Zdjęcie dla zmyłki;-)
Po pracowitym weekendzie czasem człowiek nie może się doczekać poniedziałku, bo jednak tydzień szkolny to taki poukładany:
Najpierw poranny armagedon: nie lubię szkoły, chcę jeszcze spać, chcę się pobawić, chcę kanapkę, nie chcę kanapki, chcę kakao, nie chcę kakao, chcę owsiankę, chcę kukurydziane, nic nie chcę, dlaczego muszę chodzić do szkoły, nie chce iść do przedszkola, chcę jeszcze spać, nie lubię przedszkola, lubię przedszkole, nie chcę tego założyć, nie lubię tych spodni, nie chcę sukienki, chcę sukienkę, nie lubię się czesać, nie chcę kitek, chcę warkocz, nie chcę warkocza itp.
Później 40 minut drogi, które zazwyczaj upływa w miarę spokojnie, zwłaszcza jak działa cd i jak mamy pod ręką jakieś płyty czy to z dziecięcymi piosenkami, czy jeszcze lepiej audiobooki, jak nie ma płyt to co kilka minut pojawia się pytanie: mogę telefon?
Później szkoła, Starszą zazwyczaj odprowadzam tylko do bramy szkolnej i dalej idzie sama, czasem jeśli uda nam się być kilka minut przed 8 to odprowadzam ją do szatni. Lubię to, bo wiem że jeszcze trochę i nie będzie już chciała. Kiedy ją odprowadzam do szatni to można zamienić dwa słowa z innymi rodzicami, a kilkoro zazwyczaj czeka, aby odprowadzić dzieci do klasy, czasem wychowawczyni wychyli się na korytarz i można sobie wzajemnie pożyczyć miłego dnia. Ona rzadko wychodzi, częściej siedzi przy biurku otoczona dziećmi. Nigdy się nie spóźnia, zawsze jest dużo wcześniej, zawsze dookoła biurka gromadzą się dzieciaki, niektórym czesze włosy, odpowiada na nieskończoną ilość pytań.
Później przedszkole.
Jakieś 7 minut drogi od szkoły. Samochodem. Tutaj zazwyczaj jest łatwo, zmieniamy buty i Młodsza wchodzi do sali. Chyba, że jest ciocia Martyna, wtedy w drzwiach jest odwrót, kurczowe ściśnięcie małej rączki na mojej dłoni i: mamo a mogę się jeszcze przytulić? Wtedy kilka minut proszenia, namawiania a często niestety oddawania dziecka w ramiona cioci na siłę.
Ciocia Martyna nie jest przyjemna z obejściu, robi wrażenie zimnej, surowej osoby, ale z rozmów z innymi ciociami wynika, że to taki charakter po prostu, dla dzieci jest chłodna, ale jest specjalistką w swojej pracy i jest świetnym pedagogiem.
W dodatku niedawno straciła ciążę. Bardzo jej współczuję. To musi być straszne, żeby po stracie dziecka musieć wrócić do pracy w której opiekuje się innymi dziećmi. Na pewno jest jej bardzo ciężko, choć przyznaję że trzyma się dzielnie.
Po 16 historia z poranka się powtarza:
Najpierw do szkoły, gdzie słyszę: dlaczego już przyjechałaś? ja chcę się jeszcze pobawić z Julką, Kasią, Basią, Dominiką czy kto tak aktualnie jest jeszcze na świetlicy. Chcę pokleić, pomalować, porysować, powycinać, skończyć, zacząć, pooglądać. Ja nie chcę jeszcze do domu. A pójdziemy do parku, na plac zabaw, do kina, na pizzę, na lody, do Julki, Kasi, Basi, Dominiki? A mogę jeszcze 5 minut?
W przedszkolu podobnie:
Ale ja się jesce nie wybawiłam! A pójdziemy na plac zabaw? Moge jesce 5 minut? A pojedziemy do Hani? A cy moze Leon do nas psyjechać? Jestem strasnie głodna, pojedziemy na lody, no prose!
Ale ja nie na temat, bo miało być zupełne o czym innym.
Bo dziś było nieco łatwiej bo Młodsza pojechała na wycieczkę, więc argumenty poranne po naszej stronie były przekonujące. Ale przecież bez niespodzianek nie może się obejść.
Podjechałam pod szkołę i przy wjeżdżaniu na parking ogromne łup!
Odprowadziłam straszą bo już 8 minęła, a sama zajrzałam pod samochód.
Osłona nadkola spadła, blokując się między kołem a amortyzatorem. Połowę udało mi się jakoś wyciągnąć, a druga ni hu hu! Koło blokuje, zaklinowała się na amen. Już miałyśmy drałować na pieszo (boszzz niezła perspektywa na pieszo to jakieś pół godziny dobrego marszu!) do przedszkola, z nadzieją że zdążymy zanim autobus odjedzie, ale jeszcze pokręciłam, poszarpałam się i ubabrana po łokcie wyciągnęłam sprawcę zamieszania.
Tak że ten poniedziałek od rana ciekawszy niż zwykle, aż strach pomyśleć co będzie dalej...
Dobrego tygodnia kochani!
😎😎😎😎O matko.....
OdpowiedzUsuńno cóż tak wygląda nielukrowane życie codzienne;-)
UsuńAle jak tak poniedziałek z grubej rury się zaczął to potem już tylko z górki :-)
OdpowiedzUsuńBuziaki!
Oby! Moja babcia mawiała "poniedziałek jaki cały tydzień taki" tak że wiesz....
UsuńNie martw się - za tydzień znów będzie poniedziałek /jeszcze jedno nadkole zostało/.
OdpowiedzUsuńHa ha dziękuję Piotrze za pocieszenie;-) W sumie to ja tam się cieszę że to nadkole a nie koło, bez koła bym nie pojechała;)
UsuńKochana, teraz tylko lepiej!
OdpowiedzUsuńTy wiesz:-) są gorsze rzeczy od nadkola a nawet od marudzących dzieci;-) jak ją przeżyję to już nic mi w tym tygodniu nie straszne!
Usuń