środa, 30 grudnia 2015

Rok na żegna kumulacją... pecha, niestety a nie w totka

no i wykrakałam:( koniec roku  to chyba pech za wszytskie czasy, jestem chora- angina, wiec niestety zarażam, a co za tym idzie sylwester pod kołdrą, nie działa pralka, ogrzewanie e domu i gaz w samochodzie. Ciekawe jeszcze jakie niespodzianki będą....

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Jak dobrze, że już po świętach...

Lubię święta, zwłaszcza Boże Narodzenie. To takie chyba najbardziej rodzinne i ciepłe zdjęcia, ale w tym roku...brrr szkoda gadać!
Zepsułam nam Wigilię, tak ja zepsułam, zachowywałam się tak okropnie, że w końcu pokłóciłam się z Połówką! O matko, przecież my się chyba od kilku lat nie sprzeczaliśmy nawet a tu taka kłótnia! i to jaka? i to w taki dzień?! Przepłakałam całe popołudnie zupełnie bez sensu, no ale w końcu się pogodziliśmy. Stokrocia ubrała choinkę- to nic, że wszystkie złote bombki są na jednej gałęzi, a wszystkie koniki są obok siebie! Jakie to ma znaczenie? Wszystko jest warte tej radości, tego niesamowitego szczęścia, które gościło na małej buzi, kiedy rączki zawieszały kolejną ozdobę. A Marysia odnalazła się przy wyjmowaniu bombek z pudełka i podawaniu Stokroci. Ech konia z rzędem temu, kto wymyślił bombki plastikowe! Żadnych strat choinkowych jak do tej pory, a i kota od choinki nikt nie przegania:)





Później zjedliśmy wspólną bardzo skromną kolację i pojechaliśmy każde osobno, jak co roku, do swoich rodziców. To była pierwsza wigilia bez mamy. Dziwnie było. Mamę odwiedziłam tuż przed kolacją, na chwilkę, ale po za potokiem łez w zasadzie nie padło żadne konkretne zdanie.
Kolacja wigilijna u taty też była skromna, a karp, którego nie cierpię (z uwagi i na smak i na ości, które już nie raz próbowały mnie przenieść na tamten świat) w tym roku był tak pyszny, że gdyby nie obawa, że znów ość utknie mi tam gdzie zwykle, to z pewnością bym się połakomiła na cały kawałek a nie tylko na uszczknięcie dla tradycji.  Pierwszy dzień spędziliśmy dopiero od wieczora razem, ale P wrócił nieźle przeziębiony, a ja miałam problemy z kręgosłupem, Cały drugi dzień świąt przełaziliśmy po domu jak cienie, nie mając na nic siły i jedząc w zasadzie głównie tabletki przeciwbólowe i przeciwgrypowe (co oni do tych tabletek dodają, że po świętach człowiek ma kilogram na plusie?!) A w niedzielę planowaliśmy miłe popołudnie w fajnym towarzystwie, ale nasi goście odwołali przyjazd było więc miłe popołudnie u dziadka. A wieczorem znów stres i łzy, bo P pojechał kilkadziesiąt  km, miał wrócić ok 17-18, nie odpowiadał na smsy, nie odbierał telefonu. Odezwał się dopiero grubo po 19, i wszystko oczywiście w porządku, ale co się namartwiłam to moje. No tak już mam, ze się martwię jak gdzieś wyjeżdża, zwłaszcza, że w dni świąteczne wiele jeździ niedzielnych kierowców. Później się okazało, że po prostu zostawił go na ładowarce i nie mógł go usłyszeć.
W nocy Stokrocia przychodziła do nas chyba cztery razy, twierdząc, że ma koszmary efektem czego było to, że obudziliśmy się o 7: 45, a do pracy mamy na 8:00!!! I około 40 minut drogi autem!
Czas przed świętami też był zakręcony. Nie zdziwcie się proszę, jeśli któraś z Was dostanie ode mnie dwie kartki świąteczne, i przepraszam, jeśli któraś nie dostanie w ogóle:(
Zagubiła mi się lista z adresami, co było wysłane a co nie i kilka kartek wysłałam jeszcze dzień przed wigilią. I mam nadzieję, ze w tym wszystkim nie pomyliłam przesyłek, bo oczywiście, jako genialna blondynka najpierw wszystkie elegancko zapakowałam, a dopiero potem pomyślałam, ze koperty muszę na poczcie dopiero zakupić.
Dziś rano powitała mnie jedna wesoła wiadomość, że udało się komuś sprawić tą przesyłeczką radość i już wiem, ze jedna trafiła tam gdzie powinna;-)


środa, 23 grudnia 2015


Efekt naszej wczorajszej nocnej pracy- wszystkie ciasteczka dekorowała Stokrocia ;-)
Życzymy Wam radosnych, spokojnych świąt Bożego Narodzenia, spędzonych z kochanymi ludźmi, w spokoju i szczęściu.
Niech ten wyjątkowy czas przyniesie Wam wiele uśmiechu i miłości.

wtorek, 22 grudnia 2015

Posprzątane?

Na blogach już tak świątecznie/przedświątecznie, a u nas jeszcze nie.
Wczorajszy dzień spędziłam w domu, jednak stwierdziłam, że trzeba trochę ogarnąć to wszystko i wzięłam dzień urlopu, chociaż jak oznajmiłam P, że jak zdążę, to może okna też umyję to odpowiedział:
-No coś ty?! Zgłupłaś? Okna myć w grudniu?! na wiosnę umyjesz;-)
W sumie miał rację;-) ale za to firanki i zasłonki uszyłam do sypialni.
Zasłoni się i już, he he



Sposób drugi na świąteczne sprzątanie zdecydowanie bardziej mi się podoba:


Zapach świąt jeszcze się u ans nie unosi, ciastka mamy robić dopiero dziś, pierogów nie lepię (jak raz będą kupne, to chyba nic się nie stanie), tata organizuje ryby (już wczoraj karp pływał w domu- brrr ja też tego nie popieram, ale co zrobić jak corocznie ciotka przywozi tacie karpia, i co rok żywego:( no sama go nie ubiję (karpia) ani ciotki tym bardziej).
Ozdoby choinkowe po przeprowadzce (w ubiegłym roku jeszcze choinkę w wynajmowanym mieszkanku ubieraliśmy) zostały już zlokalizowane, drzewko musimy kupić, ale z tym chcemy poczekać do wigilii i dopiero wtedy rodzinnie ubrać choinkę.
ale wiecie co jest w tym wszystkim najlepsze? Że już jutro mam wolny dzień od pracy i że od rana będziemy razem całą rodzinką, że będziemy mogli całe jutrzejsze przygotowania robić razem, że nigdzie się nie będziemy spieszyć i na pewno nie będziemy się przejmować jeśli z czymś nie zdążymy na czas, albo jeśli czegoś nam zwyczajnie zabraknie, ważne, że siebie będziemy mieć na wyciągnięcie ręki i w wystarczających ilościach:)

piątek, 18 grudnia 2015

Z codziennika...

Dzieci ktoś nam chyba podmienił! Naprawdę!
Wcześniej mieliśmy dwie super grzeczne dziewczynki, to znaczy takie normalne jak dzieci, a teraz mamy dwie rozwrzeszczane dziewczynki!
Od dwóch dni nie wiem co się stało, ale nie poznaję ich, kiedy tylko przekroczymy próg domu (wczoraj nawet jeszcze w aucie) Stokrocia zaczyna wrzeszczeć w niebogłosy, płakać a nawet bym powiedziała wyć- bo tak to jest dosłownie! Po prostu wchodzi do domu i robi cos takiego buuuuuu ja chcę bajkę! włącz mi bajkę! bo jak nie to będę płakać! buuuu! Buuuuuuuuuu!!!!! i tak bez przerwy przez kilkanaście minut i nawet nie pozwoli sobie nic powiedzieć, tylko płacze, przerywając co najwyżej pytaniem: to włączysz mi w końcu tą bajkę?
Aż się zchełcha, aż już nie ma siły żeby płakać dopiero wtedy da się przekonać do zjedzenia czegokolwiek i zapomina o płakaniu i zaczyna się normalnie bawić czy malować (ostatnio mamy sezon na malowanki, kredki są wszędzie, malowanki też, nawet w łazience jakieś się znajdą).
Marysia za to najpierw się przygląda siostrze z niemałym zainteresowaniem, a później albo idzie do swoich zabaw (np wchodzenie na Stokroci łóżko i odklejanie naklejek ze ściany to jedna z najlepszych zabaw) albo wiesza się u mojej nogi i nawet nie da kolacji przygotować (w zależności od humoru, ale to akurat rozumiem, w końcu cały dzień nas nie widzi więc potrzebuje bliskości). Za to w nocy sie budzi na mleko, do niedawna budziła się raz, przed północą jak w zegarku, zazwyczaj jeszcze wtedy nie śpimy, więc wszystko idzie sprawnie, teraz budzi się dwa razy i to z takim krzykiem, że gdyby sąsiedzi mieszkali za płotem na pewno by usłyszeli! Wrzeszczy wniebogłosy! Jak butelkę wsunę do pysia to wrzeszczy jeszcze bardziej, dopiero za drugim-trzecim wsunięciem wciąga smoka jak jakaś przyssawka i ciągnie butlę do końca, a później, jakby nigdy nic, często nawet nie otwierając oczu, śpi sobie dalej.
W pracy mamy trudny okres (jak zawsze w grudniu), P swoją pracę przynosi do domu, żeby nie siedzieć w biurze, choć wiem, ze w domu mu dużo trudniej, bo ani internetu, ani dokumentów pod reką a czasem trzeba jednak gdzieś zajrzeć. Ale nawet jeśli jest "wyłączony" i zajmuje się pracą to jednak jak jest w domu, to jakoś mi raźniej i jakoś tak normalniej choć spać kładzie się nad ranem a i tak mówi, że nie może się z wszystkim wyrobić na czas.  Ciężko jest, przemęczeni jesteśmy oboje, Wczoraj zasnęłam zaraz po kolacji... podczas czytania Stokroci książki na dobranoc! Budziła mnie chyba z pięć razy a w końcu dała za wygraną i powiedziała: no to choć mnie zaprowadź do łóżka (taki mamy rytuał, po czytaniu zawsze zaprowadzam ją do łóżka, tulę, okrywam i zasypia. I to jedyne co pamiętam, obudził mnie P, kiedy sam kładł się spać a była już prawie 4, wtedy ja zaczęłam "drugą zmianę" wykąpałam się, wstawiłam pranie, zmywanie, ogarnęłam trochę dom. Strasznie mnie męczy takie życie, gdzie nie mamy dla siebie czasu, nie mam czasu posprzątać, zająć się spokojnie dziećmi i pieczeniem pierniczków lub robieniem ozdób na choinkę:( nie wiem czy mamy tak po prostu mają, czy tylko ja się nie potrafię zorganizować z tym wszystkim:(
Jutro sobota, odpoczniemy, będzie lepiej:-)

środa, 16 grudnia 2015

Cały dzień zimno, szaro i ponuro.
I już nie wiem czy bardziej wolę wczorajszy śnieg czy dzisiejszą smutność. Wczoraj to się chociaż dzieci cieszyły.
W ramach rozweselenia minek i domów polecam notkę u Magdy   o ozdobach świątecznych, które stworzyć możecie razem z dziećmi KLIK, ale jak dzieci już/jeszcze nie macie pod ręką to i sami możecie się pobawić;-P

Autko miało być dziś do odbioru, ale niestety, nie potwierdzono:(

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Dyspensa

Za chwilę wychodzę na Jasełka w przedszkolu;)
To moje trzecie już Jasełka, z imprez przedszkolnych były jeszcze trzy Dnie Matki i dwa Dni Babci i Dziadka, czyli to już nasza ósma bodajże przedszkolna imprezka i wiecie co dziś odkryłam?
Że na żadnej z nich nie zjadłam ani jednego kawałka ciasta, ciastka ani cukierka! Nic ani jednego! Nie w sensie żeby się obżerać (choć jest czym, bo prawie każde dziecko, to znaczy rodzice, przynoszą blachę ciasta!) ale w sensie, że zawsze nawet nie próbowałam niczego.Dlaczego? Bo zawsze byłam na "diecie". Tylko, że waga jaka była, taka została...
Więc dziś jestem na najprawdziwszej diecie, takiej od dietetyka i wiecie co?
Dziś sobie udzielam dyspensy! O tak! I wiecie co jeszcze? Jestem przekonana że nie zawale tym swojej diety i że  nie przytyję od tego jednego wieczoru nagle 5 kilogramów i jeszcze jedno wiem:  że moja waga jutro znów minimalnie mnie ucieszy;-)
Miłego wieczoru wszystkim;)
Trzymajcie kciuki zwłaszcza za najmłodszą - to jej drugi publiczny występ, ale te najmłodsze dzieciaczki prawie zawsze płaczą....


Wdech-wydech czyli przedświąteczne porządki w portfelu...

Na ubiegły weekend mieliśmy całkiem przyjemny plan: w sobotę wybieramy się na małe zimowe zakupy dla Dziewczynek, później jedziemy na obiad z bardzo sympatyczną parą, notabene poznaną w blogowym świecie, wracamy wieczorem odwiedzając po drodze dziadka, a w niedzielę leniuchujemy do południa, pieczemy ciasteczka, gotujemy obiad, oglądamy bajki i co tam nam jeszcze przyjdzie do głowy. Fajny plan, prawda?
Tylko, że całkiem się rozplanował, poprzestawiał i zrobił czystki przedświąteczne  w kasie, ale wiecie co? Mimo wszystko nie czuję złości, nie jestem zdołowana i żal oczywiście pieniędzy, które mogły być wydane na przyjemniejsze rzeczy, ale mimo wszystko weekend był udany, ale od początku.
Najpierw nic nie zapowiadało takich przygód: dziewczynki pozwoliły nam pospać uwaga: do 8:00!!! co się nie zdarza nigdy, a zwłaszcza nie zdarza się w weekendy. Zjedliśmy leniwie śniadanie i z wolna zaczęliśmy się zbierać do podróży, przed nami ok 220km, w planach zaraz po zakupach obiad wiec do jedzenia nic nie pakowałam, na szczęście wrzuciłam paczkę chrupek do auta, bo dziewczynki za nimi przepadają. I tak sobie jechaliśmy niespiesznie A2, póżniej przegapiliśmy zjazd, ale w sumie to nawet chyba lepiej bo ominęliśmy tym sposobem dwa miasta, ktróe obwodnicy nie mają, póżniej zjechaliśmy z autostrady i czekało nas kilkadziesiąt km droga wojewódzką a później znów na S. Wyskoczyliśmy właśnie na "eskę" i ucieszyliśmy się bardzo, bo nawigacja nam pokazywała, że dojedziemy spóźnienie ale na esce zaraz się poprawiła, ale nasza radość długo nie trwała, bo nie wiem czy ujechaliśmy 10 km jak coś stuknęło, puknęło, straciliśmy możliwość kontroli nad ilością obrotów silnika (tak to wyglądało jakby linka od "gazu" pękła", chwilę później zadymiło się i "zapachniało" wcale nie świętami a spalonym czymś.  Zatrzymaliśmy się wiec na poboczu i obejrzeliśmy "awarię". Czerwony płyn pod autem jasno mówił, że dalej nie pojedziemy (nie wiem czy wiecie czy nie, ale czerwony olej zawsze jest w skrzyni biegów).
Chwila intensywnego myślenia, SMS do znajomych, ze stoimy godzinę drogi od nich i ze dalej tylko na pieszo, a później telefon do Assistance, co by nas zholowali, bo przecież po pierwsze auto z tej szybkiej drogi trzeba zabrać a po drugie sami to moglibyśmy sobie koczować i dumać, ale z dziećmi to już tak średnio zwłaszcza w środku grudnia bez jedzenia i picia. Chwała że ja te chrupki wrzuciłam do auta, bo nie wiem co to by było, gdybym nie miała im jak pysiów zamknąć;)
No i tutaj, mimo nie wesołej naszej sytuacji muszę przyznać, że profesjonalizm firmy, która obsługuje autostrady pod względem pomocy drogowej mnie powaliła. Na lawetę czekaliśmy ok 10 minut, przyjechał uśmiechnięty pan czystym dużym, cieplutkim samochodem, najpierw zainstalował mnie i dzieci w aucie, a później zajął się wciągnięciem naszego psujka, Cała operacja poszła szybko i sprawnie a dziewczynkom najbardziej się podobało, jak pan dociągnął auto do naszej szyby i było charakterystyczne "bum". No cóż, one jeszcze nie rozumieją, że takie bum i takie telepnięcie w aucie to nie jest powód do radości, ale Stokrocia bardzo prosiła, żeby jeszcze raz;).
No i stwierdziłam, ze chyba po tylu latach w końcu jestem prawdziwą blogerką, bo zamiast płakać nad całą sytuacją to wyjęłam telefon i fotkę pstryknęłam;)



Zostaliśmy odwiezieni do warsztatu samochodowego i tu znów szczęście w nieszczęściu że udało nam się dojechać przed 14, bo to sobota i zamykają wcześniej, na szczęście zdążyliśmy, przeczekałyśmy z dziewczynkami w ciepłym biurze, dziewczynki dostały ciastka, ja dostałam propozycję ciepłej kawy bądź herbaty, naprawdę mimo trudnej sytuacji byłam pod wielkim wrażeniem jak miło i ciepło się nami zajmują (tu u  nas nie spotkałam takiego mechanika!)
Nasze auto musiało więc zostać 150 km od domu, zapewne w tej chwili je diagnozują, na razie jeszcze nie mamy informacji co się stało ile potrwa i ile będzie kosztować, niestety wiemy że nie szybko i nie mało. Assistance ma auta do wynajęcia, w naszym przypadku: z 2 dzieci i taką odległością do pokonania i perspektywą kilku dni bez auta (z domu do pracy nie ma innego środka transportu, żaden autobus, pociąg, tramwaj a ni nawet metro nie jeździ. Najłatwiej chyba pociągiem, ale do stacyjki ok 3-4 km.) to w zasadzie było to jedyne rozwiązanie. Nawet nasi znajomi proponowali nam nocleg lub odwiezienie do domu, ale to by nic nie dało, bo do auta do poniedziałku i tak nikt nie zajrzy, a wrócić do domu i później po auto pojechać trzeba.
Wzięliśmy wiec auto zastępcze.
Najlepsza była Stokrocia, kiedy skomentowała Co? Ten stary mamy? - Wyjaśnić trzeba, że auto, które dostaliśmy jest zaledwie czteroletnie, a nasz najnowszy samochód ma sporo więcej niż 10 lat, ale ona miała na myśli coś innego: auto, którym od kilku lat jeżdżę ma kolor srebrny i ona miała na myśli, że dostaliśmy swój stary samochód, a nie ze ten jest stary, niemniej jednak mina pana bezcenna).
A dziś jeszcze zauważyła, że mamy ptaka na masce... no cóż inne marki były dużo droższe, za to mogę polecić to auto jako samochód dla blondynek bo pokazuje na wyświetlaczu na  jakim jest biegu i pokazuje, jeśli bieg należy zmienić;-)
A później już było miło i przyjemnie ( do czasu).
Pojechaliśmy jednak na ten obiad, towarzystwa nam dotrzymałi K i M, było pysznie i miło i nawet nam się wracać nie chciało do domu, a kiedy już wyjechaliśmy w drogę powrotną po kilkunastu kilometrach Stokrocia płakała, że ona chce do wujka i musiałam zadzwonić, aby mogła jeszcze dwa zdania zamienić;)
A dalej K lepiej nie czytaj, bo to niestety nie koniec był naszych przygód, ale nie chcieliśmy Was martwić i już nic nie pisaliśmy. Zarobiliśmy mandat i od cholery punktów karnych i jak sytuacja z autem nas nie załamała tak sytuacja z policją skutecznie popsuła nasze dobre, mimo wszystko, humory.

W sumie, to powiem Wam, że całe szczęście w tym wszystkim, że pomimo awarii przy dość dużej prędkości udało się samochód bezpiecznie zatrzymać, że nic nikomu się nie stało ( ja tam jednak nie ufam takiemu olejowi co to leci po koła). W tym wszystkim dobrze też, że było to w weekend, gdzie nikomu nie spieszyło się bardzo, ruch na drodze był niewielki, że nie mieliśmy też jakiegoś przymusu dojechania gdzieś no i awaria zdarzyła się blisko miasta dawnego wojewódzkiego, wiec auto trafiło do dużego warsztatu (auto nie jest typowe, mały warsztat raczej sobie z tym jednak nie poradzi).
No i w końcu szczęście, że nie przytrafiło nam się to, kiedy kilka tygodni temu jeździliśmy po Bieszczadach. Jednak 150km autostradą to nie to co 500 drogami wojewódzkimi... a pewnie i tak wcześniej czy później by się to zepsuło. No nic, na razie ciągle czekamy na diagnozę co się właściwie stało....

środa, 9 grudnia 2015

O czasie, ciastkach, sprzątaniu i sąsiadach, a może o sprzątaniu na czas u sąsiadów za ciastka?

Co tam u Was?
Wiecie, że dziś już ŚRODA?!?!
Jak ten czas szybko leci, mam wrażenie, że gdzieś ze trzech dni w tygodniu brakuje niedziela, poniedziałek i od razu jest piątek i sobota.
Prezenty już porobione? Porządki też?
U nas oczywiście nawet jeszcze nie zaplanowane, ale wiecie, ze czasem to nawet tak jest lepiej, bo się człowiek bez potrzeby nie stresuje. A jak nawet nie posprzątane będzie to co? Czy z tego powodu jakiś koniec świata nastąpi czy jak? Nawet jeśli z jakimś prezentem nie zdążymy to też mam zawsze w domu i jakieś drobiazgi dla dzieci i jakieś książki, kupione z zamiarem sprezentowania kiedyś komuś. Nie wiem tylko jak to z wigilią będzie w tym roku, bo zawsze jedliśmy u rodziców i w zasadzie przygotowywała ją mama z tatą, w tym roku będzie wszystko zupełnie inaczej. I jeszcze nie wiem jak i gdzie.
Powolutku też znosimy do domu różne świąteczne ozdóbki, a to jakiś reniferek, a to Mikołajek, a to Aniołek. Kalendarz adwentowy też już się skurczył niemal o połowę....
Gdzie ten czas tak się spieszy? no gdzie?
Przyszła mi też do głowy taka myśl, nie wiem tylko czy to dobry pomysł. W sumie chciałam zapytać Was wcześniej i żałuję, że tego nie zrobiłam.
A chodzi mi o moich sąsiadów.
Kiedy mieszkaliśmy w wynajmowanych mieszkaniach to nie było tego problemu- wprowadzaliśmy się i już, sąsiadów widywało się albo i nie, ale oni nie byli zainteresowani rozwijaniem znajomości (nic dziwnego w mieszkaniach na wynajem najemcy zmieniają się czasem szybciej niż dekoracje w sklepach), teraz kiedy przeprowadziliśmy się do swojego domu to sąsiadów będziemy mieć zapewne niezmiennych przez najbliższe dziesiątki lat.
Przy budowie domu jest chyba o tyle łatwiej, że to trwa i w naturalny sposób się tam jest, pracuje, pilnuje budowy, poznaje się sąsiadów, czasem pewnie trzeba coś pożyczyć, czasem poprosić o pomoc. U nas było o tyle inaczej że robiliśmy tylko remont, który trwał ok trzech miesięcy, nie trzeba było pożyczać wody, prądu ani drabiny bo wszystko było na miejscu, w związku z czym nie było jak tych sąsiadów poznać. W Wielkanoc odwiedził nas syn jednego z sąsiadów i od tej pory jakoś tam się nawet dogadujemy- a to on pożyczy nam syna z traktorem a to my jemu budowlańców, a to sąsiadka na kawę wpadnie (choć nie często niestety). Z drugą sąsiadką znamy się z widzenia, kiedyś na spacerze dwa zdania wymieniłyśmy i tyle. Z lewej strony sąsiadów nie znam zupełnie (nie ułatwia też fakt że mieszkają on nas jakieś 200m, ale czuć jakby byli tuż za płotem;-(
Do rzeczy kobieto, bo cenny czas czytelników marnujesz!
Więc pomysł mi do głowy przyszedł taki, że może gdyby tak upiec ciasteczka świąteczne i spakować je ładnie i odwiedzić tych najbliższych sąsiadów?
Co Wy o tym myślicie? Czy to wypada? W amerykańskich filmach to jest tak łatwo: bierze sie blachę ciasta i maszeruje całą rodziną, ale tu jednak nie jest Ameryka, tylko mała polska wieś położona na skraju województwa.



PS. Jak ten czas naprawdę szybko biegnie. Dokładnie rok temu, mniej więcej o tej porze staliśmy się właścicielami naszego domku.... khm khm... no dobra "prawie" właścicielami..

PS. Madziu dziękuję za śliczne słodkości, Marysia chciała zjeść rurkę z kremem;-)

piątek, 4 grudnia 2015

Z Codziennika

Żyjemy.
Fotelik kupiliśmy Starszej. Zabawkę do wanny Młodszej ( jakaś sprawiedliwość musi być na tym świecie, co nie).
Wiosnę mamy za oknem (no co? jutro zamierzam kwiatki sadzić. Że późno? To się z rana wezmę!)
Co po za tym?
Małe noski zakatarzone, obydwa. Duże przemęczone.
 Zasypiamy oboje gdzie przysiądziemy jak już dziewczynki zasną. A później nagle pobudka ok 2 w nocy, zdjąć garnitury, wziąć kąpiel. Zdarzyło Wam się kiedyś zasnąć pod prysznicem?
I jutro w końcu trochę odpoczynku, pewnie dzieci jak zwykle bez budzenia wstaną o 6,..
Ale wiecie co Wam powiem? Nie wyobrażam sobie życia bez Nich! Jest cudnie!

wtorek, 1 grudnia 2015

Lepiej;)

Dziś nieco lepiej, to było chyba takie typowe jesienne pogorszenie nastroju.
Dziś nawet chwilami do okien zagląda słońce!
To będzie dobry dzień, musi być dobry.
P dziś w drodze, mam nadzieje, że wróci wieczorem, niestety jeśli coś pójdzie nie po jego myśli będzie musiał zostać na noc.
Nie lubię, oj nie lubię.
Herbatę w Biedronie odkryłam "Inspirowana białym winem" znacie? W smaku nawet ok, ale zapach jaki ma wprost cudowny!
Zwłaszcza jak ktoś tak lubi wino,tak jak ja! jest jeszcze inspirowana czerwonym winem, ale już nie było, więc nie mogę się wypowiedzieć.
Właśnie przeczytałam, że słodkości u Madzi w biegu wygrałam, no powiedzcie same, przecież to musi być dobry dzień!

A i jeszcze podróżującym mamom (nie tylko podróżującym, ale u nas  w podróży genialnie się sprawdzają)  chciałam polecić płyty z bajkami do słuchania. Stokrocia zasłuchuje się w nich bardzo, Marysia woli piosenki, a kiedy jest część mówiona trochę protestuje, ale nie bardzo. Wpadłam na nie kiedyś przypadkiem na stacji benzynowej, nie pamiętam nawet której sieci, kupiłam jedną "na próbę" teraz wyszukuję kolejnych, ale chyba już wszystkie tytuły wykupiłam.
Trochę byłam zaskoczona bo np u Małej Syrenki pod wodą są komputery i studio nagrań, ale ogólnie bajki są bardzo zajmujące, piosenki melodyjne i myślę że takie "drobne" nieścisłości można wybaczyć.
Droga do przedszkola zajmuje nam ponad pół godziny, taka bajka jest w sam raz, a i w dłuższych podróżach tylko wymieniamy płyty. Znam już te bajki i piosenki niemal na pamięć, Stokrocia też śpiewa razem z płytą, naprawdę bardzo, ale to bardzo polecam.
Nie przyjęła się tylko jedna bajka "Alicja w Krainie Czarów", nie i już, Stokrocia nie chce jej nawet do końca wysłuchać, wiec gdyby ktoś miał ochotę na Alicję to chętnie oddamy.