Ech, jak to brzmi, no cóż chyba czas przyznać, że jednak jestem coraz starsza bo to zdanie jak nic pasuje najlepiej do tego co chcę napisać.
Moja Babcia tak mawiała, a ja wtedy nie mogłam sobie znaczenia tego zdania wytłumaczyć: bo jak to za babci czasów, bo jak to to Babcia była kiedyś młoda, i jeszcze może dzieckiem też była...?
Ale dziś nie o Babci miało być tylko o moich czasach....
A za moich czasów to było tak, że jak tylko maj się zaczynał to chłopaki ze wsi szli do lasu po młode brzózki i wkopywali je przy kapliczce. Stawiali ławki, albo tylko poprawiali bo ławki przy niektórych kapliczkach były zawsze. Wieczorami przez cały maj przychodziliśmy pod te kapliczki śpiewać majówki.
Ech, to były czasy! Nie było nas dużo bo ok 10 osób, i dziewczyny i chłopcy, tacy mniej więcej w jednym wieku, nastolatkowie. Po majówce jeszcze długo z tych ławek się nie podnosiliśmy tylko żartowaliśmy, wygłupialiśmy się, czasem któraś dziewczyna pod ławką wylądowała dla żartów oczywiście. Wesoło było.
Na koniec miesiąca męska część grona zbierała uschłe już brzózki i szliśmy do lasu, gdzie się je paliło. (matko w lesie palić brzózki, teraz to nie do pomyślenia, ale wtedy naprawdę nikt nie miał o to pretensji a i nigdy z tego żadnej tragedii nie było, ognisko paliło się na polanie, co rok w tym samym miejscu pod czujnym okiem chłopaków (oni już dobrze wiedzieli, że jakby cokolwiek się wydarzyło to ojciec z laniem czekał i nawet sama Matka Boska by nie pomogła!). Mieliśmy wtedy po naście lat.
A dziś kapliczka stoi jak dawniej, tylko ławek już nie ma. Brzózki przyniósł mój tata. Co wieczór zbiera się kilka osób, same panie. Moja mama, sąsiadki w zasadzie to mamy tej młodzieży, która naście lat temu śpiewała przy kapliczkach. Nastolatka jest jedna, jedna kilkulatka. Nie ma młodzieży.
Szkoda, to były fajne czasy...
Wszystko się zmienia, ale jednak bardzo bym chciała, aby i ona miała kiedyś takie wspaniałe wspomnienia z prawdziwej wsi.




U nas jest trochę inna kapliczka bo w formie domku. Całe dzieciństwo goniłam tam z babcią i śpiewałam Po górach dolinach. Nie mogłam się doczekać, aż skończy się Litania do NMP bo zaczynało się przyjemne, czyli pieśni :)
OdpowiedzUsuńnikt by lasu nie podpalił, dobrze wiedzieli, gdzie to można robić;) Naucz Stokrocię po górach dooooolinach rozle-ga-sie dzwon!;)))
OdpowiedzUsuńU nas już wcale nie ma tego zwyczaju. W maju jest tylko jedna msza przy kapliczce w mojej wsi. Frekwencja na niej marna i przedział wiekowy podobny do tego o jakim piszesz :(
OdpowiedzUsuńJa niestety nie mam tak fajnych wspomnień ja Ty. Na nabożeństwa majowe chodziłam po prostu do kościoła.
OdpowiedzUsuńFajnie, że Stokroci przekazujesz tę tradycję :)
Piękna historia! A jak mi przypomnisz następnym razem jak się spotkamy to opowiem Ci moją historię o pieśniach maryjnych ;)
OdpowiedzUsuńW ogole nie znam tej tradycji, ale ja miastowe dziecko...
OdpowiedzUsuńu mnie na ulicy jest kapliczka i tam śpiewają majówki ale bez brzózek niestety. Jako dziecko też chodziłam cały miesiąc i było nas dużo. Teraz patrzę z okna bo o 20 to Przemek śpi i jest garstka osób a sama wiesz ile u nas dzieciaków na co dzień na ulicy:( takie czasy nistety
OdpowiedzUsuńJa na majowe biegałam do kościoła, nie mam takich wspomnień...a szkoda.
OdpowiedzUsuńTeraz mieszkam na wsi, i tu też odchodzi się od takiego majowego.
Za to moje dziecko po górach dolinach śpiewa jak lepiej niż kościelna organistka :P
Moja coś nie chce po górach dolinach, no nic jutro jedziemy do dziadków, moze dziadek ją przekona jak do kolęd, mówię Ci takie majowe przy kapliczce to było takie swojskie, takie nasze- niezapomniane.
UsuńI ja pamiętam takie "majówki" przy kapliczce, to były czasy :-))
OdpowiedzUsuńoj były, były, szkoda ze to już minęło
Usuń