wtorek, 30 czerwca 2015

Jak Stokrotka sąsiadów poznaje...



źródło: http://www.tapeciarnia.pl

Dziwnie trochę się mieszka na takiej wsi. Wszyscy nas znają, a my nie znamy prawie nikogo. Ludzie z daleka mówią nam dzień dobry, miłe to, ale nawet nie wiem, kto to, skąd. Potrzeba czasu, żeby wszystkich znać choćby z widzenia.
Na razie tylko najbliższych sąsiadów znam, co nieco. 
I Sołtysa. 
No i panią ze sklepu.
Przyszedł któregoś dnia sąsiad (możemy go nazwać Młody, bo myślę, że może pojawiać się tu częściej) i przyniósł "kartkę". Nie wiem czy tak to działa wszędzie, ale na mojej rodzinnej wsi było tak, że jak sołtys chciał o czymś powiadomić to puszczał kartkę, czyli informację (najczęściej z pieczęcią urzędową), która szła  i od domu do domu, sąsiad przekazywał następnemu sąsiadowi i tak w ciągu kilku dni cała wieś wiedziała, co miała wiedzieć. Tutaj wygląda na to, że też jest taki zwyczaj. Młody przyniósł kartkę, powiedział, z której strony idzie i że powinnam ją odnieść do następnego sąsiada. Ok, dla mnie to w sumie okazja, żeby jednak tych sąsiadów trochę poznać, powiedzieć sobie miłe słowo aboco.
No i jak dzieci zasnęły ( o matko kochana, jakie to szczęście, że nie wpadłam na pomysł, żeby dzieci zabrać ze sobą) to ja (głupia) wybrałam się (bez telefonu, bo przecież, po co mi telefon u sąsiada) i polazłam za rów (tak miejscowi mówią na strumyk, który przepływa obok nas).
Idę i się zachwycam, domek sąsiadów położony jest od głównej drogi jakieś 200 m.
Do domu wiedzie wąska, malownicza dróżka wijąca się  pomiędzy zielenią typową dla terenów nadrzecznych, Jest przepięknie, zielono sielsko i spokojnie! Uszy wypełnia śpiew niezliczonych ptaków, a zapach łąki jest tak gęsty, że można nożem kroić. Gałązki jeżyny, co chwilę próbują chwycić moją sukienkę, a komary mało oczu nie powybijają;-P Oczywiście przypominają mi się zaraz jakieś niegdyś usłyszane bądź przeczytane historie o duchach czy innych zjawach lubujących się w takich zaroślach i straszących niewinne przechadzające się tamtędy dziewice, ale że do dziewicy mi już bardzo daleko to spokojnym krokiem idę sobie dziarsko dalej.
I oto ukazuje się mym oczom domek sąsiedzki w pełnej krasie, no sielanki ciąg dalszy mówię Wam. Domek stoi jakby pośrodku łąki, tuż przed wejściem spaceruje sobie bocian, spojrzał tylko na mnie i wcale się nie przejął tylko dalej szukał czegoś w trawie (może okulary zgubił, nie wiem).
A przed domem stoi buda. Jak buda to i pies musi być, ale psa ani widu, ani słychu. Idę więc, nieco niepewnie, na schodach leży coś na kształt smyczy, tyle że długie na kilkanaście metrów, ale psa nie widać nigdzie. Weszłam więc na schody i zastukałam do drzwi i wtedy się pojawił! Nie, nie sąsiad, najpierw pojawił się pies! Piękny husky syberyjski, ale na mój widok zdecydowanie się nie ucieszył. Stanął na schodach przede mną i z jego miny można było wywnioskować, że nie należało tu wchodzić. Zamarłam, i gdyby się okazało, że sąsiadów w domu nie ma to noc bym spędziła z cała pewnością u nich pod drzwiami, bo pies nie wyglądał na takiego, co to by kogokolwiek puścił wolno. I gdyby nie to, że warczał na mnie i kły szczerzył to z pewnością pokochałabym go miłością wielką, bo był naprawdę piękny, choć jedno oko miał niebieskie (jak to husky) a drugie zielone.
Stałam jak wryta bez ruchu, dobrze, ze do drzwi zastukałam zanim psisko się pojawiło. Telefonu przecież nie wzięłam, więc nawet nie miałam jak o pomoc zawołać. Na szczęście sąsiadka była i chyba jeszcze nigdy do nikogo do domu tak chętnie nie wpadłam jak do niej.
I tak oto Szanowni Państwo Stokrotka byłaby zjedzona przez psa sąsiadów, ale na szczęście jednak mam chyba więcej szczęścia niż rozumu, i już teraz będę wiedziała że jak buda stoi to i burka należy odnaleźć zanim się na jego terenie nogę postawi!

Na miejscu się okazało, że jednak sąsiadów mam nieco dziwnych, ale o tym to już będzie w innej bajce…. 

9 komentarzy:

  1. Nie zazdroszczę .... oko w oko z bestią... dobrze, że się w porę ogarnął, że Stokrotki nie są do jedzenia :-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dobrze, ze sąsiadka wyszła bo inaczej to byłoby nie ciekawie, no i wracajac do domu, już się ścieżynką tak nie zachwycałam;-P

      Usuń
  2. no to faktycznie miałaś przeżycia....ważne że wyszłaś z opresji cało:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chyba nigdy w życiu tyle strachu się nie najadlam!

      Usuń
  3. nie mogę się doczekać, pisz pisz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiesz, to takie trodne decyzje, bo jakbym miała pisać o nich dobrze to ok, ale jak niekoniecznie to może czasem lepiej ugryźć się w język, bo jeśli i ja się kiedyś stane tak sławna jak Ty, i wszyscy to przeczytają... he he he

      Usuń
  4. Oj duży te pieski duże, wcale się nie dziwę, też bym się wystraszyła....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w dodatku sąsiadka potwierdziła moje obawy, że żywa bym stamtąd nie wyszła....

      Usuń
  5. U nas też jest tajk z tymi kartkami-obiegówkami, a co do sąsiadów, z mojego doświadczenia Ci powiem, że ze mną jak się wprowadziłam było podobnie, najpierw musiałam przywyknąć do sąsiadów, a oni do mnie, bo było bardzo dziwnie. Tak po roku wszyscy mnie zaakceptowali i już nie byłam nabytkiem z miasta ;)

    OdpowiedzUsuń