poniedziałek, 8 lutego 2016

O przyjaźni...


Przyznaję, nie wiem jak ubrać w słowa to, co chce powiedzieć.
Do tej pory uważałam się za nieco dziwną osobę, bo więcej przyjaciół mam w świecie wirtualnym (dokładniej rzecz biorąc blogowym) niż realnym. I bałam się przyznać do tego sama przed sobą, bo jak to tak? Coś na pewno nie jest ze mną w porządku.
Przeprowadzałam się wiele razy. W rodzinnej miejscowości miałam przyjaciółki „od serca”. Najpierw kuzynkę, w którą od najmłodszych lat rozumiałyśmy się bez słów, miałyśmy zawsze wspólne tematy i tajemnice. Przyjaźń się posypała, gdy ona związała się z bratem mojego ówczesnego męża.  Po latach próbowałyśmy jakoś to posklejać, ale już nigdy nie było tak jak dawniej, już się nigdy  tak nie rozumiałyśmy, coś się skończyło bezpowrotnie.
Później w pracy poznałam dwie dziewczyny, z którymi szybko złapałam wspólny język i pewnie przyjaźń by trwała nadal gdyby nie to, ze los rzucił mnie o te kilkadziesiąt kilometrów dalej. Niby powiedzieć sobie możemy o wszystkim, niby zawsze możemy liczyć na radę, opinię, czy po prostu wysłuchanie. Niby zawsze do siebie możemy zadzwonić, napisać, przyjechać i tylko niestety jeśli działa to tylko w jedną stronę, jeśli dla kogoś  pokonanie tych kilkudziesięciu kilometrów choć raz na te kilka lat jest problemem nie do przejścia, to cóż, chyba przyjaźń należałoby zastąpić innym słowem…
Kolejną wieloletnią przyjaciółką była kuzynka mojego byłego męża. Dlaczego piszę była? Dogadywałyśmy się swego czasu świetnie,  na godzinę przed jej ślubem mąż postanowił, że nie jednak ni pójdziemy i koniec. Obraziła się śmiertelnie, nie pozwoliła się nawet wytłumaczyć. Dopiero kilka lat po moim rozwodzie spotkana przypadkiem wysłuchała. Połączył nas wspólny problem, nie mogę napisać jaki, ale wierzcie mi to było szaleństwo, które się udało.  Po kilku kolejnych latach „przywróconej przyjaźni” połączył nas kolejny wspólny problem- i my i oni  zaczęliśmy myślec o zakupie domu.  Godziny wiszenia na telefonach, wałkowania wspólnego tematu. My zrobiliśmy to ciut wcześniej, kiedy już się wprowadziliśmy i oni znaleźli wreszcie ten swój upragniony dom. Znów godziny rozmów, wymiany doświadczeń zarówno jeśli chodzi o formalności zakupowe jak i o rodzaje materiałów, sposoby remontów. Brak czasu na odwiedzenie nas, bo tyle spraw związanych z zakupem, później cały czas pochłaniał remont. Godzinne rozmowy na tematy około remontowe kilka razy w tygodniu. Na tę pierwszą kawę u nas ciągle czasu brak. Jak kupimy, to wtedy. Jak zaczniemy remont to wtedy. Jak się wprowadzimy to wtedy.  Później nie tylko na przyjazd, ale i na rozmowy czasu zabrakło.  I na oddzwonienie też. Nie będę się upraszać na siłę przecież, ale trochę mi przykro, tak po prostu po ludzku przykro, że jak trzeba było zapytać jakie mamy doświadczenia z ekipą hydrauliczną, czy poradzić się na temat sposobu izolacji podłóg to telefon nie stygł, a teraz uparcie milczy. Nie wiem nawet czy już się przeprowadzili czy nie…
Przeprowadzałam się wiele razy,  za każdym razem wiedząc, że to nie jest jeszcze moje „miejsce docelowe”, nie szukałam wiec na siłę choćby koleżanki, a chyba nawet wręcz przeciwnie świadomie nie chciałam nikogo angażować, wiedząc, że kiedy znów przyjdzie mi szukać nowego miejsca na ziemi, to z całą pewnością znajomość nie przetrwa próby czasu i odległości.
Pewnie, że wprowadzając się do swojego domu marzyłam, że w nowym najbliższym otoczeniu odnajdę jakąś pokrewną duszę, że znajdę kogoś takiego, jaka Ania z Zielonego Wzgórza – Dianę. ; Niestety rzeczywistość nieco odbiega od marzeń, a nawet rzec by można że odbiega zdecydowanie: Diany jak nie widać tak nie widać, a ja choć nie mam aż tak wielkiej  potrzeby gadania co Ania, to jednak czasem i ja potrzebuję rozmowy  z kimś bliskim (oczywiście, że przede wszystkim rozmawiam z Połówką, ale czasem Połówka nie wystarczy). Może kiedyś i w śród moich sąsiadów znajdzie się ktoś z kim się tak dobrze zrozumiemy… kiedyś.
Kilka lat temu pewną część mojego życia przeniosłam na blog. W pewnym stopniu wynikało to  właśnie z tego braku realnej przyjaciółki do rozmowy, wspólnej kawy, wspólnych tematów, śmiechu i płaczu. Zaczynając nie miałam pojęcia, że w tym niby nie realnym świecie można znaleźć prawdziwą przyjaźń, ale dziś mogę to śmiało powiedzieć. Jest kilka osób szczególnie mi bliskich, takich o których wiem, że absolutnie wszystko mogę im powiedzieć, że zawsze mogę na nie liczyć i że nie przeraza ich to, ze mieszkają kilkaset kilometrów ode mnie. Tak jestem pewna, ze gdyby była taka potrzeba to wsiądą w autobus, samochód czy pociąg i przyjadą. Tak, one też wiedzą, ze mogą dzwonić o trzeciej nad ranem a ja nie odrzucę połączenia. Nie, nie ma to znaczenia, że nie wpadną do mnie wieczorem na kawę, bo tak naprawdę wpadają codziennie. Notka do porannej kawy i już wiadomo co słychać. Sms lub telefon jeśli coś pilnego trzeba powiedzieć.
Pewnie, że wolałabym, żeby mieszkały tuż za płotem, ale nie ma tego złego: zawsze to większa motywacja, żeby zjeździć kraj wzdłuż i w szerz.
Dziękuję Wam dziewczyny, że jesteście, że lubicie mówić i potraficie słuchać, że nie boicie się powiedzieć tego, co trzeba i kiedy trzeba, że nie przeraża Was odległość, że jesteście zawsze wtedy kiedy Was potrzebuję!

17 komentarzy:

  1. Tak sobie czytam Twojego bloga dzisiaj na wyrywki. Widzę, jak wielką przyjemność dają Ci podróże, zazdroszczę tak pozytywnie! Co do przyjaźni, sama nie mam zupełnie przyjaciół. Mogę to z całą pewnością napisać. Mam znajomych, ale to też garstkę i raczej dalszych. A sąsiedzi jacy są, to lepiej nie mówić. Wydaje mi się, że Twoje przyjaźnie rozsiane po Polsce to skarb. I nie jest ważne, że nie przez płot. Kiedyś wydawało mi się, że mam dobry kontakt z kuzynostwem, dalszą rodziną. Jednak to zawsze my do nich jechaliśmy, nigdy oni do nas. A kilkanaście kilometrów tylko nas dzieli, przejeżdża się prawie obok nas w drodze do Miasta. Odpuściłam, choć dużo mnie to żalu kosztowało. Pielęgnuj swoje dalsze przyjaźnie, są tak samo ważne, jak te sąsiedzkie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziś myślę, ze nawet ważniejsze, bo prawdziwe;) i Tobie życzę takiej prawdziwej przyjaźni na dobre i na złe;)

      Usuń
  2. Też za płotem nie ma nikogo z kim możnaby pogadać, pożalić się czy dietować ;) Faktycznie fizycznie kawę możemy wypić ze sobą rzadko, ale spotykamy się codziennie i strasznie mnie wkurzacie jak nic nie pszecie!! Paradoksalnie wiemy o sobie więcej niż wiedzą nasi sąsiedzi, nasza dalsza rodzina. Mamy zdjęcia naszych dzieci, wymieniamy się przedszkolnymi sukcesami i wpadkami, o tym, że byłam na parapetówce w domu, który widziałam tylko na zdjęciu to już nie wspomnę ;) Może i dzieli nas odległość ale łączy coś znacznie bliższego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. lepiej nie można tego ująć:-)
      i czekam, że jednak w końcu i Ty zaczniesz pisać;)

      Usuń
  3. Tak, i teraz ja się poryczałam :D
    I tak sobie będziemy wzajemnie ryczeć :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja to nie mogę sie otworzyc przed rodzina" przyjaciółmi" a z Wami moimi blogowymi duszami nie mam żadnego problemu. Nie wiem.czym to idzie może po prostu wyczuwamy te dobre osoby. Nawet jeśli sie sparzymy jak w życiu nie zawsze każdy jest tym za kogo sie podaje. Na prawdę warto ryzykować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kiedyś i ja się sparzyłam blogowa znajomością, ale i w "normalnym" życiu tak bywa:( po prostu trzeba uważać
      cieszę się, że jesteście i coraz częściej się przekonuję jak bardzo jesteście!

      Usuń
  5. Trudny i jak się okazuje dość powszechny problem.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja widzę, że od kiedy mam pracę na trzy zmiany to codzienne życie tak płynie,że coraz trudniej mi znaleźć czas dla wszystkich, których lubię i z którymi chciałabym utrzymywać kontakty;/
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miśka, masz rację ja też odczuwam brak czasu na odwiedziny u tych, których lubię, ale przyznasz też, ze na odwiedziny, u tych, których lubi się szczególnie mocno (nie mam na myśli całej listy linków do czytanych blogów) albo właśnie u tych, których uważa się za przyjaciół, to czas się znajdzie prawie zawsze;)

      Usuń
  7. Warto nie tylko mieć przyjaciół, ale stale ich szukać. Ostatnio znalazłam przyjaciółkę, z którą chodzę na spacery. Przegadałyśmy wiele kilometrów, wydaje się, że znamy się od lat, a tymczasem zaledwie parę miesięcy. Bez dobrych dusz życie jest trudniejsze. Pozdrawiam i życzę wielu prawdziwych przyjaciół.

    OdpowiedzUsuń
  8. W tym wirze obowiązków trudno w ogóle znaleźć czas na pielęgnowanie przyjaźni, a to takie wartościowe i ważne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. obowiązki obowiązkami, ale wierz mi nie odmawiam jeśli ktoś moich przyjaciół potrzebuje pomocy, i wszystko jedno czy potrzebuje pół godziny rozmowy przez telefon, czy 100zł do końca miesiąca;)

      Usuń
  9. Ja nigdy nie przejechałam się na blogowych znajomościach, i cenię sobie je bardziej aniżeli te realne, obecnie może ktoś puknąć się w głowę, jak ktoś za szklanego ekranu może zastąpić kogoś obok, ale właśnie może niekiedy jeszcze bardziej, w życiu zwątpiłam w słowo przyjaźń, kiedy moja przyjaciółka przestała się odzywać bo poznałam mojego obecnego męża, często jet że w relacjach jak jednej osobie się powiedzie to druga się odsuwa, rzadko można spotkać osoby które stać będą murem. Jeśli ktoś taką osobę spotyka to ma przy sobie prawdziwy skarb.
    I święte słowa, że "prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie" przekonaliśmy się o tym na własnej skórze!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja niestety przykre doświadczenia mam już za sobą, ale chyba już dojrzałam, aby to z siebie wyrzucić, więc lada chwila nie będę tego rozpamiętywać
      niestety poznajemy w biedzie, ale jednak trzeba ryzykować i się przyjaźnić, a nuż tym razem okaże się to był właśnie ta prawdziwa:)

      Usuń
  10. Chciałabym byc Twoją sąsiadką!

    OdpowiedzUsuń