wtorek, 14 sierpnia 2018

Zakręcona...

Dawno, dawno temu zaczyna się jak bajka ale proszę się nie łudzić, to będzie nudne opowiadanie.....
Tak czy inaczej jakiś czas temu pisałam, że jestem nie lubię, nie umiem i nie chcę nic planować,  że nie potrafię żyć z kalendarzem wszystko jedno czy chodzi o plan lekcji w podstawówce to oczywiście nie, ale począwszy od szkoły średniej zamiast planu lekcji wolałam mieć przy sobie tak na wszelki wypadek wszystkie zeszyty, a z podręcznikami to różnie bywało,  czy to o kalendarz służbowy zazwyczaj mam zapisane pierwsze dwa tygodnie, a później zapominam gdzie ten kalendarz w ogóle jest, chociaż w tym roku rekord bo chyba do maja mam zapiski dat, godzin i adresów, a w kalendarzyki małżeńskie nie wierzę.

Ale przecież człowiek zawsze może się zmienić na lepsze oczywiście przecież powszechnie wiadomo że ci poukładani są lepsi, czasem jednak to lepsze nie wychodzi człowiekowi na dobre.
W tym roku postanowiłam, że sprzeciwie się swoim zasadom nie planowania i zaplanuję.
O urlop konkretnie się rozchodzi.
Bo jak zaplanujesz, zorganizujesz, umówisz i zamówisz a najlepiej jeszcze opłacisz z góry to wiadomo że wszystko pójdzie jak z płatka.
Otóż nie do końca. Wystarczy ze w tym całym misternym planie coś się przesunie i cała reszta się wali. Tak wiem, normalnym ludziom się nic nie przesuwa i nic nie wali, ale u mnie anioły kawę piją to nie ma co się dziwić, nic nie mogło pójść zgodnie z planem. Jestem wyjątkowa po prostu, nie ma co się dziwić.
Zgodnie z planem poszedł tylko pierwszy dzień. A i to nie do końca, bo wieczór już musiał być nieco spontaniczny. Drugiego dnia zajmowałam się odkręcaniem całego planu i układaniem go na nowo.
Trzeciego dnia zostawiłam telefon w hotelu o czym uświadomiła mnie moja zagraniczna siostra rodzona,  bo to do niej zadzwoniono z tą informacją;-P
A tydzień ma dni siedem tak?
W każdym razie jesteśmy już w domu, nieco ponad tysiąc osiemset kilometrów, dziesiątki kaw, dwa batony i miliony wrażeń za nami.
A kurier jutro dostarczy zagubiony telefon.
Nikt mnie już nie namówi do planowania, nie ma mowy;-)


16 komentarzy:

  1. Planowanie mam we krwi:)) moze dlatego, ze przez wiele lat musialam pracowac w/g scislego planu i tak mi zostalo.
    Ale intryguje mnie ten kalendarzyk malzenski, co sie w takim zapisuje?
    planowane obiady, zakupy czy tez moze klotnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja właściwie to nie wiem co się tam powinno zapisywać, bo od nastu lat męża nie mam, ale raczej jakieś seksy, pozycje tudzież inne bezeceństwa;-) jak nie wierzę, to skąd mam wiedzieć:)

      Usuń
  2. nigdy nie planowałam więcej niż ewentualnie dzien naprzód.
    Spontan przede wszystkim i to do tego stopnia że zadzwoniłam do koleżanki - otwórz bramę bo stoimy pod - a ta - jaja se robiccie?!? ;))))))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nigdy nie planowałam, i już więcej nie będę;)
      Z tym otwórz bramę, to też tak kiedyś mieliśmy, tyle ze to my jechaliśmy w odwiedziny do pewnej cioteczki na drugi koniec kraju, a ze cioteczka była bardzo gościnna, to było wiadomo że jeśli ją uprzedzimy to biedna narobi zakupów, nagotuje jak dla pułku wojska, wiec wiedziała tylko że kiedyś tam na dniach siw wybieramy, ale nie wiedziała konkretnie kiedy. Poprosiła tylko: to chociaż zadzwońcie jak będziecie blisko, to kawę nastawię. to zadzwoniliśmy z hasłem: ciociu jesteśmy blisko, możesz wstawić wodę na kawę. Domofonem oczywiście zadzwoniliśmy.

      Usuń
  3. Ja przeważnie planuję tak w ogólnych zarysach, a szczegóły czasem dopracowuje się na bieżąco.:) Ale, niestety, część rzeczy trzeba zapisać w kalendarzu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja planowałam co najwyżej datę, w tym roku wszystko stanęło na głowie, ale nie ma tego złego....bo w sumie wyszło tak, jak lubię: spontanicznie.

      Usuń
  4. Ja to jestem jeden wielki plan, nigdy nie zrealizowany;-)
    Lubię mieć plan, bo jestem zakręcona więc wypada. Ale raczej ogólny, tak mniej więcej.
    Ż planu najważniejszego tego życiowego chyba nici, ale już przywykłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He he;) jak wiadomo "najpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz..." i tego się trzymajmy

      Usuń
  5. Dobrze, że w hotelu a nie gdzieś na ławce w parku...
    Ja pojutrze wylatuję na zaplanowane wakacje - zobaczymy, co się zdarzy ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj ciężko było znaleźć miejsce: sobota wieczór, wesela wszystko zajęte, na pierwszy wolny nocleg trafiliśmy dopiero około 4 nad ranem, gdybyśmy byli sami to pewnie przekimalibyśmy się te noc w samochodzie na jakiejś stacji (nie pierwszy i nie ostatni przecież), ale że jechaliśmy cła rodziną, a dzieci się budziły, marudziły, płakały...
      Mam nadzieję, że Twoje zaplanowane wakacje upłyną zgodnie z planem;)

      Usuń
  6. Ostatnio aparat, teraz telefon! :D

    Ja zawsze boje sie planowac, ze zapesze i nie wyjdzie. Co nie zmienia faktu, ze planuje, szczegolnie z duzym wyprzedzeniem, po przyjemnie jest na cos czekac. A spontan zalezy od tylu czynnikow i humorow, ze zwykle mi nie wychodzi... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi jednak spontan wychodzi zdecydowanie lepiej;)

      Usuń
  7. Ojj jak dawno mnie tu u Ciebie nie bylo😉 Ja lubie planować, zapisuję wszystko skrupulatnie w kalendarzu i staram się tego trzymać...a raczej starałam,bo ostatnio działam na pełnym spontanie i zacxynsm wyznawać zasadę podslyszana kiedyś...a mianowicie"jeśli chcesz rozśmieszyć Pana Boga opowiedz Mu o swoich planach"😉 Ściskam mocno 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj dawno, dawno.
      Napisz co u Ciebie. Wiesz, brakuje mi Ciebie w sieci.
      Twojej teściowej też, gdybyś kiedyś zamierzała wrócić to daj koniecznie nowy adres.

      Usuń
    2. Raczej nie wrócę, a o teściowej napiszę chyba książkę hahaha :D
      Odezwę się na pewno (prywatnie), jak znajdę więcej niż trzy minuty :):)
      Wiesz jak to jest praca, dom, dzieci...tak, tak dzieci :D Mam już wymarzoną dwójkę :D i oczywiście Gada w pakiecie bez zmian :P :P Duże buziaki i do spisania :D:*

      Usuń