czwartek, 22 lutego 2018

Pierwszy raz

Dobra dosyć tego smęcenia.
Auto to tylko auto, tak czy inaczej się wyklepie, a przecież w życiu jest wiele ważniejszych rzeczy.
Na przykład takie łyżwy.
Albo papugi.
Starsza córka od początku zimy chciała pójść na lodowisko, przekonana oczywiście, że taka jazda na łyżwach to jest coś, co zostaje wyssane z mlekiem matki.
Niestety nawet jak matka śmiga tak, jak Elsa w jednej z ostatnich scen Krainy Lodu,  to dziecko i tak musi się tego nauczyć i żadne mleko tu nie pomoże, a tym bardziej jeśli matka sama nie miała w życiu łyżew na nogach .
Najpierw zaczęłam szukać kogoś, kto by pomógł młodej w nauce poruszania się po lodowisku, ale okazało się że w naszej okolicy nikogo takiego nie znajdziemy. Najbliżej do Warszawy, tam przy niektórych lodowiskach można wynająć instruktora, ale w naszym wypadku logistycznie jest to nie do ogarnięcia, więc temat upadł.
Mama koleżanki z przedszkola podsunęła mi, że przecież ona sama choć na łyżwach śmiga, to za pierwszym razem ciągała córkę po lodowisku w butach i że część ludzi tak właśnie robi, że dziecko w łyżwach, a rodzic/dziadek w butach.
Któregoś dnia pogoda była zachęcająca, akurat planów na popołudnie nie miałyśmy więc pojechałyśmy na lodowisko. Na moje zapytanie o wejście w butach pani się niemal wściekła, walnęła mnie wałkiem przez łeb, pokazała pokaźnym palcem na wiszący nad nią regulamin (jakieś trzy strony drobnym maczkiem) i powiedziała, że to absolutnie wykluczone i spadaj stąd głupia babo bo zdzielę jeszcze raz.
Czego się nie robi dla dziecka?
Skończyło się tym, że był to pierwszy raz nas obu, ale nie było najgorzej, w każdym razie zęby mamy dalej w paszczy a nie w kieszeni, i krew się nie lała.
Lodowisko też chyba nie ucierpiało.
Oczywiście po lodowisku poruszały się co najmniej dwie osoby w butach, bez łyżew, ciągnące swoje dzieciaki po lodzie i nikt im nie zwrócił uwagi ani z lodu ich nie wyprosił.
Po prostu nie pytały o zgodę.
A co do papug, to Młodsza z kolei dziś jest na wycieczce i odwiedzają właśnie papugi.
Młoda zadowolona, że jest już taka duzia, że jedzie bez mamy i do tego atokalem, i że będzie siedziała na pewno z Julką, i papugi będą jej siadać na głowie i że potem nam dokładnie wszystko opowie....
I tylko ja stresuję się jak zawsze.

wtorek, 20 lutego 2018

Kolejnego oglądacza....

....przysłali jednak, a nie rzeczoznawcę.
Ale po kolei.
To jest po prostu nieuczciwe, to się nadaje do zgłoszenia do jakiegoś UOKIKu, tylko oczywiście kto ma na to czas?
Pierwszy "rzeczoznawca" z Hestii przyjechał, obejrzał samochód i wycenił szkody nie uwzględniając wszystkich uszkodzeń pojazdu- choć moim zdaniem to nie było nie uwzględnienie, a celowe pominięcie, mające - nazywajmy rzeczy po imieniu- celowe obniżenie kwoty odszkodowania.
Na moją prośbę o powołanie niezależnego rzeczoznawcy PZM ubezpieczyciel przysłał kolejnego -swojego- rzeczoznawcę, który co prawda  uwzględnił w swojej wycenie uszkodzenie układu wydechowego, ale już stłuczonej lampy nie, a na pytanie to, dlaczego do wyceny została przyjęta zupełnie odbiegająca od rynkowej cena za roboczogodzinę, za części powiedział, że taka jest polityka firmy, a polecany przez nich serwis wykona naprawę wg i w cenie ich kalkulacji. I nawet gwarancję dadzą, a co.
Różnica w wycenie pomiędzy pierwszymi a drugimi oględzinami pojazdu zwiększyła się o ponad 60%, czujecie to?! o tyle już na wstępnie chciał mnie oszukać ubezpieczyciel, a  stawki za godzinę pracy nie zmieniły się.
Nie wiem jak się to skończy, możliwe że jednak w sądzie.
Obecnie Hestia przelała mi na konto uznaną przez siebie wycenę, a  ja oczekuję na oględziny auta przez rzeczoznawcę PZM.

poniedziałek, 19 lutego 2018

Świetliki

Wyglądały jak miliony świetlików tworzące bajeczne wzory....
Nie było jeszcze bardzo ciemno, byłoby bardziej efektownie z pewnością, ale i trudność z zrobieniu zdjęcia znacznie by wzrosła.
Było bardzo przyjemnie choć przemroziło nas nieźle (temperatura odczuwalna była na poziomie kilku stopni a faktycznie był zaledwie jeden stopień poniżej zera).
Zobaczcie samo jak pięknie, przy czym informuję uczciwie, że zdjęcia w żaden sposób nie oddają tego uroku.

 Pogoda była piękna, co widać na załączonym obrazku, na szczęście mróz z monitora do mieszkań nie dociera, więc i oglądać powinno być przyjemnie.
Pałac jaki jest każdy widzi:

 Brama prowadząca do świetlistego ogrodu:


 Kiedy przyszliśmy jeszcze nie było zbyt dużo ludzi (zapewne z powodu braku ciemności)



 A tu Pałac od drugiej strony ogrodu:

 Nie mogłam się powstrzymać, uwielbiam wszelkie posągi, zwłaszcza tak urocze, jak te:




 A ten w ostatniej chwili odwrócił głowę....

 No raj dla dzieci....






Ten ślimak był cudny, ale nie pozwolił sobie zrobić dobrego zdjęcia:(


I to by było na tyle.
Kto nie był, a ma możliwość polecam. Zostało jeszcze tylko kilka dni....

Oczywiście był to Królewski Ogród w Wilanowie. KLIK

piątek, 16 lutego 2018

Antyreklama

Kilka dni temu w mój samochód uderzyło inne auto.
Zdarzenie klasyczne- ja się zatrzymałam na czerwonym świetle, pani zatrzymała się na moim samochodzie. Nic nikomu się nie stało, prędkości nie były duże, w odróżnieniu do towarzyszącego zdarzeniu huku, uszkodzenia na pierwszy rzut oka niewielkie, aczkolwiek już na miejscu okazało się, że na przykład nie ma możliwości otwarcia klapy bagażnika,  klosze lamp popękane,  a nowiuśki zderzak diabli wzięli, to znaczy nie wzięli tylko zostawili ale odcisnęli ślady.
 Wiadomo wina tego, co z tyłu, więc koszty naprawy ponosi ubezpieczyciel samochodu sprawcy.
No i tutaj się zaczyna.
Ubezpieczycielem jest Ergo Hestia, firma którą zawsze miałam za takiego pewnego gwaranta, służbowo przez wiele lat z nimi pracowaliśmy, nie miałam obaw, że wszystko będzie jak należy.
Na trzeci dzień od zgłoszenia szkody zjawił się pan oglądaczo-wyceniacz, przepraszam, ale z szacunku dla rzeczoznawców nie nazwę go inaczej.
Oczywiście pooglądał, porobił zdjęcia, poinformował że wycenę prześle na adres e-mail.
No i przesłał.
W wycenie nie uwzględniono zupełnie tego o czym mówiliśmy, nie uznał za stosowne wpisać uszkodzenia lamp, nie wspomniał że należy sprawdzić czy nie ucierpiał hak, że tłumik został uszkodzony, że klapa od bagażnika nie otwiera się.
Za to napisał, że zderzak należy polakierować. I napis marki samochodu wymienić.
Napisałam, że oczywiście z wyceną się nie zgadzam, że wnoszę o powołanie niezależnego rzeczoznawcy z PZMOT bo to co oni napisali to jakiś dowcip chyba jest.
Dziś mam "dodatkowe oględziny pojazdu" przez pracownika Hestii. Ciekawe czy tym razem przyślą rzeczoznawcę czy znów  jakiegoś fircyka...
Śnieg pada, a w bagażniku są sanki;-(

środa, 14 lutego 2018

Coś pozytywnego....

Kiedy ja spodziewałam się pierwszej córeczki moja sytuacja finansowa była bardzo nieciekawa, a jakby tego było mało to ZUS wstrzymał mi świadczenia, no co tu dużo mówić nie było mi do śmiechu. I wtedy i blogowy i realny  świat bardzo mnie zaskoczył: jedna dziewczyna przesłała mi wanienkę i kocyk nie chcąc nawet zapłaty za przesyłkę, druga ubranka, trzecia podzieliła się zabawkami, koleżanka z roku dała mi pościel i karuzelkę...
Ja też tak robię, to z czego moje dziewczynki wyrastają oddaję dalej, do mnie też co jakiś czas trafia paczuszka od blogowej przyjaciółki z sukniczkami, w które jej córeczka się już nie mieści.
I to jest takie pozytywne w tym pełnym zła świecie.
A teraz moja siostra w odczuwa to zupełnie podobnie.
Dziś rano dostałam zdjęcie z maleńkimi ubrankami i podpisem: właśnie dostałam przesyłkę z Australii, tydzień wcześniej jej szefowa dostarczyła jej do pracy wielki karton z ubrankami po swojej wnusi, a jeszcze wcześniej koleżanki z pracy poprzynosiły co kto miał: wanienkę, przewijak,  krzesełko do karmienia....
I tak to dobro sobie wędruje od człowieka do człowieka.
Dobrego dnia:)
W końcu dziś Walentynki musiało być coś pozytywnego;)

wtorek, 13 lutego 2018

Awanturrrra... czyli c.d. nastąpił...


Wyobraźcie sobie, że wczoraj listonoszka przyszła, mama jej oddała umowy razem z "listem" ode mnie czyli mniej więcej takiej treści: proszę o natychmiastowe zaprzestanie przetwarzania moich danych, na których przetwarzanie nie wyraziłam zgody, proszę o niezwłoczne usunięcie moich danych od państwa partnerów marketingowych oraz o  dostarczenie wszelkich regulaminów przed podpisaniem umowy itp
Dziś przyszła znowu.
Uwaga: przyszła żeby mama podpisała odstąpienie od umowy.
Usłyszała, że mama nie zamierza od niczego odstępować, bo niczego nie zawierała.
Próbowała więc wcisnąć mamie, że zawarcie umowy na odległość to też jest ważne zawarcie umowy a odstąpienie niczym dla niej nie skutkuje (ha ha ha dobre sobie, po za tym, że jej dane zostały już przehandlowane, no i że ktoś albo podrobił jej podpis na umowie, albo zawarł umowę bez podpisu).
Mama oczywiście konsekwentnie odpowiedziała jej, że absolutnie umowy nie zawierała, a jedyne o co prosiła to o warunki jakie oferują na prowadzenie konta.
 I wyobraźcie sobie, że listonoszka sięgnęła wtedy po argument że no tak ale dane mi pani podała. I mama się wkurzyła na dobre przypominając, że przecież to ona od niej wyłudziła te dane twierdząc, że bez wpisania danych nie może tej oferty i warunków przedstawić.
Skończyło się na tym, że listonoszka puściła parę z uszu i wyszła z tekstem, że ona nie wie jak to sobie mama w takim razie zamierza odkręcić...

poniedziałek, 12 lutego 2018

Pocztowe roz(g)rywki

Prosta sprawa mama potrzebuje otworzyć konto w banku.
Pomyśleliśmy o koncie  w banku pocztowym, z tego względu że poczty są wszędzie, a już taki bank spółdzielczy  to już niekoniecznie.
Pani na poczcie nie miała kompetencji, aby takie konto otworzyć ale obiecała, że powie listonoszce w czym rzecz i ze listonoszka będzie mogla na pewno pomóc, przywieźć umowę i dopełnić wszelkich formalności.
Przyjechała, powiadomiła mamę, że oczywiście wszystko da się zrobić, że umowę przywiezie i wszelkie formalności zostaną załatwione przez nią, bez konieczności wizyty w urzędzie. Poprosiła mamę o podanie danych, bo (podobno) aby mogła wygenerować ofertę potrzebuje jakieś dane wprowadzić. Mama nie jest bardzo zorientowana w takich szczegółach, ale uznałyśmy, że dopóki niczego nie podpisze jest bezpieczna.
Pani listonoszka przywiozła umowę, od razu chciała żeby mam złożyła podpis i już, ale mama powiedziała, ze najpierw musi to przeczytać bo w ciemno nic nie będzie podpisywać, a po za tym to przecież tak się umawiały, ze miała być najpierw oferta do zapoznania się z nią.
Jeszcze tego samego dnia otrzymała sms z informacją, że karta na jej nazwisko została wysłana.
a później dostała jeszcze ze trzy smsy z banku pocztowego i telefon z propozycją rewelacyjnego spotkania, na którym to firma przedstawi jej rewelacyjną ofertę zakupu równie rewelacyjnej kołdry o właściwościach zapewne lepszych niż woda z Lichenia.
Przeczytałam wczoraj te umowę i szlag mnie jasny chybił trafił (jakby trafił, to bym nie pisała).
Przyniesiona umowa nie jest wzorem umowy, ani też ofertą a zawartą umową, co prawda bez podpisu, ale z podanymi danymi.
Wszelkie możliwe zgody marketingowe są wyrażone, natomiast brak jest Regulaminu konta, Regulaminu karty oraz cenników usług, choć jak wół stoi, że się oświadcza, że takowe się otrzymało i miało się możliwość zapoznać z nimi przed zawarciem umowy.
No zagotowałam się.
Napisałam mamie na kartce żeby przekazała listonoszce, że żadnych zgód nie wyrażała i żeby tamta natychmiast to wszystko odkręciła i wycofała i żeby raczyła donieść brakujące dokumenty, o których mowa w umowie, a których nie była łaskawa dostarczyć PRZED podpisaniem czegokolwiek, bo wbrew pani wyobrażeniom sa tacy, którzy lubią wiedzieć co podpisują.
Nawet nie chcę  sobie wyobrażać jak wielka jest skala takich nadużyć, oni po prostu uznają chyba że na wsi to jacyś totalni analfabeci mieszkają, co to na niczym się nie znają i co im listonosz podsunie to podpiszą w ciemno....

niedziela, 11 lutego 2018

ROK

Rok. Tyle czasu dziś upływa.
Wiecie, że moje życie na razie dzieli się na to przed i po.
Słyszałam, że żeby pogodzić się z odejściem kogoś bliskiego należy przeżyć bez niego wszystkie pory roku. Chyba dużo w tym prawdy.
Pogodziłam się, co absolutnie nie znacz,y że wtedy człowiek przestaje płakać na każde wspomnienie.
Nie przestaje. 
Przez ten czas bardzo wiele zmieniło się w naszym życiu.
Powiem nawet więcej, że mam poczucie że pośrednio Taty odejście przyczyniło się do tych najważniejszych zmian.
Dziś jesteśmy w zupełnie innym miejscu.
Jesteśmy i mam wielką nadzieję, że po tej drugiej , lepszej stronie też coś jest....

wtorek, 6 lutego 2018

Codziennik,czyli nic ciekawego

Taka jestem jakaś wewnętrznie rozedrgana.
Chciałabym, żeby to było już za nami. A to jeszcze nawet nie zaczęło się dziać, na razie formułuje się wniosek, a gdzież tam jeszcze.
Sprawy codzienne idą zgodnie z planem: dom, szkoła, przedszkole, praca, szkoła, przedszkole, dom. I tak każdego dnia.
Weekendy dostarczają więcej emocji, ale jakoś rzadko się zdarzają, albo mi się tak wydaje.
Drugi tydzień od powrotu z ferii mija, i coraz bardziej się nakręcam, nie chciałabym, ale widzę, ze nasza wychowawczyni za nic ma moje pytania i uwagi.
Dziecko przez ferie przepisało zeszyt, osobiście uważam, że to było zaniedbanie wychowawczyni, ale dodatkowe ćwiczenie z pisania dobrze jej zrobiło. Niestety dalej jest to samo.
Z lekcjami WF jest podobnie, to znaczy nie jest wcale- od powrotu z ferii jeszcze im się nie zdarzyło mieć. Wczoraj dziecko mnie poprosiło: Mamo no zrób coś, żeby ten WF w końcu był.
I zrobię, choćby mnie mieli w całej szkole palcami wytykać.
To samo ze spoźnieniami.
Wczoraj o 8.01 minęłam się z panią w drzwiach szkoły. Dziś o 8 wychodziłam, jej jeszcze nie było, w ubiegłym tygodniu wpisała córce spóźnienie (było tak pierońsko ślisko, że przyjechałyśmy chyba 5 po 8) choć ona w tym samym tygodniu spóźniła się dwa razy.
Jeszcze ten tydzień zacisnę zęby, ale czuję, że już bardzo niewiele brakuje do eksplozji.
Zadziwia mnie też fakt, jak bardzo wielu rodziców zdaje się zupełnie nie interesować dziećmi, szkołą , tym co robią, a czego nie...

poniedziałek, 5 lutego 2018

Pierwszy raz

Pierwszy raz wyjeżdżaliśmy tak daleko bez dzieci.
Nie powiem, miałam strasznego schiza, że nie wrócimy. No wiem, wiem prawdopodobieństwo wypadku na lądzie jest znacznie większe, ale i tak pełna byłam obaw. To chyba nawet zbyt mało powiedziane, gotowa byłam spisać testament, a koleżance zostawiłam nr telefonu do mojej mamy, żeby w razie czego pomogła jej po ogarniać sprawy ( a później musiałam szybko ją powiadamiać, że wróciliśmy cali i zdrowie, żeby nie wszczęła jakiegoś alarmu;-P). Wiem, wariatka, ale nic na to nie poradzę, tak było i już.
Mam nadzieję, że następny raz będzie łatwiejszy.
I że nie będzie trzeba zbyt długo czekać, żeby to sprawdzić;-)
Bo Wy jeszcze nie wiecie, ale moja siostra spodziewa się dziecka, upragnionego, na które czekają około 10 lat, i lekarze nie dawali im już większych nadziei  a tu nagle okazało się, że jednak rodzinka im się powiększy.
Bardzo jestem szczęśliwa;)
Tym bardziej że odejście taty, a teraz jeszcze ciąża bardzo nas do siebie zbliżyła, to znaczy zawsze byłyśmy sobie bliskie, ale wiadomo te tysiące kilometrów, inne realia, inne otoczenie trochę zaciera tę bliskość, natomiast teraz znów jest tak, jak kiedyś kiedy mieszkałyśmy w jednym domu.
Pozostaję pod urokiem tego miasta, w którym mieszka siostra, nie nie dlatego że jest jakieś szczególnie piękne, ale dlatego że jest takie otwarte, wielokulturowe, wolne, czas tu płynie jakoś swobodniej i ludzie jacyś tacy mniej problemowi się wydają.
Oczywiście może to tylko złudzenie, może na co dzień inaczej to wygląda, może nie chciałabym tam zaraz mieszkać i żyć, ale lubię tam być, tak zwyczajnie jest tam bardzo przyjemnie.

                                     U Klarki budził nas Kiciul, a tu dwa takie przytulaki;-)