Nareszcie wakacje.
Nie tylko dzieci miały już dość szkoły, nauczyciele i rodzice też. A od dziś nowa rzeczywistość: nie trzeba rano wstawać, szykować kanapek, w biegu pytać czy na pewno wszystkie lekcje odrobione, pędzić i modlić się w duchu, żeby przed nosem przejazdu nie zamknęli.
Ostatnie tygodnie były dla nas wykańczające, a tu nawet odetchnąć nie można, bo dziś na ten przykład do stolycy musimy ruszyć na zakupy. Niestety na prowincji nie ma sklepów z tym, co nam potrzeba, a na samą myśl o wycieczce do miasta w tym upale oblewa mnie pot. Ale mus to mus.
W przyszłym tygodniu dziewczyny wybywają na obóz harcerski. Kurcze zazdroszczę im trochę, szkoda, że dla rodziców nie ma takich obozów. Po traumie zeszłorocznego (przez kilka dni nie było naszej drużynowej i byli pod opieką najstraszniejszej ze strasznych, którą poznali z jak najgorszej strony) trochę się boję jak będzie, ale mimo wszystko wierzę, że wytrwają obie te 14 dni.
A teraz póki co pora brać się do roboty. W naszym przypadku dzień wolny nie oznacza, że jest wolny tylko że można robić to, czego przy gościach nie wypada (np. kosić trawę, szorować basen itp)
Mam juz duze dzieci...dorosle, wiec zapomnialam juz jak to jest :) Jednak przypomnialy mi sie obawy- bo troska o dzieci nie znika wraz z wiekiem pociech ;) Milego "wolnego" dnia!
OdpowiedzUsuń