poniedziałek, 3 czerwca 2019

Obietnica


Czasem zdarzają się takie uroczystości, których częścią nieodłączną lub dobrze widzianą jest uroczystość kościelna. Tak też zdarzyło nam się w miniony weekend.
Uroczystość w kaplicy trwała niespełna pół godziny, a ksiądz na koniec życzył dzieciom wszystkiego dobrego i polecił rodzicom, że jeśli jeszcze nie byli z dziećmi na imprezie, którą nieopodal organizują strażacy to powinni koniecznie pójść: Dmuchane zjeżdżalnie i przejażdżka wozem strażackim to główne atrakcje.
I bez polecenia czarnego pana wybierałyśmy się z dziećmi na dmuchańce. Wozy strażackie już nie kursowały, panowie grillowali na zewnątrz, panie siedziały wspólnie przy stole wewnątrz budynku, dzieciaki biegały po placu (obok przedszkole i plac zabaw) a część szalała na dmuchanym zamku.
Miejscowe dzieciaki nie były zachwycone, że jakieś obce dzieci chcą się też pobawić, kilka razy zdarzyło się, że zastawiały dziewczynkom zjazd, albo po zjechaniu właziły znów na górę tyle, że nie tędy gdzie są "schodki" a wdrapywały się po tym ślizgu do zjeżdżania. Dziewczynki nie dawały się jak mogły ale większość zjazdów to takie po samym brzegu zjeżdżalni, jakby przy bandzie. W końcu stało się tak, że obie ściśnięte w rogu zjeżdżały trzymając się za ręce, jedna obtarła sobie dłoń, a druga zawadziła o "szew" to sklejenie takie w rancie (nie wiem jak to odpowiednio nazwać, w tym rogu gdzie zjeżdżalnia na boczki) i zarysowała sobie skórę na udzie i pośladku.
W każdym razie zabawa się skończyła, poszłyśmy do domu (częściowo z płaczem) i już.
W domu zażartowaliśmy, że to wszystko przez księdza, który nakazał rodzicom zabrać dzieci na plac zabaw. I tu przestrzegam, dzieci słuchają.
I wykorzystują to co usłyszały.
Rany się już prawie wygoiły, ręka nie boli, z uda krew się nie leje.
Wczoraj kolejny dzień z dziećmi w rolach głównych, wracamy do domu zatrzymaliśmy się na obiad.
Nagle Młodsza bardzo poważna zadaje nam pytanie:
-A kiedy pojedziemy do księdza?
-Do księdza? A po co?
-No, żeby mu powiedzieć że to przez niego mnie bolała rączka a A. pupka.
Hmmm...
Musiałam obiecać, że ciocia, u której w sobotę byłyśmy, się tym zajmie i przekaże księdzu wiadomość.



4 komentarze:

  1. 😂😂😂😂dobre. Ale dziwi mnie to ze dzici potrafią być takie. Przeważnie im ich więcej tym weselej. Widocznie do Wam udało po prostu trafić na nie fajna ekipę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam, ze sie nie wtracilas- ja zawsze jak lwica za dziecmi szlam i.....ustawialam "wrogow" mych pisklat w szeregu ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzieci słuchają...
    Swego czasu w trójce była emitowana cyklicznie audycja "Świat w oczach dziecka", której autorka wyciągała z przedszkolaków baaardzo smakowite stwierdzenia ;-))

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj tak dzieci słuchają i to aż za dużo

    OdpowiedzUsuń