czwartek, 10 maja 2018

Blondynka w mieście


Co tydzień jesteśmy z dziewczynkami w Warszawie na zajęciach dodatkowych, jedna ma zajęcia a ja z drugą w tym czasie czekam - albo idziemy coś zjeść, albo na zakupy (niedaleko jest niezły market), albo siedzimy w samochodzie, jeśli Młodsza zaśnie i nie daje się obudzić.
Ostatnio wpadłam na pomysł, że przejedziemy się tramwajem. Wiejskie ludzie tak majom że czasem się lubiom tramwajem przejechać. A dziewczynki od dawna już marudzą, że one chcą tramwajem, bo zawsze tylko samochodem jeździmy. Akurat pogoda była dobra, bo ciepło, słonecznie, kapoty mogły zostać w samochodzie i tobołków do targania było mniej. 
Wzięłam wiec Młodszą za rękę i poszłam szukać kiosku z biletami. Nie myślcie sobie że dziewucha ze wsi to zaraz w automacie sobie bilet kupi, nie kupi tylko musi poszukać sklepu z żywym człowiekiem i koniec. 
Żywy człowiek był, ale bilety miał tylko upośledzone, znaczy nie pełne czyli ulgowe. 
W dodatku tylko 75 minutowe czy jakoś tak. No ok, majątku nie kosztują, żywy sklepowy człowiek przekonywał mnie że dwa ulgowe to jak jeden normalny wiec powinno przejść. 
Innych i tak nie było więc...
Poszłyśmy po Starszą, i poszłyśmy na najbliższy przystanek. Myślę sobie: 75 minut to możemy poszaleć i pół świata zjeździć, a że nie byłyśmy centrum to sobie  policzyłam, że dojedziemy do Centralnego i wsiądziemy w tramwaj powrotny. 
Wsiadłyśmy, skasowałam bilety, i pojechałyśmy.
Słuchajcie ile dzieciaki miały radochy z tego tramwaju! 
Jakie one były zachwycone, aż piszczały z radości! 
A tramwaj niski, klimatyzowany, czysty i prawie pusty bo już po godzinach szczytu było, no po prostu bajka.
 Po kolejnej zmianie miejsc (wiadomo z tamtego okna jest na pewno lepszy widok) przypomniałam sobie, że nie pamiętam gdzie te bilety włożyłam. Pamiętałam że na pewno wkładałam je do czegoś w torebce: albo do portfela albo do kosmetyczki z dokumentami, ale pomyślałam, że sprawdzę na wszelki wypadek, bo wyobraźnia mi już podsuwała jak to kontroler rzuca mnie na podłogę i unieruchamia, dzieci krzyczą, wyrzucają nas na przystanek i każą za karę oddać wszystkie nasze hipcie*.
Przejrzałam w tym tramwaju wszystko: portfel, kosmetyczkę, dokumenty, koszulkę z paragonami, których nie mam kiedy wyrzucić, dno torebki- a wierzcie mi że to nie było łatwe, bo chociaż siekiery tam nie noszę, to już jakieś skarpety dziecięce na zapas, gumki, spinki, a nawet może jakiś wkrętak by się znalazł jak by dobrze poszukał. 
Niestety nigdzie nie znalazłam tych pieprzonych biletów. 
Nie ma i koniec. 
Jak kamień w wodę. 
Albo w torebkę.
Wysiadłyśmy na najbliższym przystanku to był Żoliborz, ale nie ma to zupełnie znaczenia dla tej opowieści. Usiadłyśmy w wiacie przystankowej, wyjęłam po kolei jeszcze raz: portfel- przejrzałam dokładnie-nie ma, dokumenty- nie ma, kosmetyczkę-nie ma, wyłożyłam to wszystko na ławkę i przeszukałam dno torebki- nie ma i koniec. 
Poszłyśmy więc na poszukiwania- a jakżeby inaczej- sklepu z biletami, wszak 3,20 czy ileśtam to nie majątek, a lepsze to niż jazda w stresie (znając moje szczęście to kontroler wpadłby na najbliższym przystanku) albo co gorsza drałowanie z dwiema małoletnimi te sześć przystanków na nogach.

Znalazłyśmy, kupiłyśmy, wsiadłyśmy, skasowałyśmy  i przez cała drogę trzymałyśmy w dłoni.

Nie wiem jak to się mogło stać, ale jak widać blondynki są zdolne do najdziwniejszych zachowań, a już blondynki ze wsi to dopiero! 

W portfelu miałam dwa bilety nieskasowane, pisząc notkę zajrzałam do portfela żeby sprawdzić, bo nie pamiętałam -czy to były 70 czy 75 minutowe.... zgadnijcie co znalazłam?


 A o prawdziwych tramwajach, w dodatku śląskich, można poczytać tutaj: Kneziowisko, bardzo przyjemna notka, polecam.






*hipcie- to takie nasze hasło, będąc na Wyspach kupiliśmy słodycze, podobne do naszego Kinder Bueno, ale są w kształcie hipopotamków właśnie, dziewczynki je uwielbiają, i dla "hipciów" są w stanie  zrobić bardzo wiele, a że towar jest u nas niedostępny więc oddanie hipciowych zapasów byłoby karą straszliwą


19 komentarzy:

  1. jam miastowa a w automatachto cóka mi musi bilety kasować;)))

    A co do odnalezionych biletów - mózg w sttresie,to przesyłał obrazy ktore sobie raczej wyobrził a nie realne.Tak się często ratuje żeby nie zginąc pod natłokiem bodźców które walą z góry,dołu,oczami,nosem itp...Ja nieraz tak mam, kkiedy nabyłam powyższą wiedzę,siadam,chwilę się wyciszam z zamkniętymi oczami i nagle kwa mać - cośjest a nie było;))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale te bilety leżały w portfelu, w przegródce, tak po prostu, sprawdzałam tam co najmniej kilka razy i ich kurde nie było;)

      Usuń
  2. Nie zrozumiałam tego żartu o blondynce na dworcu :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. widocznie nie jesteś blondynką;-P

      Usuń
    2. pojechała w drugą stronę

      Usuń
    3. Czyli kierowca-blondyn, bo nie poinformował, że zly kierunek.

      Usuń
    4. właściwie to kierunek był dobry, tylko zwrot przeciwny;-P

      Usuń
  3. Miastowa czy wsiowa to nie ma znaczenia:)) Ja z metropolii swiatowej ale jak czytam o polskich akcjach kupowania i kasowania biletow to zupelnie nic nie rozumiem. Jak do tego dodac jeszcze bilety na czas, to juz absolutna chinszczyzna. Bo ze niby bilet jest wazny 75 minut? czy tam 30 minut? a jak to policzyc? od momentu kupna? od momentu skasowania? a jak przewidziec ile czasu bedzie jechal autobus/tramwaj z punktu A do B?
    Serio tak pogmatwanego chyba nie ma na calym swiecie.
    Gdybym poleciala do Polski to nic tylko musialabym przemierzac wszystko z buta, bo za kierownice to tez balabym sie usiasc. Znow z powodu opowiesci jak to sie w Polsce jezdzi samochodem. Niedawno jedna z blogerek pisala jak nie mogla przez 20 minut wlaczyc sie do ruchu bo oczywiscie nikt nie przepusci, a samochody za nia o malo nie zabily jej klaksonami:)))
    Serio, w moim przypadku pozostaloby tylko chodzenie i tez z sercem na ramieniu przy przekraczaniu ulic:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Post napisany jest z przymrużeniem oka, bo tak serio to ani mnie te tramwaje ani bilety tak nie przerażają, fakt a w automacie jeszcze nie kupowałam, ale też i nie miałam takiej potrzeby, a jak bym musiała to bym kupiła, tam jest zapewne wszystko napisane, zawsze też można kogoś zapytać, ale że to był jednorazowy wyskok to zamiast się stresować automatem wolałam iść do człowieka. Godzinę liczy się od momentu skasowania- data i godzina jest drukowana na bilecie, myślę że jak masz jakiś cel to mniej więcej sobie liczysz ile czasu ci to zajmie, i stąd wiesz czy potrzebujesz 20 minut za 3,4zł (Bilet 20-minutowy uprawnia do nieograniczonej liczby przejazdów do 20 minut od momentu skasowania) czy 75 za 4,4zł (Bilet 75-minutowy jednorazowy przesiadkowy uprawnia do nieograniczonej liczby przejazdów do 75 minut od momentu skasowania biletu). Są jeszcze bilety 90 minutowe, dobowe i 3-dniowe, weekendowe i jeszcze kilka innych opcji. Wygodne są bo wszystko jedno czy jedziesz tramwajem, autobusem czy metrem jedziesz na ten jeden bilet przez ten określony czas.
      Co do tego jak się jeździ, to nie mam porównania z innymi krajami, myślę że buraki zdarzają się wszędzie. Nie zauważyłam aby w GB kierowcy dla siebie wzajemnie byli jakoś bardziej uprzejmi niż tutaj, może dla rowerzystów tak, ale dla innych zmotoryzowanych podobnie jak u nas.

      Usuń
    2. Moze to i proste jak sie w tym systemie zyje, ale dla mnie to chinszczyzna:)) U nas masz karte przejazdow, ktora uzywasz na wszystkie srodki lokomocji tak metro jak i autobusy. Jak wsiadziesz do metra (jedno kasowanie) to mozesz jezdzic tydzien i jak tylko nie wyjdziesz na zewnatrz to wszystko jest w porzadku. W ciagu dwoch godzin od momentu skasowania karty mozesz sie przesiasc z metra na autobus lub odwrotnie ale tylko raz. Karty przejazdow sa zwykle, ulgowe dla starszych i studentow, dzieci do lat 6 jezdza za darmo. Sa karty miesieczne jak ktos jezdzi wiecej niz dwa razy dziennie to taka karta miesieczna sie bardziej oplaca. Oprocz tego sa karty tygodniowe i jednodniowe. Przy wykupie kart jednodniowych, tygodniowych czy miesiecznych nie ma zadnych ograniczen, mozna jezdzic cala dobe ile tylko sie chce i czym sie chce, w obojetnie jakim kierunku. Najdrozsze sa karty zwykle, ale jak ktos jezdzi tylko do pracy i z powrotem to i tak wychodzi taniej niz karta miesieczna czy tygodniowa.

      Ja nie wiem jak sie jezdzi w Polsce, bo wiesz ostatni raz to bylam 9 lat temu i samochod mielismy tylko przez dwa dni. Ale Wspanialy przyznal, ze gdyby mial samochod przez te trzy tygodnie czyli caly tam pobyt to pewnie bysmy sie rozwiedli:)))
      Jak jezdza w GB czy gdziekolwiek indziej w Europie oczywiscie nie wiem, bo nie bywam i nie jezdze:)
      U nas jak jakas jedna linia wlacza sie do ruchu to jest to jak tasma, czyli kazdy kierowca z linii juz bedacej w ruchu przepuszcza jeden samochod z tej linii ktora sie do ruchu wlacza. Naprawde to sa bardzo sporadyczne przypadki zeby ktos nie przepuscil. Oczywiscie, ze wariaci sa wszedzie, ale serio jakos tu nawet po 20 latach przerwy nie balam sie usiasc za kierownica.
      No i parkowanie... ja przepraszam, ale Wspanialy w Polsce jezdzil w kolko bo on NIE zaparkuje na chodniku, wiec oczywiscie rezygnowalismy np. z knajpy czy innej atrakcji, bo NIE bylo parkingu poza tymi na chodnikach. I co z tego, ze widzial, ze wszyscy parkuja na chodniku? to dla niego niewazne, on wie, ze to jest wbrew przepisom i tego nie zrobi.
      Teraz wiesz dlaczego powiedzial, ze gdyby mial w Polsce jezdzic samochodem przez cale 3 tygodnie to wrocilibysmy rozwiedzeni:)))

      Ja wiem, ze piszesz z przymrozeniem oka, ale tez wiem, ze ten bilet na 30 czy 70 minut to jest realna rzeczywistosc a nie przymrozenie oka.

      Usuń
    3. Troche niejasno napisalam z tymi kartami, wiec jeszcze raz z karta tygodniowa, jednodniowa czy miesieczna mozesz wysiadac na kazdym przystanku tak z autobusu jak i metra i wsiadac ile razy dziennie chcesz. Przy czym samych stacji metra jest w NYC 472 jak do tego dodasz pewnie cos ok. kilka tysiecy przystankow autobusowych to masz zajecie na caly miesiac:))) tylko wsiadajac i wysiadajac ze srodkow transportu miejskiego.

      Usuń
    4. Star nie ma co ukrywać że Polska jednak nie jest tak rozwinięta jak USA, wiadomo że u Was jest wszystko inaczej, a zanim u nas ludzie nauczą się jeździć na suwak to jeszcze dużo wody w Wiśle upłynie;) Doskonale wiec rozumiem frustrację Wysokiego;-)
      Te bilety minutowe to myślę ze u nas mają bardzo prozaiczny powód- z przez te 75 minut jesteś w stanie przejechać pół Warszawy, Nowego Jorku nie przejedziesz przecież w tym, czasie:) no i naszej komunikacji miejskiej nijak nie da się porównać ze stanową, wszak u nas takie metro ma zaledwie dwie linie i nie wiem czy jest to łącznie 28 stacji, Wasze ma bodajże 27 linii (cholera to macie tyle linii ile my stacji;-P) NY jest tak rozległy, że przez te 90 minut to co najwyżej można się zgubić;-)
      Ale wiesz że z tymi biletami w obcych miastach a zwłaszcza krajach to jest trudno. W GB na przykład chyba nie umiałabym ogarnąć rodzajów biletów, tyle ze tam kierowcy są bardzo pomocni, pod warunkiem ze człowiek umie się z nimi dogadać;-P

      Usuń
    5. O matku bosku Kochana Dobra Kobieto dziekuje Ci za to okreslenie "jezdzenie na suwak" (!!!!) jakie to genialne, a ja traba tlumacze na okretke bo nie potrafie sklecic odpowiednich slow.
      Teraz tylko musze to zapamietac;))) a z tym co raz trudniej niestety.

      Wiesz jak sie tak wczytalam i przemyslalam to o czym obie piszemy to wychodzi mi na to, ze i jeden i drugi system dzialaja tak jak powinny czyli adekwatnie do potrzeb tu i tam.
      Ale jak czlowiek nie mieszka i tylko czyta to wlos sie nie tylko na glowie jezy. Ja czesto czytam u Jedzy takie kwiatki "chcialam pojechac bimba ale sie okazalo, ze nie mam odpowiedniego biletu" albo "kupilam (tu pada okreslenie) bilet i teraz nie bardzo mam go jak wykorzystac" do tego ona czesto pisze o mozliwosciach kupowania albo u kierowcy, albo w automacie, albo gdzies tam jeszcze a ja glupia czytam i zeby mnie bola:))))
      U nas pieniadze na karcie mozesz uzupelnic przez internet, albo w automatach na stacjach metra, lub u zywego czlowieka:)) Tyle, ze to wszystko (zywy czlowiek i automaty) sa na stacjach. Ach jeszcze mozna uzupelnic pieniadze na karcie w sklepikach z gazetami, ale z tego nigdy nie korzystalam wiec nawet nie bardzo pamietam. Jak pracowalam to mialam polaczona karte z kontem bankowymi i nawet nie musialam nic robic bo bank sam uzupelnial zawartosc karty tak zebym nigdy nie zostala bez mozliwosci zaplacenia za przejazd.

      Bardzo dziekuje za wyrozumialosc:))

      Usuń
    6. he he wierz mi jak ja słyszę o tej ilości komunikacji u was to też dostaję gęsiej skórki, ale nie zmienia to faktu że baaaardzo chciałabym to zobaczyć i doświadczyć osobiście;)
      Co do kart to zapewne i podobne działają w Warszawie dla mieszkańców, w automatach z biletami też zapewne można płacić kartą i pewnie telefonem (smsem- tak myślę), ale nie miałam na razie potrzeby tego zgłębiać, bo ta wiedza mi nie jest potrzebna do niczego, od wielkiego dzwonu korzystam z komunikacji miejskiej, nawet na studiach raczej jeździłam samochodem:)

      Usuń
    7. Ja mieszkam w Warszawie ale też miałam okazję przez 3 miesiące jeździć w NY. Nie miałam tam zielonego pojęcia jak się poruszać. Metro oznaczone literami. Autobusy to jeździły jak chciały. I choć na codzień nie jeżdżę komunikacja to jednak wolę Warszawę. Anowik

      Usuń
    8. No prosze, a ja prosto z Kielc wyladowalam w NYC i po tygodniu jezdzilam bez niczyjej pomocy tak jak bym sie tu urodzila... widocznie to zalezy od zupelnie czegos innego niz miejsce zamieszkania.

      Usuń
  4. Znam to! Kiedyś wracając do domu z pracy byłam przekonana, że nie mam karty na której mam bilet. Wysiadłam na najbliższym przystanku, wcześniej przeszukałam torbę.. Dzwoniłam do męża żeby po mnie przyjechał bo nie mam gotówki (a na tej trasie nie było biletomatów żeby kartą zapłacić). Mąż przyjechał w domu przeszukaliśmy wspólnie. Karta się znalazła, w dziurze w kieszeni kurtki 😶

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale dzieci atrakcje miały to najwazniejsze 😉

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja zawsze wkładam i natychmiast zapominam, gdzie położyłam😛

    OdpowiedzUsuń