piątek, 22 lutego 2013

O sukcesie wiśniówką oblanym... owłosionych jajkach i takie tam;)


Ech, co to był za dzień....
Długi dzień, wiec notka też długa.
Wczoraj jak wyszłam z domu kilka minut po 7 to wróciłam po 21 tak padnięta, jak Stokrocia, którą wzniosłam śpiącą na górę i nawet się nie obudziła, kiedy ją przebierałam.
Mnie nie miał, kto wnieść, ani tym bardziej rozebrać, więc musiałam zebrać resztkę sił i wnieść się sama.
Bo wczoraj Drodzy Państwo mieliśmy swój mały sukces, znaczy firma miała.
Podpisaliśmy pierwszą umowę w nowej branży, znaczy nie pierwszą w ogóle, ale pierwszą tego typy, czyli taką prawie przetargową. No nie powiem duma mnie rozpiera.
Rano, więc jak tylko przyszłam do pracy łyk kawy i biegiem do samochodu i w drogę na podpisanie umowy- niestety jak to w takie dni bywa najpierw zaspałam, wiec wyjazd się trochę opóźnił a później korek ( na autostradzie tego to jeszcze nie grali, ale była jakaś zwężka wiec korek szybko się utworzył) po drodze wiec telefon do Pani, że jednak się spóźnimy.
Na miejscu jeszcze rzut oka, co jest do zrobienia, ale wygląda na to, że współpraca powinna się układać bardzo dobrze, pani zupełnie normalna ( a z doświadczenia wiem, że to niestety nie zawsze tak jest, ale inna branża wiec może tu są normalniejsi ludzie, hi hi).
Umowa podpisana, (można bić brawo), więc nie pozostawało nic innego jak w jakiś sposób ten sukces "uczcić", a ze godzina była wczesno poranna po szef postanowił, że zjemy jakieś śniadanie na mieście.
I tu się zacznie historia śniadania w jednej z warszawskich restauracji, dla wrażliwych nie polecam, a zwłaszcza do czytania przy jedzeniu, bo może się to skończyć brakiem apetytu.
W wersji łagodniejszej, dla bardziej wrażliwych może się skończyć czymś więcej.
Wrażliwców wiec proszę o nie czytanie dalej;)

Nie wiem czy tylko w Warszawie, ale pewnie w innych miastach też jest ten problem, bo jeśli ktoś próbował kiedyś zjeść śniadanie na mieście to pewnie wie, ze o tej porze to raczej tylko w hotelach śniadanie podają i prawie wszystko jest otwarte najwcześniej od 11.
Było tuż przed 10.
Podjechaliśmy pod lokal o nazwie "M...." ( nie będzie reklamy ani antyreklamy, więc "M..." musi wystarczyć i od razu mówię, ze nie jest to ten z hamburgerami;) a zwyczajna restauracja, nie jest to też lokal zupełnie nieznany, bo ja w nim byłam ze dwa trzy a i szef mówił, ze czasami tu bywa, restauracja taka trochę z wystroju - jak się później okazało nie tylko- z czasów PRL, całkiem ładnie, szatnia, kelner w czarnych fartuchu, na stołach (żywe) tulipany, wygląda naprawdę przyzwoicie. Na drzwiach oczywiście nie ma godzin otwarcia, ale na szybie wielki napis śniadania, więc wywnioskowaliśmy, że może jednak o tej porze jeść dają, a na śniadanie to wiadomo nic się nie da wymyśleć jajecznica i już.
W karcie jajecznicy brak, ale omlety są wiec jaja chyba mają.
Podchodzi dziewczyna, żeby przyjąć zamówienie. Młodziutka, całkiem ładna.
Zamówienie niezbyt skomplikowane:
-Dwie kawy parzone i dwie jajecznice- tylko szef prosi -żeby trochę większe z 4 jaj.
A kelnerka na to, że:
-Wchodzą trzy.
-Ale to z czterech się nie da?
-No trzy wchodzą.
Popatrzyliśmy na siebie trochę zdziwieni, bo co to za różnica jak gość chce większa porcję no, ale trudno. Widocznie tak mają i już.
Po chwili przychodzi Kelner ( taki kelner prawie jak prawdziwy- bo ja mam taki swój ulubiony typ kelnerów, który to zawsze wie, kiedy podejść, nie narzuca się ale jednocześnie jest zawsze wtedy kiedy trzeba, do tego widać ze lubi pracować z ludźmi i nie stwarza wrażenia jakby był tu za kare a gości nie traktuje jak natrętów).
Kelner przyniósł kawę i pyta:
-Ta jajecznica to na maśle, boczku czy szynce?
-Na boczku najlepiej, i wie pan, co naprawdę się nie da większej porcji z czterech jaj?
-Nie no da się, nie ma żadnego problemu.-Popatrzył trochę zdziwiony pytaniem
-Pani mówiła, ze się nie da, bo jest z trzech...
-To żaden problem, będzie z czterech.
Ufff... Ale to był początek problemów a nie koniec.
Wzięłam filiżankę do ręki i mówię, ze kawa miała być przecież parzona...
Skinienie na pana kelnera.
-Wie Pan, co bo kawa to miała być parzona, a jest z ekspresu.
-No tak, zakochana...... Już zabieram, zaraz zaparzę.
-Nie Pan zostawi, z ekspresu też dobra.
-Nie nie zabiorę, ja też jeszcze dzisiaj kawy nie piłem.
Kelner przyniósł kawę parzoną tym razem a za chwilę słychać: Oleńka pozwól no tu, kawa parzona miała być a nie z ekspresu. Choć teraz wypij, co nawarzyłaś;)
Po kilku minutkach przychodzi jajecznica, to znaczy nie sama tylko z kelnerem.
Pachnąca, mniam.
I tylko jest problem, w z jajecznicy wystaje włos.
Ups...
Przywołanie kelnera.
-Bo wie pan, my naprawdę nie chcemy być upierdliwi, ale sam pan zobaczy.- Kelner ogląda talerz i po chwili mówi:
-Bardzo Państwa przepraszam, zaraz zrobimy nową czy może Państwo rezygnują z zamówienia?
-Nie no proszę zrobić nową, jak już przyszliśmy to chcielibyśmy zjeść...
Pan Kelner zabrał obie nietknięte jajecznice, a ze w lokalu byliśmy tylko my, więc rozmowę z kuchni  było słychać doskonale.
-Marysiu, dwie nowe jajecznice jajecznice poproszę!
-Ale jak to? O co chodzi.
-No zobacz sama, tu jest włos?
-A, jaki włos, to nie jest włos! To jest z boczku, to nie jest żaden włos!- Krzyk z kuchni był coraz głośniejszy jakby pani chciała żebyśmy ponad wszelką wątpliwość usłyszeli. Nawet pokazała się w drzwiach: drobna kobiecinka na oko ok 60 lat, pewnie pracuje w tym lokalu od samego początku wiec może i nawyki z tamtych czasów zostały ( absolutnie nie mam nic do tamtych czasów ani nawyków, po prostu wtedy było inaczej- a jak można u Klarki poczytać czasem- ale świat się zmienia, czasy się zmieniły a jeśli kucharka nie przyjmuje tych zmian to może pora zmienić kucharkę?) Aż przez moment miałam wrazenie, ze za moment kobieta wyjdzie zabierze talerze, machnie scierką przed nosem i powie: jak się nie podoba to proszę poszukać innego lokalu! Ale tylko spojrzenie wymowne rzuciła.
-Marysiu, proszę nie dyskutuj, przygotuj nowe jajecznice.
Po chwili Kelner przyszedł z dwoma kieliszkami wiśniówki i mówi:
-Przepraszam  jeszcze raz, sami Państwo słyszeli to nie jest włos, kucharka twierdzi, że to z boczku, niestety kucharkę mamy niereformowalną, zaraz będzie nowa jajecznica a tymczasem proszę z przeprosinami kieliszeczek wiśnióweczki.
Dziwnie tak kieliszek do śniadania, ale wspólnie doszliśmy do wniosku ze w sumie to kieliszek oblewający umowę wiec jak go nie wypić;)
Kelner przyniósł nowa jajecznicę (na 100% była nowa) no a na talerzu co?
Oczywiście włos.
Ale już Kelnra nie wzywaliśmy, nieplanowana zawartość znalazła się na boku talerza.
Przychodzi kelner zebrać naczynia i jeszcze raz z przeprosinami i pyta czy tym razem było dobrze.
-No wie Pan tak nie do końca- i pokazujemy talerz.
Ręce mu opadły, dosłownie, ale mówi:
-Sami Państwo słyszeli, do tej kobiety nic nie dociera, mówi się tysiąc razy a ona i tak uważa ze ona wie najlepiej, ale jest tu szefowa, zaraz ja poproszę.
-Nie proszę szefowej nie wołać, zjedliśmy zaraz pójdziemy i nie będziemy robić więcej kłopotów.
-Ale bardzo proszę jej powiedzieć, bo ona przecież nie uwierzy jak jej mówię jak jest!
I pobiegł po szefową.
Przyszła dość elegancka pani.
-Słucham Państwa
-Bo widzi Pani, w jajecznicy był włos, ale to już druga jajecznica, bo w pierwszej też był włos.
Kobieta spurpurowiała.
-Najmocniej Państwa przepraszam, no naprawdę jest mi wstyd. Może, może mogę coś zaproponować?
Może jakiś deser? Mamy pyszną szarlotkę. Najmocniej przepraszam jeszcze raz, żeby coś takiego.
 -Eryk, podaj Państwu dwie szarlotki- rozkazała niemal i odeszła zabierając talerze do kuchni. Tym razem jednak nikt w kuchni nie krzyczał.
Kelner tylko się uśmiechnął zza baru.
Szarlotki były rzeczywiście bardzo dobre i bez włosów, co najważniejsze, a kelnerowi mimo wszystko dostał się spory napiwek, choć zapewne po takich przygodach na nic nie liczył.
Tak oto zakończyło się oblewanie naszej pierwszej umowy;) w sumie jednak pozytywnie, nie mam żadnego urazu ani do tego miejsca, a poranek mimo wszystko uważam za udany.

A potem to już było wszystko w biegu- zabrać śpiące dziecko ze żłobka, zatankować, a i tak nie zdążyłam do Urzędu, później dziecko do babci, ja do lekarza,   później jeszcze do ubezpieczyciela, bo OC się skończyło i zanim się przywlekłyśmy do domu to było już po 21...
A dziś zamiast pracować to pisze o tym wszystkim.....
Miłego dnia Kochani;)


25 komentarzy:

  1. Chyba zboczona jestem ;) jak przeczytałam w tytule o owłosionych jajkach to co innego mi się skojarzyło ;)
    Niby obrzydła nie jestem, jak jem w domu i np trafi się mój czy mamy włos (niestety czasami takie wpadki zaliczamy) to po prostu odkładam, ale w restauracji to bym chyba pawia puściła ;/

    Gratuluję podpisanej umowy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam zaraz zboczona, podobno "głodnemu chleb na myśli";)
      Ja na szczęscie aż tak nie mam, a w restauracjach uwielbiam jadać, momo że czasem to sie nasłucham czy naczytam co taki kelner czy kucharz potrafi złośliwie;)

      Usuń
    2. A tam od razu "głodnemu chleb na myśli":) Chociaż jak to pisałam to podejrzewałam, że taka będzie riposta :)
      Ja też lubię jeść na mieście, chociaż po opowieściach mojego brata, za czasów jego pracy w pizzerii wiem że należy być miłym wobec kelnerów :) Brat opowiadał jak kiedyś szefowa spóźniała się z wypłatą to jej nasikali do winegretu- a taka zadowolona była, że odpowiednio kwaskowe :D

      Usuń
    3. Otóż to, dlatego ja też zawsze mam obawy jak coś jest nie tak czy aby na pewno o tym mówić;) Ale taki kelner jak tam to ma przerąbane, bo przecież goście na niego się denerwują jak coś takiego się wydarzy, a on przeiceż tylko podaje ale za to jest na froncie;)
      A Marysi i tak wszytsko jedno, się czepiają;)

      Usuń
  2. po pierwsze - gratuluję kontraktu
    a po drugie - ale wysmażyłaś fantastyczne opowiadanko, pisz tak częściej, proszę proszę proszę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. po pierwsze : dziękuję,
      a po drugie też dziekuje:) taka pochwala od Mistrzyni Opowiadań to nie lada gradka;) aż sie zarumieniłam;)
      a nie wiesz ile czasu zastanawiałam sie czy pisać o tym w ogóle, wszytskie za i przeciw, dobrze że jakiegoś referendum nie przeprowadziłam, tyle miałam wątpliwosci;)ale dla takiej pochwaly warto było;)

      Usuń
  3. Tymi owłosionymi jajkami w tytule to mnie zaintrygowałaś ;-D
    A w miarę czytania zaczęłam się zastanawiać Kochana czy Wy sami tych włosów nie podkładaliście do talerza :-), żeby tą wiśniówke (uwielbiam nalewki wiśniowe) z szarlotką (mniam) dostać.
    Gratuluję Ci sukcesu! Czy to się u Ciebie w firmie przekłada na jakąś premię? ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak znam życie to co najwyżej uścisk DŁONI szefa, :-)

      Usuń
    2. A tak rozszyfrowałaś mnie: noszę sobie w kieszeni pudełeczko z włosami i jak tylko kelner przynosi danie to sobie wrzucam;)
      wiesz co to niezły patent nawet, chyba ,usze to przemyśleć i rachunki na pewno niższe by były;)

      A co do sukcesu, wiesz jakiegoś wiekszego poświęcenia z mojej strony z tą umową to nie było, ba nawet powiem więcej udało się fartem bo ofertę wysłałam o godzine za późno:( do premii wiec podstaw zadnych nie ma, ale bardzo sie cieszę ze sie udało;)

      Usuń
  4. Cos mi się wydaje, że zapewne chodzi o jedną z bardziej topowych kawiarnio- restauracji w mieście stołecznym, za czasów PRL-u to trzeba było stolik zamawiać, i faktycznie to obsługa decydowała kto jest w lokalu mile widziany, ale też trzeba przyznać ze jest to jeden z niewielu lokali który skutecznie i z powodzeniem (pomimo częściowo tylko wymienionego personelu) zaistniał w nowej tzn. rynkowej czy jak wolą inni kapitalistycznej rzeczywistości, i jest to również taka trochę żywa funkcjonująca pamiątka z tamtych czasów bo i wystrój tez wiele się nie zmienił. Więc jak ktoś chce zobaczyć kawiarnie z tamtego okresu to ( no nie wiem czy ze względu na te włosy to można polecać …. ?!) ale to zawsze jedno niecodzienne przecież doświadczenie więcej nie wypominając już darmowej wiśniówki i szarlotki.
    A może to jest metoda na obniżenie rachunku ………… ?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokladnie taka, jak sie tam wchodzi to jakby się jakąs barierę czasu przekraczało- no moze gdyby kelner był z tamtych czasów- na szczęście ten był bardziej "nowożytny";)
      A do tych niecodziennych doświadczeń, to mnie sie jakoś zbyt często zdarzają, całkiem niedawno dostałam kotleta schabowego smażonego na tłuszczu po rybie- nie dało sie tego zjeść. A rachunek nie obniżony;)

      Usuń
  5. he he a ja juz miałam sprosne mysli.... owłosione jajka :))))
    ale najważniejsze że podpisaliscie umowę, gratuluje. oby współpraca poszła dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie jajka a owłosiony boczek raczej :) hehe

    Gratuluję kontraktu.

    Miałas rację, żeby nie czytać przy jedzeniu ... jakoś przelknęłam swoją bułę z dynią ale nie wszystko.
    Po pierwszej jajecznicy z włosem kazałabym podać inne danie (albo przynajmniej jajecznicę nie na boczku a na czymś innym). Oczywiście nie rezygnowałabym ze śniadania od razu, dałabym szansę restauracji - bo każdemu się może zdarzyć, od tego jest właśnie REKLAMACJA... no ale dwa razy to samo...
    A smaczna była ta jajecznica chociaż?

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak bym napisała że boczek to nikt by tu nie zajrzał, a na owłosione jajka to zobacz jak wszyscy lecą;)

      Ale o 10 rano to na inne danie za wsześnie- w sensie obiad, po za jajecznicą były tylko omlety, ale ja nie bardzo. Dopiero po fakcie sie okazało ze to boczek taki wlosiasty a nie kucharka;)
      Masz racje trzeba dać drugą szanse ale żeby i drugą spieprzyć;)

      Usuń
    2. Zapomniałam: mimo wszystko była smaczna;)

      Usuń
  7. No no no, ja mogę częściej wpadać, jeśli będziesz takie posty serwowała :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hahaha
    Stokrociu, opowiadanie bomba :D
    Uśmiałam sie nieźle...

    Podpisania umowy jeszcze raz gratuluję, super! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. ale się usmiałam:D nie ma to jak owłosione jajka ja też pomyślałam o innych ale widzę po komentarzach że nie byłam jedyna:P
    a masz może fotorelację tych jajek:D

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj Stokrotka, ja też już mam z przodu trójkę i nie z jednego pieca chleb jadłam ale u Ciebie na blogu jestem poraz pierwszy. Jak przeczytałam o tych Twoich dzisiejszych sukcesach to łzy mi same ze śmiechu pociekły. Niesamowita ta kuchara. Będę wpadać częściej- o ile czas pozwoli. Pozdrawiam
    cienieiblaski.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  11. hehe fajny dzień gratulacje

    OdpowiedzUsuń
  12. Gratulacje:)

    O matko, jak napisałaś o okropnościach, to już sie spodziewałam czegoś strasznego, a tu prozaiczne włosy!:)

    OdpowiedzUsuń
  13. hehe, uśmiałam się :))

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie wiem jakim cudem przegapiłam ten wpis!
    Super opowiadanie!
    Gratuluję umowy! :)

    OdpowiedzUsuń