niedziela, 31 lipca 2016

To o czym mówił ten Franciszek?

Może nie jestem zbytnio religijna , nie chodzę co tydzień do kościoła, z resztą po co? dla kościoła też jestem gorszym sortem, więc co się pchać na siłę?, ale wizytę Papieża Franciszka śledziłam, słuchałam co mówił, szokowały mnie występy polityków w tym temacie, a teraz nawet żałuję, że jednak nie wybrałam się do Krakowa, Brzegów lub do Częstochowy.
No cóż, chyba aż takiej strasznej potrzeby wcześniej nie czułam, a strach zwyciężył, bo nie oszukujmy się taka impreza to był świetny pretekst do zorganizowania zamachu, a jak widać po Francji, wcale nie trzeba mieć ładunków wybuchowych. 
Lata temu uczestniczyłam w takiej mszy z udziałem JPII i jest to naprawdę wielkie przeżycie, a co dopiero udział w takim międzynarodowym wydarzeniu.
Ale do rzeczy:
Papież Franciszek, jaki jest każdy widzi, ale myślę, że sam jeden nie da rady naprawić Kościoła, a jest przecież co naprawiać. 
Taki paradoks chyba nastąpił, że tym razem ci mniej praktykujący katolicy bardziej czekali na słowa Papieża niż ci  świętojebnięci   Prawdziwi Katolicy (nie chce nikogo obrazić, nie mam na myśli "normalnych katolików" tylko katolików "skrajnych", albo inaczej, myślę że ci "normalni" się nie poczują tym urażeni). 
Słowa Papieża nie są zbyt wygodne dla  hierarchii kościelnej, ale również i dla zwyczajnych ludzi: bo jak to na przykład przyjmować uchodźców, przecież to są mordercy, zamachowcy, nieroby takie, a gdzie tam chrześcijanie, tam przecież nie ma chrześcijan? Papież to chyba nie wie, co mówi, siedzi w tym swoim Watykanie, to co on  tam może wiedzieć o uchodźcach i o tym, że my przecież pomagamy na ile możemy, ale tutaj to ich nie chcemy i już.
Chyba dopiero teraz do mnie dotarło tak naprawdę, jak bardzo wieś jest uzależniona od kościoła i od księży (piszę to w oparciu o obserwację własnego podwórka, ale myślę, że nawet gdyby to uogólnić to jest bardzo podobnie), i że tak naprawdę przeciętny katolik należący do małej wiejskiej parafii o wiele bardziej liczy się z tym, co mówi proboszcz na kazaniu do kilkuset parafian, niż Franciszek na mszy do milionów. 
Kiedy jadę do mojego taty na wieś to w rozmowach co najmniej kilka, a czasami nawet kilkanaście razy przewija się zdanie rozpoczynające się: „A ksiądz powiedział…”.  To samo jest u mojej siostry.
To, co ksiądz powie jest niemal święte. 
Zupełnie nie rozumieją, dlaczego nie przyjadę do nich na odpust, przecież to jest wielkie święto dla parafii, no i są nawet karuzele.
A niechby ktoś spróbował coś powiedzieć na księdza, to obraza niemal boska! Ksiądz jest dany od Boga, nawet jak ma jakieś wady, to nie należy o nich mówić głośno, bo to bluźnierstwo, ksiądz jest tylko człowiekiem, czasem może „upaść”ale jest przede wszystkim księdzem, wiec nie należy go (i Boga) obrażać.
Wcale nie przesadzam.
W ubiegłym roku do parafii mojej siostry trafił ksiądz, który zachowywał się, podobno, co najmniej dziwnie: na lekcjach religii które notorycznie korzystał z komórki i wcale się z tym nie krył, i podobno (są to opowieści mojej siostry, która ma córkę w szkole!!!!) zdarzało mu się komentować lub nawet obłapiać dziewczynki. 
Mnie aż ciarki przechodziły na te jej opowieści, a wiecie co ona zrobiła? NIC. Absolutnie nic, nikt nic nie zrobił, bo to przecież ksiądz?! Jak to tak na księdza? Każdy tylko mówił po kątach, ale głośno nikt. Gdyby ktokolwiek moja córkę w wieku szkolnym dotknął to chyba bym własnoręcznie łapy dziadowi połamała, a tu nic, absolutnie nic. Odetchnęli tylko z ulgą, bo w tym roku przenieśli go do innej parafii. Wikary, lat 45....
Kilka lat temu w sąsiedniej parafii oskarżono księdza o pedofilię,  oj głośna to była sprawa na cały kraj. Niedawno ogłoszono wyrok, ksiądz dostał kilka lat więzienia. Parafianie stawali w jego obronie, że on niewinny, że to nie możliwe, taki dobry ksiądz. Nawet mój tata, gdy go niedawno zapytałam- a znał tego księdza - to powiedział, że to absolutnie nie możliwe, wrobili go ci chłopcy, łobuzy jedne, uczciwego człowieka, bo im pieniędzy nie chciał dać, to go po złości wrobili.
Nawet jak sąd go skazał to przecież na podstawie dowodów, nie poszlak, ale to i tak nie przekonuje ludzi: wiadomo kto uwierzy kilku wyrostkom, którzy chcą się zemścić, ewentualnie zyskać rozgłos (piękny mi rozgłos być wytykanym na wsi palcami) a nie  księdzu wysłannikowi Nieba?
A tam cóż daleko szukać, w mojej parafii ksiądz był proboszczem ponad 30 lat, przez ten czas mieszkał na plebanii z gospodynią, dla prawdziwych katolików to oczywiście nic złego, a dla mnie zgorszenie, i przepraszam za wyrażenie, ale jeśli przez te 30 lat mieszkania pod jednym dachem nic ich nie łączyło, to oboje powinni zostać świętymi natychmiast, nawet myślę, że powinni zostać wniebowzięci.
Tak, to są może i skrajne przypadki,  nie chce psioczyć na księży, generalnie to mi nic do tego, róbmy swoje, jak to śpiewał klasyk, ale o przesłaniu Papieża miało być, a jakoś tak zboczyłam, co prawda chyba nie bardziej niż bohaterowie mojego postu, ale jednak zboczenie to zboczenie.
Mimo, że mój tata wybrał się na jedną z mszy na ŚDM, chociaż oglądał z  całą pewnością wszystkie uroczystości nadawane przez jedyną słuszną telewizję i słuchał radia, również tego jedynego prawdziwego, to i tak słyszałam tylko o świetnych zabezpieczeniach ŚDM, o kontrolach, kolejkach, o tym, jak było dużo księży i prezydentów, ale nie słyszałam ani słowa o tym, co powiedział Papież.
Smutne.
Ale prawdziwe.


czwartek, 28 lipca 2016

OBłędne Skały!


Słowa są w zasadzie zbędne, to trzeba po prostu zobaczyć. 
Błędne Skały w Górach Stołowych są po prostu obłędne! Zdjęcia zupełnie nie oddają tego, co się widzi, co się czuje na miejscu. Niesamowita sceneria niczym z jakiegoś filmu science fiction.
No dobrze, przyznaję miejscami się bałam, że ta misterna konstrukcja weźmie i się zawali akurat, kiedy będziemy pod nią przechodzić, niby stoi już te kilka tysięcy lat, ale niby dlaczego nie miało by się zawalić akurat teraz...?


                                                       Jeszcze z drogi: Szczeliniec Wielki
Szczeliniec Wielki

Szczeliniec Wielki widziany z tarasu widokowego przy Błędnych Skałach


                                                                  Widoki z tarasu

W labiryncie:



Prawie cała trasa wiedzie taką drewnianą ścieżką







Bywało naprawdę ciasno, właśnie w takim wąskim przejściu ucierpiał obiektyw aparatu przyciśnięty do skalnej ściany




                                                               Gdzieś tam na krańcu....


A tu już ścieżka powrotna do parkingu i bajeczne widoki na Czechy




Z informacji praktycznych:
można sobie wejść normalnie szlakiem z dołu, z parkingu dolnego lub z miasteczka, my nie braliśmy pod uwagę, ze możemy chodzić po jakichkolwiek górach i to była wycieczka zupełnie spontaniczna, więc postanowiliśmy podjechać  najbliżej się da, no a da się prawie pod sam labirynt, na parking górny. Dobrze jest tylko wcześniej sprawdzić o której są wjazdy i zjazdy, bo jeździ się wahadłowo.
Nie ma też mowy, żeby dla dzieci brać jakiekolwiek wózki, choćby składane "parasolki", niektóre przejścia są bardzo ciasne/niskie/nierówne, że samemu trudno jest przejść, a co dopiero z wózkiem, choćby i złożonym.
No i chyba dobrze, gdyby były jakieś ostrzeżenia czy informacje o szerokości najwęższego przesmyku, myślę że przy większych rozmiarach można mieć jednak trochę problemów z przejściem.

środa, 27 lipca 2016

Jak dzieci...

Myślę, że byłabym się w stanie przyzwyczaić do takiej niewygody jaką jest dom z basenem....



W ubiegłym roku nasz dziecięcy basen odmówił współpracy. Wcale mu się nie dziwię, bo miał chyba ze dwadzieścia lat, ale jednak "wziął nas z zaskoczenia" i zrobił nam wielką przykrość.
Asterix kupił więc pod koniec lata basen, podobno większy.
Podobno, bo w ubiegłym roku nie udało nam się tego sprawdzić.
Od kilku dni znów mamy prawdziwe lato z upałami, więc basen doczekał się swojego czasu.
No proszę państwa, full wypas!
Dzieci się jeszcze nie kapały, za to wczorajszy wieczór spędziliśmy w basenie pod gwieździstym niebem, ciesząc się, bawiąc i rozkoszując jak dzieci!
Ha, nawet pływać się w nim da!

wtorek, 26 lipca 2016

Dolny Śląsk cd.

Tym razem na szybko tylko kilka zdjęć ze śląskich miasteczek:
Szczawno Zdrój, Kudowa Zdrój, Nowa Ruda gdzieś w przelocie.


Szczawno Zdrój:










 Nowa Ruda:


Kudowa Zdrój:
















Polecamy ten lokal w Kudowie- pyszne jedzenie!
A na koniec zostało najlepsze... góry i doły, a nawet rzec można, że dziury;-)

poniedziałek, 25 lipca 2016

Jak zacząć dobrze tydzień...

Poniedziałek rano, godzina siódma z minutami. Jakaś biała zjawa mignęła za oknem na ulicy...
Człowiek jednak ciekawskie stworzenie jest, a że białe zjawy nie co dzień widuje więc rzucił się oglądnąć co zacz, a tu....
Idzie sąsiad w stroju niedbałem: włos rozwiany, ten co mu się jeszcze ostał, wzrok rozanielony, choć błędny nieco, jakby szukał odpowiedzi na odwieczne pytania zadawane sobie przez ludzkość, zwłaszcza w poniedziałek rano: gdzie ja jestem?! i o co tu w ogóle chodzi? Spodnie koloru écru, nie wiadomo czy z natury czyli też z wyczerpania, koszula  śnieżnobiała, w kolorze śniegu który spotkać można jeszcze pod koniec marca czasami, rozpięta zalotnie powiewa na boki, niczym skrzydła jakie anielskie, krok niezbyt pewny, jakby nieco taneczny... 
Ogólnie: tak chyba wygląda człowiek permanentnie i bezwarunkowo szczęśliwy.
Wczoraj nasza gmina miała swoje święto, widać nieźle się działo;-)
Miłego poniedziałku;-)

środa, 20 lipca 2016

W odwiedzinach u księżnej Stokrotki

Tak, tak Szanowni Państwo była kiedyś (i to wcale nie tak dawno, bo zaledwie 73 lata temu zmarła) księżna Daisy (ang. Stokrotka), która mieszkała w najprawdziwszym Zamku, jednym z trzech największych zamków na terenie Polski (większy jest tylko zamek w Malborku i na Wawelu), jednym z najpiękniejszych zamków w Polsce, w Zamku Książ w Wałbrzychu.


Absolutnie nie czuje się na siłach, aby coś więcej o Księżnej pisać, ale artykułów na jej temat jest całe mnóstwo (choćby  tu albo tu). W każdym razie nie zazdroszczę jej życia, i pewnie, że jako mała dziewczynka jak prawie każda mała dziewczynka chciałam być księżniczką i mieszkać w zamku, tak już dawno się z podobnych pomysłów wyleczyłam i wraz z każdymi odwiedzinami z zamku (jakimkolwiek) coraz bardziej współczuję tym biednym księżniczkom.

A tu dwa słowa na temat Daisy


I angielska prasa na jej temat też sie w tamtych czasach rozpisywała


Teraz Stokrocia ma fazę na ksieżniczkowanie i na pewno przemawiało do jej wyobraźni, kiedy mówiłam, że po tych schodach zbiegała kiedyś  księżna w niewyobrażalnie pięknie zdobionej drogimi, połyskującymi kamieniami różowej sukni, którą dłonią podtrzymywała przed sobą, a tył szeroko zamiatał czerwony dywan rozłożony na niebotycznych schodach, że przez te okna wyglądała na ogród, że po tym ogrodzie spacerowała i siadywała na ławeczkach przy fontannie...
Nie wiem czy księżna Daisy miała różowe suknie, ale życia łatwego nie miała, i to nie tylko z uwagi na ilość schodów jaką trzeba było pokonać.

Pokoje książęce





Dziedziniec wewnętrzny

Mój "zbytmałokątny" obiektyw nie dał rady uchwycić całości, 
ale dalej już był tylko mur i przepaść 


W zamku, jak to w zamku oprócz przepastnych komnat można było zobaczyć pomniejsze wystawy różnych bibelotów z epoki. Mnie zachwyciły fajki, jak maleńkie dzieła sztuki, niestety wszystko za szybą wiec bardzo trudno  zrobić zdjęcie, aby coś było widać.



Torebeczki i sakiewki:


Można również nabyć różne antyki, ale na przykład aby kupić biurko (akurat nie mam na zdjęciu) po pierwsze musielibyśmy sprzedać pół domu, a po drugie tę drugą połowę, która by nam została, musielibyśmy przebudować- czyli wyburzyć ścianę, aby gdziekolwiek się zmieściło;-P


Tym co mnie osobiście zachwyciło były obrazy.
Ten pierwszy poniżej przedstawia Świętą Jadwigę, patronkę Śląska.


Za to ten drugi jest niesamowity. Alaryk w Rzymie pędzla Wilhelma von Lindenschmita. naprawdę robi wielkie wrażenie.

                                               
  Szczegóły:


W zamku Książ jest również skała, która podobno spełnia marzenia.... się okaże;-)
Jednak tym co z całą pewnością jest w tym zamku najbardziej niezwykłe znajduje się pod ziemią.
Część jest chyba nawet jakoś udostępniona do zwiedzania, jednak tej atrakcji nawet nie braliśmy pod uwagę, bo wiemy, że tylko byśmy się umęczyli bo Marysia się boi ciasnych ciemnych pomieszczeń i woleliśmy nie ryzykować. Pozostaje nam zatem wrócić tu za kilka lat, kiedy dziewczynki będą większe i wtedy zgłębić te podziemne tajemnice.


Ogólne wrażenia pozytywne. Zamek nie jest ruiną, co w naszym kraju niestety nie przysparza mu chyba przez to popularności, bo zabytki "powinny" być w ruinie. Zachowany jest świetnie, widać też, że ciągle coś remontują, bo pewnie jednak ząb czasu gryzie bezlitośnie nie przejmując się kosztami. Zdaje się też, że pozostałe piętra, które na dzień dzisiejszy nie są udostępnione dla zwiedzających również są remontowane i przygotowywane do zwiedzania.
Mnie osobiście przeszkadza trochę ta polityka niedotykalności w takich zabytkach, czyli wszystko za szkłem, ewentualnie za "sznurkiem", na każdym rogu pilnujący śledzą każdy krok zwiedzających, żeby tak chociaż jeszcze potrafili opowiedzieć o tym czego pilnują, ale nawet pytanie o kierunek zwiedzania nie jest mile słyszane. I to nie tylko tutaj, tak jest chyba w większości muzeum.
Po za tym wystawy, pokoje wszystko fajnie, ale ja bym chciała zobaczyć prawdziwy zamek, a takich się nie pokazuje. 
Co znaczy prawdziwy? 
No taki jak był: gdzie była kuchnia i jak wyglądała? Gdzie przechowywano jedzenie? Gdzie były toalety? Gdzie się kąpano? Gdzie i w jakich warunkach mieszkała służba? Gdzie stały konie? powozy? auta? Gdzie mieszkali żołnierze? Gdzie wyrzucano odpady? 
Ale zazwyczaj można oglądać tylko sale balowe, czasem biblioteki, ewentualnie sypialnie albo miejsce do pracy a i tak to wszystko takie "przygotowane", takie trochę sztuczne.


Z zamku, już w towarzystwie jednej z Blogerek ruszyliśmy oglądać ogiery;-)
I tu bingo! Stajnie Książ są bardzo gościnne dla zwiedzających. Tu dla odmiany można wejść niemal wszędzie, wszystkiego dotknąć, pogłaskać konie, toaleta wewnątrz stajennych budynków są czyste, puste i bezpłatne, pani siedząca w kasie biletowej bardzo pogodna i uprzejma i skora do udzielania informacji na temat stadniny, tylko pan w budce na najbliższym  ( i najdroższym!!!) parkingu niezbyt eleganckie miewa odzywki, o czym pisałam w poprzedniej notce.


W jednym z budynków oglądać można stare powozy.


W kolejnych są po prostu stajnie. można podejść, pogłaskać, można porozmawiać z pracownikami. Rewelacja!


Dla dzieci największą atrakcją były źrebaki, które dawały się pogłaskać.


Tutaj znajduje się kryta drewniana ujeżdżalnia o powierzchni 800m, podobno jedna z najpiękniejszych w Europie, ale kto ją tam wie.



Stajnie są w różnym stylu i standardzie:



Budynki z zewnątrz bardzo urokliwe, to akurat część prywatna.


Koni biegających niewiele można było spotkać, ale zapewne takie konie też mają swoje zajęcia, albo gdzieś po łąkach sobie biegają.



I na koniec zaproszenie na imprezę, która zapewne będzie bardzo interesująca. Niestety my mamy zbyt daleko, aby ot tak sobie pojechać pooglądać zaprzęgi, ale jak ktoś z okolic i lubi konie to chyba warto się wybrać:

\

Dolny Śląsk jest bardzo urokliwy, co mnie pozytywnie zaskoczyło, to że na stronie hotelu, na stronach miasta czy nawet na stronach poszczególnych :"atrakcji" można znaleźć odnośniki do kolejnych ciekawych miejsc, nie trzeba tego zbytnio szukać a i tak człowiek jest zachęcany, zapraszany i odsyłany w różne interesujące okolice i nie sposób w ciągu weekendu wszystkiego zobaczyć! 
Tu ciekawa stronka: 
Atrakcje turystyczne Wałbrzych i okolice.

Po wizycie w końskiej części majątku obie dziewczynki nam się pospały, wiec cóż było robić? Wyruszyliśmy więc przed siebie, bo trzeba Wam wiedzieć, że kiedy dzieci zasną w aucie to najlepiej zaplanować sobie podróż na jakieś 60-90 minut, wtedy ma się pewność, ze jak się po tym czasie obudzą to humory będą mieć świetne  i co najwyżej poproszą o jedzenie i gotowe będą dalej  by zwiedzać i odwiedzać.
I tak też zrobiliśmy i to był naprawdę świetny wybór, ale o tym dokąd nas poniosło będzie następnym razem.