemy więcej, także pewnie na Twoim miejscu też doszukiwałabym się "spisku". Tym bardziej, że zachowanie Waszej nowej pani doktor diametralnie się zmieniło- także albo kobieta jest niestabilna emocjonalnie i przechodzi z jednej wersji siebie do drugiej z prędkością światła, albo pocztą pantoflową doszło do Niej to i owo.

    Zapoznałam się z całą sytuacją i uważam, że bardzo słusznie postąpiłaś. W tym znowu irytuje mnie mój mąż, który oczywiście widzi wady i błędy takich instytucji, ale cóż- bezpieczniej wg Niego jest machnąć ręką. I właśnie dzięki takim ludziom jak On, mamy to co mamy.

    Ja jestem świeżo po sytuacji ze szczepieniem młodszej córki, także jeśli sobie niedługo nie "rzygnę" na blogu, to podejrzewam, że też szybko skończy się taką skargą. Chociaż nie powiem- po kilku dosadnych słowach, dziś obsługa na najwyższym poziomie. Szkoda, że dopiero teraz, bo zadowoliłabym się normalnym traktowaniem, a nerwów trochę bym sobie zaoszczędziła.
    Zdrówka.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciarki mnie przeszły ... nam też dwa tygodnie temu doktor powiedział, że jak leczenie nie przyniesie skutków czeka nas szpital. Współczuję Wam bardzo, mam nadzieję, że Marysi już lepiej. Dość dawno jeszcze jak Marcina nie było zmieniłam pediatrę (Julka mają ok. 4 lat po jednej z wizyt zaczęła się jąkać, tak się bała) i do dziś jestem zadowolona. Na szczęście pan doktor nie robił wielkich problemów.

    OdpowiedzUsuń