niedziela, 26 maja 2019

wyszło wyborczo a miało być wybornie

Najpierw wzięłam mamę i pojechałyśmy oddać głos w naszym Pipidówku.
Dużo liczenia nie będą mieli, może ze trzydzieści kart było w urnie.
Co prawda jeszcze kilka godzin zostało...
Później z mamą na obiad, dziś wyjątkowy dzień, trzeba trochę poświętować.
Później pojechaliśmy do babci- mama też ma jeszcze mamę.
Babcia jak to babcia, ma swoje himery, ale chciałabym będąc w jej wieku mieć jeszcze tyle pary!
Wiecie, na grzyby się wybiera, bo podobno już się pojawiły. I martwi się, bo kto ją na jagody zawiezie bo to jeszcze ze trzy tygodnie i może już będą. Ale do kościoła iść nie ma siły! Mądra kobieta!
I w drodze powrotnej kolejny lokal wyborczy.
Idę z dziewczynkami:
Wiecie jak ja chodziłam tutaj do szkoły, to ona zupełnie tak nie wyglądała. Teraz jest nowe przedszkole (otwarte chyba miesiąc temu), sala gimnastyczna, za moich czasów tego budynku w ogóle nie było. Mieliśmy szkołę  w kilku małych zimnych budynkach w dwóch miejscach oddalonych od siebie o kilkaset metrów. Budynek był po jakimś domu ludowym czy czymś takim, nie wiem bo moja pamięć tak daleko nie sięga. Dorośli nazywali do "ludowcem", dzieci "lodowcem" bo zimą było tam pierońsko zimno! Jak byłam w 8 klasie to wmurowywano akt erekcyjny. Oczywiście z pełną pompą, politykiem pochodzącym z okolicy a zajmującym wtedy bardzo wysokie stanowisko (niegdyś człowiekiem do którego miałam szacunek, niestety coś mu się w główkę stało po odejściu z instytucji) i biskupem (który co prawda już funkcji żadnej nie pełni, zawsze był tylko pomocniczym i może  do odpowiedzialności żadnej nikt go już nie pociągnie, aczkolwiek ostatnio błysnął jakimś "wierszem").
To ty tutaj chodziłaś do szkoły?!
Tak, tutaj.
Wchodzimy. Poza komisją nie ma żywej duszy. W komisji moja nauczycielka z podstawówki, Pani Zofia, od geografii. Ile ona może mieć lat? Uczyła jeszcze moją mamę, później mnie. Nie wiem czy ciągle uczy, w każdym razie wygląda prawie tak samo jak wtedy kiedy byłam jej uczennicą. 
Nie do wiary.
Pozostałych osób w komisji nie znam. Jednak wiele lat już tu nie mieszkam, tylko papierowo. Kiedy jeszcze rodzice tu byli to wszystko było takie moje, a teraz tak naprawdę nic mnie już z tym miejscem nie łączy. Poza wspomnieniami. I formalnościami.
Odszukujemy nazwę swojej miejscowości. Nie kojarzę zupełnie pana który siedzi przy tej tabliczce.
Pani obok mówi:
-Jak dobrze, że przyprowadziła Pani dzieci.
Zawsze przyprowadzam.
Młodsza chowa się w fałdach długiej sukienki,którą mam za sobie.
Bierzemy swoją kartę i idziemy za kotarę. Podział sprawiedliwy: mama wskazuje, starsza zakreśla a młodsza wrzuca.
W drodze do samochodu padają pytania (nie pierwszy raz): Po co te wybory?  Co to europarlament? A czy musimy głosować?
Miało być o  Dniu Matki a wyszło o wyborach, ale w końcu to mama razem z tatą nauczyli mnie, że na wybory trzeba chodzić. Że trzeba wiedzieć co się dzieje w gminie i kraju. Że nie wolno rezygnować ze swoich praw.


PS. Tym razem żadem bażant się na mnie nie zaczaił i nie zarysował mi samochodu. Za to już wiem, że po tamtym uderzeniu nie działają mi czujniki parkowania. wczoraj wjechałam w słupek, a czujnik zapiszczał jak się zatrzymałam (na słupku).










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz