piątek, 1 lipca 2011

Mąż jaki jest kazdy widzi...

Ostatnio moja przyjaciółka, której związek sie posypał (rozstała się z mężem na kilka dni przed urodzeniem ich pierwszego dziecka) zapytała mnie: 
Czy nie lepiej mieć byle jakiego męża, niż wcale? 
Trudne pytanie?
Dla mnie odpowiedź wydaje się bardzo prosta, choć pewnie nie wszystkim się moje zdanie w tej kwestii spodoba. 
Myślę, ze choć przysięga mówi o byciu ze sobą na dobre i złe i w dobrej i złej doli i dopuki.... to jednak czy jest sens być z kimś kto nie szanuje swojej połówki, kto nie kocha, nie jest wierny czy uczciwy? A przecież te słowa tez są w rocie małżeńskiej...
Czy za niedotrzymanie przysiegi jednej strony druga strona musi jej bezwzglednie dotrzymywać i wybaczać? Zazwyczaj wybaczać w nieskończoność?
Czy można usprawiedliwiać zdrady? picie? przemoc? znęcanie się nad rodziną czy to fizyczne czy psychiczne?
Czy powinno się ciagle kochać i wybaczać bo "cię nie opuszczę aż do...".

Miałam męża. Rozstaliśmy sie po  siedmiu latach małżeństwa. Za żadne skarby bym do niego nie wróciła, choć kiedyś go kochałam, choć w dniu w którym wypowiadałam slowa przysiegi byłam przekonana że łączy nas ona na całe życie. 
Niestety stało się inaczej.
Bolało, bardzo bolało i byłam pełna obaw co dalej. 
Byłam po prostu przerażona, głównie tym jak ja sobie poradzę "bez niego"? Byliśmy razem jedenaście lat, wiec nie decyzja o ślubie nie była pochopna...
I gdyby powiedział wtedy słowo, wiem ze wróciłabym natychniast.
Wybaczyłabym wszystko i kochałabym dalej.
A jednak nie wróciłam, wytrzymałam w swoim postanowieniu i wiem dziś, że była to najsłuszniejsza decyzja.
I jakos sobie poradziłam: z kredytem do spłacania, z tym że zabrał całe moje oszczędności, że odeszłam tylko z torbą swoich ubrań i starym samochodem na któy zaciągnięty był kredyt do spłacenia, nia miałam gdzie się podziać bo do rodziców nie chciałam iść po pomoc bo było mi zwyczajnie wstyd.
On został w mieszkaniu, ze wszsytkimi sprzetętami, naczyniami, pościelami ręcznikami kupionymi razem, ja musiałam zaczać od zera bo nawet nie pomyślał że to wszystko było wspólne i należałoby się tym podzielić...
Dziś jestem z siebie dumna ze jendnak znalazłam w sobie tyle siły żeby odejść.
I jestem całkowicie pewna ze lepiej nie mieć męża niż mieć byle jakiego.
Szkoda życia żeby sie męczyć w toksycznym związku.
Samotność we dwoje jest najgorsza z możliwych.


Moja Połówka nie jest moim mężem i pewnie nie będzie nigdy no chyba że kiedyś znowu sie odważę, ale raczej nie....
Kocham go tak po prostu, bez przysięgi ale i ...bez pamięci...
bez kłótni i bez upokorzeń, ze wzajemnym zrozumieniem i wspólnymi planami...
Z cudownym seksem....
I z oczekiwaniem na największy nasz Skarb...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz