czwartek, 8 marca 2018

Pamętniczku mój kochany....

.... zaniedbałam cię ostatnio, ale nic na to porazić nie mogę, taki mamy klimat.

Za oknem raz mróz, że gołębie zamarzają w locie, raz odwilż, że trzeba piętnaście minut wcześniej z domu wychodzić, żeby ostrożnie buty z błociska wyjmować, inaczej na boso do samochodu doleziesz.
No dobrze, nie narzekam, z dwojga złego zdecydowanie wolę odwilż.
Rok temu dwa razy samochód na własnym podjeździe w błocie utopiłam, w tym nie, wiec chyba jest powód do świętowania.
Tulipany też odmroziło, i chyba mają się całkiem nieźle, sądząc po zielonym kolorze, gorzej z krokusami, z których zostały tylko brązowe pozwijane badylki.
Z tęsknotą patrzę na koszmarną ścieżkę prowadzącą do furtki, przy której w styczniu kwitły jeszcze goździki, a teraz straszą tylko szaro brązowe bezlistne rózgi.
Patrzę z nadzieją, ale i powątpiewaniem czy aby te wszystkie posadzone w ubiegłym roku cebule i byliny naprawdę lada chwila zazielenią to miejsce i znów będzie to mój ulubiony fragment podwórka?
Kiedy budzik dzwoni za oknem jest już całkiem jasno, kiedy wracamy też jeszcze widać co nieco, w porywie chwili P zawiesił dzieciom huśtawki, na moje utrapienie bo teraz wybiegają z samochodu jak szalone i lecą byleby się pobujać choćby te pół minuty, zanim matka z tobołkami dobiegnie i przegoni, bo przecież dla nich nie ma znaczenia, że akurat deszcz pada i z huśtawki kapie woda...
Tak że mój pamiętniczku odkładam cię w suche miejsce i zmykam do swoich obowiązków.
Do zobaczenia za niedługo (mam nadzieję)....

2 komentarze:

  1. już wiosna tuż tuż..
    co wymarzło to się wyrzuci i posadzi nowe, trudno, jeszcze się badylami przejmować?

    OdpowiedzUsuń