czwartek, 21 lipca 2011

Przyjezdza baba do mechanika... do mechanika kuzyna, zeby nie bylo:(

A właściwie to przyjeżdża.
Autem. 
I tu sie zaczyna cyrk.
Jestem blondynką ale zdecydowanie nie taką jak w dowcipach, a czasami to mam wrażenie ze mechanicy samochodowi tudzież inni "specjaliści" i "fachowcy" tak właśnie mnie traktują;(

Autko moje kochane nie jest nowe więc ma to do siebie ze czasami trzeba je oddać do doktora aucianego coby trochę posłuchał, pochuchał i podmuchał i by w podrózy mnie niczym nie zaskoczyło.
Jakiś czas temu, sugerujac sie internetowymi opiniami ( co prawda wiele ich nie było ale za to pozytywne ) oraz niezłą opinią i ogólnym poważaniem wśród dalszych i blizszych znajomych do  mechanika pełna gębą  a zarazem kolegi mego z dawnych czasów a nawet kuzyna po trosze- nazwijmy go Cześkiem.
Warsztat a i owszem całkiem chyba nieżle wyposażony, zawsze samochodów pełny, umawiać sie trzeba z dużym wyprzedzeniem więc to chyba dobry znak bo jak dużo aut do naprawy znaczy chyba że mechanik dobry. 
Tak myślałam.
Do warsztatu mialam od siebie jakies 30 km więc zainteresowana byłam zaprowadzeniem auta o swicie i odebranie go wieczorem co by w korkach podwarszawskich nie stać a i dnia pracy nie tracić.
Któregoś pięknego, a raczej mokrego, zimnego, jesiennego popołudnia przyjechalam po swoje autko, ktore stało już trzeci dzień i się naprawiało i właśnie dostałam sygnał że mogę je sobie odebrać.
Jakie było moje zdziwienie gdy samochód nie chciał odpalić?!
Ani tak ani siak, nie pali i już. 
Ani groźbą ani prośbą.
Zawziął się czy jak? 
Obraził sie że go zostawiłam na tyle dni?
Tak czy inaczej słuchać nie chce.
Ani mnie ani Czesia.
Poszukiwania więc jaka może być przyczyna że auto takie niekomunikatywne, otwieranie maski, sprawdzanie czy może czegoś nie podłączyli, a może coś podłączyli nie tu, gdzie powinni... 
A został już tylko sam Czesio we własnej szanownej osobie bo pracownicy przed kilkoma minutami skończyli pracę.
No i kto zgadnie co było przyczyną...?
Ja wpadłam na to po chwili choć wydawało mi się to tak absurdalne, niedorzeczne i nieprawdopodobne że wręcz niemożliwe, a zwłaszcza u "takiego" mechanika, ale jednak...
Tak, tak w baku nie było paliwa!
Zostawiłam samochód ze zbiornikiem do połowy pełnym....
No szlag mnie jasny trafił ale cóż było robić? Przebolałam, raczył mnie jaśnie pan Czesio podwieźć na stację najbliższą cobym mogła zatankować (oczywiście za swoje pieniądze) do jakiegoś kanistra bo jakoś w warsztacie też  przypadkiem kropelki nawet nie mieli.....

Niestety to nie była ostatnia z moich przygód w Czesiowym  warsztacie...
cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz