Taki fajny dzień się wczoraj zapowiadał, a skończył się mało przyjemnie.
Jedna polowa rodziny- ja i Stokrocia- wstała w miarę wcześnie i zrobiła sobie leniwy poranek ja z książką, Młoda z bajkami na PC. Marysia i Połówka łaskawie wstali tuż przed 11, a że upał już soę zaczynał panoszyć, postanowiliśmy że obiad zjemy na mieście, żeby przy kuchni w taki gorąc nie stać a i żeby dzieci miały frajdę, bo chcieliśmy pojechać gdzieś, gdzie jest też plac zabaw. Padło na restaurację, do której blisko nie mamy, ale kiedyś byliśmy tam przejazdem- jeszcze Marysi wtedy nie było- i było dość fajnie, choć nie tanio. No i plac zabaw całkiem fajny. W naszej okolicy też są restauracje, dużo tańsze i dosyć fajne z dobrym jedzeniem (zwłaszcza jedna), ale w niedzielę bez rezerwacji zdobycie tam miejsca graniczy z cudem. No i pojechaliśmy.
Restauracja taka ĄĘ ale to co tam przeżyliśmy to skandal jakiś normalnie! Tylko, że człowiek ma jakieś takie nie wiadomo czemu zahamowania, bo tak naprawdę to trzeba było oddać te dania i nie jeść tego paskudztwa wcale! Ale jak to tak wybrzydzać?! Mówię Wam, coś strasznego: najpierw kelnerka - chyba nowa- siadając przy stole od razu zamówiliśmy zupę dla dzieci- nie zanotowała sobie tego w ogóle, zamówiliśmy kawę parzoną- przyniosła z ekspresu, podawała trzęsącymi się rękami, aż powylewała na talerzyk i już nie wspominając o tym, że nawet minimalnego pojęcia o kelnerowaniu nie miała, bo nie podawała jak należy podchodząc obok tylko przez cały stół, ledwo jej ręka sięgnęła. Ja rozumiem, że gdzieś się dziewczyna musi nauczyć, ale matko kochana niech się uczy w barze szybkiej obsługi, gdzie nikomu to nie będzie przeszkadzało a nie w tej klasy lokalu?!!? czy taka restauracja nie przesadza z oszczędnością, bo na pewno taka panienka mniej zarobi niż prawdziwy kelner?
Danie główne to jakaś kompletna porażka, moje mięso było wysuszone, że tylko część dało się zjeść, za to P miał mięso w sosie z zielonego pieprzu- niejadalne! Sos był chyba bardziej ostry niż sam pieprz i wcale nie przesadzam! Sałatka grecka, którą zamówiliśmy zamiast dodatków to jakaś porażka, bardzo żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia! ser "feta" (koło fety to on z pewnością nawet nie leżał) zamiast być w kosteczkach to był jakąś ciapą, taki maziasty, a składnikiem głównym stanowiącym jakieś 80% sałatki była sałata, ale najgorszy był ten ser. Stokrocia po spróbowaniu łyżki rosołu, stwierdziła, że nie będzie tego jadła(co dziwne, bo zupa "klusiowa" to jej ulubiona potrawa). Na całe szczęście nie jadła ani ona ani Marysia, jednak dzieci mają jakiś dodatkowy zmysł chyba.
Wyszliśmy stamtąd jak najszybciej płacąc w dodatku jakiś kosmiczny rachunek i na plac zabaw nawet nie zajrzeliśmy nie chcąc tam siedzieć nawet minuty dłużej.
Ale to jeszcze nic, dzień miał mieć ciąg dalszy, wg mnie spowodowany właśnie tym nieszczęsnym obiadem.
Ledwo dojechaliśmy do domu dopadło P. Ale nic na razie nie wskazywało na jakąś tragedię.
Później wyszłyśmy do basenu i ja i dziewczynki, zabawy było co niemiara, Marysia najpierw się trochę bała, ale później złapała bakcyla i nie bardzo chciała wyjść z wody. W końcu jednak i Stokroci się znudziło, poszłyśmy więc do domu, Marysia spać, a Stokrocia do swoich koników a mnie ogarnęło jakieś takie straszliwe zmęczenie, że musiałam się położyć chociaż na chwilę, jak się później okazało ta chwila przedłużyła się do kilku godzin i nie byłam w stanie podnieść się z łóżka. Po kilku minutach zaczęło mi się robić zimno, ale tak przeraźliwie- a za oknem termometr pokazywał 34 stopnie w cieniu, w domu pewnie ze dwa mniej. Stokrocia przyniosła mi koc a ja leżałam pod tym kocem i się trzęsłam z zimna, w końcu zaczał mnie boleć żołądek, w takich sytuacjach najpierw sięgam po Colę, która zazwyczaj na mnie działa. Tym razem nie podziałało, P namówił mnie więc na kieliszek wódki- który przewidziawszy efekt- wypiłam w łazience. Co było później wiadomo, poszukałam trochę Szuwarka w sedesie, ale chociaż zrobiło mi się trochę lżej. Dałam radę nakarmić Marysie i poczytać książeczki Stokroci. Ale tak całkiem mi nie przeszło, po prostu jest lepiej, ale boli mnie nawet dziś. Nie dałam za to rady pobiegać, ani wczoraj ani dziś rano. Ledwo włóczę nogami i boli mnie raz bardziej raz mniej. I jeszcze ten skwar, ja zawsze lubiłam takie upały, ale dziś mam już dosyć, a to dopiero 9 rano:(
Nie wiem jak ja wytrzymam cały dzień w pracy:(
otruli Was:(
OdpowiedzUsuńwiesz, że naprawdę się czuję jak otruta:(
Usuńoczywiście, to są typowe objawy zatrucia.
UsuńWspółczuję... Dobrze, że chociaż dzieci to ominęło.
OdpowiedzUsuńdzieci na szczęście nie jadły (he wiec i tak gotowanie w domu mnie nie ominęło)
Usuńuuu no tak, a pewnie tym gorzej że się źle czułaś ale jednak trzeba było coś ugotować... a sił brak :/
UsuńIm wyższa cena za jedzenie tym większym łukiem chyba trzeba takie miejsca mijać. Tym razem lepiej, że dzieciaki zaprotestowały i nie jadły.
OdpowiedzUsuńale wiesz, to naprawdę taka kultowa restauracja, myślę ze z bardzo długą tradycją, jest położona w takim miejscu, że tu naprawdę tłumy ciągną i naprawdę nie rozumiem jak można za takie pieniądze wciskać ludziom takie g...
UsuńOj jak ja Ci współczuję! Nie dość, że sauna dookoła to jeszcze zatrucie. mam nadzieję, że szybko Ci przejdzie! Buźki!
OdpowiedzUsuńoj mówię Ci krokodylku jest strasznie, a teraz jeszcze pokropił deszcz ale nie, nie jest chłodniej, jest parówa jak w saunie naprawde!
UsuńU nas ani jedna kropelka jeszcze nie spadła i jakoś się na to nie zapowiada...Dobrze, że w nocy chłodem powiało bo ktoś musiałby mnie zeskrobywać z podłogi:)
UsuńBiedna.... Otruta w upale z nierozgarnietą kelnerka. Dobrze ze dzieci nie jadły
OdpowiedzUsuńta kelnerka to nawet nie tyle była nierozgarnięta, co po prostu nie wiedziała jak się zachować, bo ludzie myśłą, ze kelnerem to każdy może być a tu guzik prawda, w barze szybkiej obsługi to i owszem, ale nie w takiej restauracji
Usuńjest na starym rynku w Warszawie taka fajna restauracyjka, którą uwielbiam za klimat, a ceny chyba nizsze niż tu, gdzie bylismy w niedziele, ale tam kelnerzy są nieprawdopodobni- stoją z boku nigdy sie nie narzucają, ale nie musisz 10 minut patrzeć w ich stronę, aż których podejdzei, bo oni po prostu wiedzą kiedy są potrzebni, ale to rzadkość niestety dzisiaj
wiesz, paradoksalnie nawet w barze szybkiej obsługi mają duuuże wymagania co do obsługi i trzeba spełniać pewne standardy by tam pracować.
Usuńz doświadczenia przekonuję się, że restauracje czy kawiarnie "sieciowe" mają tą przewagę, że szkolenia tam są konkretne i wymagania mimo wszystko też- a w takich wyjątkowych, jednostkowych miejscach jak nie ma jasnej struktury i wymagań- to się sypie konkretnie...
wiem, wiem, w sieciówkach obsługa jest naprawdę dobra, miałam raczej na myśli to, że idąc do baru, gdzie zupa kosztuje 7 zł mamy inne wymagania niż idąc do restauracji gdzie kosztuje przykładowo 20 ( tak strzelam, bo nie pamiętam ile ten rosół tam kosztował) nie chce podawać nazwy tej restauracji, ale myślę że i nazwa i obiekt i kurde cena- zobowiązują!!!!
Usuńnom... zastanawiam się czy ci ludzie nie ogarniają, że w ten sposób sami siebie podkopują?
Usuńmarka marką, ale wszystko do czasu, a pewnie nie byliście jedynymi...
Współczuję.
OdpowiedzUsuńoj, nie życzę nikomu:-(
UsuńMasakra ;/
OdpowiedzUsuńprawie:(
UsuńWspółczuję. Dobrze że dzieci zdrowe.
OdpowiedzUsuńtak, najważniejsze że dzieci nie wzięło
UsuńNapiszę komentarz inny niż wszyscy. Bynajmniej nie złośliwy, ale anonimowy.
OdpowiedzUsuńMam inne spojrzenie na przyczynę Pani popołudniowych kłopotów z samopoczuciem. Według mnie zabrakło Pani życzliwości do kelnerki, która musiała zasuwać w upale i wytworzyła Pani wokół siebie nieprzychylną aurę, pełną pretensji do świata. Bo ja bym zrozumiała, ze feta w upale nie jest kosteczką, tylko mazią. Od innych oczekujmy tylko tyle, ile możemy oczekiwać od siebie i wstawiajmy się w ich sytuację. Będąc tak powierzchowną osobą wychowa Pani dzieci na egoistów.
A teraz może Pani zablokować anonimowe komentarze, bo przecież nie to chciała Pani o sobie przeczytać.
AA
ależ proszę pisać, nie mam fioła na punkcie komentarzy na swój temat i o słuszną krytykę z pewnością się nie obrażę,
Usuńpuki co nie zamierzam blokować anonimowych komentarzy, co do kelnerki- lokal był klimatyzowany, godzina była 12 a o 11 lokal otwierają, więc jeśli kelnerka już godzinę po otwarciu już była zmęczona to chyba powinna wybrać inny zawód, a dziewczyna tak "na oko" miała nie więcej niż 20lat, Nie ujmując nic dziewczynie ona po prostu do pracy kelnerki nie miała absolutnie żadnego przygotowania- i ja to jestem gotowa zrozumieć gdyby pracowała w jakiejś hamburgerowni, ale od takiego miejsca klienci jednak wymagają czegoś wiecej,
Co do fety to tu się z panią? panem? nie zgodzę, bo po pierwsze dobry ser nie stanie się mazią nawet w takiej temperaturze- w końcu w Grecji całe lato upały są znacznie większe niż u nas, ale pomijając już to, zdaje się że ser powinien być trzymany w chłodnym miejscu, w lodówce, a wyjmowany tuż przed przyrządzeniem dania, i z cała pewnością, gdyby dodany był do sałatki w kosteczkach to w momencie podania na stół, nawet gdyby kilkanaście minut stał w wyższej temperaturze to nie rozpłynąłby się tak nagle.
To że pan? pani napisała że jestem osobą powierzchowną zupełnie mnie nie uraziło, a to z prostego powodu- po prostu mnie pan/pani nie zna.
Czy dzieci wychowam na egoistów? Mam nadzieję, że nie i jak na razie nic na to nie wskazuje, ale jednak chciałabym aby w przyszłości moje dzieci nie dawały sobie wcisnąć "kitu" i umiały się upomnieć, jeśli ktoś im będzie wciskał takie śmieci i kazał za to zapłacić ciężko zarobionymi przez siebie pieniędzy, z czym ja niestety jak widać powyżej, mam problem, bo zapłaciłam za obiad bez słowa.
To może ze mną jest cos nie tak. Ja się zawsze staram przypisywać ludziom dobre intencje i jestem wyrozumiała, że z różnych powodów może coś komuś wyjść nie tak, jak bym tego oczekiwała. Korzyść mam z tego taką, że rzadziej kogoś skrzywdzę. Bo ta kelnerka owszem, mogła być po hucznej imprezie, ale równie dobrze mogła mieć jakieś kłopoty.
UsuńW restauracji trudno smakowo wszystkim dogodzić, mi by taki ostry sos smakował. Zawsze jedząc w restauracji wiem, że robię to na własne ryzyko. No nic, nadajemy na rożnych falach...
AA
Chyba jednak się nie rozumiemy.
UsuńJa nie przypisuję tej kelnerce złych intencji a tylko brak umiejętności. Ona była bardzo miła i uśmiechnięta ale to nie zmienia faktu, że nie miała pojęcia o tym co robi, i nie może być tu mowy o złym dniu czy kłopotach- ona po prostu nie umiała tego robić, nie umiała donieść tacy z dwiema filiżankami nie rozlewając kawy, nie mogła sobie poradzić z talerzem z obiadem i sałatką jednocześnie, ona po prostu nie miała pojęcia jak to robić. Tak,to nie wina kelnerki tylko właścicieli dworku, bo nie powinni byli jej w ogóle zatrudnić ale dziewczyna mogłaby chociaż w domu poćwiczyć trochę zanim wyszła do klientów.
Nie wydaje mi się również, abym czymkolwiek ją skrzywdziła- po prostu więcej tam nie pójdę, a i znajomym odradzę, ale żadnej krzywdy w tym nie widze;)
Ja też lubię ostro przyprawione dania, ale to danie w zamyśle na pewno nie miało tak smakować jak smakowało. Sos z zielonego pieprzu bardzo lubię, ale nigdy nie słyszałam, żeby miał smak świeżo zmielonego pieprzu raczej tylko posmak. Moim zdaniem to danie nie było świeże, tylko odgrzewane kilka razy i stąd odparowało to co powinno zostać, a zostało to co powinno tylko znaczyć smak.
I nie zgodzę się, ze w restauracji je się na własne ryzyko! na własne ryzyko to można iść do budki z hamburgerami przy dworcu, ale nie do restauracji. Idąc do restauracji jednak człowiek oczekuje że zostanie dobrze potraktowany, z uśmiechem obsłużony i zje smacznie.
W każdym razie ja mam takie oczekiwania, a myślę, ze nie zbytnio wygórowane jednak.
No to ja mam mniejsze oczekiwania i jestem szczęśliwszym człowiekiem, bo spotyka mnie mniej zawodów życiowych. Zastanawiam się, czy Pani aby nie należy do tego roszczeniowego pokolenia. Kiedyś może być tak, że to Pani będzie na miejscu krytykowanej przez siebie osoby. Pieniądze to nie wszystko - czasem wskazane jest mieć trochę empatii i uczyć jej własne dzieci. Bo nie wiadomo, co nas w życiu czeka. Może nie zawsze będzie tak, że człowiek będzie miał pieniądze, zdrowie i siły. Ale bynajmniej Pani nie oceniam, bo oprócz tego posta nie czytałam żadnego.
UsuńAA
ale proszę mi wytłumaczyć w którym momencie wykazałam się brakiem empatii, bo zupełnie tego nie rozumiem.
UsuńChyba jestem jednak z tego starszego pokolenia niż to "rozszczeniowe" i nie wymagam niczego więcej iż inni czyli płacąc za coś oczekujemy w zamian towaru dobrej jakości.
Stokrotka! Jak długo musiałaś pracować na ten rachunek? Na pewno nie godzinę czy dwie! Płacisz i wymagasz, panienka była w pracy i tyle, od Ciebie nie wymagają profesjonalizmu? To samo z jedzeniem - kucharz ma mieć odpowiednie przygotowanie zawodowe. Nie daj się wkręcać ;)
UsuńPowiem krótko,
UsuńProwadzenie restauracji to jest po prostu biznes i oczekiwania i roszczenia nie mają tu zupełnie nic do rzeczy, a nawet parafrazując Naszego Prezydenta, są jak najbardziej na miejscu.
Bo jeśli zupa w restauracji kosztuje 20 zeta a danie główne 70 zeta to chyba wszyscy się zgodzą ze trzeba rościć sobie pretensje, do jakości, zarówno potraw jak i obsługi.
Tu nikt nie robi osobistych wycieczek do skądinąd miłej i sympatycznej Pani kelnerki, tylko raczej do właściciela, nie będę tu się rozwodził nad procedurami przyuczania do zawodu.
Mój wniosek jest taki, właściciele zaoszczędzili i na personelu i na jakości potraw (zapewne oprócz zupełnie „zielonej” kelnerki był też „zielony” kucharz.)
Doskonale pamiętam siermiężne czasy PRL-u, i w tedy pomimo kłopotów z zaopatrzeniem były restauracje z dobrym jedzeniem, wiec myślę ze zarzut pokoleniowy Anonimowy przedmówco jest zupełnie nietrafiony.
A nie wiem czy jeszcze ktoś pamięta ze ceny były regulowane nie tak jak dzisiaj ze z pod dużego palca wycenia się jadłospis …. He he he
AAAAAAAAAA i jeszcze jedno, ja tam nikomu do portfela nie zaglądam,
OdpowiedzUsuńAle dziwie się Stokrotce ze nie zareagowała na ten podtekst bo zapewniam was ze jest ostatnią osobą jaką znam która by przywiązywała wagę do pieniędzy, po prostu jak jej są potrzebne to je zarabia, ciężko pracując, często po kilkanaście godzin na dobę, a jak ich nie może zarobić to się bez nich obywa i tyle ……………
I płaci podatki – żeby nie było … hehehe