Dziewczyny już od tygodnia są w domu. Uprane ubrania są -póki co- wszędzie. Nie mam czasu pójść na górę i zrobić porządku w szafie. Mogłyby oczywiście powiesić je same, ale postanowiłam zrobić w garderobie generalne porządki albo raczej ostre cięcia (zmniejszyć zasoby o jakieś 50%) więc cała ta praca czeka na mnie. Jutro mamy w teorii wolny dzień, może uda się coś uporządkować. Wolny dzień jest w teorii, bo w praktyce po weekendzie pracy nie brakuje, a i różne zakupy, naprawy czy zwyczajne koszenie trawy kiedyś trzeba zrobić.
Zamierzałam dziewczynki posłać na jakieś półkolonie w okolicy, ale chyba po przepatrzeniu ofert i przeliczeniu finansów nie da rady.
A jeszcze wrócę do obozu, bo dobrze jednak zakończyć jakimś miłym akcentem: starsza córka ostatniego dnia obozu o czwartej nad ranem otrzymała barwy drużyny i wróciła taka dumna i, co tu kryć, ja też.
W teorii i na papierze było jasno powiedziane, że na obozie nie będzie żadnych przyrzeczeń ani innych harcerskich zwyczajowych wydarzeń, dobrze ze w praktyce jednak był to bardzo normalny obóz, a nie covidowy.
Dobrze że szczęśliwie wróciły, ja niby powinnam być przyzwyczajona do nieobecności Córy, zawsze przeżywam te dwa miesiące. Na szczęście, w tym roku prawie cały sierpień spędzimy razem, już 8-go jadę do niej. Starsza rządzi, w ogóle obie z tymi harcerzami, dla mnie takie obozy to ekstremum, jak słyszę o tych ewakuacjach przez burze :0
OdpowiedzUsuńPodziwiam i Ciebie, ze wyslalas je na obozy i dziewczyny tez, ze chcialy, nie tesknily i daly rade. Ja bylam bardzo niesmiala i bojazliwa i nigdy na zadne kolonie nie chcialam jezdzic i moze przez to nie wyobrazam sobie wyslac Potworkow na taki wyjazdowy oboz.
OdpowiedzUsuńU nas polkolonie to niestety koniecznosc bo oboje pracujemy i niestety kosztuja mala fortune, ale co robic. DObrze, ze dzieciaki je lubia i nie marudza.