Inne nasze podróżnicze opowiastki z zakładce Bez planu
Wczorajszy dzień sprzyjał wycieczkom, toteż postanowiliśmy wyruszyć w "nieznane". Miejsce które wybraliśmy musieliśmy jednak zweryfikować, z uwagi na odległość, która jednak według naszej pamięci znacznie różniła się od tej, jaką pokazała nawigacja, musieliśmy więc wybrać coś, co znajduje się choć o połowę drogi bliżej od nas. Nieco przypadkiem, bo w międzyczasie dziewczyny się pospały więc podróż trzeba było jednak wydłużyć trafiliśmy do Maurzyc- niewielkiej wioski niedaleko Łowicza.
W Maurzycach znajduje się Skansen Wsi Łowickiej KLIK, w którym możemy obejrzeć autentyczne, przeniesione i zrekonstruowane budynki dawnej wsi łowickiej (okres XIX i początek XX wieku, kościół z XVIII w.) Budynki posadowione są w taki sposób, aby oddać założenia przestrzenne łowickiej wsi z przełomu poprzednich wieków- idąc ma się wrażenie, że wchodzi się do wsi....
Pierwszy budynek we wsi - szkoła wraz z mieszkaniem nauczyciela
Tu chata nieco bardziej strojna
Jest ogródek przed domem, klasycznie: wejście od "ulicy" do sieni, a z sieni drzwi na boki do izb i mniejsze drzwi wprost na podwórze
W głębi komora czyli składzik jak byśmy dziś powiedzieli. Na ścianach i pułapie wycinanki łowickie, święte obrazy udekorowane kwiatami z bibuły, na stoliczku ołtarzyk: krucyfiks i kwiaty.
U sufitu kolorowy pająk łowicki.
Haftowane poduchy na łóżku, malowana skrzynia, zioła przy kominie....
Podwórze
Niedaleko chaty studnia (jest ich kilka na terenie skansenu,)
Oczywiście tego co robi Asterix (Połówka) nie wolno było robić
pod żadnym pozorem młodym dziewczynom:
w studni mieszkali (mieszkały?) Topielce, którzy mogli (mogły?) taką
lekkomyślną pannę utopić, albo w najlepszym wypadku odebrać jej urodę.
Wnętrze kuźni (tutaj niewielki budynek niestety był bez oświetlenia, bez okna nawet,
trudno było zrobić zdjęcie wnętrza)
Przy tej chacie pięknie widać całe założenie gospodarskie:
Główne wejście do domu od drogi, tu widać wewnątrz otwarte
drzwi, które prowadzą na podwórze.
Taki widok rozciąga się w drugie strony chałupy:
po lewej stronie obora murowana (tutaj piękny budynek
pięknie zachowany, wewnątrz pokazane min, wyposażenie stolarni.
Na wprost stodoła (poniżej zdjęcie konstrukcji dachu)
Po prawej pod dachem stoją maszyny rolnicze
Budynek obory z kamienia i cegły, poniżej wnętrze stolarni
Stodoła, poniżej zdjęcie konstrukcji dachu, wewnątrz zachowane
maszyny min. sieczkarnia i młynek (zdjęcia), młockarnia itp.
Widok na chałupę od strony podwórza
Kawałek ogródka i idziemy dalej.
Tu jeszcze kilka wnętrz:
W tym domu z cała pewnością były małe dzieci
Pięknie zachowany warsztat tkacki, aż ma się wrażenie, ze kobieta odeszła od
pracy tylko na chwilę i zaraz tu usiądzie i zacznie tkać
Miejsce pracy wycinkarki (oczywiście tradycyjnie wycinanki łowickie
wycina się nożycami do strzyżenia owiec!)
W chacie łowickiej nie mogło zabraknąć miejsca kultu świętych
A jak już przy świętych jesteśmy to chodźmy do kościoła:
Kościół i dzwonnica zostały przeniesiony z parafii Wysokienice, na ich miejscu
jest teraz nowy, murowany kościół. Oczywiście nie było to łatwe, ani technicznie ani nie było łatwo przekonać do tego parafian. Plebania obok kościoła nie jest udostępniona do zwiedzania- mieszka tam ksiądz. W kościele można wziąć ślub czy zorganizować chrzest. Podobno są też pokazy wesela łowickiego. Niestety nie ma żadnej informacji czy i w jakich godzinach odbywają się nabożeństwa.
Piękne wnętrze kościoła
I dalej drugie założenie ruralistyczne :
Chałupa od podwórza, podwórze typu okólnik, niewielkie, obudowane
z każdej strony
Lamus, niestety zamknięty, nie można zajrzeć do środka
Kolejna zagroda:
Widok na okólnik od strony bramy, również zadaszonej (bardzo
małe wnętrze podwórza, zabudowane z czterech stron)
Wiatrak - całej ziemi łowickiej jeszcze nie objechaliśmy , ale nic mi nie wiadomo aby gdziekolwiek stał jeszcze wiatrak z dawnych czasów, tak po prawdzie to nawet nie wiedziałam, że wiatraki tu były (bardziej mi się z terenami świętokrzyskimi kojarzyły, ale może po prostu dlatego, ze tam swego czasu starych wiatraków można było spotkać bardzo wiele) jak widać i na ziemi łowickiej wiatraki miały się dobrze.
Nie wiem czy wnętrze tez jest zachowane, wiatrak jest zamknięty, szkoda, ze chociaż zdjęć mechanizmu nie ma.
I na koniec zrekonstruowana remiza strażacka oraz kilka pojazdów strażackich,
zarówno konnych jak i mechanicznych
STAR 20
W głębi budynek remizy, zamknięty.
... ma się wrażenie, że wchodzi się do wsi, ale to tylko pierwsze wrażenie.
Mnie jednak czegoś brakowało.
Nie chce nikogo zniechęcać, będąc w okolicy warto tam zajechać i wyrobić sobie własną opinię, ale zachęcać specjalnie też nikogo nie będę. Bilet nie jest drogi, miły spacer można sobie urządzić.
Czego mnie brakuje?
Po pierwsze informacji.
Przy wejściu w kasie jest taki oto plakacik:
I najpierw człowiek się cieszy: o jak fajnie warsztaty, coś się dzieje a tu zonk, trzeba czytać dokładnie warsztaty są (podobno, nie sprawdzałam) ale w skansenie przy muzeum w Łowiczu.
Z kolei na stronie muzeumlowicz.pl w zakładce Dla zwiedzających=> Kalendarz imprez => KLIK natkniemy się na informacje o wydarzeniach, które niestety nie mają dat konkretnych, a jedynie podany jest miesiąc. Chętnie byśmy obejrzeli taką Łowicką Biesiadę czy Łowickie żniwa, ale niestety wiadomo tylko, że będzie to w sierpniu i lipcu. Pobiegałam trochę po stronach i udało mi się znaleźć jakieś bardziej konkretne informacje, że Niedziela z Skansenie w Maurzycach odbędzie 10 i 24 lipca, godz. 12:00-17:00 więcej info tu KLIK, jeśli jakieś niespodzianki nam nie wyskoczą to postaramy się uczestniczyć.
Rozczarowało mnie też to, że chaty owszem, są bardzo dobrze zachowane, są autentyczne, wyposażenie bogate, ale to wszystko ogląda się przez kratę w drzwiach. Domy pachną starym drewnem, a nie świeżo pieczonym chlebem, suszonym rumiankiem czy łowicką zalewajką.
Szkoda bardzo, że po żadnej z chałup nie krząta się gospodyni warząc jaką strawę (a chaty są naprawdę świetnie wyposażone więc nie powinno być z tym problemu) albo nie piecze chleba w jednym z pieców, żeby zwiedzający mogli kupić taką pajdę masłem swojskim prawdziwym posmarowaną- niechby nawet było drogo, myślę że dla takiego autentycznego smaku byłoby warto. Szkoda, że w obejściu nie biega pies, kot nie łazi po płocie, nigdzie nie pasie się krowa ani koza, lub choćby gęś jaka. W ogródkach rośnie co chce, czasem trawa, czasem malwy, lewkonie, a przecież ogródki wiejskie pełne były kwiatów niezbyt wymagających w uprawie jak właśnie malwy, słoneczniki, warszawianki i wiele wiele innych.
Niechby tak koło domu był warzywnik, niechby chociaż łan zboża albo innych ziemniaków - w tamtych czasach nie było mowy, żeby ziemia tak leżała odłogiem, każdy skrawek niemal był uprawiany. Niechby ta wieś żyła, pachniała, niechby ja było słychać.
Trochę życia w tym skansenie na pewno dobrze by mu zrobiło, tymczasem niestety życia to nie znajdziecie.
Przy wejściu można się również dowiedzieć, że na terenie znajduje się Karczma.
No cóż- osobiście radzę przyjechać tutaj po obiedzie, albo zabrać ze sobą kanapki. Karczma choć działa w starym, dość ładnym budynku z tradycyjnym gankiem, którego w pozostałych chałupach nie ma, to jednak nazwałabym to raczej barem trzeciej kategorii niż karczmą. Nie wiem, może jedzenie mają dobre- przyznaję nie próbowaliśmy, ale nie wygląda to zbyt zachęcająco.
Sami oceńcie czy warto.
Osobiście, gwarą (fonetycznie):
W ześłum niedziele ześmy całum rodzinum pojechali łobocyć Skansyn ze starymy chołupamy w Małzycach, kole Łowica. Dlo mnie to nie była nowość zodno, ino sobie wystko przypumniałam, bo jak dzieckim jesce byłam, to w takij chołupie moja ciotka mieskali, to mi sie wsystko nazod spumniało: i te ściuny na nibiesko bielune, i te bylki psy pułapie, i piec chlybowy, ino wycinonek i pajunków u ciotki nie było, nie wim staro byli to moze i im sie juz nie kciało wycinać, ale łobrazy świnte i łołtazyk był zowse, i łobrus na stole tyz i ksyz i liktazyki i kwiotki stojały, w lato świze ciotka stawiali, a zimum bibułowe. A na kuminie susyły sie zowdy zioła róźne, kawoł kiełbasy i jesce słunina, a nad fajerkamy serweta jako haftowano tyz zowdy była.
Jak sie do dumu wesło, tza było Boga nojpzód pozdrowić, późni ciotka łostawiała swojum robote ( a zowdy cuś robili, a to no drutach sweter jaki, a to wysywali cóś, abo haftowali) i wstowała zeby śklunke hyrbaty zrobić, a i kawołek chlyba masłym posmarować, jak mieli krowe to i mlyka dali, ale jak na zdrowiu podupadli to krowe spsedać musieli. Telewizji ni mieli, dobze ze sie dali namówić, zeby im elektryke załozyli, ale lampa naftowo zowdy była na widoku, ino Niewolnice Izaure łoglundali u syna co w podwózu mieskoł, jok wsyscy.
Na świnta ciotka, choć staro byli, zowdy chlyb i ciasto piekli, drozdzowe z rodzynkamy i syrnik z paskamy na wizchu, i makowiec taki, jakiego tera we sklepie sie nie dostanie.
Chałupe tyz mieli takum jak no tych zdjinciach: drzewnianum, niskum, strzechum krytóm, we wejsciu zaro piec stojoł do chlyba, po lewy była izba, co w ni ciotka mieszkali, po prawy była izba drugo, tam kiedysiś jak dzieciska byli małe to mieszkali, a późnij jak syćko w świat posło i ciotka same zostali, to pusto stojała, a dali kumora i łobora. Powiadali, że na góre ciotka mieli i kołowrotek i krosna, jo tego nie pamintum, bo ciotka już nie psyndli za moi paminci, ale tsa wiezyć, bo ciotka prawdziwum gospodynium byli do kuńca.
Jak sie ciotce zmarło ( wiecny łodpoczynek rocz ji dac Panie to juz siedymnoście lot minie latoś) to jeji syn wziun i chołupe rozebroł. Dzisioj tam ino kwiotki jakiejsiś rosnóm, ale tyz jakiesis nowocysne ino....
Gwarą nie mówię swobodnie, można za to ją bez problemu usłyszeć na wsiach łowickich, zwłaszcza u starszych ludzi. Sama słyszę dość często, wystarczy że pojadę w rodzinne strony, niestety coraz mniej (słychać, nie jeżdzę).
Tu ludzie nie są do gwary tak przywiązani jak Górale czy Ślązacy.