niedziela, 15 listopada 2015

Z codziennika....


Kilka dni mnie tu nie było, a już nie wiem jak zacząć pisać. Po prostu te dni były tak wypełnione najróżniejszymi zdarzeniami, że zastanawiam się o czym napisać i od czego zacząć.Pewnie muszę w kilku częściach, bo przez tak długi post to nikt nie przebrnie, wszak w napięciu trzymać nie potrafię jak Klarka, Nikki czy inna Christie.
No to do dzieła, najpierw napiszę co u nas. a w wolnej chwili napiszę o wycieczce i innych sprawach;-)
Marysieńka znów złapała infekcję i znów oskrzela niestety, bierze antybiotyk i nawet tym razem udaje się go podawać bez większych ceregieli, nie żeby zaraz chętnie brała, ale cały proces trwa ok 2- 3 minut a nie 15;-) Tym samym siedzimy w domu i... no właśnie i kolejny raz to powiem: tęsknimy do pracy. Wierzcie mi, lepiej jest dla nas wszystkich jak te kilka godzin dziennie spędzamy osobno. Stokrocia od rana bawi się w przedszkole, nazwała więc swoje konie imionami kolegów i koleżanek z przedszkola i odgrywa różne scenki (a ile się wtedy można o przedszkolu dowiedzieć! ) Marysia przez pierwsze dwa dni była tak marudna, że niczym się zabawić nie chciała tylko mama i mama. A ja próbowałam jakoś zapanować nad nimi, nad bałaganem i nad obiadem i niestety nie powiem, żebym była zachwycona efektami. Po całym dniu tej nierównej walki dziewczynki były umęczone i mną i sobą, bałagan królował wszędzie, bo jak podniosłam jedną rzecz to jakimś dziwnym sposobem w tym miejscu pojawiały się dwie nowe, obiad jedynie jakoś wychodził na czas i na smak, ale za to znaleźć go można wszędzie, bo Marysia nie pozwala się karmić, tylko za wszelką cenę je sama. Ceną tego jest oczywiście mokre ubranie, stół, podłoga, mama oraz najedzony kot.
Kiedy więc P wracał z pracy dom wyglądał mimo wszystko jak po przejściu tajfunu, dzieci pełne energii ( z przedszkola/żłobka jednak wracają mocno zmęczone) najchętniej weszły by nam na głowy, a ja byłam sfrustrowana, że "siedziałam" w domu i NIC nie zrobiłam, i cały wieczór chodziłam jak bomba tykająca, bo po prostu taka sytuacja mnie okropnie wykańcza.
Jakimś cudem kiedy wszystko jest normalnie czyli rano żłobek/przedszkole/praca, wieczorem dom/spanie dzieci/wieczór dla dorosłych to jakoś i bałagan jest mniejszy i pranie na czas, i wszyscy są jakoś bardziej zadowoleni.
Od jutra więc powinno być znów normalnie....
A następna notka będzie o wycieczce, którą w międzyczasie udało nam się odbyć, i mnóstwo zdjęć będzie bo to cudowne miejsce!

Dopisek:
Któregoś dnia postanowiłam sobie, że porządek ma by i już, i kiedy wieczorem po kolacji wzięłam mop, aby umyć podłogę po raz czwarty czy piąty, a wszędzie i tak walały się kredki, konie, zamalowane kartki, puzzle i ubrania nie mówiąc już o resztkach marysinego obiadu powiedziałam do P, że ja to pieprze, mam dość i posprzątam to wszystko dopiero jak dziewczynki dorosną!
P przyznał mi rację, tak że z tego miejsca ostrzegam gości, którzy zamierzają kiedyś gościć w naszych skromnych progach, coby zaskoczeni nie byli.
A dziś odpuściłam sobie wszytsko, Marysia chodzi cały dzień w piżamie, w ogóle dzieciaki robia co chcą a ja piszę notki. Ogarnę jak zasną, albo i nie....

10 komentarzy:

  1. Hehehe, że z Christie i Klarką w jednym rzędzie? No no :)
    Kochana, ja bym osiwiała, a Ty z dwoma dajesz radę :) Jesteś wspaniałą mamą i pańcią domu :)
    I niech będzie już normalnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ja to myślisz,że nie siwieję?;)
      a co do bałaganu, to zapomniałam napisać, chyba zaraz dopisze, że postanowilismy z P że chałupę posprzątamy dopiero jak dziewczynki dorosną, więc teraz już luz, no i tylko gości trzeba uprzedzać;-)

      Usuń
  2. hi hi wyobraziłam sobie to wszystko i uśmiech od ucha do ucha czekamy na więcej......

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie bałagan tez magicznie powstaje ale juz magicznie nie umie zniknąć :) Zdecydowanie przebywanie w domu dłużej jak dwa dni mojej psychice również nie służy :) Trzymajcie się :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Grześ bierze antybiotyk jak dostaje nagrodę - jedyne przekupstwo na jakie sie godzę;D
    zdrowia:D
    a porządek...cóż...bywa:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Zatem zdrówka wam życzę i szybkiego powrotu do normalności!

    OdpowiedzUsuń
  6. To jest właśnie to "siedzenie" w domu i ogarnięcie wszystkiego czasem bardziej wykańcza niż praca zawodowa, a faceci najczęściej tego nie widzą i nie doceniają :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj jak ja Cię rozumiem! Właśnie w piątek miałam dokładnie to samo poczucie sfrustrowania 'siedzeniem' w domu i aż miałam ochotę powiedzieć mojemu Panu M., który jest ostatnio sfrustrowany pracą, że ja się z nim chętnie zamienię - nawet tak na kilka miesięcy, żebyśmy zobaczyli kto jednak co woli ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Haha ja też mówię, że posprzątam jak Młody pójdzie na swoje, a jak Mimiś idzie do przedszkola to biorę się za ogarnianie tego bajzlu i przez jakieś 2 h cieszę się, że czysto. Potem wraca Mimiś i od razu robi się tak swojsko jak człowiek patrzy pod nogi, żeby na resoraku nie pojechać. także luz.
    Na osiwienie zawsze można farbę...

    OdpowiedzUsuń
  9. Hehe, znam, znam. Sprzątanie bez końca.
    I tylko nerwy puszczają czasami.

    OdpowiedzUsuń