czwartek, 28 marca 2019

Nie znoszę...

Będzie długo i nudno, ale muszę się wygadać.

Wbrew pozorom nie będzie o jajkach tylko o ludziach.
Nie toleruję ludzi, którzy nie szanują mojego czasu, nie cierpię takich ludzi i staram się omijać z daleka, niestety czasem na takich trafiam, i niestety ale bywa, że pomimo wielkiej niechęci trzeba zacisnąć zęby i przetrzymać, bo współpraca, dobro sprawy albo inna konieczność tego wymaga (a tak naprawdę zacisnąć te zęby to trzeba  po to, aby nie pogryźć takiego buraka).
Ostatnio zauważyłam też pewną prawidłowość- im ktoś wyżej wycenia (nie mylić z ceni) swój czas tym bardziej marnotrawi czas innych.
Po wielu tygodniach, nawet miesiącach uzgodnień i pomysłów (niestety nie do końca sama mogę o tym zadecydować) trafiłam do pewnej kancelarii prawnej o szumnej nazwie "Nazwisko & Partners".
Umówić się na spotkanie trzeba ze sporym wyprzedzeniem, bo "nie mam czasu, zarobiony jestem". OK, właściwie to chyba powinnam to uznać za plus- nie ma czasu znaczy jest rozchwytywany, a skoro tak, to znaczy że jest skuteczny.
Umówione spotkanie, przyjemna rozmowa, adwokat bardzo kontaktowy, rozmowa nie jest sztywna. Nic się nie dowiadujemy, żadnej porady a tylko informacja, ze jak zostawimy dokumenty, które udało nam się zebrać w sprawie to zapozna się z wszystkim, zajrzy do akt wieczystych i na następnym spotkaniu przedstawi nam możliwości, sposoby, szanse, zagrożenia i koszty.
I żeby zadzwonić pod koniec tygodnia, bo wiadomo zarobiony jest.
I że jeśli nie będzie odbierał, to wiadomo: nie dzwonić w nieskończoność tylko sms, oddzwoni.
Albo mail, w końcu mamy XXI wiek.
A i 150zł się należy za tę rozmowę w kancelarii (uwaga to słowo klucz) a porady póki co nie było, pieniądze oczywiście z reki do ręki, żadnych zbędnych paragonów.
Nadszedł piątek: nie odbiera telefonu.
SMS.
Nie oddzwania, nie odpowiada.
Mail. Bez odpowiedzi.
Telefon w poniedziałek. Powtórka: nie odbiera, nie oddzwania, to samo na sms.
Mail wysłany następnego dnia: nie odbiera pan telefonu, nie odpisuje na maile i smsy, co dalej? Proszę o info.
Cisza.
Dzwonię, uff udało się. Pozornie.
Odebrał, kazał zadzwonić za godzinę.
Za godzinę nie mógł jeszcze rozmawiać.
Kolejny odebrał.
OK wszystko powiem na spotkaniu, to co za dwa dni o 14? Przez telefon nic nie powie, a po za tym ma jeszcze kilka pytań a bez odpowiedzi na te pytania nie może powiedzieć nic ponadto co mówiliśmy na rozmowie.
W przyszłym tygodniu mam rozprawę w pana mieście, będę o 11, "przed" i "po" możemy się umawiać, to może wtedy?
Tak, pasuje mi, na 10 pani zdąży?
Zdążę oczywiście.
W domu piszę mail: Panie mecenasie jesteśmy umówieni w przyszłym tygodniu na spotkanie. Mówił pan że ma jeszcze kilka pytań odnośnie tej sprawy proszę o sformułowanie ich abym mogła wyczerpująco udzielić odpowiedzi.
Odpowiedzi na  brak do dziś.
Środa rano, 9.55 zamknięte. 10.00 zamknięte, 10.05 kancelaria otwarta.
Dzień dobry jestem umówiona z mecenasem Nazwisko na 9:00.
Oczy sekretarki robią się wielkie  jak półmiski:
NA DZIŚ?
Tak na dziś.
Ale mecenas Nazwisko dziś jest w innym mieście.
Hmmm. Na pewno na dziś byliśmy umówieni.
Ok, ja zadzwonię do mecenasa.
Po chwili podaj mi słuchawkę, żadnego przepraszam czy nic z tych rzeczy. Proszę czekać, za kilka minut zadzwonię tylko coś ustalę. Proszę czekać na telefon.
Informuję, że nie mogę czekać w nieskończoność, bo za niespełna godzinę rozpoczyna się rozprawa.
Proszę czekać.
Po obliczeniu, że o 10.45 muszę najpóźniej wyjść, żeby zdążyć zostało nam jakieś 25 minut oczekiwania. Z miasta w którym to niby mecenas właśnie jest jest ok 37 km, czyli w 25 minut się nie da a nic mi nie wiadomo, żeby rządowa kolumna przysługiwała mecenasom w podrzędnych miastach, a nie widziałam go nigdy u boku Ziobry, ale to może dlatego, że nie posiadam telewizorni.
A nawet załóżmy że pokonałby tę drogę w tak krótkim czasie to i tak na rozmowę zostaje nam minuta? dwie? trzy?
Ok godz 10.40 dzwoni do sekretarki.
Proszę powiedzieć, żeby pani czekała cierpliwie, on jedzie a do sądu zadzwonił i na sprawę mogę się spóźnić, bo rozprawa też się opóźni, bo wszystko załatwił. I będzie w kancelarii za dwie minuty dosłownie, już jest w mieście i już podjeżdża.
Hmmmm. Szczęka ze zdziwienia uderza o podłogę.
To takie buty, adwokat może sobie zadzwonić do sądu i poprosić o przesuniecie sprawy, tudzież usprawiedliwić spóźnienie się wnioskodawcy, zwłaszcza, że nie jest pełnomocnikiem żadnej ze stron, a powodem spóźnienia strony jest jego własne zapominalstwo.
Postanawiam, że jednak nie będę się spóźniać na rozprawę, na której termin czekałam prawie rok.
Informuję sekretarkę, że jeśli mecenas zdąży to niech podjedzie do sądu- jeśli rozprawa faktycznie się opóźni to będziemy mieć te kilka minut na rozmowę na korytarzu. Ok 10.50 jadę do sądu.
Do sądu zdążyłam, a jakieś 5 minut później wpada mecenas.
Generalnie to o co my mamy tę sprawę dziś? -pyta zziajany.
Nie "MY" mamy, tylko "JA" mam. W tej sprawie działam bez adwokata, bo nie ma takiej potrzeby, a MY dopiero może będziemy mieć w zależności od naszej rozmowy i Pana ustaleń. 
I co udało się Panu ustalić?
Niestety udało mu się ustalić niewiele, a właściwie to nic, ponadto co sama wiem i o czym już rozmawialiśmy na pierwszej rozmowie. Zadawał pytania, na które odpowiedzi miał w pozostawionych dokumentach, a tych "właściwych" nie zadał, bo do tego jest oczywiście potrzebna rozmowa w kancelarii. co do ceny też nie powie, tylko w kancelarii (cholera co on w tej kancelarii jakieś zagłuszacze nagrywania ma czy co, że poza kancelarią nawet ceny swoich usług nie chce zdradzić?).
A w ogóle proszę zadzwonić po 15 bo on biegnie za swoją rozprawę, którą ma w drugim sadzie za pół godziny.
Po 15 ma spotkanie, proszę za pół godziny.
Za pół godziny: jeszcze proszę za 10 minut.
W końcu się udało i słyszę taki tekst:
No i widzi Pani, po co były te nerwy, ten stres. Pani się już nie denerwuje żebym następnym razem też nie musiał pani w sądzie ratować.
Noż#szkrw$japie%dole?!
ON MNIE MUSIAŁ RATOWAĆ?!
PRZED CZYM NIBY?
SWOJĄ DUPĘ PRZEDE MNĄ RATOWAŁ A NIE MNIE W SĄDZIE.
BURAK JEDEN.

Na szczęście podał taką cenę, że raczej nie skorzystamy z jego usług (czekam na decyzję współzainteresowanego) i nie będę musiała więcej z nim rozmawiać. Co prawda muszę jeszcze odebrać swoje dokumenty, ale mam nadzieję załatwić to przez sekretarkę.
Co niektórym woda sodowa uderza zbyt mocno do głowy.


12 komentarzy:

  1. Brak mi slow.
    Jestes naprawd bardzo cierpliwa, bo ja bym go zlamasa kutanego zagryzla wlasnymi zebami.
    Od samego czytania jestem wkurwiona na maksa.
    Jak tak mozna postepowac z czlowiekiem?????? Mecenas pierdolona jego mac!!!!!
    Wybacz, ale ja sobie nie wyobrazam takiego chamstwa ze strony sprzedawcy w warzywniaku a co dopiero ze strony mecenasa.
    Czy on naprawde mysli, ze jest jedyny????
    Gimi, nie wiem czy w Polsce istnieje zwyczaj pisania opinii publicznie na stronie tej kancelarii czy ogolnie gdzies na stronach gdzie ludzie zasiegaja porady na temat uslug.
    Ale jak cos takiego istnieje to ja bym cala te notke wkleila wlansie jako komentarz.
    O takich zlodziejach nalezy ludzi informowac.

    OdpowiedzUsuń
  2. O! no gorzej chyba trafić nie mogłaś! Olej go!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olewam, tylko papiery muszę od niego odebrać:(

      Usuń
  3. bezczelny naciągacz, jestem oburzona, jakiś śliski mi się wydaje od samego czytania!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dupek!

    Po namyśle: dupek do kwadratu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo nawet do sześcianu.
      Ja to chyba takich przyciągam po prostu, już miałam podobną sytuację przy sprawie z ZUS. Wtedy pogoniłam dziada (w sensie rozwiązałam umowę w trakcie postępowania) a teraz po prostu o umowie nie może być mowy.

      Usuń
  5. no nie mogę....wiem,szukałaś dobrego a nawet najlepszego,zrobił z początku fajne wrażenie ale...na tym koniec.Zęby bolą jak się to czyta! Olać .Olać.No co za dziadyga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz właśnie to nie ja szukałam, ale współzaintersowany go znalazł. To adwokat z polecenia, że niby wart rozmowy. Jak widać czasem z polecenia też się można zawieść.

      Usuń
  6. Stary dowcip(?):
    - Panie mecenasie, czy to prawda, że za trzy pytania żąda pan 5000zł?
    - Tak.
    - Czy nie sądzi pan, że to za dużo?
    - Nie. Ma pan jeszcze jedno pytanie...

    OdpowiedzUsuń