czwartek, 30 października 2014

Jestem.

Dziękuję.
Jestem i w takim razie nigdzie się nie wybieram.
Może to trochę hormony, może trochę siedzenie w domu tak na mnie wpłynęło, bo pisać to ja chcę i tyle bym chciała Wam powiedzieć, tylko tak się zastanawiałam czy  jest sens o tym pisać, czy normalne, szare życie jeszcze kogoś interesuje?
Blogosfera bardzo się zmieniła przez te lata. Kiedy nieśmiało zaczynałam pisać blog wiele było takich blogów zwyczajnych, podobnych do mojego. Teraz się to pozmieniało, część dziewczyn przestała pisać, kilka zajęło się swoimi blogami profesjonalnie, zawodowo.
Zastanawiałam się więc, czy ma sens prowadzenie jeszcze takiego bloga zwyczajnego, o zwyczajnym życiu, zwyczajnych problemach i radościach.
Przekonałyście mnie, że tak, więc jestem.

Zastanawiając się nad tym co dalej z blogiem zrobić postanowiłam, że trochę go odświeżę, chciałabym żeby było tu bardziej ciepło, przytulnie, domowo i tak bardziej "mojo", ale też bardziej czytelnie.
Przez jakiś czas więc ,mogą się tu dziać różne  rzeczy...
Wiem jak bym chciała, żeby blog wyglądał, ale nie wiem czy będę potrafiła poradzić sobie z tym. Wdzięczna za Wasze zdanie przy zmianach- zawsze można przecież wrócić do tego co jest teraz.
PS. Docelowo blog na pewno nie będzie taki "biały" ale zanim zrobię to co bym chciała to niestety musi potrwać;)

niedziela, 26 października 2014

Powroty....

Powroty są trudne, nawet te na blog.
Najpierw czegoś człowiekowi brakuje, w każdej wolnej chwili stara się zajrzeć choć na jeden ulubiony, zostawić komentarza zazwyczaj już nie zdąży, ale był, wie co się dzieje i myśli często o blogowych znajomych, później zauważa, że ci którzy są mu naprawdę bliscy, to są blisko, nawet kiedy nie czytuje codziennie, i jak oni nie codziennie zaglądają, a później przychodzi moment, kiedy nagle zauważa się, że bez tego świata wirtualnego jednak da się żyć. Naprawdę się da, uwierzycie?
A na koniec przychodzi pytanie czy warto wracać?
Czy ktoś tu czeka? Czy jest sens pisać ?
W końcu piszę tylko o swoim życiu, dla niektórych pewnie nudnym jak flaki z olejem.
Kontrowersyjnych tematów staram się unikać, nośne hasła omijać.
Nawet zdjęciami się nie chwalę....
Do przemyślenia.
Do zobaczenia.

piątek, 17 października 2014

Pilne!!!!

Po Waszej lewej stronie na górze strony pojawiło się nowe okienko ze skarbonką, bardzo pilna sprawa!
Można też tutaj: KLIK

Zaledwie trzy tygodnie temu moja maleńka córeczka Marysia była pacjentką Centrum Zdrowia Matki Polki.  
Strach o zdrowie i życie dziecka jest nie do opisania.
Nie wymagała na szczęście skomplikowanych zabiegów ani drogich aparatur, wystarczył stół i sprawne ręce Pani doktor.
Nam się udało, ale są też inne dzieci: Dzieci czekające na operację serca. 
One nie mają tyle szczęścia, a bez tego urządzenia, na które zbieramy pieniądze, wiele z operacji musiało się przesunąć, wiele dzieci musi czekać i wielu rodziców z bólem serca modli się o cud....
Tak moi drodzy, ja też uważam, że to nie społeczeństwo powinno kupować sprzęt, skoro płaci podatki i inne składki, ale nie czas i miejsce na takie dyskusje.
Teraz liczy się czas.
Czas oczekujących Dzieci i ich Rodziców. 
Bezcenny.
Odsuńcie złość na polityków na bok i jeśli możecie przyłączcie się. 

niedziela, 12 października 2014

Starsza Siostra

Marysia śpi, P biega ze Stokrocia po placu zabaw, a ja mam kilka minut „wolnego” wiec może uda mi się co nieco napisać;)

O Stokroci będzie, bo dopytujecie jak przyjęła młodszą siostrę.



Otóż Stokrocia jako starsza siostra jest naprawdę wspaniała, zaskakuje mnie na każdym kroku. Nie, że jest idealnie, ale… ale od początku.
O tym że w domu będzie „mała dzidzia” Stokrocia dowiedziała się kiedy jeszcze brzuch nie był widoczny. Wiadomo, totalna to dla niej była wtedy abstrakcja, przytakiwała tylko na wszystko, ale raczej nie mogła wiedzieć z czym to się wiąże. Kiedy brzuch już był widoczny, czasem mówiła do brzuszka dobranoc, czasem głaskała, najczęściej jednak co się jej przypomniało to gładziła swój brzuszek i mówiła, że ona tam ma małą Anię;)
Później zaczęliśmy ją przygotowywać do tego, ze przez kilka dni będzie musiała zostać u dziadków, a mama pojedzie do szpitala, żeby przywieźć małą Marysię. Na to też się zgadzała, nawet nie wiedzieć skąd wysnuła sama teorie (doprawdy nie wiem jak, ale teoria jak najbardziej słuszna się okazała) bo powtarzała że mam pojedzie do szpitala, a pan doktor otworzy brzuszek i wyjmie z niego Marysię. Byłam pełna obaw jak ona zostanie na te kilka dni z dziadkami, ale kiedy w niedzielny poranek odwiozłam ją nie zapłakała nawet, została dzielnie i to ja płakałam i wychodząc z domu i wchodząc do szpitala zalałam się łzami.
Dzielnie czekała te kilka dni, babcia mówi, że nawet nie wspomniała raz ze chce do mamy, tylko że pan doktor wyjął Marysię, i że mama z Marysią nie długo przyjadą.
Kiedy wróciłyśmy do domu, czekała na nas już od rana, zaniemówiła dosłownie- co tej małej gadułce rzadko się zdarza. Biegała, cieszyła się strasznie, skakała do góry, nie wiedziała jak wyrazić tę radość!
A ze szpitala przyjechał z nami prezent, co nie umknęło zaraz uwadze Stokroci. Zapytała zaraz czy to Marysia dostała taki prezent i wielkie było jej zdziwienie, kiedy usłyszała, ze ten prezent to Marysia przywiozła dla swojej siostrzyczki. Prezentem był oczywiście koń, bo co by miało być innegoJ
Poprzytulała się najpierw, a później bawiła się konikiem, a kiedy zostałyśmy już same, zaskoczyła mnie totalnie. Konika porzuciła w kąt, przyszła do mnie i zapytała:
-Mamusiu, mogę ją wziąć na ręce?
Poryczałam się, położyłam jej Marysię na kolanach i zrobiłam pierwsze pamiątkowe zdjęcie siostrzyczkomJ



Bardzo lubi kiedy proszę ją, żeby to ona wybrała w co chce, żeby Marysię ubrać, jest wtedy taka dumna! Chętnie też towarzyszy przy przebieraniu, przewijaniu, dotyka wtedy stópek Maryńki i mówi: jakie ona ma maleńkie nóżkiJ
Kiedy jedziemy samochodem często proszę, żeby pilnowała siostry (oba foteliki sa n tylnym siedzeniu) i Stokrocia wtedy z taką dumą odpowiada co siostra robi w danym momencie (najczęściej śpi ha ha).
W ubiegłym tygodniu P zakupił dla Marysi książeczki, takie dla noworodka (jejku, jak Maryńka na nie patrzy!!! Nie spodziewałabym się, że taki maluch może nad czymś Az tak się skupiać!!!) i wczoraj Stokrocia wzięła tę książeczkę, najpierw pooglądała sama, a później podeszła do Marysi i zaczęła jej te obrazki pokazywać, mało tego zaczęła jej opowiadać!
A wyglądało to niesamowicie, czyli mniej więcej tak:
- No zobac co tutaj jest? No zobacz Malysia. No co to jest? No powiedz. Mi… mi…. No. No miś! Blawo! Miś tu jest.  A tutaj? Zobac.
Niesamowite, a mnie znów się oczy zaszkliły.

Czy jest zazdrosna?
Raczej nie, owszem zdarzają się takie momenty, kiedy pewnie wolałaby mieć mamę tylko dla siebie, zwłaszcza wieczorem – Stokrocia nie potrafi zasypiać sama, zasypiała od samego początku trzymając mnie za rękę, a teraz jak jest z nami moja mama albo P to nie ma problemu, ale jak jestem sama, to trzeba się trochę nagimnastykować, ale nawet koło Marysi chętnie zasypia, byleby tylko moją dłoń mogła trzymać. I pewnego popołudnia padło zdanie, którego się chyba najbardziej obawiałam, ale też chyba jakoś sobie z tym poradziłyśmy.
Marysia po jedzeniu się przeciągała, a ja ją przytulałam i całowałam, na co Stokrocia podeszła do nam i mówi:
-A ty musisz ja tak całować?
Na szczęście przyjęła argument, że skoro ona już się tak całować i przytulać nie daje to dlatego całuję maleńką MarysięJUff

Powiem Wam, ze najbardziej się bałam, że będzie zazdrosna, zła na siostrę że jest, ale jest zupełnie inaczej. Bałam się i byłam przekonana, że dając Stokroci siostrę czegoś ją pozbawiam, że pozbawiam ją jakby wyłączności na rodziców, na dziadków, a tymczasem niczego jej nie pozbawiłam a właśnie dałam jej coś niezwykłego, niepowtarzalnego, cos czego nie da się kupić za żadne pieniądze. 

piątek, 10 października 2014

Wycieczka=stres

Dziś znów się stresuję:
Stokrocia pojechała na wycieczkę do ZOO.
Tym razem zaufałam pani dyrektor, mam nadzieję ze dopilnuje żeby autokar był sprawdzony i tak jak poprzednio wyposażony odpowiednio do przewozu przedszkolaków.
A wejście za "reklamówkę żołędzi".

poniedziałek, 6 października 2014

Na głodzie....

Sytuacja w sklepie:

Młody, na "oko" może dwudziestoletni chłopak, robi zakupy:
Chleb, cukier, papierosy, mleko, mleko koniecznie, bez mleka to nie ma co wracać do domu.
Po chwili zaczynamy rozmawiać, bo chłopak raczej z takich otwartych jest. Mleko dla żony.
Okazuje się, że chłopak jest ojcem, młodym tatusiem \zaledwie od dwóch  tygodni. Że miał być syn, i że przez całą ciążę czekali na chłopca, że USG nie pokazywało inaczej, a przy porodzie okazało się, że..... jest syn. I córka też. Taka promocja.
Pakował już zakupy kiedy jeszcze mu się coś przypomniało:
-Prezerwatywy jeszcze poproszę. No teraz to trzeba ostrożnie.- powiedział.
Oj biedny i chyba nieświadomy zupełnie, że na użycie ich jeszcze trochę będzie musiał poczekać:)

czwartek, 2 października 2014

Czemu musieliśmy po nocy izby przyjęć szukać?


Śpieszę z wyjaśnieniem co z tym szpitalem, mam nadzieję, że kiedyś ten post pomoże jakiejś mamie, która usłyszy podobną diagnozę i będzie się zadręczać tak jak ja...

W szpitalu, kiedy już Marysię przynieśli na stałe do mnie zauważyłam, ze przy jednym oczku ma taką jakby górkę, w kąciku oczka, przy nosku, następnego dnia zapytałam neonatologa czy to normalne, pani obejrzała, ale stwierdziła, że widocznie Mała może źle spała, albo może tak była ułożona jeszcze w życiu płodowym, że jakaś tam asymetria się zrobiła, i że to powinno lada dzień wrócić do normy. Pani jest specjalistą, więc uznałam, ze tak właśnie jest, ale nie dawało mi to spokoju.
Następnego dnia na badaniu dzieci był inny lekarz, więc odpytałam i jego czy to na pewno normalne.
Pan doktor popatrzył i powiedział, że być może to zapchany kanalik, a może coś innego, ale zalecił obserwację. Następnego dnia wezwano na konsultacje okulistę, bo podczas badania pani doktor stwierdziła, że to jednak raczej nie jest kanalik łzowy, a coś poważniejszego. Niestety szpital nie ma oddziału okulistycznego dla dzieci, więc zapewne okulista, który Marysię oglądał był lekarzem "od dorosłych".
Diagnoza mnie zmroziła: torbiel oczka lewego bez oznak zapalnych cokolwiek by to nie znaczyło. Zalecana konsultacja okulistyczna w najbliższym czasie.
Z taką diagnozą opuściłyśmy szpital, a że był piątek ok godz 15 więc już nigdzie nie zdążyłam zadzwonić, żeby wizytę umówić, choć dla mnie było jasne, że ma to być jak najszybciej.
Do południa w sobotę było wszystko w porządku. Po południu oczko Marysi zaczęło być zaczerwienione, wkrótce pojawiła się też opuchlizna, a wszystko to działo się tak szybko, że w ciągu zaledwie kilku godzin nie mogła już tego oczka otworzyć. Szukaliśmy z P jakiegoś pogotowia okulistycznego, jakiejś pomocy prywatnej, czegokolwiek. Łódź, Warszawa już było bez znaczenia, tylko żeby gdzieś nas przyjęli.
W końcu P uzyskał informację, że jeśli już, to tylko Centrum Matki Polki.
Zaczekałam na P i pojechaliśmy do Łodzi, był już dosyć późny wieczór, żeby nie powiedzieć noc.
Maryńka przez całą drogę była grzeczna, spała spokojnie, a oczko było ciągle opuchnięte i zaczerwienione.
Trochę słabo tam oznakowane, być może w dzień nie jest z tym problem, ale nocą trudno trafić na izbę przyjęć, i jeszcze na odpowiednią.
W końcu się udało trafić gdzie trzeba. Jeden problem pojawił się już na etapie wypełniania karty bo Marysia nie ma jeszcze peselu, ale jakoś się udało, po wypełnieniu formalności zostaliśmy pokierowani na oddział.
Kiedy wchodziliśmy do gabinetu pani doktor wybiła właśnie północ.
Pani doktor kazała położyć Małą na stole i zaczęła oglądać to oczko, wypytując o wszystko. Kilka razy pytała czy na pewno to okulista ją oglądał, i czy jestem pewna, że to był okulista. Pewna nie jestem, przy badaniu nie byłam, bo kiedy okulista przyszedł na konsultację ja właśnie miałam zdejmowane szwy i nie mogłam wstać, dopiero później pobiegłam dopytać. Po za tym na karcie wyjścia ze szpitala jest napisana diagnoza i podpis lekarza, który ją postawił.
Nie mogłam patrzeć na to co pani doktor robiła Małej, Marysia strasznie krzyczała, a ja łkałam w kącie z bezsilności i ze strachu. W końcu poprosiła mnie do siebie, żebym zobaczyła co robi,  bo będę musiała robić to samo w domu.
Wyjaśniła, że to niedrożność kanalika łzowego, że to dość częsta dolegliwość u noworodków i że trzeba masować w określony sposób kilka razy dziennie. A torbielka okazała się być torebką łzową po prostu.
Kiedy pani doktor skończyła z oczkiem Maleńka przestała płakać, oczko było spuchnięte, ale zgrubienie przy nosku zniknęło. Zapisała mi lek, w rękę dostałam jeszcze dwie porcje soli do przemywania oczka i tak w ciągu kilku minut ulżyło i Marysi i mnie.
W drodze powrotnej córcia spała spokojnie, i tak już do rana, zjadła tylko przez sen.
Pierwszy samodzielny masaż tego oczka to był mega stres, ale można się tego nauczyć. Dziś jest czwartek, mija więc właśnie piąty dzień i na razie (odpukać oczywiście) oczko jest w porządku, nie ma zgrubienia, nie nie spuchnięte ani zaczerwienione (tylko przez kilka minut po masowaniu jest zarumienione). Oczywiście na wizytę do okulisty się wybierzemy, żeby sprawdził czy na pewno wszystko jest jak trzeba.
I oczywiście, że boję się gdzieś w głębi duszy, ale jednak mam nadzieję, że już będzie wszystko dobrze.

PS. Nie mogę dodawać komentarzy na blogu, przy każdej próbie blogger pisze "ups" i mnie wyrzuca:(

środa, 1 października 2014

Kolejne z listy....

Dziś ok 21.
Telefon od P:
-Wyjdź na chwilę.
Mokra tuż po kąpieli, z dzieckiem przy piersi, ale skoro mówi wyjdź znaczy powód zapewne ma ważny.
Wyszłam.
Zaniemówiłam.
Przyniosłam do domu i jestem przeszczęśliwa.
Pamiętacie Listę marzeń? Jest w zakładce na górze.
Marzenie pod nr 5 częściowo zrealizowane...
On jest niemożliwy!
Brak mi słów....

źródło: http://www.fantom-xp.com