niedziela, 30 lipca 2017

Lato....

Lato nie służy blogowaniu.
Komputer omijam szerokim łukiem, a kiedy już nawet chciałabym na niego spojrzeć łaskawszym okiem, to zwyczajnie to oko się zamyka. Ostatnie dni upłynęły mi na rewolucji w ogródku, a mówiąc jaśniej wypierniczyłam wszytko co rosło, przekopałam (nie sama na szczęście) te parę metrów i co się dało to posadziłam od nowa. Teraz trzeba jeszcze trawkę posiać, ścieżkę wydeptać i będzie dobrze, a za rok może nawet zacznie wyglądać.
A było strasznie! Kto widział, ten wie ze nie koloruję.
Do pomocy przyszła sąsiadka, sama przyszła. Niestety moja wizja ogródka z jej wizją nieco się rozmijała, ale obyło się bez bijatyki.
I stanęło na moim, chociaż nie wiem czy jak będę w pracy to nie przyjdzie i nie posadzi czegoś po swojemu;-)
A teraz idę z kawką na trawkę upajać się latem.
Tarasu jeszcze nie ma, na razie trawka musi wystarczyć;)






Klarkowa dalia- stołówka dla pszczółek i motyli;-)




piątek, 21 lipca 2017

Spojrzeć sobie w oczy

Przepraszam, ale chyba pisanie pitu-pitu na blogu w takim czasie jak ten jest zupełnie bez sensu.
Pali się nasz kraj i trzeba coś z tym robić. 
Do tej pory nie angażowałam się zupełnie politycznie, nawet zbytnio nie ujawniałam swoich poglądów, bo po co. Ja ludzi lubię po prostu, a nie za to z kim sympatyzują, ale teraz coś pękło, bo to co się teraz dzieje to historia i chyba przyszedł czas, żeby się jasno opowiedzieć za lub przeciw zmianom. Nie wiem czy to coś da, czy protesty coś zmienią, czy nie, ale wiem jedno- nie mogłabym spojrzeć w lustro gdybym nie zajęła jakiegoś stanowiska. Mam małe dzieci, one nie rozumieją co się dzieje, ale słyszą nasze rozmowy, wyczuwają nasze napięcia. Chcę, żeby mogły dorastać w wolnym, demokratycznym kraju, bo o to walczył ich ojciec, ich dziadkowie. W kraju w którym wszystkich traktuje się równo, w którym dzieci mogą chodzić do wolnej, nie zindoktrynowanej szkoły, w kraju w którym nie wytyka się palcami ludzi o innym kolorze skóry i nie wyzywa się od morderców, tych którzy mają inne poglądy- nie tylko polityczne. 
Tak, idealnie nigdy nie było-zdaję sobie z tego sprawę, ale wiem również, że to co robi się z krajem teraz, z całą pewnością sprawi że będzie właśnie dokładnie odwrotnie. Niewiele pamiętam z
PRL, ale wcale nie mam ochoty doświadczać tego wszystkiego, przez co przeszli moi bliscy w tamtym czasie. 

Czy jeśli dziś będę bierna, to co ja powiem dzieciom, kiedy za 10-15 lat zapytają: mamo, a co ty w tamtym czasie robiłaś? Czy zrobiłaś wszystko co mogłaś?
Uważam to zwyczajnie za swój obowiązek- owszem ta władza wybrana jest demokratycznie- zgadzam się, ale ta władza łamie nasze prawo, naszą konstytucję i na to się nie zgadzam. 


Byłam pod Sejmem. Najpierw kiedy przyszłam i zobaczyłam na własne oczy te barierki, policjantów, tłum ludzi- to się zwyczajne popłakałam. Brak słów. Kilka lat temu w budynku Sejmu bywałam wielokrotnie- taki etap w pracy, znałam pracowników, na chodnikach sejmowych mijałam się z politykami. Było normalnie. 
Dziś nie potrafię zrozumieć jak można zamykać Sejm przed ludźmi? jak można odgradzać budynek, w którym wybrani przez nas, nasi przedstawiciele w naszym imieniu rządzą krajem? Odgradzać nieskończoną ilością barierek, policjantów, ja na prawdę nie potrafię tego pojąć. 
Jak to możliwe, że ważne dla kraju ustawy uchwala się nocą? czy 21, 23 czy 2 w nocy to jest normalna godzina na takie sprawy? 
Przerażający był widok oświetlonego budynku parlamentu, widok stojących policjantów pilnujących płotu i dookoła tłum ludzi, którzy są przeciwni temu co się dzieje w środku, ale nikt nie chce ich wysłuchać. Potwierdzam to co pisze prasa- widziałam to na własne oczy: tam są młodzi ludzie, w przeważającej większości. Ja zaliczałam się do tych starszych. 
W Warszawie jest łatwiej. 
Po pierwsze- jesteś w tłumie- nikt cię nie zna, na prawdę niewielkie szanse ze w tej rzece ludzi wpadniesz na znajomych. Po drugie- wiadomo gdzie i o której godzinie. Są mikrofony, nawet jest prowizoryczna scena z której przemawiają ci, którzy mają coś do powiedzenia. Skandowane są hasła, tłum nie stoi bezczynnie- słucha, klaszcze, skanduje, śpiewa.
Byłam w małym mieście pod budynkiem Sądu Okręgowego. 
W małych miejscowościach jest dużo trudniej, choć nie ma barierek ani policjantów..
Po pierwsze trzeba pokazać twarz (albo zdradziecką mordę, jak kto woli). Wśród tysięcy twoja twarz niknie, przy kilkudziesięciu osobach- każda twarz jest rozpoznawalna. Bardzo rozpoznawalna.
Po drugie nikt nie wie gdzie o której. Najprawdopodobniej pod sądem- pół biedy, jeśli jest jeden. Brak organizatora wydarzenia, brak informacji o godzinie. A mimo to ludzie są. Przychodzą grupkami, przychodzą sami. Stoją  w milczeniu lub rozmawiają ściszonym głosem. Są ludzie starsi i są młodzi, często z małymi dziećmi. 
Przyszli sami, często być może narażając się na ostracyzm ze strony rodziny czy znajomych. 
Ważne jest żeby w jakikolwiek sposób powiedzieć, pokazać jeśli jesteś po stronie protestujących. Nie możesz iść na protest (nie ważne, czy jesteś chory, czy masz obowiązku, pracę, małe dzieci, babcię po opieką czy nie chce ci się zwyczajnie) ale włącz się w inny sposób, jakikolwiek, pokaż tylko że nie jest ci to obojętne. Nie wiem: idąc przez miasto postaw tą świeczkę pod budynkiem sądu, postaw ją o 21 w oknie, przypnij do bluzki białą różę, przywiąż do lusterka samochodu, zrób cokolwiek, po prostu zrób cokolwiek.
Co pomoże ta świeczka pod sądem? Pokaże ilu jest tych, którzy nie zgadzają się na łamanie prawa, pokaże, że w danym mieście są ludzie, którzy gotowi są się sprzeciwić upartyjnieniu Polski.
Nie zrobi tego nikt za nas. Mamy prawo nie zgadzać się na to, co teraz próbują zrobić z naszym krajem i mamy prawo to wyrazić. I jeśli nawet kiedyś nas za to pozamykają - a jeśli dopuścimy do tych zmian w sądownictwie to jestem pewna, że wcześniej czy później tak się stanie- to nie będziemy sobie wyrzucać, że mogliśmy coś zrobić a woleliśmy bezczynnie czekać, aż ktoś zrobi to za nas. Nie zrobi! ani Unia, ani opozycja ani Kowalski z drugiego piętra, ani Pani Zosia z Mokotowa. to jest nasz wspólny kraj, nasza wspólna sprawa. 

środa, 19 lipca 2017

Rilaks

"Relaksuję" się w urzędzie powiatowym. Kolejka na jakies 3 godziny czekania, klnę na czym świat stoi, pół dnia w plecy bez sensu. W dodatku musze przysłuchiwać się z jakimi sprawami przychodzą inni ludzie. Mogę podać pesel i adres pani Nowak, która właśnie jest w trakcie prowadzenia sprawy spadkowej i musi się tłumaczyć przed urzędnikiem dlaczego brak jest podpisu małżonka. Dane pana Kowalskiego też mogę podać, łącznie ze szczegółami na temat kwoty jaka uzyskał ze sprzedaży, co i komu sprzedał.
O i jeszcze mogę wam powiedzieć ze próbował pani urzędniczce wcisnąć pare groszy czyli jakby nie było łapówkę.  
Gdzie jest ochrona danych osobowych tak się głupio zapytam?




środa, 12 lipca 2017

W Gdyni

Kiedyś już pisałam, że nie lubię planować i później trzymać się sztywno tego planu- czuję się wtedy ograniczona i nie jest mi z tym dobrze, a nie raz przekonałam się że spontaniczne decyzje są najlepsze. Tak też było któregoś piątku, kiedy najpierw w ciągu dnia wysłałam sms do A, że może byśmy jutro wyskoczyli nad morze, a później już poleciało samo. 
Wieczorem dzieci usłyszały, że bezwarunkowo spać idziemy wcześniej, bo w nocy wyjeżdżamy na wycieczkę. Obudziły się już około północy i nie chciały położyć się do łóżek, bojąc się, że wycieczka może je ominąć.

poniedziałek, 10 lipca 2017

Z listy marzeń....

Dla Was to może takie tam nic, a dla mnie to kolejne marzenie z listy marzeń odhaczone.
I to jak!
A no tak, że nawet nie śmiałam marzyć że obydwa żaglowce zobaczę w jednym miejscu i w dodatku, że uda mi się obydwa na jednym zdjęciu zmieścić.

A jednak:

Gdyby ktoś nie skojarzył na zdjęciu widać Dar Pomorza (ten niżej) i Dar Młodzieży 

poniedziałek, 3 lipca 2017

Nie ogarniam

Chyba nigdy nie zrozumiem niektórych ludzi.
Dziewczynka 9 lat, tuż po komunii. Mama szczęśliwa, bo córka właśnie nauczyła się jeździć na rowerze i akurat ksiądz organizuje wycieczkę rowerową dla dzieci. Nie, nie tam żadne muzeum czy inny kościół, jadą sobie w odwiedziny do księdza z sąsiedniej parafii... Matka szczęśliwa i chwali się wszem i wobec, że córka jedzie z księdzem. Nie mam pojęcia, ile tych dzieci i czy ktoś z rodziców będzie im towarzyszył.
Ja pi*%$^olę, nie wiem czy to ja jestem przewrażliwiona czy ludzie są tak kompletnie ślepi?!
Nie oddałabym swojego dziecka pod opiekę obcemu facetowi, nawet ( a może zwłaszcza) gdyby był księdzem? Po cholerę taki ksiądz zabiera dzieci do swojego kolegi?
Jestem pewna, że nawet jeśli coś złego się wydarzy, to te dzieci będą się bały powiedzieć rodzicom, a nawet jeśli któreś się odważy to i tak rodzice nie uwierzą, bo to przecież ksiądz...
Wybaczcie, ale nie mogłam się powstrzymać i tak nie napisałam wszystkiego, ale już się we mnie gotuje od dawna i musiało się trochę ulać....
Może ktoś potrafi mi to wytłumaczyć?



Nie wiem czy ten ksiądz ma jamnika, czy nie...