poniedziałek, 13 czerwca 2011

Ksiądz...

 Aneta poznała Piotrka jeszcze w technikum. Zaraz po maturze się pobrali- on najmłodsze dziecko w rodzinie, rodzeństwo już na swoim, a rodzice starsi i dobrze jakby ktoś się nimi zajmował.
Ona najstarsza z sześciorga,  dom mały, ciasno, głośno. Wzięli ślub i zamieszkała u niego. Rodzice przepisali im gospodarstwo. Aneta zrezygnowała z pracy na rzecz krów i kur.
Rok później przyszła na świat Oliwka. Aneta musiała pogodzić pracę w gospodarstwie i opiekę nad dzieckiem, teściowa twierdziła ze ona swoje już wychowała, więc pomagać przy małej nie zamierza. Teść był starszym człowiekiem, chorował na nogi ledwo chodził wiec choćby chciał pomóc to nie mógł. Piotrek pracował, zarabiał całkiem nieźle jak na tutejsze warunki i jakoś im starczało na życie, choć bez żadnych rewelacji.
Widać było, że się kochają, że są szczęśliwi. W kolejnych dwóch latach przyszła na świat kolejna dwójka dzieci. Od wiosny do późnej jesieni Anetę można było spotkać razem z dziećmi a to na łące wyprowadzającą krowy, a to przy "warzywie" wyrywającą chwasty, a to biegającą po podwórzu z wiadrami wody i jedzenia dla zwierzaków. Zawsze uśmiechnięta i zadowolona. Po południu, po pracy pomagał jej Piotr. Oboje zawsze grzeczni, mili i widać ze chyba dobrze małżeństwo.
Kiedy najstarsza Oliwia poszła do zerówki na świat przyszło kolejne dzieciątko.
Teraz tylko już Aneta mogła liczyć, że na te kilkadziesiąt minut to Oliwka zostanie w domu z rodzeństwem. Dzieci się zgodnie bawiły, nie było z nimi większych problemów. Teść zmarł.    
Teściowa pomagać w żaden sposób nie zamierzała, często przychodziła do synowej na obiad, bo dla niej samej to gotować się nie opłaci. Opowiadała  tylko na wsi, jaka to ona straszna ma synową, za robotę się nie weźmie, syn sam pracuje i ją musi utrzymywać...
Znam tę rodzinę osobiście.
Mają teraz sześcioro dzieciaczków, najmłodsze ma półtora roku, najstarsza ma dziesięć lat.
Dzieci grzeczne, zawsze mówią "dzień dobry".
Aneta to wiecznie uśmiechnięta kobieta, zawsze pomocna usłużna. 
Jak ktoś potrzebuje pomocy nigdy nie odmówi? Piotrek też. Na pewno nie jest im łatwo, ale widać ze są szczęśliwi. Nigdy nie słyszałam, żeby któreś, choć słowem narzekało na coś.
Piszę o nich, bo pewna sytuacja bardzo mnie ujęła.
Byłam którejś niedzieli w kościele tamtejszej parafii. Kościółek nieduży, ludzi sporo. 
Starsze dzieci poszły razem blisko ołtarza i siedziały na pierwszych ławkach. Najmłodszy był z Anetą. Jak to maleństwo się do niej tuliło, trzymała go na rękach cała mszę, stojąc, bo nikt miejsca jej nie ustąpił- a może nie chciała, nie wiem? Stała, więc z tym ok rocznym dzieckiem na rękach a mały obejmował ją za szyję, przytulał się ciągle.
Piękny widok. 
Inna sytuacja, która miała miejsce rok wcześniej nieco mnie zbulwersowała.  Ksiądz z tejże parafii, gdzie Aneta z Piotrem i rodziną każdej niedzieli są w kościele chodził jak to jest w zwyczaju odwiedzał domy po tzw. kolędzie. Najpierw był u Anety, później poszedł do kolejnego domu. Podczas rozmowy z gospodynią w pewnym momencie mówi:
-A u Nowików chyba znowu dziecko będzie, bo ona taka gruba, ledwo łazi po domu.
No i tu sąsiadkę Anety szlag jasny trafił!
-Jak ksiądz tak może?! To zamiast powiedzieć dobra matka, nie zabija tylko zajmuje się jak może i cieszy ze Bóg dał zdrowe, zamiast pomodlić się za nich to ksiądz takie głupoty po wsi pieprzy!? Jak tak można?! - I tu ksiądz szybciutko poświęcił dom i poszedł dalej.

I żeby nie było nie mam nic przeciwko księżom czy kościołowi, ksiądz też człowiek, ale.....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz