wtorek, 17 czerwca 2014

Jak to z pierogami było.... czyli improwizacja i prowizorka:)

Widzę, że po głowie od Was dostałam za te pierogi w środku nocy...;)
A to było tak:
W niedzielę pojechałam z uczelni prosto po Stokrocię do rodziców i stała miska pełna pięknych truskawek! Nie pryskanych, nie nawożonych! Mniam! Uwielbiam truskawki, mogłabym je jeść cały czas, ale czasem człowiekowi chce się też czegoś innego, na przykład pierogów właśnie, a te ze sklepu nijak się mają do tych własnoręcznie ulepionych. Nawet zagadnęłam mamę, czy przypadkiem nie ma ochoty polepić trochę, ale nie miała;-P Siostra też nie miała, więc dostałam truskawki do domu.


O nie, nie miałam wcale zamiaru gotować żadnych pierogów, ale...
Stokrocia zasnęła jak nigdy w ciągu kilku minut, P musiał pojechać a ja zostałam sama z masą sił i zamiarem zajęcia się pracą dyplomową. Usiadłam do komputera, poczytałam dokumenty, do których zbierałam się od kilku tygodni, a których znajomość do dalszego pisania będzie niezbędna (swoją drogą bzdura kompletna- bełkot urzędniczy: wszystko jest jak trzeba, wszystko działa bardzo poprawnie, nic nie trzeba zmieniać, nic nie trzeba poprawiać, jest wręcz idealnie! buhaha koń by się uśmiał, dobrze, że czytać nie potrafi...).
I tak sobie poczytałam, pomyślałam, poszłam spojrzeć na te truskawki, i na godzinę a była północ, i tak sobie myślę, a cóż tam, te kilka pierogów to przecież kilkanaście minut i będą:)
No i się wzięłam.
Zaraz na początku okazało się, że mąki mam zaledwie trochę, no ale, że co?
czy brak mąki przeszkodzi mi w robieniu pierogów, których coraz bardziej mi się chciało?
Mąki pełnoziarnistej mam jeszcze spory zapas, więc użyłam zdrowszej (podobno) wersji z pełnego przemiału, wiadomo, że nie będą tak ślicznie i biało wyglądały, ale miałam nadzieję, że zjeść się dadzą;P
I jeszcze stała jakaś resztka czereśni i nagle zachciało mi się strasznie pierogów z czereśniami jeszcze (chyba nigdy nie jadłam z czereśniami, a na pewno sobie nie przypominam).


A jak się te pestki  cholernie  mocno trzymają!!!! Już po kilku wisienkach, odechciało mi się tych pierogów! ale jednak chcenie od odechcenia było silniejsze!
Skończyłam przed 3! No pewnie, że gdybym wiedziała, że mi tyle zejdzie to bym się nie brała (akurat! to na prawdę było silniejsze ode mnie).

Czyli mój przepis na pierogi wygląda tak:
mąka pszenna
mąka pszenna pełnoziarnista
jajka
sól
woda
truskawki i czereśnie
cukier
butelka ulubionego wina (w tym wypadku ulubionego nie było, ale było lubiane i też się sprawdziło;)
A ilości? Wszystko na oko:)
I było tak:




A wyszło tak:



Czy już wszyscy wiedzą po co wino do pierogów?


21 komentarzy:

  1. Wino? do popijania podczas lepienia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie, może gdybym się precyzyjnie wyraziłam jak napisała Mała czarna to byłoby wiadomo, ale na zdjęciu jest butelka:P

      Usuń
    2. Za czasów stancji i akademików też tak robiłam :)
      Faktycznie teraz zauważyłam butelkę na zdjęciu.

      Usuń
    3. P.S. fajny masz patent wałkowania z małych kulek. Ja zawsze wałkuje duży placek i później szklanką wycinam.

      Usuń
  2. wino nie wiem, ale butelka od wina owszem :P
    czyżbyś używała jej zamiast wałka? :D
    Pierożki wyglądają przepysznie!!!! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dokładnie;) kiedyś używałam psutej, ale pełna się dużo lepiej sprawdza;) normalni ludzie mają wałki, a mniej szablonowi prowizorkę;P
      winko powędrowało grzecznie z powrotem do szafki:) nietknięte;)

      Usuń
  3. Pierogi wyglądają przepysznie, no i trochę wybaczam Ci te nocne wałkowanie butelką od wina (no bym nigdy na ten pomysł nie wpadła!). No masz zachcianki mamuśka .... tylko takie praco i czaso - chłonne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz jak mnie dziś P zaskoczył? Powiedział, że chyba te z mąką pełnoziarnistą chyba są lepsze od "białych"! A tak się bałam, ze nie będą dobre;) a może to zależy od ilości włożonego w nie serca i radości z jaką się je lepi;) kto wie;)
      a butelki właściwie używam od zawsze, tylko kiedyś była pusta, a teraz odkryłam, ze pełna jest lepsza, bo cięższa chyba:) tak rzadko coś wałkuję, że nie mam jakiejś konieczności zakupienia wałka no i jakoś nigdy nie pamiętam, żeby kupić;)

      Usuń
  4. Ale wino chyba też wypiłaś ? :-))
    Siedzieć do 3 to aż kusi :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie, nie wypiłam:) wiesz jak się o 6 wstaje do pracy to picie wina o 3 nie byłoby zbyt rozsądne;)

      Usuń
  5. szalona:) podaj adres wyślę wałek mam zbędny:*

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie znałam takiego patentu...no proszę, człowiek uczy się całe życie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak miałam kilka lat to razem z siostrą chciałyśmy koniecznie pomagać w lepieniu pierogów babci, no dwa wałki to czasem w domu są, ale trzy to już rzadko więc babcia dawała którejś szklaną butelkę i już;)

      Usuń
  7. ależ pysznie wyglądają!
    Ja myślę, że w Twoim "stanie" lepienie pierogów powinno być dozwolone zawsze i wszędzie (łącznie z pracą!) ;))

    Pomysł z wałkiem pierwsza klasa ;D

    ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pomysł stary jak świat, a przynajmniej taki stary jak wino;)
      Zdaje się ze Ola z usta-usta też swego czasu używała wina do różnych celów, o ile mnie pamięć nie myli;)

      Usuń
  8. pierogi..... czas żebym i ja w końcu jakieś ulepiła.......

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale wiesz co, po trzech dniach zjadania mogą obrzydnąć, serio;)

      Usuń
  9. Niezly pomysl, zeby rozwalkowywac male kulki. Ja zawsze zaczynam od wielkiego placka, a potem nigdy nie mam odpowiednio duzej filizanki zeby wykrawac kolka. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Żeś mnie na degustację nie zaprosiła!

    OdpowiedzUsuń