Moja babcia mawiała: kto w piątek się śmieje ten w niedziele płacze.
Coś w tym jest, po miłym i radosnym wieczorze piątkowym nadeszła zimna i płaczliwa sobota, a w niedzielę to już było apogeum:(
W dodatku za oknem zimno, deszczowo i wietrznie, po wiosennej pogodzie z piątku pozostało ledwie wspomnienie, więc i wyjść się nie chciało. Siedzieliśmy więc w domu czytając książeczki i bawiąc się w różne zabawy (np w karmienie kucyków wyimaginowanym siankiem).
Najbardziej niezwykła była jednak chwila kiedy P wziął do reki moją gazetkę (taką typowo babską) i kartkował, a Stokrocia podeszła do niego i odebrała mu mówiąc: nie citaj, to jest mamy! i mi przyniosła, a ode mnie wzięła tygodnik polityczny i zaniosła P;) Chwilę później ja z P leżeliśmy z gazetami w rekach na kanapie, a Stokrocia ułożyła się na dywanie ze swoimi książeczkami citając je, oczywiście głośno i chyba tak ze dwadzieścia minut mogliśmy się wszyscy zatopić, każdy w swojej lekturze;)
Nie powiem, strasznie przyjemne uczucie:)
Ale nie samym czytaniem człowiek żyje, był też więc obiad (tak, tak Karolinko, kotlety, a jakże:P).
Nie miałam nawet siły wymyślać czegoś bardziej wyszukanego, choć początkowo proponowałam jakieś sosy i takie tam, ale P sprowadził mnie na ziemię, więc padło na zwykłego schaboszczaka.
Usmażyłam trzy kotlety, przyniosłam na stół, ukroiłam z najcieńszego kilkanaście kawałeczków dla Stokroci a ona w płacz:
-Ja nie ściem takiego kotleta?! Ja chcem tego!- i pokazała palcem na największego kotleta ze wszystkich (a rzeczywiście był nadzwyczaj wielki, z kością, nie wiem, ale ze 400gr chyba ważył! w każdym razie większy był, od tej małej twarzyczki;) Z resztą zobaczcie sami:
Najpierw chciała jeść całego, ale nie dawał się utrzymać na widelcu;) później stwierdziła, że chyba lepiej będzie jeść jak nasi pradziadowie z jaskiń czyli po prostu kawał mięcha w łapę, ale też było ciężko;)
Aż w końcu kazała sobie kroić na kawałeczki i smarować masłem (to jest fanatyczka masła)
i zjadła chyba z połowę tego ogromniastego kotleta. Nie do wiary, jak taka mała dziewczynka dała rade takiemu kotleciskowi?!
A na koniec wieczoru przytrafiła nam się niezwykła niespodzianka. Otóż wieczorem zastukali do nas sąsiedzi z góry i przynieśli cały talerz szarlotki!
Dziwne to o tyle, że mieszkają nad nami już z pół roku, ale nigdy nie rozmawialiśmy nawet, tylko dzień dobry i tyle. Na nasze oko to grupa studentów, bo kilka razy w tygodniu na górze dzieją się dość głośne imprezki, a co się działo latem;P byłoby na kilka postów;)
Podobno ciasto jest ot tak sobie;)
A my chyba poczęstujemy ich ciastem pożegnalnym, bo wygląda na to, że nasze dni w tamtym miejscu dobiegają końca, ale ciiichooo-sza, żeby nie zapeszyć;)
PS. Dorzuciłam kilka fotek do notki o placu zabaw:)
Ja w piątek płakałam, a dziś skaczę z radości, więc może powiedzonko działa też na odwrót :)
OdpowiedzUsuńStokrocia wie, co dobre - nie ma to jak kotleciaszek! Ach, mięsko:*
Pozdrowionka:*
zuzana
Brawo, Stokrocia! dzieci często instynktownie wybierają to, czego ich organizm potrzebuje! Masło- jak najbardziej...a i kotlecik, gdy tyle energii potrzeba, jest O.K.:)))
OdpowiedzUsuńNie do wiary, że tyle kotleta zjadła-podziwiam ;) Mój niejadek nie dałby rady ;)
OdpowiedzUsuńDobrze, że ma apetyt. Problem by był jakby trzeba było chodzić i prosić żeby zjadła, ale fakt faktem podziwiam małą za spust :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za nowe lokum.
no no Mała agentka:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że w tygodniu już będzie bardziej radośnie niż płaczliwie. A akcje Stokrotki z tym kto co ma czytać i jakie kotlety jeść są boskie. Buziaki dla Was :*
OdpowiedzUsuńWielki ten kotlet :)
OdpowiedzUsuńNie citaj, to jest mamy. Ale to musiało fajnie wyglądać :)
Muszę te kotlecikowe fotki pokazać mojej Zuzi, bo Ona to prawdziwy Tadek Niejadek!
OdpowiedzUsuńBrawa dla Stokroci niech rośnie duża, zdrowa i silna! :)
Co do czytania, to u nas jest tak że najpierw Mała czyta nam, a potem ja z nawiązką Jej :)
musiał być dobry ten kotlecik :)
OdpowiedzUsuńfajny gest sasiedzki :)
haha teraz Ci połowa matek zazdrości:D
OdpowiedzUsuńNasz kochana Stokrocia!!! :-)))))
OdpowiedzUsuńJak sobie ją przypomnę, to nie mogę przestać się uśmiechać. Taki słodziak z niej! :-D
Ale że TAKIEGO kotleta pół pocisnęła???!!! Normalnie zuch dziewczyna! :-))))
Cicho sza, cicho sza, ale kciuki i tak możemy już trzymać. :-)