piątek, 28 sierpnia 2015

o kotach właściwie...+ rozwiązanie zagadki

Znów na szybko.
Dziewczynki wydobrzały, lekki katarek został, ale jest już znośnie.
"Nasze" koty są boskie! Imienia jeszcze nie mamy, bo Stokroci się żadne nie podoba aż tak, żeby zostało na stałe. Przychodzą codziennie i są coraz bardziej przymilne.
Imieniny miałam w tym tygodniu i dostałam od P niesamowity prezent (co prawda kilka dni wcześniej) prezent niesamowity, bo ma cztery koła i kolor grafitowy i jest strasznie wygodny i w ogóle cudny jest! ;-) a On się jeszcze przejmował, że nie zdążył mi kwiatów kupić...
Kolejny dzień pracy koparki na naszym podwórku mamy za sobą, zbliżamy się chyba do końca z tą oczyszczalnią (na zamkniętym blogu można poczytać więcej).
I biorę się do pracy, bo mam straszne zaległości, a w naszej branży czas wakacji płynie leniwie, ale z początkiem września powinniśmy wejść na szybkie obroty!

A na koniec zagadka na zdjęciach:
Gdzie jest kotek?





Kto pierwszy wskaże  kota na obydwu zdjęciach dostanie kubeczek..  z kotem! A co!

Co Wy na to?

Oczywiście Red_Sonia odgadła tak szybko, że nie dała nikomu szans, a myslałam, ze będzie to trudniejsze. Poniżej zbliżenia:





A Red-Sonia przysłała zdjęcie:


;)



środa, 26 sierpnia 2015

na chwilkę

Nie było mnie wirtualnie, Marysia ciotkę się przeziębiła. Już jest dobrze, ale tyle rzeczy do nadrobienia.
Notka o kotkach w planach.
I notka o biblioteczce...
Przybiegłam tylko dać znać, że żyję. Uciekam i miłego dnia wszystkim życzę;)
I najlepsze życzenia dla wszystkich Maryś, które dziś obchodzą imieniny;)
To musi być dobry dzień.

źródło

środa, 19 sierpnia 2015

Wieczorny gość

 Od jakiegoś czasu przychodzi do nas kocica.
Nie wiem czy jest "czyjaś", nie wygląda na bardzo zadbaną, ale kto by tam na wsi o koty dbał. Koty to w stodole mieszkają i myszy łowią.
Kotka jest trójkolorowa, bardzo nieufna i płochliwa, ale jak wszyscy pójdą do domu, to przychodzi na schody i wyjada, jak coś się trafi.
Kiedyś P ją nakrył w kompostowniku, była tam z małym kotkiem. Kotka uciekła na odgłos zbliżających się kroków, kotek nie zdążył, i choć nawoływała kociaka z bezpiecznej odległości, to kotek wyjść nie umiał sam, a kotka się wejść nie odważyła.
Wczoraj, kiedy już było dobrze ciemno gdzieś w głębi podwórka zamajaczyło mi coś jasnego.
Przybiegł na wołanie, jest jeszcze mały, puchaty i słodki, a raczej słodka bo to kocia dziewczynka;)
Za szybka jest jednak i nie można jej dobrego zdjęcia zrobić (telefonem bo dla odmiany gdzieś schowałam aparat i nie mogę znaleźć).
Stokrocia się cieszy, że będzie miała swoje wymarzone zwierzątko;) i powiedziała wczoraj, że tak bardzo marzyła o takim właśnie kotku;)
Obecnie jest na etapie wymyślania imienia dla kotka, możecie podpowiadać, przeczytam jej;)
Nie zdziwcie się jednak jak kotek dostanie na imię na przykład Koteczek;-P





wtorek, 18 sierpnia 2015

Kochaj i rozmawiaj

Będzie długo, bo się muszę wygadać.
Będę też się "wymądrzać" na pewne tematy, jest to tylko i wyłącznie moje własne zdanie, nikt nie musi się z nim zgadzać i absolutnie nikomu nie chcę nic narzucać. Moje spostrzeżenia, doświadczenia i poglądy.
Tak tylko uprzedzam, że lepiej dalej nie czytać;) 
Ale warto zajrzeć na sam koniec.

Przez jeden weekend była u nas siostrzenica, 7 letnia Jola. Co tam Wam będę opowiadać, wiadomo, że było fajnie, Jola i Stokrocia bawiły się w najlepsze, choć co i raz było słychać:
-Już więcej do ciebie nie przyjadę,- to Jola
 -Hm! (To Storkrocia i jej słynne fuknięcie oznaczające focha!)
-Ciocia zobacz a ona to cośtamcośtam- już nawet nie pamiętam co, ale z każdym drobiazgiem przybiegała;-)
Dziurawy basen uruchomiliśmy i tylko P co jakiś czas musiał dodmuchać powietrza, ale  w wodzie dziewczyny lepiej się dogadywały ;-P

Ale ja nie o tym, to tylko tytułem wstępu.
Nie wiem od czego zacząć.
Nie lubię się wymądrzać na temat wychowania dzieci, bo nie uważam się specjalistkę, ani też za idealną matkę, sama się przecież bycia matką ciągle uczę, ale dziś się jednak trochę powymądrzam.
Zaczęło się chyba od niewinnego zwrócenia uwagi przez Jolę Stokroci, która bawiąc się zupełnie nie zwraca uwagi na jakieś nic nie znaczące szczegóły, usiadła sobie tak, że podwinęła jej się spódniczka i było jej widać bieliznę, na co Jola zaraz zawołała:
-Stokrotko, majtki ci widać!- ale kiedy Stokrcia wcale nie zareagowała, Jola powtórzyła głośniej:
-S, majtki ci widać!- na co moja Mała odrzekła:
-No i co z tego?
-No przecież majtki ci widać!?!? -Jola była oburzona, że S niewiele to obchodzi, a S nie wiedziała dlaczego ma ją to niby obchodzić i o co w ogóle Joli chodzi.
-Ale to co że mi widać?!- odpowiedziała znowu.
Oczywiście ja wiem dlaczego taka była reakcja Joli i dlaczego Stokrocia zupełnie tego nie rozumiała.

Kiedy z siostrą byłyśmy dziećmi nikt nam nie mówił ani o różnicach między dziewczynkami i chłopcami, ani o tym skąd się biorą dzieci, żadne z rodziców nie rozmawiało z nami na takie tematy, a nawet chyba śmiało mogę powiedzieć, że były to tematy tabu i nawet nie śmiałyśmy pytać. Kiedy przyszła miesiączka po prostu dostałyśmy podpaski, a kiedy w filmie były sceny nie tylko łóżkowe, ale nawet pocałunków odwracałyśmy wzrok. I wcale nie przesadzam, tak byłyśmy wychowane i już, nawet nie śmiałyśmy patrzeć. Do tej pory nad tym ubolewam, że nie miałam takiego kontaktu z mamą, żeby mówić jej o ważnych sprawach i pytać, kiedy czegoś nie wiem i wierzcie mi mimo że miałam 30lat kiedy byłam w ciąży ze Stokrocią to naprawdę się musiałam przełamać, żeby powiedzieć o tym rodzicom. Niestety tamtych lat już nic nie naprawi.
Dlatego ja bardzo nie chciałabym powielić tego schematu na swoich dzieciach, wiec u nas w domu po pierwsze nią ma trudnych pytań, nie ma tematów o których nie mówimy i nie ma wstydu  powodowanego własnym ciałem. Nie i już. Przecież to wszystko tak naprawdę jest zupełnie naturalne! Nie żebyśmy zaraz na golasa bo domu hasali notorycznie, ale jak się zdarzy to nikt z tego powodu nie robi halo.
W pewnym momencie zabawy dziewczynek Joli wpadła w ręce książeczka Marysi, którą polecałam TU o odpieluchowywaniu dziecka, która jest napisana w sposób niezwykle prosty i przystępny i bardzo naturalny, jaśniej się chyba już nie da.
Jola całkiem ładnie czyta, zauważyłam też że czyta niemal wszystko co jej wpadnie w ręce, wpadła jej książeczka dla maluchów więc mogło by się wydawać ze wszystko jest w porządku.
Jola zaczęła najpierw oglądać, po chwili zaczerwieniła się pokazując coś Stokroci i szepcąc: zobacz! zobacz! Od razu się domyśliłam, że pewnie chodzi o rysunek dziewczynki który jest w książeczce, gdzie dziewczynka jest (o zgrozo!) bez ubrania!







Dalej Autorka wyjaśnia że człowiek ma wiele narządów, z których każdy jest bardzo potrzebny: głowę, ręce, nogi i , tę nieszczęsną" pipcię, która robi (jak ona śmie!!!!) siku!

Jola zaczęła czytać, i kiedy doszła do słowa "pipcia" stwierdziła, że to jest bardzo brzydka książka i tego to ona na głos nie przeczyta, bo tu jest napisane "pipcia!!!!
Świecie oburzone dziecko czerwone było jak buraczek! Podczas, gdy Stokrocia zupełnie nie pojmowała o co tak naprawdę chodzi, tylko hihotała się ze słowa "pipcia" i tyle.
-Joluś, co się stało? –zapytałam,  a  ona pokazała mi rysunek, mówiąc:
- Zobacz ciociu jaka brzydka książka, i zobacz co tu jest! takich słów się nie używa!

Tyle o Joli. 

Nie wyobrażam sobie, żeby moje córki z powodu tak naturalnych i normalnych czynności fizjologicznych, które przecież każdego z nas dotyczą, musiały robić jakieś tabu! Żeby rysunek z książeczki dla dzieci powodował, żeby czuły wstyd- bo niby dlaczego? Co tu jest czego należałoby się wstydzić? Czy któraś/któryś z nas nie robi "siku"?
Znam to doskonale, bo siostra dokładnie powiela ten schemat, który miałyśmy w domu:
nagość jest zła, ciało jest powodem do wstydu, a pytań dotyczących organów płciowych zadawać nie wolno! Nie, bo nie!

Czy to nie straszne, że siedmioletnia dziewczynka ma już zakodowane, że jej własne ciało jest powodem do strasznego wstydu? że nie można nawet wypowiedzieć nazwy, bo już samo to jest złe?

W przyszłości też nie wyobrażam sobie, żeby informacji o życiu seksualnym moje dzieci musiały szukać u rówieśników czy w internecie.  Wiadomo, że każde dziecko w pewnym momencie zaczyna być ciekawe najpierw swojego ciała, później tego,  skąd się wzięło na świecie.
To zupełnie normalne.
Dla mnie nie do pomyślenia jest, jak można pozwolić, żeby o tak ważnych sprawach dziecko dowiadywało się nie od rodziców a od kogoś innego.
Nie pojmuję tego, naprawdę.
Przecież to ,co dziecko usłyszy od matki/ojca potraktuje jako pewnik. Uwierzy w to bez mrugnięcia okiem, więc to rodzice mają wpływ na to czego i w jakiś sposób dziecko się dowie. Czy nie lepiej samemu przekazać dziecku niezbędne informacje, takie jak uznamy za stosowne, a nie liczyć na to, że samo się jakoś dowie.
Pewnie, że się dowie, tyle że nie będziemy mieć żadnego wpływu na to czego i w jaki sposób się dowie.
Chciałabym, żeby kiedyś moje dziewczynki naturalnie pytały, jeśli coś je ciekawi, niepokoi.
Nie ma głupich pytań, nie ma trudnych pytań, po prostu musi być rozmowa, spokojna rzeczowa, dostosowana do wieku dziecka.
Rozmowa- tylko tyle i aż tyle.
Nie wiem jak to będzie w przyszłości, ale na dzień dzisiejszy nie jestem spanikowana, że ona kiedyś o "to" zapyta, mało tego chyba tak naprawdę oczekuję tego momentu, bo wiem, że to będzie jeden z ważniejszych w jej życiu i zrobię wszystko, żeby nie bały się pytać, żeby nie bały się wiedzieć.



Jeśli ktoś dotrwał do końca, to chciałabym wszystkim Mamom i córkom też, polecić książkę Pauliny Młynarskiej "Kochan i rozmawiaj".


Fantastyczna książka!
Za zgodą Autorki mogę Wam opublikować jedną stronę, początek:




Książka utrzymana jest w tonie luźnej ale szczerej rozmowy
rozmowy matki i córki. Rozmowa nie sprawia wrażenia trudnej, mimo, że temat dla niektórych łatwy nie jest.  W książce możemy też poznać punkt widzenia obu stron, bo jest bardzo ważne i myślę, że pomaga zrozumieć tę „drugą” stronę, dlatego moim zdaniem książka dobra i dla matek i dla córek, aczkolwiek trochę starszych niż moje;-)

W drugiej części książki są pytania do specjalistów i, bez względu na to jakie mamy poglądy np. na temat pigułki antykoncepcyjnej, to warto wiedzieć co na ten i inne tematy mówią specjaliści.

To z pewnością pozycja, bez której nie wyobrażam sobie swojej biblioteczki.

A Wy co na ten temat myślicie? Czy warto rozmawiać z dziećmi na tematy seksualności, czy raczej powinno się pozwolić, aby same jakoś się dowiedziały w swoim czasie?

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Nocą...

Środek nocy, 1 może 2 godzina. Idziemy w końcu do sypialni. Norma.
Światło trzeba zgasić w progu, lampek przy łóżku jeszcze się nie dorobiliśmy. Lampy uliczne gasną o północy. Ciemno. Ciemno i cicho. Dziewczynki śpią.
Już nawet nie pamietam kto pierwszy idzie, kto gasi światło, o tej porze można mieć  problemy z pamięcią, z kojarzeniem w ogóle.  
Nagle z tej cichej, niczym nie zmąconej ciemności dochodzi donośne:
-Cześć, jestem Rainbow Dash. Posadź mnie i patrz jak robię salto!*
No żesz! Stokrocia stado pogubiła;-)

Dla nie wtajemniczonych w kucykowe szaleństwo, Rainbow Dash to kucyk, który robi fikołki. I niestety głośno gada. Ale dziewczynki się nie pobudziły.

piątek, 14 sierpnia 2015

Garaż


P mnie "uszczęśliwił" garażem, to znaczy wiatą garażową.
A konkretnie to "wyremontowaliśmy" stary budynek gospodarczy, który służył tak naprawdę nie wiadomo na co: za niskie na cokolwiek, bez okien, drzwi chyba nigdy nie były założone. Rozebraliśmy jedną ścianę, przykryliśmy dachem (stary był w fatalnym stanie, i za krótki) i mamy wiatę na samochody.
I spędza mi ona sen z powiek, bo jak tu wjechać do środka samochodem, jak tu tak mało miejsca?!
W dodatku tuż przed wyjazdem (he he z 15 m pewnie, ale ja mam wrażenie że samochód na pewno się tam nie zmieści) wykopany jest ogromny dół, i w ogóle jakaś katastrofa z tym garażowaniem!
Nie dogodzisz, bo nie dogodzisz babie i już.
Pewnie, że się przyzwyczaję, kilkanaście razy wjadę i wyjadę i pewnie będzie bez problemu, ale na razie to mam jakieś nieuzasadnione obawy, że któregoś pięknego dnia się tam nie zmieszczę, albo stoczę się w ten dół, który to kiedyś będzie oczkiem wypełnionym wodą.
I tak źle i tak nie dobrze.

wtorek, 11 sierpnia 2015

o płynie do naczyń chyba

Do płynu do naczyń stojącego w kuchni biurowej koleżanka notorycznie dolewa wody, no szlag mnie trafia. Kur.na lejesz sobie kapkę do kubka a tu je.b leci jak głupie! Noszzz kur.na po jaką cholere?!A bo podobno do kubków to tak dużo płynu to się nie używa.
Nie, nie to nie upał, tak nie jest od dziś.
Listy odbiera ona, notorycznie każdy otwiera, nie ważne czy do szefa, do księgowej, do mnie,  czy do któregoś z pozostałych  pracowników, jak jest napisany adres firmy to otwiera i już, nie ważne jakie nazwisko! Musi wyczytać i koniec. I jeszcze potrafi przyjść i powiedzieć że ona nie wie o co tu chodzi.
Paczek na szczęście nie otwiera.
Okna sobie pootwierałam, przyszła i zarządziła zamknięcie, bo u niej są pozamykane i jest chłodniej niż u mnie.
Na swojej własnej notatce z dnia dzisiejszego daty nie dopisałam, to mi dopisała ołówkiem, bo data ma być i już, bo ona nie wie z kiedy to jest.....
Jest perfekcyjna w każdym calu, tylko ona i nikt jej nie dorówna. Jest przekonana, ze wszystko co robi jest robione idealnie, a na wszystkich patrzy z pogardą, bo każdy z nas jednak ma jakieś wady.
Nie wiem czasami czy śmiać się z tego czy płakać bo wierzcie mi, że czasami po pierdolca można z nią dostać, naprawdę.

sobota, 8 sierpnia 2015

czwartek, 6 sierpnia 2015

Szczęściara....

To trzeba mieć szczęście....
Kolejny raz poszła mi w aucie chłodnica. Wcale nie od gorąca. Nie wiem która to już w mojej "karierze kierowcy": trzecia? Czwarta?
Straciłam rachubę
Jeszcze ze dwie i sama będę umiała wymienić:(
Wrrrrr


Kto czyta nie błądzi

Jakiś czas temu Madzia, ta co w biegu pisze;) KLIK na swoim blogu napisała o książeczkach dla jej dzieci, które w ciągu ostatniego roku zrobiły u nich w domu karierę i zaproponowała czytelnikom, aby też się podzielili swoimi propozycjami książeczek dla dzieci.

Marysia lubi wszystkie książki, które mają sztywne okładki bo się dobrze gryzą;-) He he

U nas jako takich hitów to może nie ma , po za jednym, ale o tym na końcu, a najbardziej ulubione książeczki Stokroci to te z wierszykami Brzechwy, Tuwima czy Konopnickiej, przy czym zdecydowanie woli je w formie małych osobnych książeczek, niż w książce gdzie jest zbiór różnych wierszy.

Książka o Kucykach u nas jest nie jedna, ale chyba taką najbardziej z kucykowych ulubioną jest ta, z otwieranymi okienkami, w której czytania co prawda dużo nie jest, ale Stokrocia lubi otwierać i opowiadać, choć zna już na pamięć co gdzie znajdzie.




Bardzo lubimy też przygody Martynki, aczkolwiek książeczka nie zdobyła całkowicie serca Młodej, więc czytamy ją tylko od czasu do czasu. Bardzo popularna seria, znają ją pewnie wszyscy mający dzieci w wieku kilku lat, książeczka jest przepięknie ilustrowana, ale jak widać to Stokroci jednak nie urzekło do końca, niemniej książeczki z Martynką warto polecić.


Kolejną książeczkę, która jest zdecydowanie jedną z ulubionych myślałam, że polecać będę przy okazji nocnikowania Marysi, jednak pomimo iż Stokrocia z nocnikiem dawno temu się zaprzyjaźniła, a nawet już z niego wyrosła książeczkę o małej Basi bardzo lubi i często przynosi ją do czytania.
Książeczka pomogła nam swego czasu rozstać się z pampersem, polecam wiec dla maluchów
które jeszcze z nocnika korzystać nie potrafią. Nocnik nad Nocnikami


I na koniec absolutny hit.
Książkę kupiłam po usłyszeniu w radiu pozytywnych opinii na jej temat. Do najtańszych nie należy i rozczarowana byłam bardzo, kiedy książkę otrzymałam i okazało się, że ona taka "cienka". Rzeczywiście po przeczytaniu czuje się niedosyt, bajek jest tam chyba pięć czy sześć, o ile mnie pamięć nie myli, trochę więc mało, zwłaszcza tak napisanych.
Wydawać by się mogło, że przecież Baśnie Andersena są tak piękne, że cóż tu jeszcze można wymyślać, ale te napisane przez Pana Siwka na podstawie baśni Andersena są naprawdę rewelacyjne, choć niektóre z nich mają inne nieco zaskakujące zakończenie.





Język jest współczesny, książka jest napisana wierszem, bardzo przyjemnie się ją czyta i kiedy się to robi pierwszy raz trudno w różnych momentach powstrzymać uśmiech. Stokrocia- co się zdarzyło po raz pierwszy!- słuchała dosłownie z otwartą buzią!  Była całkowicie pochłonięta tym, co się dzieje w książce, jestem pewna, że w tamtym momencie płynęła razem z Calineczką na tym liściu i fruwała z Elfami!





Swoją drogą fajnie by to było rozszerzyć również na książki dla dorosłych..
Ja może zbyt wiele ostatnio nie czytam, w każdym razie mniej niż bym chciała, ale zazwyczaj sięgam do książki z polecenia, więc chętnie bym usłyszała od Was co warto, co fajne, ciekawe.


Przepraszam za marne zdjęcia, ale czas, czas....

środa, 5 sierpnia 2015

Sprawy łóżkowe....

Przyznaję, nie ogarniam tego wszystkiego. Brak czasu na wszystko, ale nie o tym dziś ma być. Nie mam powodu do narzekań: Dziewczynki, Połówka, dom, praca mam wiec wszystko co kocham i co do życia niezbędne;) A czas..po prostu trzeba nauczyć się go lepiej organizować, tak aby wystarczało na wszystko, na bloga też;)

Ale o łóżku miało być.

Dzisiejsza noc:
Około 1.30 poszliśmy z Połówką spać, jakaś godzinka później, już czuję że odpływam w błogi sen, a tu  przybiega Stokrocia:
-Mamo, a u nas w pokoju jest ciemno, zapal mi lampkę.
Myśłę sobie, dobrze, że nie przyszła kilka minut wcześniej, he he. Wstaję i idę zapalić lampkę, którą zgasiłam otwierając okno, żeby do światła robactwa nie na właziło, a której Stokrocia za żadne skarby zapalać sama nie chce. Lampka zapalona, wracam znów przysypiam. Chwilkę później Stokrocia znów szepce mi nad głową:
-Mamo, mamo- ledwo otwieram oczy-Mamo, zrób mi jeść, jestem taka bardzo głodna.
-Dzieciątko kochane, ale jest środek nocy, teraz się śpi a nie je.-mówię
-Ale mamusiu, proszę. Jestem tak bardzo, bardzo głodna.
No, nie zrobilibyście jeść?

A wczorajsza noc. Pora podobna, ledwie my się położyliśmy, zaraz tupta Stokrocia, Marysia jeszcze z łóżeczka wyjść nie umie, na szczęście.
-Mamo, ja chcę spać z wami.
-Rybko, ale ty masz swój pokoik i swoje śliczne łóżko, i swoje kucyki. A tu jest nasze łóżko i nie możesz spać z nami.
-Ale ja się chce tylko poprzytulać
-No, jak poprzytulać, to wskakuj- odsuwam się trochę.
-Ale jak się poprzytualsz, to idziesz do swojego łóżka, OK?
-Dobrze.
Zasypiam, Stokrocia wtulona do mnie. Ledwie przymknęłam oczy i słyszę:
-Mamo, ale nie przytulaj mnie tak bardzo.
Hmm, nie przytulam. Po chwili:
-Mamo, ale ja chcę kołdrę, bo mi zimno (Stokrocia tak ma, że nawet jak temperatura bliska 30stopni, to ona nakrywa się kołdrą- nic innego, lżejszego nie może być! -aż po same uszy!)
Chwilę później
-Mamo, ale ja nie chcę tutaj, ja chce w środku- gramoli się do środka. Oczy znów się przymknęły i znów słyszę wraz z kuksańcem nogą w bok:
-Mamo, posuń się, tu jest za ciasno. Odsuwam się na skraj łóżka
Znów próba zaśnięcia.
-Mamo, za gorąco!
Nie mam cierpliwości jednak.
Mała poszła spać do swojego łóżka z cichym pochlipywaniem, ale rano nie pamiętała nawet, że przyszła.

niedziela, 2 sierpnia 2015

Jemy ta ogórkową i rozmawiamy między innymi o pani ze sklepu i ogórkach mocno kwaszonych. Stokroci w miedzyczasie przypomniało się, że natychmiast musi do lazienki, więc pobiegła.
-No patrz zjedliśmy ta ogórkową i jednak zyjemy.
- Poczekaj, poczekaj. Trzeba trochę czasu, jeszcze nie doleciało tam gdzie trzeba.
Właśnie wróciła Stokrocia, która postanowiła włączyć sie do rozmowy:
- Doleciało! To było takie małe siku!

wiejski sklepik

-Dzień dobry, czy ogórki kwaszone to dostanę?
-Tak są, ale nie takie małosolne, tylko kiszone, kwaśne takie.
- No tak, kiszone. Takie do ogórkowej.
- Tak, takie do ogórkowej są.
- To ja poprosze.
- A to ja policzę pani po 2 zl tylko, bo są tak trochę po terminie.
Kurtyna.

W domu czytam termin: do 30 maja.
na szczęście to kwaszone, wiec konserwowane naturalnie. Ogórkowa jednak będzie:-)