poniedziałek, 16 września 2013

"Francuskie wychowanie"

Czy ktoś może zgłębił już, dlaczego wolne dni mijają tak szybko? 
Niemożliwie szybko...
Znów poniedziałek? Jak to...? Przecież ledwie piątek był.
Znów żłobek, praca, żłobek, dom, obiad, kąpanie, spanie i tak w kółko....

Wczoraj odwiedziłyśmy fajne miejsca, ale więcej o tym innym razem. W jednym z tych miejsc był kącik zabaw dla dzieci z piłeczkami.  Stokrocia pierwszy raz w takich piłkach się bawiła i była zachwycona. Szczęśliwe dziecko, bo mogło się wyhulać, wyskakać, wybawić i wypiszczeć do woli i szczęśliwa mama, bo mogła sobie w spokoju zjeść obiad, widziałam ją przez cały czas, ale przychodziłam tylko jak nie  mogła sobie z czymś poradzić albo jak chciałam namówić do zjedzenia czegoś- nie namówiłam oczywiście, zjadła dopiero jak się wybawiła. Część z Was może powie, co ze mnie za matka, sama jadłam zamiast dziecko nakarmić najpierw. Ale nie zupełnie tak jest, bo w sumie to mała była wybawiona i najedzona, a ze obie miałyśmy czas dla siebie...:) 
Byłam też świadkiem innej sytuacji, w to samo miejsce przyszło dwoje innych rodziców z dwójka dzieci: chłopiec trochę starszy od Stokroci, na oko ok 3 lata i dziewczynka starsza od chłopca wiec mogła mieć ok 4 lat. Oboje chcieli bawić się w piłkach, ale jak tam wejść bez rodziców? Najpierw wiec z wejściu klęczał tata, mama zamawiała obiad. Gdy ojciec siedział, dzieci się bawiły, nie wiem, co by było gdyby zostawił je same, bo nie zostawił nawet na moment, później chwile posiedziała matka, a jak przynieśli obiad to zabrali dzieci do stołu i wśród słyszalnych krzyków i protestów, ciągle na boso dzieci jadły ( albo i nie jadły)  obiad przy stole.
Myślę, że dla rodziców takie wyjście "do ludzi” to katorga, bo ani przyjemności, ani pewnie żadne z czwórki nie było zadowolone. 
Dlaczego o tym piszę? Otóż ostatnio czytałam świetną książkę, jak wiecie zazwyczaj książek nie polecam, ale tym razem nie mogę. 

"W Paryżu dzieci nie grymaszą" Pamela Druckerman 


Książka jest rewelacyjna! Autorka w bardzo przystępny sposób opisuje dwa sposoby wychowywania dzieci na swoim przykładzie- Amerykanka, która zamieszkała z mężem we Francji i tu została matka. Czytając tę książkę w wielu miejscach czułam się jakbym czytała o sobie i to zarówno po "francuskiej" jak i po "amerykańskiej" stronie;) Autorka porusza wiele spraw, również związanych ze żłobkami czy z jedzeniem. Szkoda, że nie trafiłam na te książkę, kiedy jeszcze nie byłam mamą, ale myślę, ze na każdym  etapie rodzicielstwa warto ją przeczytać. 
Niektóre sposoby opisane tam stosowałam od dawna, a niektóre próbuję teraz jak np. odczekanie kilku chwil zanim się wstanie do popłakującego dziecka- to działa! Naprawdę! 
Sposobu na jedzenie obiadu gdzieś na mieście nie wzięłam z tej ksiązki bo w zasadzie tak od początku u nas było- idziemy, siadamy razem, czekamy (czekając można pooglądać kartę dań, pooglądać wnętrze, poopowiadać co będziemy jeść) i jemy, no chyba że jest miejsce do zabawy dla dziecka (nie wiem czy we Francji takie są?) jeśli jest taki kącik, to Stokrocia bawi się sama, nie stoję nad nią i nie pilnuję i nie biegnę natychmiast jak się przewróci obserwuję spokojnie czy nie robi czegoś niebezpiecznego i mam czas na wybranie posiłku i spokojne poczekanie na niego, zazwyczaj w tym czasie dziecko już zdąży się wybawić i spokojnie zjada, ale dopiero teraz widzę ze można to nazwać jakimś sposobem i opisać jak działa.
Zdanie o żłobkach bezcenne, dopiero teraz to do mnie dotarło nie przytoczę go teraz dokładnie, ale sens był taki, ze bezpieczniej przecież zostawić dziecko pod opieką wykwalifikowanej kadry żłobka niż z obcą osobą w domu. Czy to nie ma sensu? A ja pamiętam, jakie ja przeżywałam dramaty, jaką decyzję podjąć i czy żłobek to jest dobre miejsce dla dziecka...
Tak samo pogląd o wysyłaniu dziecka od czasu do czasu „do dziadków” czy na obozy…

Polecam szczerze przeczytanie tej książki, nie jest to poradnik dla mam jak być dobrym rodzicem, nie znajdziecie tu informacji  jak zrobić z dziecka "dziecko idealne”, ale znajdziecie opis jak bycie mama może piękne, choć trudne jednocześnie i jak czerpać z tego przyjemność.


No i nie wspomnę już o tym jak zauroczyło mnie francuskie podejście do mam pracujących, do żłobków i do całego macierzyństwa. Aż żałuję, że ni w ząb nie znam francuskiego:(

18 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Nikki ty duzo czytasz i mysle ze ta lektura też by Ci podpadla;)

      Usuń
  2. wiesz ja też należę do matek które obserwują a nie wtrącają się do czasu aż nie poleje się krew ale zawsze służę pomocą:)a co do jedzenia na mieście u nas to jest nierealne niestety:( Młody jest tak żywy że nie potrafi usiedzieć na miejscu więc pozostają lokale z zapleczem zabawowym a u nas ich niestety brak:/ więc pozostaje nam albo latać za Młodym albo brać na wynos bo w domu jest grzeczny a tak to ma za dużo bodżców mam nadzieję ze z tego wyrośnie jednak:/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wierz mi ze i Młody usiedział by w miare spokojnie, tylko musisz uwierzyc ze potrafi;) to jest madry chłopczyk tylko musisz dać mu szansę sie wykazać;)

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  3. Oj, ja też ze zdziwieniem stwierdziłam, że dopiero był piątek, a tu nagle już poniedziałek :(
    Ja równiez nie pędzę do młodej jak się wywali, raczej robię to w ten sposób ze pytam" gdzie ten zając?" a potem pokazuję małej jak otrzepać rączki jak na spacerku się wywali ;) Co ostatnio jest mega częste.
    Pewnie teraz ktos powie, ze niania ma znieczulice na dziecko, ale starczy, ze rodzice lecą i biadolą nad kazdym nawet najmniejszym potknięciem małej..a ja wychodzę z założenia, że nie raz jeszcze mała będzie musiała upaść i się podnieść. Ale to bardziej w przenosni mowione;:) cale zycie przed nią i wszystkie wzloty i upadki tez. :)

    www.swiat-wg-anuli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. myślę że ksiazkę przeczytaj koniecznie i podsuń rodzicom, moze znajda na nia czas, na pewno bedzie to z pozytkiem dla dziecka;)

      Usuń
  4. Fajnie wiedzieć, że nie tylko ja zostawiam dziecko, aby mogło pobawić się bez ciągłej obecności mamy. Dzięki temu uczy się obcowania z innymi dziećmi, uczy się nowych zachowań :) Ja też z dalszej odległości obserwuję i w razie czego idę z odsieczą :)
    A co do jedzenia poza domem to Tusia lubi takie wyjścia :) I przyznam, że potrafi się odpowiednio zachować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. umie sie odpowiednio zachować bo tak ją wychowalas nie izolujac jej od wszystkiego, nie robiąc wszystkeigo za nią;)
      dziecko ma prawo do samodzielnosci ja też obserwuje ale nie wiszę nad głową choć czasem Mała domaga się obecnosci mamy ale staram sie nie ulegać;)

      Usuń
  5. Ja bardzo chetnie zostawilabym Bi, zeby pobawila sie sama i dala mi w tym samym czasie zjesc. Niestety, mloda jest w nowym dla siebie otoczeniu niesmiala i bojazliwa i nie odstepuje rodzicow na krok. Nawet na znajomym placu zabaw naciska, zeby chodzic z nia od hustawek do zjezdzalni do drabinek. Czekamy az Nik podrosnie, to moze pobawia sie sami, a my wreszcie klapniemy spokojnie na laweczki. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana koniecznie poczytaj te ksiazke, w najgorszym wypadku poczytasz sobie zabawną historie mamy amerykanki w innym swiecie, a moze jednak cos postanowisz "skopiowac" u siebie

      Usuń
  6. zawsze można się nauczyć :) zdolna bestia jesteś, szybko ci pójdzie. muszę zdobyć tą książkę :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pod koniec wrzesnia zaczynam zjazdy co weekend to mozemy się jakoś umówić i moge Ci pozyczyc:)
      naprawde warto poswiecić na nia czas

      Usuń
  7. Chyba sięgnę po tą książką... My nie zdecydowalismy się na razie na złobek. Młoda jest z opiekunką, a to tylko ze względu na mój powrót do pracy. Obawiałam się licznych chorób i zwolnień, jak miałam w przypadku starszego syna...A pracodawca krzywym okiem na to patrzy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ksiazke przeczytaj, nie jako poradnik ona sie czyta świetnie, ja wybuchałam śmiechem co kilka minut;) naprawde warto:)

      Usuń
  8. Czasami zabieramy gdzieś naszych dwóch i bywa różnie (potrafią dać czadu - zwłaszcza Maksio - odczuliśmy to wzmożenie w Warszawie), ale nie rezygnujemy. Jak jest kącik zabaw - jestem szczęśliwa, że mogą tam iść i hasać a my mamy chwilę mam z głowy "mamooo, tatooo etc". Jasne, że patrzymy jak się bawią i co robią, ale żeby stać nad nimi jak kat nad dobrą duszą - o nie. Nasi nie chodzili do żłobka bo nawet nie wiem czy u nas jest jakiś, ale mały jako 2,5 latek już chodzi do normalnego przedszkola i jest git, choć i nianie mieliśmy bardzo trafione.

    Książka zaciekawiła mnie, ale ja teraz nic nie czytam bo o 20 czy 21 góra chodzę spać. ;) Taka kura jestem. Zgarniam kurczaki i lulku. Kogut też wcześnie bo wstaje o 4 i medytuje a potem od 6 pomaga mi wybierać chłopaków do przedszkola.

    Dni zaś mijają jak z bicza Stokrotko - jak z bicza...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przerazajace to przemijanie....

      ja też nie mówie, ze moja Mała zachowuje sie jak dama przy stole bo czasami i ona rzuca jedzeniem, czy biega po sali, ale zazwyczaj daje sie ogarnać;)

      A co do zlobków, przytoczylam to bo dla mnie to byla straszna trauma, ze mam oddać takie małe dziecko do jakiejs placówki, okropnie to przezywałam

      Usuń
    2. Nie dziwię się, ja też przeżywałam zostawiając dzieciaki same w domu z nianią (miały po kilka miesięcy), ale jak nie ma wyjścia to co zrobić? A potem na szczęście diabeł okazał się wcale nie straszny a wręcz anielski ;).

      A co do dzieciaków - trudno by siedziały kołkiem przy stole z serwetką na kolanach. Trzeba je mieć na oku i przywoływać do porządku, ale jak się je zabiera od małego to z czasem nabiorą ogłady. I to jest fajne. Na szczęście coraz więcej lokali jest "przyjaznych dzieciom" - wysokie krzesełka, kąciki zabaw, menu dla dzieci, personel nie patrzący bykiem na lekkie harce czy porozwalane jedzenie.

      Usuń