sobota, 28 marca 2015

A co u Was?

Czy ktoś tu jeszcze zagląda?
Nie ma mnie, ale jeśli wszystko pójdzie dobrze (a nie może być inaczej) to po świętach będę już normalnie w życiu (nie tylko blogowym) uczestniczyć.
Co u nas?
Ja obecnie robię specjalizację z konserwacji drewna, i jazdy na czas w terenie zabudowanym, P nie wie czy pilnować pracy czy domu, mnie to już dawno przestał pilnować, dobrze że sama jako tako się pilnuję, Marysia w międzyczasie skończyła pół roku, nauczyła się przemieszczać w dowolnym kierunku, siedzieć podpierając się jedną ręką i gryźć wszystko co wpadnie w rączki, Stokrocia za to ma ciągły niedomiar rodziców i przedszkola, a teraz jeszcze na dodatek złapała wiatrówkę, więc niedomiary znacznie się powiększyły.
Czyli generalnie cyrk na kółkach.
A co u Was? Napiszcie chociaż w komentarzach co u Was.
Nie czytam blogów, przyznaję. Na razie jedyne co czytam to smsy. Najczęściej treści: o której będziesz?



PS. Wysłałam wiadomości do Dziewczyn, które podały adresy, jeśli kogoś pominęłam to proszę o przypomnienie, bo ostatnio naprawdę jestem tak zakręcona, że mogłam jakiegoś e-maila przeoczyć.

środa, 18 marca 2015

Pieniądze leżą na ulicy czyli sentymenty wchodzą w pięty

Z dziewczynkami na razie tak "w zawieszeniu": katar się utrzymuje, kaszel u starszej w nocy tylko, u młodszej wcale, gorączki brak wiec na razie nie czekamy, z nadzieją, że minie.
Ale ja dziś nie o tym chciałam.
Pieniądze leżą na ulicy, a ludziom nie chce się nawet schylić, aby je podnieść. Naprawdę i nie wiem, czy to ze mną coś nie tak, czy za dużo wymagam?
Mam kolegę. Kolega jak kolega, ale prowadzi sklep z AGD. Odkąd pamiętam sprzęt RTV i AGD kupuję u niego. Taka jakaś dziwna jestem, że mam tak, że jak mogę dać zarobić znajomemu, albo nawet nieznajomemu, ale "swojemu" ze swojej okolicy, miasta to wybieram "swoich" (wierzcie mi, znam takich co to wręcz odwrotnie właśnie dlatego nie kupią u znajomego, żeby "na mnie się nie dorobił").
Teraz potrzebujemy sprzęt do kuchni. Nie wydamy tam zaraz może zawrotnej sumy czterocyfrowej, ale myślę, że te dwa czy trzy sprzęty to wcale nie jest tak mało, zwłaszcza że nie mam na myśli miksera i czajnika elektrycznego.
Ponad dwa tygodnie temu poprosiłam o przysłanie wyceny sprzętów. Po tygodniu dalej nic nie dostałam, więc poszłam się przypomnieć. No tak, nawet mi coś tam chciał pokazywać, ale poprosiłam, żeby mi przesłał ceny i modele jakie ma, jakie proponuje a łatwiej mi będzie wybrać na podstawie opisów, na spokojnie, w domu.
Po dwóch dniach dostałam mail z propozycją sprzętów.
Wybraliśmy dwa urządzenia, trzecie nie było tym, czego potrzebujemy, więc wysłałam nazwę modelu, który chcemy kupić, z prośbą o podanie ceny.
I cisza. Wczoraj rano przypomniałam się przez FB i dalej ceny piekarnika nie mam.
Może ja jednak durna jestem? Żaden to dla mnie interes, bo po pierwsze to jest daleko, prawie 50 km, w odległości 10-20km mam trzy duże sklepy sieciowe z AGD, a po drugie sklep niewielki, wiec cenami z sieciówkami konkurować raczej nie mogą.
Pewnie byłoby trochę taniej, i nie musiałabym się martwić o transport.
Sama sobie odpowiedziałam właśnie, co powinnam zrobić, chyba jednak pora pozbyć się sentymentów.
A jednak jakiś żal i niesmak mam straszny.

poniedziałek, 16 marca 2015

I znów to samo

Ledwie co w czwartek zdążyłam dziewczynkom zrobić szczepienia, a dziś znów powtórka z historii: Starsza ma katar i kaszel, młodsza na razie "tylko" katar, ale za to taki, że spać nie może, a ja nie mogę jej noska oczyścić. Nawet sprawdzony sposób z bazylią nie działa za bardzo.
Ech, aż się boję pomyśleć jak to z Marysią będzie, skoro ona doustnie dalej nic przyjmować nie chce, nawet kaszki czy innego jabłuszka.

sobota, 14 marca 2015

Czy na sali jest prawnik?

Czy nie wiecie przypadkiem, czy uduszenie gołymi rękami budowlańca jest karalne tak, jak za człowieka?
Jeśli któregoś pięknego dnia w wiadomościach podadzą informacje o wariatce, która rzuciła się na Bogu ducha winnego faceta, chciała go udusić, wyrwać u nogi z d... a klejnotami nakarmić psy, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że to o mnie.
No ręce, włosy i jabłka z drzew opadają, nóż się w kieszeni otwiera a ziemniaki w piwnicy gniją!
Weź tu się nie denerwuj człowieku, no weź się nie denerwuj!

1. Wszystko szło pięknie, aż pewnego mroźnego poranka przyszła pora na wymianę okien. Okna zamawiane pod wymiar, w tym jedno tarasowe, a stare było zwykłe.
Po pierwsze to gołym okiem widać, że okno jest wyższe a nie szersze, po drugie człowiek z natury jest leniwy i zanim zacznie robotę to się trzy razy zastanowi, czy aby musi to  robić i chociażby weźmie miarkę i przemierzy ile skuć trzeba. Budowlaniec ma zgoła inaczej:
najpierw wali młotem, a później się zastanawia czy było to potrzebne.
No i wyrąbał "dziurę" na całą wysokość okna, przy tym niestety naruszył konstrukcję budynku, bo wykuł ten otwór za nadproże, a dopiero później zauważył, że okno szerokością było odpowiednie.
Popłakałam się jak to zobaczyłam. Tak było ładnie, równo, a teraz mamy sztukówkę. Dzień pracy w plecy, cement, cegły, no i ingerencja w konstrukcję.

2. Zaczął układać płytki w łazience. Prosty projekt wydawało mi się, a jednak to wydaje się być  najtrudniejszy projekt na świecie!
Dwa kolory płytek, na podłodze geometrycznie ułożone. Jasnych jest z zapasem, ciemnych jest tyle co trzeba, bo nie będą cięte, a w paczce jest 12 i tyle dokładnie potrzebujemy, a sprzedawane są na paczki, nie na sztuki. Na moją prośbę P kilka razy jeszcze przypominał, że ciemnych nie ma więcej. Zajeżdżam tydzień temu rano- zaczął układać. Po kilku minutach przychodzi z dwoma płytkami w ręku: Pani Stokrotko, bo ja te dwie wyciął a tam nie ma więcej. Zgadnijcie które to były płytki....

3. Łazienki ciąg dalszy.
Łazienka to niekończąca się opowieść. Źle wyliczył wymiar półki w ściance G-K, musi całą ściankę rozbierać i poprawiać. W poniedziałek minie tydzień od położenia pierwszej płytki i idę o zakład, że pojutrze, czyli w poniedziałek nie skończy tych płytek....
W ogóle to my jesteśmy jakieś dziwaki, bo kazaliśmy wyszczerbioną płytkę wymienić, mimo iż była już naklejona, no i była pod prysznicem, a to przecież i tak nie widać...

4. Wczoraj przyszedł z rewelacją, że drzwi trzeba skrócić o 6 cm, bo się nie zmieszczą. Trochę dziwne, bo P zamawiał te drzwi na wymiar, ale przecież każdy może się pomylić.
Dobrze, że tym razem jednak zapytał a nie uciął.... Drzwi pasują.

Parę jeszcze innych gwiazdeczek by się znalazło, ale daruję sobie co by własnych nerwów nie szarpać, bo naprawdę są już mocno nadwyrężone i puścić mogą.
Ponowię tylko pytanie: czy aby na pewno odpowiedzialność za budowlańca jest taka sama jak za człowieka?! Przecież to z zasady powinno być traktowane jako działanie w afekcie, albo nawet działanie w obronie koniecznej  własnych nerwów i pieniędzy.

niedziela, 8 marca 2015

Sielskie obrazki...


Dniu uciekają jak szalone. Jeden za drugim. Jeden podobny do drugiego, a każdy inny, każdy przynosi coś nowego.
Czasem lepszego.
Dziś sielskie obrazki z codzienności, w której ostatnio spędzamy połowę każdego dnia, ale świat wcale nie wygląda tak jak na obrazkach.
Czasem widzimy to co chcemy widzieć, częściej tylko to, co autor chce nam pokazać.
Często myślimy, że jak ktoś pisze "o pierdołach", to nie ma o czym pisać, a często jest dokładnie odwrotnie, jeśli do opisania ma za dużo, to pisze "o pierdołach".
Może pora przestać.
Sielsko.
Szkoda, że nie da się załączyć dźwięku budzącej się wiosny we wsi: śpiewu skowronka, szczekania psów, radosnych krzyków dzieci gdzieś w sąsiedztwie. Szkoda, że nie da się podzielić zapachem budzącej się ziemi, taki przyjemny zapach świeżo tkniętej roli, który lada chwila będzie zmieszany z innymi zapachami, głównie nawozu naturalnego.
Wiosennie. Promiennie.
 

 




środa, 4 marca 2015

O tęsknocie do sukni ślubnej...

Nie tęskni mi się do małżeństwa, o nie.
O innej sukni i innej tęsknocie mowa będzie

Jakiś czas temu zadzwoniła do mnie dawno niewidziana koleżanka z pytaniem czy nie uszyłabym jej sukienki ślubnej, albo chociaż czy bym z nią nie pojechała do salonu?
O szyciu mowy być nie mogło, bo po pierwsze to maszyn jeszcze nie mam gdzie ustawić (tak, tak mam maszyny dosyć profesjonalne), po drugie to nie szyłam już parę ładnych lat, po trzecie to byłam jeszcze przed obroną i terminu nawet nie znałam, a po czwarte cienko to widzę przy remoncie i dwójce małych dzieci.
Ale zatęskniłam... bo Wy pewnie nie wiecie, ale lata temu miałam taki czas, że szyłam.
Również zdarzyło się chyba ze trzy suknie ślubne uszyć.
To było jedno z najprzyjemniejszych zajęć! I naprawdę mi się za tym zatęskniło.
Tak czy inaczej musiałam odmówić uszycia, ale razem odwiedziłyśmy salon ślubny.
I było mi ogromnie miło, że mimo, iż były razem z nami jej siostry, to i tak mnie pytała o zdanie i myślę, że było dla Niej decydujące.
Byłyśmy w jednym tylko Salonie,  który znam od lat i mogę polecić całym sercem.
Suknię wybrałyśmy.  Przyszła panna młoda bardzo zadowolona, a moja Stokrocia powiedziała, że to jest księżniczka, a dzieci nie kłamią, więc musicie uwierzyć na słowo, że wyglądała bajecznie.
No i chociaż przez te kilka godzin moje myśli były gdzie indziej....

cd na blogu zamkniętym