poniedziałek, 19 maja 2014

Weekend pełen wrażeń...

Się dzieje tyle, że nie wiem czy znajdę czas, aby to wszystko opisać, tym bardziej że i dzisiejszy dzień do leniwych nie należy, a wiem, że jeśli nie napiszę zaraz to później będzie już tylko trudniej...
W sobotę zajęcia kończyłam po 16, a że przestało padać to P zrobił mi niespodziankę i zabrał mnie na wycieczkę. Osobny wpis muszę temu wydarzeniu poświęcić, bo zdjęć mam sporo a miejsca były niesamowite jak dla mnie. Taka mała próbka tylko:









W niedzielę zajęcia miałam zacząć o 9, a o 10 już miałam uciekać do domu, bo w południe mieliśmy komunię- taką dość niezwykłą, też postaram się o wpis na ten temat, ale wesoło nie będzie. Wiele osób w kościele stało z chusteczkami i nikt nawet nie próbował udawać, że nie płacze.

A wracając do niedzielnego poranka. W sobotę wyszło tak, że i ja miałam auto w Warszawie i P do mnie autem przyjechał,  postanowiliśmy z P, że jeden samochód zostawimy, a wrócimy do domu jednym, a rano P mnie po prostu podrzuci na zajęcia. Rano zadzwonił budzik o 7:00, a jakieś 30 sekund później zadzwonił syn P, że pilnie potrzebuje konsultacji, rady, porady i obecności i P koniecznie musiał jechać, miał wrócić jak najszybciej, bo o 8 mieliśmy wyjechać.
Kiedy do 8 zaczęło brakować coraz mniej minut wrzuciłam zupełnie na luz: zrobiłam kawę, nakryłam do stołu, wstawiłam pieczarki do jajecznicy i wiedziałam już, że szkoła dziś musi ustąpić miejsca pora porannym przyjemnościom. P przyjechał już po 8, jak byśmy wsiedli od razu i wyjechali to może byśmy i zdążyli, ale z drugiej strony trochę bez sensu jechać, wpaść tylko na niespełna godzinę i wyjść zaraz (to pierwsze zajęcia z tego przedmiotu, wiec raczej nie będę miała problemu z nadrobieniem, na pozostałych zajęciach tego dnia i tak miałam nie być).
Trochę był zaskoczony, że ja nie gotowa, a w domu unosi się zapach jajecznicy z pieczarkami zamiast perfum i spokój zamiast nerwowych  gromów rzucanych od progu....
Słońce świeciło, więc leniwie wypiliśmy kawę w ogródku (oj jak strasznie żałuję, że nie mamy kawałka tarasu, ale tym sposobem już wiem z czego za żadne skarby w swoim własnym domu nie zrezygnuję).
I wiecie co, czasem są rzeczy ważniejsze niż wszystko inne....
Nawet taka poranna kawa....
A może zwłaszcza....


PS czy ktoś z Czytelników wie co zrobić, żeby w blogu na blogspocie można publikować zdjęcia z telefonu?

9 komentarzy:

  1. no w takim razie czekamy na relację :) a co do tarasu ja też nie mam niestety ale zadowalam się prywatną trawką pod nosem:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. prywatna trawka jest super, ale jednak przy naszym układzie mieszkania to taras byłby zbawienny (trzeba latać przez pokój, kuchnie i przedsionek) ale i tak jest super;)

      Usuń
  2. Oj tak, czasami taka mała kawa w towarzystwie Ukochanej osoby jest cenniejsza niż wszystko inne wkoło...
    Ja też nie mam tarasu, baa nawet do trawki mam spory kawałek :P
    Czekamy na resztę zdjęc, ta namiastka kusi i prosi o więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pogoda była jednak mało łaskawa i zdjęcia nie są dobrej jakości (zachmurzone niebo=rażąca oko biel na zdjęciach a fotki głównie w plenerze, w dodatku nie było wycieczki w planach więc aparat został w domu a zdjęcia robione telefonem:(

      Usuń
  3. niecierpliwie czekam na te obiecane wpisy, ale bardzo mi się podobała końcówka - a przede wszystkim Twoje podejście do rzeczywistości, bo po co szaleć i się spinać na maxa kiedy nie jest to absolutnie konieczne.

    OdpowiedzUsuń
  4. To i ja czekam na wpis z niecierpliwością :*

    OdpowiedzUsuń
  5. To ja muszę wziąć z Ciebie przykład i czasami... a może częściej niż czasami i wyluzować i nie dać się zwariować.
    Bo ze mnie to jednak straszna choleryczka jest ...i czasami to samej ze sobą ciężko wytrzymać ;)

    bo w życiu ważne są tylko chwile :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to, a te najpiękniejsze przychodzą nie zaplanowane;)

      Usuń