niedziela, 2 września 2018

Punkt zaczepienia....

Takie rzeczy to tylko mi się chyba mogą przytrafić, ewentualnie bohaterkom jakiejś telenoweli wenezuelskiej, bo przecież normalnym ludziom się nie przytrafiają.
Piątek po południu no oczywiście że piątek i że popołudniu, takie rzeczy zdarzają się tylko wtedy. Wychodzę z pracy i jakby nigdy nic jadę do przedszkola wierzcie mi, ja od rana miałam jakieś przeczucie, ja się obawiałam, że zapomnę po to dziecko pojechać albo coś.
Ale nie zapomniałam, pojechałam.
Zaparkowałam jak zawsze, nawet w tym samym miejscu co zazwyczaj mi się to udało. I nie rozjechałam przy tym niczego ani nikogo. Poszłam po Młodą, wróciłyśmy posadziłam ją w foteliku, zapięłam, wsiadłam, odpalam auto, a tu zonk.
Nie dość że nie pali to jeszcze kontrolki pogasły. Jak nic prąd gdzieś się ulotnił. Spróbowałam jeszcze i .... jeszcze kilka razy, chciałam zajrzeć do akumulatora, czy może jakaś klema nie spadła albo coś, ale wiele nie widać, bo akumulator jest pod siedzeniem, więc tak naprawdę trzeba go wyjąć, żeby coś dojrzeć, a to jeszcze dodatkowo zabezpieczone jakimiś śrubami, i ani drgnie, ale na oko nic nie spadło, nic nie wystaje nie odstaje ani nie iskrzy, to chyba dobrze.
Bezpieczniki odnalazłam z całą skrzynką kolorowych kabelków nawet przez chwilę się zawahałam, czy aby na pewno wszystkie są tam potrzebne, ale i tam nic podejrzanego nie było widać, a mówiąc prościej, żaden dym się stamtąd nie unosił.
Kolega jest elektrykiem samochodowym, mieszka jakieś 800 m od przedszkola, z resztą jego córka też tu chodzi, więc dzwonię do niego.
Odpowiedział odkrywczo: Hmmm pewnie nie ma prądu. A na pytanie czy mógłby mi jakoś pomóc odpowiedział: "No dobrze, to go przyholuj". Nie napiszę co sobie pomyślałam, bo jednak są jakieś granice.
W międzyczasie zamknęli przedszkole.
Postanowiłam pójść po pomoc do swojego biura, a nuż kogoś tam jeszcze zastanę, w końcu to zaledwie jakieś półtora kilometra, dolezę. 
Wyszłam, akurat rozpętała się burza, że lało i trzaskało to nic, ale sandałki + deszcz to nie jest dobra mieszanka, po kolejnej kałuży nie do ominięcia stopa ześliznęła mi się po mokrym bucie, pękł pasek i zostałam z jedną nogą boso.
Bosko!
Dokuśtykałam.
Nikogo nie było, ale dowiedziałam się, gdzie znajdę akumulator, stary ale sprawny, do odpalenia powinien wystarczyć.
Wystarczył.
Wymieniony, odpalony, pojechał.
Ufff chyba to jednak tylko akumulator. Stary ma na sobie datę 2008 więc jakby nie ma się czemu dziwić. Generalnie odetchnęłam. Przedwcześnie jak się później okazało.
Sobota rano jak co tydzień jadę po świeże bułki,  wszak weekend to jedyny czas, kiedy spokojnie wszyscy razem możemy zjeść śniadanie.
I znów zonk: Auto nie pali. Znów nie napisze co pomyślałam.
Zamiana akumulatora, odpalanie, telefon do elektryka i odprowadzenie auta do specjalisty, nie muszę chyba mówić, że wspólne śniadanie piorun jasny trafił się zdezaktualizowało.
Samochód stał u elektromaga w kolejce do piątku.
W piątek po południu telefon od elektryka:
-Hmmm, chyba możesz odebrać samochód. Nie mogę go zdiagnozować, bo wszystko w nim działa. Po tygodniu stania odpalił bez problemu, sprawdzałem napięcia, pobory prądu, wszytko ma  w normie,  żadnych odchyleń, no działa idealnie.
Nie mam żadnego punktu zaczepienia.

No telenowela po prostu i to zdecydowanie najniższej klasy.....


12 komentarzy:

  1. Wiem, że nie wypada. ..ale się uśmiałam :))))'

    OdpowiedzUsuń
  2. mieliśmy takie auto i powiem tak - kiedy udało nam się go pozbyć to na koniec kopnęłam je w oponę i pożegnałam krótkim słowem na s

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest nie kontakt, który powstaje w zależności od wstrząsu, wilgotności powietrza lub temperatury otoczenia albo wszystko na raz. Trudna rzecz aby to wyszukać :-(
    Serdeczności z Krainy Loch Ness :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to mnie nastraszyłeś....
      Akumulator zapasowy w samochodzie jest, mam nadzieję, że jednak znajdzie się jakoś to licho

      Usuń
  4. Chyba samochód nauczy Cię cierpliwości, bo kiedy coś się rozłącza i to nie wiadomo dlaczego, ani w którym czasie, to jedynie możesz go pięknie prosić, by nie stanęło na środku szosy lub wtedy, gdy się spieszysz.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sądzę, żeby to mnie nauczyło cierpliwości, bo jak tu być cierpliwym jak masz w aucie małe dziecko stoisz na jakimś zadupiu i nie masz kogo o pomoc poprosić, prędzej nerwicy jakiej się nabawię, niż cierpliwości nauczę, ale jestem dobrej myśli.
      W porównaniu do poprzedniego, to do tego mam zaufanie i wierzę, że to był jedynie jakiś zły humor, taki drobny żarcik z jego strony, w końcu nosi imię kobiece więc można się tego było spodziewać:-)

      Usuń
  5. Jest jeszcze jeden sposób rzadko opisywany a jest związany z komputerem. Nie chce odpalić - wysiąść - pierdyknąć drzwiami - zamknęc i rozpocząc procedure od nowa !?.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ty to masz wesoło z tym samochodem. Jak go zmienisz na takiego działającego na 100% zawsze i wszędzie, to zobacz jak nudno się zrobi ;)

    OdpowiedzUsuń