wtorek, 29 marca 2016

Poświątecznie.... + fotka;)

Jak Wam minęły święta?
Nam w sumie fajnie rodzinnie, choć w poniedziałek wieczorem bardzo się cieszyłam, że już we wtorek rano trzeba isć do pracy. No i troche w całych tych świętach smutno mi było, że spedzam je bez mamy, ale chyba pora się do tego przyzwyczaić, to już drugie takie święta, ale od początku:
W piątek zaraz po przedszkolu/żłobku wyruszyliśmy do mojego taty, aby wspólnie przygotować pisanki do koszyczka, a ze koszyczek miał być jeden wspólny, to postanowiłyśmy zrobić go i poświecić u dziadka (he he myślę, ze jakbyśmy zrobili u siebie to Dziadek by miał wątpliwości czy aby to na pewno święcone, a Dziadek jest bardziej kościółkowy i bez święconego świąt by na pewno nie przeżył i dla pewności pewnie i tak by sam swój koszyczek przygotował).
Jajka pomalowałam, Stokrocia niestety zasnęła i nie dała się obudzić (zaczęło ją coś rozkładać) dopiero rano mogła się "wymalować" bo tak bardzo czekała na to malowanie pisanek;)
Marysia oczywiście udział chciała brać jak najbardziej czynny, więc z dziadkiem też pomalowali kilka. Rano ułożyłyśmy wszystko w koszyku i ruszyłyśmy ze Stokrocią kilka domów dalej do święcenia. Jak to się wszystko zmieniło, W (około)moim wieku nie było ze święceniem nikogo- a kiedyś razem chodziliśmy, ile było żartów w oczekiwaniu na księdza, ile było wygłupów po drodze, zmawiania się chłopaków na poniedziałek- a teraz albo dzieciaki tak do ok 15 lat (z których prawie nikogo nie znam) albo panie w wieku mojej mamy czy babci, ale wspominki dawnych czasów były: mama kolegi zdradziła jak to kolega kiedyś przyniósł koszyczek, i zapomniał który jego i musiał czekać, aż wszyscy zabiorą, a to jak kiedyś któraś z pań przyszła jak ksiądz właśnie wychodził, a ja sobie właśnie uświadomiłam że w naszym koszyczku nie ma Baranka, zapomniałam włożyć...
W drodze powrotnej złapał nas deszcz, ale blisko było to nie zdążył nas zmoczyć.
Reszta soboty upłynęła nam w domu na zabawie z dziećmi i na sprzątaniu (oczywiście zgodnie z założeniem okien nawet nie zamierzałam dotykać) P nawet udało się doprowadzić do porządku ogródek, ale wieczorem padliśmy jak borsuki jakieś:)
Niedziela znów u Dziadka: śniadanie, kościół, później obiad u siostry i do domu. Spać poszliśmy chyba o czwartej nad ranem bo zrobiliśmy sobie wieczór filmowy ( polecam ogromnie film: "Chce się żyć" już dawno miałam obejrzeć, ale dopiero jakoś teraz się złożyło, niesamowity, tylko trzeba mieć pod ręką chusteczki). Za to w Poniedziałek....
Ech w Poniedziałek Dziewczynki postanowiły powitać dzień o 6:30 (he he w sobotę to by jeszcze była 5:30) wesołe jak skowronki, a my niecałe trzy godziny wcześniej się położyliśmy.... oj ciężki to był ranek, a dziewczynki wcale nam nie pomagały.
Jak się Starsza zorientowała, że oto nadszedł ten upragniony Lany Poniedziałek to chodziła wszędzie z jajkową sikawką, a ze kropić za bardzo nie miała kogo, no to skropiła doszczętnie Marysię, a ta wcale jakoś specjalnie nie protestowała. Już w porze śniadania zabawki były wszędzie do tego ubrania, jakie tylko Marysia zdołała wyciągnąć mimo zamkniętych szafek, tudzież z kosza na bieliznę. Oczywiście co znalazła od razu ubierała na siebie tak więc miała chyba ze trzy pary skarpet, Stokroci dwie spódniczki, swoją sukienkę i chyba dwie bluzki....
Przy śniadaniu nie wiem jakim sposobem, bo już dano świetnie sobie radzi z kubkiem czy szklanką nawet, wylała na stół swoje picie i odkryła świetną zabawę jak się rączka rozchlapuje wodę, no i się zaczęło. Wołała picia, po czym upiła łyk i resztę chlap na stół/podłogę/krzesło co akurat było w zasięgu i tak kilkanaście razy! No przecież nie można było dziecku odmówić pić, ale upilnować przed wylaniem się nie dało!
Na podwórku zamiast biegać to bęc tyłek na trawę i kamienie do buzi, no bo przecież nic lepszego od kamieni nie ma! I na schody- tyle, że do góry umie a do dołu tylko na pyszczek! A Starsza z łopatką dalej trawę, ledwo co wzeszła i się zazieleniła, wykopywać!  Ewentualnie kota nosić, albo kwiatki ( o litości dwa zaledwie zakwitły) zrywać, dla mamy oczywiście. Powrót do domu z krzykiem, dlaczego tak krótko i że jeszcze nie.
Do tego tysiąc razy Mama, a dlaczego...? Mama, a po co...?  Mama a ona mi zabiera...! Mama, a ona nie chce....!  Mama, a poczytasz mi...? Mama, powiedz jej...! A z drugiej strony: Picie! Picie! Ama! Aja! Tan! Tan! Nionia! Picie! Mama! Koka! Picie! Nie! Chyba z pięć razy trzeba było małego szkodnika przebierać, bo picie lądowało na ubraniu, nie mówię już o tym ile razy trzeba było odbierać kubek i wycierać stół/krzesło/podłogę. W dodatku mały szkrab kilka dni temu opanował wchodzenie na krzesło, wiec trzeba było bardzo uważać, bo kilka sekund zajmuje jej wdrapanie się, a później kilka następnych sekund i jest na stole! I niestety wczoraj notorycznie z tych umiejętności korzystała!
Wierzcie mi, ok 17 marzyłam, że już jutro rano one jadą do żłobka/przedszkola a ja do pracy bo choć kocham te małe łobuzy nad życie to wczoraj po prostu dały nam nieźle do wiwatu!
Padły same bez protestów, Stokrocia nawet nie doczekawszy się codziennego rytuału czytania książki, zasnęła na kanapie. Ja padłam zaraz za nimi, jedynie P wytrwał i zdołał ogarnąć jako tako pobojowisko...
Tak więc w sumie cieszę się, że dziś mamy już normalny dzień, że dziewczynki spożytkują część energii w przedszkolu, że obiadu dziś nie trzeba gotować, bo zostało jeszcze co nieco, że dziś będzie dzień jak zwykle: zabawa, kolacja, kąpiel, książka i spać....

A oto i mały przebieraniec we własnej osobie:


Od dołu: to w paski to body, wyżej Stokroci góra od piżamy, turkusowa to Marysi sukienka, dalej Ani podkoszulek i własne prawidłowo założone body, pod spodem najprawdopodobniej na rajstopy założone ze dwie pary skarpet, może też jakieś spodnie;-)


14 komentarzy:

  1. Nie ma to jak dwójka dzieci :-)))
    Zawsze jest zajęcie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Taaaaa tak dobrze Cię rozumiem ja też dość często marzę żeby te dwa potwory w końcu poszły spać...

    OdpowiedzUsuń
  3. My w tym roku nie mieliśmy baranka... tylko calimero :) zapomniałam kupić :P

    OdpowiedzUsuń
  4. szkodnik :D dobre, dobre. Spokojnie, jeszcze parę lat i szkodniki będą Wam przynosić kawkę do łóżka, smażyć naleśniki, plewić rabatki, myć okna, wieszać firanki, kupować baranki..
    chyba się zapędziłam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Kochana żeby tak było, żebym tego dożyła :D Chociaz Kasia robi mi kawę - wciska guziki w ekspresie i patrzy czy "awa" "mamy" juz leci czy jeszcze nie ;)

      Usuń
  5. Moje akurat w Święta były mniej potworzaste niż bywają w inne dni, może to zasługa pogody? My w sobote pojechałyśmy do sali OSP na święcenie ale ja pierwszy raz od lat nie zostałam tylko pojechalam po chleb, bo Mariusz w piątek nie kupił,no i oczywiście parówki z misiami. Były takie kolejki (o miejscu parkingowym nie wspomnę wogole), że jak wrocilam na święcenie to ksiądz wychodził. Ale i tak bylam lepsza niż kobitka która przyjechała z koszykiem kiedy księdza nie było już od jakichś 10 minut ;) W niedziele mieliśmy gości w domu wiec trochę siedzieliśmy trochę wyszliśmy na podwórko trochę spacerów, zanim dziewczyny szly się kapac to miałam wszystko sprzątnięte, zmywarkę wstawiłam i mogłam odpoczywac :) Poniedziałek Mariusz rano poszedł na rower, jak wrócił to ja na kijki, a na obiad pojechaliśmy do Pabianic. Mama niestety nie była w najlepszej formie ale dala rade trochę z nami posiedzieć. Po obiedzie dzieci w licznie trzech sztuk i jedna w brzuchu zostały wydelegowane na spacer, ja położyłam Kasie spac, posprzątałam i pozmywalam po obiedzie. Wstawiłam ciasto i jak towarzystwo wrocilo to wypilismy kawę i tak sobie siedzieliśmy razem. Dzisiaj ogarniałam podwórko i mój mini skalniak - właśnie mi cebulkowe kwiaty wschodzą (późno nie?). Ustaliłam ile i gdzie będę sądziłam kwiaty, "odgruzowałam" maliny ale przykryłam liściami te nowe zielone odnogi bo boje się ze jakby jakiś przymrozek to mi się zmarnuja. W sobotę musze posprzątać we folii, przekonać i siać warzywa. No to mi tasiemiec wyszedł :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ha no to faktycznie miałaś co robić. Ale i tak najważniejsze że Święta minęły bez chorób i z rodzinką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w sumie to było świetnie, niczym się nie przejmowaliśmy, gości się nie spodziewaliśmy to bałagan mógł rosnąć, ale z chęcią wróciłam do pracy, tu jednak odpoczywam, a nie w domu;)

      Usuń
  7. Marysia jest świetna. I nie wiem czy to zasługa wiosny, ale Mimiś ostatnio wyje i wrzeszczy jak tylko usłyszy nie, że mało uszy niepoodpadaną. Także ja tez się cieszyłam z powrotu do przedszkola :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chyba wszyscy mamy dosyć szarości i zimna, tylko nam już nie wypada wrzeszczeć, piszczeć i tupać nogami;-P

      Usuń
  8. Rosnie Wam artystka- wyczucie mody od najmlodszych lat :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja nie wiem tylko czy Połówka wytrzyma z trzema artystkami pod jednym dachem...:)

      Usuń
    2. Hahahah, wycwiczony ;) da rade!!

      Usuń