Będzie długo, bo się muszę wygadać.
Będę też się "wymądrzać" na pewne tematy, jest to tylko i wyłącznie moje własne zdanie, nikt nie musi się z nim zgadzać i absolutnie nikomu nie chcę nic narzucać. Moje spostrzeżenia, doświadczenia i poglądy.
Tak tylko uprzedzam, że lepiej dalej nie czytać;)
Ale warto zajrzeć na sam koniec.
Przez jeden weekend była u nas siostrzenica, 7 letnia Jola. Co tam Wam będę opowiadać, wiadomo, że było fajnie, Jola i Stokrocia bawiły się w najlepsze, choć co i raz było słychać:
-Już więcej do ciebie nie przyjadę,- to Jola
-Hm! (To Storkrocia i jej słynne fuknięcie oznaczające focha!)
-Ciocia zobacz a ona to cośtamcośtam- już nawet nie pamiętam co, ale z każdym drobiazgiem przybiegała;-)
Dziurawy basen uruchomiliśmy i tylko P co jakiś czas musiał dodmuchać powietrza, ale w wodzie dziewczyny lepiej się dogadywały ;-P
Ale ja nie o tym, to tylko tytułem wstępu.
Nie wiem od czego zacząć.
Nie lubię się wymądrzać na temat wychowania dzieci, bo nie uważam się specjalistkę, ani też za idealną matkę, sama się przecież bycia matką ciągle uczę, ale dziś się jednak trochę powymądrzam.
Zaczęło się chyba od niewinnego zwrócenia uwagi przez Jolę Stokroci, która bawiąc się zupełnie nie zwraca uwagi na jakieś nic nie znaczące szczegóły, usiadła sobie tak, że podwinęła jej się spódniczka i było jej widać bieliznę, na co Jola zaraz zawołała:
-Stokrotko, majtki ci widać!- ale kiedy Stokrcia wcale nie zareagowała, Jola powtórzyła głośniej:
-S, majtki ci widać!- na co moja Mała odrzekła:
-No i co z tego?
-No przecież majtki ci widać!?!? -Jola była oburzona, że S niewiele to obchodzi, a S nie wiedziała dlaczego ma ją to niby obchodzić i o co w ogóle Joli chodzi.
-Ale to co że mi widać?!- odpowiedziała znowu.
Oczywiście ja wiem dlaczego taka była reakcja Joli i dlaczego Stokrocia zupełnie tego nie rozumiała.
Kiedy z siostrą byłyśmy dziećmi nikt nam nie mówił ani o różnicach między dziewczynkami i chłopcami, ani o tym skąd się biorą dzieci, żadne z rodziców nie rozmawiało z nami na takie tematy, a nawet chyba śmiało mogę powiedzieć, że były to tematy tabu i nawet nie śmiałyśmy pytać. Kiedy przyszła miesiączka po prostu dostałyśmy podpaski, a kiedy w filmie były sceny nie tylko łóżkowe, ale nawet pocałunków odwracałyśmy wzrok. I wcale nie przesadzam, tak byłyśmy wychowane i już, nawet nie śmiałyśmy patrzeć. Do tej pory nad tym ubolewam, że nie miałam takiego kontaktu z mamą, żeby mówić jej o ważnych sprawach i pytać, kiedy czegoś nie wiem i wierzcie mi mimo że miałam 30lat kiedy byłam w ciąży ze Stokrocią to naprawdę się musiałam przełamać, żeby powiedzieć o tym rodzicom. Niestety tamtych lat już nic nie naprawi.
Dlatego ja bardzo nie chciałabym powielić tego schematu na swoich dzieciach, wiec u nas w domu po pierwsze nią ma trudnych pytań, nie ma tematów o których nie mówimy i nie ma wstydu powodowanego własnym ciałem. Nie i już. Przecież to wszystko tak naprawdę jest zupełnie naturalne! Nie żebyśmy zaraz na golasa bo domu hasali notorycznie, ale jak się zdarzy to nikt z tego powodu nie robi halo.
W pewnym momencie zabawy dziewczynek Joli wpadła w ręce książeczka Marysi, którą polecałam TU o odpieluchowywaniu dziecka, która jest napisana w sposób niezwykle prosty i przystępny i bardzo naturalny, jaśniej się chyba już nie da. Jola całkiem ładnie czyta, zauważyłam też że czyta niemal wszystko co jej wpadnie w ręce, wpadła jej książeczka dla maluchów więc mogło by się wydawać ze wszystko jest w porządku.
Jola zaczęła najpierw oglądać, po chwili zaczerwieniła się pokazując coś Stokroci i szepcąc: zobacz! zobacz! Od razu się domyśliłam, że pewnie chodzi o rysunek dziewczynki który jest w książeczce, gdzie dziewczynka jest (o zgrozo!) bez ubrania!
Dalej Autorka wyjaśnia że człowiek ma wiele narządów, z których każdy jest bardzo potrzebny: głowę, ręce, nogi i , tę nieszczęsną" pipcię, która robi (jak ona śmie!!!!) siku!
Jola zaczęła czytać, i kiedy doszła do słowa "pipcia" stwierdziła, że to jest bardzo brzydka książka i tego to ona na głos nie przeczyta, bo tu jest napisane "pipcia!!!!
Świecie oburzone dziecko czerwone było jak buraczek! Podczas, gdy Stokrocia zupełnie nie pojmowała o co tak naprawdę chodzi, tylko hihotała się ze słowa "pipcia" i tyle.
-Joluś, co się stało? –zapytałam, a ona pokazała mi rysunek, mówiąc:
- Zobacz ciociu jaka brzydka książka, i zobacz co tu jest! takich słów się nie używa!
Tyle o Joli.
Nie wyobrażam sobie, żeby moje córki z powodu tak naturalnych i normalnych czynności fizjologicznych, które przecież każdego z nas dotyczą, musiały robić jakieś tabu! Żeby rysunek z książeczki dla dzieci powodował, żeby czuły wstyd- bo niby dlaczego? Co tu jest czego należałoby się wstydzić? Czy któraś/któryś z nas nie robi "siku"?
Znam to doskonale, bo siostra dokładnie powiela ten schemat, który miałyśmy w domu:
nagość jest zła, ciało jest powodem do wstydu, a pytań dotyczących organów płciowych zadawać nie wolno! Nie, bo nie!
Czy to nie straszne, że siedmioletnia dziewczynka ma już zakodowane, że jej własne ciało jest powodem do strasznego wstydu? że nie można nawet wypowiedzieć nazwy, bo już samo to jest złe?
W przyszłości też nie wyobrażam sobie, żeby informacji o życiu seksualnym moje dzieci musiały szukać u rówieśników czy w internecie. Wiadomo, że każde dziecko w pewnym momencie zaczyna być ciekawe najpierw swojego ciała, później tego, skąd się wzięło na świecie.
To zupełnie normalne.
Dla mnie nie do pomyślenia jest, jak można pozwolić, żeby o tak ważnych sprawach dziecko dowiadywało się nie od rodziców a od kogoś innego.
Nie pojmuję tego, naprawdę.
Przecież to ,co dziecko usłyszy od matki/ojca potraktuje jako pewnik. Uwierzy w to bez mrugnięcia okiem, więc to rodzice mają wpływ na to czego i w jakiś sposób dziecko się dowie. Czy nie lepiej samemu przekazać dziecku niezbędne informacje, takie jak uznamy za stosowne, a nie liczyć na to, że samo się jakoś dowie.
Pewnie, że się dowie, tyle że nie będziemy mieć żadnego wpływu na to czego i w jaki sposób się dowie.
Chciałabym, żeby kiedyś moje dziewczynki naturalnie pytały, jeśli coś je ciekawi, niepokoi.
Nie ma głupich pytań, nie ma trudnych pytań, po prostu musi być rozmowa, spokojna rzeczowa, dostosowana do wieku dziecka.
Rozmowa- tylko tyle i aż tyle.
Nie wiem jak to będzie w przyszłości, ale na dzień dzisiejszy nie jestem spanikowana, że ona kiedyś o "to" zapyta, mało tego chyba tak naprawdę oczekuję tego momentu, bo wiem, że to będzie jeden z ważniejszych w jej życiu i zrobię wszystko, żeby nie bały się pytać, żeby nie bały się wiedzieć.
Jeśli ktoś dotrwał do końca, to chciałabym wszystkim Mamom i córkom też, polecić książkę Pauliny Młynarskiej "Kochan i rozmawiaj".
Fantastyczna książka!
Za zgodą Autorki mogę Wam opublikować jedną stronę, początek:
Książka utrzymana jest w tonie luźnej ale szczerej rozmowy
rozmowy matki i córki. Rozmowa nie sprawia wrażenia trudnej, mimo, że temat dla niektórych łatwy nie jest. W książce możemy też poznać punkt widzenia obu stron, bo jest bardzo ważne i myślę, że pomaga zrozumieć tę „drugą” stronę, dlatego moim zdaniem książka dobra i dla matek i dla córek, aczkolwiek trochę starszych niż moje;-)
W drugiej części książki są pytania do specjalistów i, bez względu na to jakie mamy poglądy np. na temat pigułki antykoncepcyjnej, to warto wiedzieć co na ten i inne tematy mówią specjaliści.
To z pewnością pozycja, bez której nie wyobrażam sobie swojej biblioteczki.
A Wy co na ten temat myślicie? Czy warto rozmawiać z dziećmi na tematy seksualności, czy raczej powinno się pozwolić, aby same jakoś się dowiedziały w swoim czasie?