piątek, 13 lipca 2018

Dr House to to nie był....




Jakiś poranek w ubiegłym tygodniu.
Budzę się z bólem uszu, przed przyjazdem do pracy odwiedzam aptekę bo do uszu dołączyło gardło, chyba coś mnie bierze trzeba wziąć jakieś tabletki póki czas.
Tabletki mimo że połykane jedna po drugiej nie przynoszą prawie żadnej ulgi, a wręcz przeciwnie z godziny na godzinę czuję się znacznie gorzej. Z niecierpliwością odliczam czas do końca pracy, odbieram dzieci i jadę do domu, gdzie natychmiast kładę się do łóżka (dobrze ze jest mama). Czuję wszystkie stawy, każdą kosteczkę. Do tego dochodzi ból brzucha, a właściwie to nie brzucha tylko miejsca pod mostkiem. Ból nie jest ostry ale mocny, przechodzący w ból na plecach. To przysypiam na chwilę, bo się budzę, boli coraz bardziej. W końcu ok 22 stwierdzam, ze jednak chyb w takim stanie nie przetrzymam nocy bez lekarza, jedziemy na SOR.
Po odstaniu w kolejce (nieduża mieścina, więc i dantejskich scen nie ma, raptem 4 osoby) pan z irokezem na głowie z ubraniu z napisem "ratownik medyczny" zaprasza do gabinetu.
-Czy była pani u lekarza rodzinnego?-pada pierwsze pytanie
-Nie -dukam
-No i dlaczego? I teraz za karę powinno panią boleć do jutra, aż pani pójdzie do swojej przychodni.
Ciekawe podejście, prawda? Ale w sumie może racja, pan tu się przyszedł wyspać a tu co chwile ktoś mu przeszkadza, zamiast spać to łażą po szpitalach jeden z drugim. 
-Na co Pani liczyła że przejdzie? Na sąsiada? To chyba do Babki powinna się pani udać!- z eniby pan doktr taki żatrobliwy
-Nie dojadę na Podlasie.-wychrypiałam
-Że co?
-Mówię ze nie dam rady dojechać na Podlasie w takim stanie, a bliżej żadnej Babki nie znam.
-Co panią boli?
-Rano bolały mnie uszy ale teraz boli mnie brzuch, stawy, głowa. Od rana w bardzo szybkim tempie..
-Niech się pani zdecyduje w końcu co panią boli? To brzuch czy uszy?
Zbaraniałam, choć wierzcie mi wg horoskopu rakiem jestem.
-To co panią boli?
-W tej chwili najbardziej to chyba brzuch, ból przechodzi w plecy.
-Proszę się położyć- badania przez ubranie jeszcze nie przerabiałam, ale jak widać techologia badań też się posunęła na przód  no ja wiem że nie jestem już piękna i młoda ale jednak nie myśłałam że aż tak ze mną źle pouciskał i wyszedł.
Przyszła pielęgniarka poprosiła mnie do zabiegowego.
-Będą dwa wkłucia poinformowała.- dopytałam co mi podaje, jeden rozkurczowy (nie wiem co bo nazwy nie wymieniła)  drugi p.
-Proszę tu do mnie wrócić-poinformował lekarz-nielekarz.
Wróciłam.
-Co mi jest?- zapytałam
-Wygląda na wirusowe zatrucie pokarmowe- naprawdę tak powiedział, nic nie przekręcam.- Tu ma pani receptę, ten jeden lek proszę brać trzy razy dziennie po jednej tabletce, a ten drugi przeciwbólowy trzy razy dziennie po trzy.
Podziękowałam, wyszłam.
Pojechaliśmy do apteki.
Pani wydając leki ostrzegła tylko- że oczywiście to lekarz zapisał, ale dawka jest przekraczająca dobową dopuszczalną dawkę i że ona osobiście by odradzała-ale decyzja należy do pacjenta.
Leki podane domięśniowo zaczęły działać, nie żeby przestało boleć, ale dało się przetrwać do rana.
Rano do pracy. Niestety nie byłam w stanie się skupić, właściwie to przespałam chyba ze dwie godziny na kanapie. Do przychodni zadzwoniłam niestety na dziś nie ma już miejsc, może pani przyjechać i ewentualnie prosić jakiegoś lekarza żeby panią przyjął, ale czy przyjmie- nie wiadomo.
Prywatna przychodnia: owszem na dziś można ale dopiero po 16 jest lekarz, a ja o 14 muszę zabrać dziecko ze szkoły, tak więc nie pozostało mi nic innego jak tylko dojechać do domu i umrzeć.
Czułam się coraz gorzej, w dodatku jak na złość w domu byłam tylko ja i dzieci, mama na wycieczce.
Z minuty na minutę gorzej. Perspektywa ponownego odwiedzenia szpitala uprawdopodobniała się coraz bardziej. W końcu ok 21 pomyślałam, żeby zadzwonić do chyba jedynego lekarza do którego mam pełne zaufanie-pediatry moich dziewczynek. To co prawda dość daleko, no i lekarz od dzieci może nie chcieć mnie przyjąć, ale z drugiej strony wyjścia za bardzo innego nie widziałam, a pani P jest lekarzem z powołania może nie pogoni.
Nie chciała mnie przyjąć, bo ona dorosłych nie leczy, bo ona pediatra, a po za tym to leży już w łóżku, a ja najwcześniej za godzinę do niej dojadę (ok 70km) ale kiedy jej powiedziałam co i jak i że w przychodni dopiero na poniedziałek mogę się umówić, i że do poniedziałku to ja się przekręcę chyba kazała przyjechać.
Nie byłam w stanie sama prowadzić samochodu, zwinięta w kłębek leżałam na tylnym siedzeniu.
Dojechaliśmy. Wysłuchała o wszystkich objawach, nie krzycząc żebym się zdecydowała co boli, osłuchała, zbadała brzuch. Przy zajrzeniu do gardła wezwała Matkę Boską  (możliwe że jej się ukazała, taki lekarz to Anioł wiec kto ją tam wie), angina bardzo zaawansowana.
Leki które dostałam od lekarza z pogotowia działają za zapalenie jelita- co w przypadku bólu tylko w okolicy żołądka  braku bólu brzucha nijak się ma. Najprawdopodobniej ból powodowany był podrażnieniem błony śluzowej żołądka spowodowany najpierw wzięciem na pusty żołądek sporej dawki paracetamolu i kofeiny(w gripexie) a później jeszcze zapisaną dużą dawną ibuprofenu (dalej na pusty żołądek). Dostałam zalecenie że gdyby ból się utrzymywał należy zrobić usg brzucha, tudzież inne gastrobadania, bo ból w tym miejscu może świadczyć o kamieniach tam gdzie ich być nie powinno. Antybiotyk dostałam a jakże, jednak z obawy że nie dam rady go przełknąć lub ewentualnie nie dam rady utrzymać zbyt długo w żołądku rozważałyśmy antybiotyk w zastrzykach, jednak sposób pani doktor okazał się podziałać, a mianowicie poleciła żeby antybiotyk połkać jedząc kisiel- rzeczywiście poskutkowało, kisiel się przyjął a wraz z nim pierwsza dawka Zinnatu. Rano było o wiele lepiej, na ból gardła niezawodne jest płukanie wodą utlenioną (nie sama oczywiście 1 łyżka na szklankę wody- okropieństwo ale działa cuda).
A i podobno nie ma czegoś takiego jak "wirusowe zatrucie"- wirusowe to może być zapalenie.
Dziś jest już całkiem dobrze, wszelkie bóle ustały, pozostało tylko wybrać antybiotyk do końca (10dni) i mieć nadzieję, że dzieciaki nie złapały ode mnie tego świństwa.
Chyba pora o siebie zadbać, zawsze odkładam siebie na później a tu do endokrynologa trzeba się wybrać, z żylakami coś trzeba zrobić...


10 komentarzy:

  1. Wygląd nie świadczy o lekarzu, jednak ten profesjonalizmem nie grzeszył (uprzejmością też). Sama unikam SORu tak długo jak się da ale u Ciebie już się nie dało. Przychodnie macie dziwną, rozumiem, że na wizytę planową po receptę czy coś to można się umówić trzy tygodnie do przodu, ale jak się człowiek źle czuje to się źle czuje i idzie do lekarza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Absolutnie nie mam do pana pretensji jeśli o jego wygląd! Napisałam o tym raczej bo był taki wyjątkowy, nietuzinkowy.
      W przedszkolu jest jedna mama która ma włosy krótko przystrzyżone z różowym irokezem - uwielbiam kobietę, jest świetna i absolutnie nie chciałam, żeby zabrzmiało że mam coś do wyglądu lekarza, ot tak wyglądał i już, ciekawie, inaczej, zachowanie myślę że wynikało z jego kultury a nie sposobu ubierania, a wiedzę.... cóż, może powinien uzupełnić...

      Usuń
  2. biedna Ty :( przytulam,
    i czy na pewno wyzdrowiejesz do 17 sierpnia :x
    tylko nie bij!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. już jest dobrze;-)
      ja tylko nie rozumiem czemu do 17? ja Was widzę 15!!!!i tego się proszę trzymać!

      Usuń
  3. Nie słuchaj Klarki, wyzdrowiej znacznie wcześniej!
    Też przytulam, póki co wirtualnie ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem już całkiem zdrowa, jeszcze dwie dawki antybiotyku tylko zostały;) obecnie przerabiamy tony ogórków (no dobrze nie tony ale chyba z 50kg już poleciało);-)
      ja liczę w tym roku że w drodze na Mazury zboczycie nieco na kawkę ;-)

      Usuń
  4. Omg. Ja to bym się chyba jeszcze z nerwów nie wytrzymała. No masakra jakaś. Dobrze, że ta pediatra taka ludzka. I że podziałało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się czujesz tak, że ręką nie masz siły ruszyć to i nerwy zasypiają, było mi już wszystko jedno, tylko aby przestało boleć.
      Wiem, że pediatra nie powinna mnie była przyjąć, ale cieszę się że jednak się zgodziła, nie wiem jak ja bym do poniedziałku przeżyła (to chyba czwartek jakiś był) a na pogotowiu pewnie znowu by mnie zbyli....

      Usuń
  5. Ciesz się, że rzadko chodzisz do lekarza. Gdyby Ci przyszło raz w tygodniu, to dopiero horror. Ja to nawet zaczęłam im współczuć. Kilka kursów specjalizacji, to jak może po tym kursie być dobrym alergologiem, dermatologiem, kardiologiem... Ponadto po pracy czeka go jeszcze przychodnia, szpital, spółdzielnia bądź prywatny gabinet. Czy on ma czas pomyśleć, by dać dobrą diagnozę? Jeśli nie działa lek, trzeba zmienić lekarza, wieć dobrze zrobiłaś.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, ja mam (póki co) takie "przygody" raz na jakiś czas, ale co mają powiedzieć ci, którzy mają problemy ze zdrowiem i lekarzy odwiedzają znacznie częściej? I trafić na takiego prawdziwego specjalistę jest naprawdę trudno.
      Ale to jest strasznie dołujące że co miesiąc człowiek się dorzuca do skarbonki (bez dna), a jak zachoruje to i tak musi skorzystać z prywatnej pomocy medycznej. Błędne koło lekarz czy pielęgniarka (nauczyciel czy policjant) nie może spokojnie wyżyć z jednej pensji, płacimy im te grosze z naszych podatków godząc się na marnie świadczone usługi, a kiedy potrzebujemy skorzystać z usługi na właściwym poziomie i tak musimy iść do lekarza prywatnie, zapłacić za korepetycje czy ochronę powierzyć prywatnej firmie ochroniarskiej.
      Tak że nie wiem czy dobrze zrobiłam, bo błędne koło dalej się toczy a ja mimo wszystko ten obłęd w jakiś sposób pogłębiłam...

      Usuń