czwartek, 27 lutego 2014

Szacunek.

Córcia moja jest kochaniutka, to już wiecie.
Ale mnie do idealnej matki daleko, nie raz to powtarzałam i powtarzać będę zawsze. Nie ma idealnych matek, ojców, nie ma idealnych ludzi.
Moim zdaniem na szczęście.
I ja mam wady, i ja popełniam masę błędów i staram się je zwalczać, niestety z różnym skutkiem.
Wzorce wynosimy z domu, czasem staramy się poprawiać błędy, które widzieliśmy u naszych rodziców, czasami ślepo je kopiujemy, w większości nie jesteśmy przygotowani do wychowywania dzieci, nie mamy przygotowania pedagogicznego a opieramy się na miłości do dziecka, własnej intuicji i wychowaniu wyniesionym z domu rodzinnego.

Po tym przydługim wstępie przejdę do rzeczy.
Jeśli ktoś jeszcze nie czytał to zapraszam koniecznie do przeczytania krótkiego tekstu na blogu Kaan:

tamgdziesercemoje.blogspot.com

Tekst jest wart przeczytania, zastanowienia się nad tym.
Być może coś nam uświadomi, bo nie zawsze zdajemy sobie sprawę z tego, jak nasze słowa wpływają na te małe nieukształtowane serduszka i umysły. Mną ten post potrząsnął. Dosłownie.

Za zgodą Autorki wstawiam też zdjęcie, które mówi nie mniej niż post:



Ja zdałam sobie sprawę jeszcze z jednej ważnej rzeczy: że tak często widzimy podobne sytuacje w życiu codziennym, ale nie reagujemy na nie.
No bo jak?
Bo przecież to matka/ojciec, co się będę wtrącać do wychowania? Nie powinnam, nie mam prawa. Owszem, zapewne nikt widząc podobną sytuację w sklepie nie powie matce, że tak nie powinna, ale wśród naszych bliskich, znajomych czy nie widzimy podobnych sytuacji? Tak jesteśmy wychowani, że uważamy że nie powinniśmy się wtrącać, reagować w żaden sposób, ale nikt nie każe powiedzieć rodzicowi: wiesz, ty to dziecko to źle wychowujesz. Nie absolutnie nie, możemy natomiast zwrócić delikatnie uwagę siostrze, koleżance, przyjaciółce, może podsunąć jej coś do przeczytania.
Moja koleżanka często podobnie traktuje swoją córkę. Wiecie, że zdałam sobie z tego sprawę dopiero po przeczytaniu tekstu Kaan? Nigdy nie chciałam się wtrącać, bo w końcu to ona jest matką i może wychowywać jak chce, ale przecież ona nie zachowuje się tak bo chce być złą matką. Myślę, że ona nie zdaje sobie sprawy z tego, jak jej słowa działają na dziecko i jaką krzywdę emocjonalną może mu zrobić. A może kiedy sobie to uświadomi coś się zmieni.
Przecież ona jest prostą kucharką co może wiedzieć o wychowywaniu dzieci, mimo że kocha, bo że kocha to nie mam żadnych wątpliwości . Ona nie widzi tego błędu, wiec może wystarczy jej pokazać?
Może naiwnie myślę, ale dotąd przechodziłam nad tym do porządku dziennego, teraz zamierzam coś zrobić, porozmawiać z nią delikatnie, nie wiem może wydrukuję tamten post, spróbuję jej powiedzieć, jaki to u małej pozostawia ślad, nie wiem, ale nie będę patrzeć bezczynnie.

Proszę więc wszystkich: nie patrzcie na to obojętnie, spróbujcie chociaż zrobić cokolwiek. 
Najlepiej na osobności, nigdy przy dziecku. 
Zwłaszcza nauczyciele, pedagodzy- Wy macie ogromne możliwości, bo jesteście dla nas, rodziców, wzorem, autorytetem, macie specjalistyczna wiedzę, której nam brak, zwracajcie nam uwagę na nasze błędy, pomóżcie nam się ich wyzbyć. Nie patrzcie na takie sytuacje obojętnie.

Moim największym, niestety od czasu do czasu powielanym błędem, jest to, że potrafię krzyknąć na Stokrocię. W różnych sytuacjach: kiedy piąty raz powtarzam: Kochanie nie wolno ci się zbliżać do gniazdka, że tam jest prąd, ze może jej zrobić krzywdę. Powtarzam raz, drugi, trzeci, piąty a ona z miną niewiniątka łapie kabelek i mówi: ale ja tylko włącie. 
Potrafię wtedy krzyknąć, ona płacze, ja płacze, biorę na kolana, przytulam, tłumaczę jeszcze raz i mam straszne wyrzuty sumienia.
Potrafię krzyknąć kiedy po raz enty proszę aby posprzątała książeczki z podłogi. Mówię raz, drugi, piąty, proszę, obiecuję coś jeśli to zrobi, grożę w końcu że jeśli tego nie zrobi to oddamy te książeczki kuzynowi, i kiedy słyszę po raz setny nie, czasami wybucham.
Krzyczę, ona płacze, po chwili ja tez płacze, biorę na kolana, tłumaczę na spokojnie, ale wyrzuty sumienia zostają.
Wiem, że robię źle.
Wiem.
Niestety jeszcze mi się to zdarza.
Nie jest mi z tym dobrze, czuję się okropnie kiedy tak wybuchnę, i staram się nad sobą panować.
Wierzę, że z czasem się tego nauczę.

środa, 26 lutego 2014

Wyróżnienie

Spóźniona, jak zawsze spóźniona, ale ponoć lepiej późno niż.. jakoś tak;)
Kilka tygodni temu otrzymałam niezwykłe wyróżnienie. Był to akurat czas sesji wiec nie bardzo miałam głowę do bloga, a wyróżnienie było zupełnie niespodziewane i wyjątkowe. 
Byłam pewna, że to pomyłka, napisałam nawet do Wyróżniającej, która jednak potwierdziła że pomyłki nie ma i moje ręce są jednak odpowiednie do przyjęcia tegoż.
A mowa o Orderze Życzliwego Bratka , który nadała mi ( i nie tylko mi lista tu: klik) Malina, autorka bloga http://szpakowedrzewo.blogspot.com.


Poczułam się wyjątkowo! i w wyjątkowym gronie.
Czy zasłużyłam...? Nie wiem.
W każdym razie Dziękuję:)

Monolog dziecka

Stokrocia, 26 miesięcy taki oto monolog wczoraj wygłosiła.
Chciała pobawić się telefonem stąd cała historia.
Powiem szczerze, że zaniemówiłam:
-Mamo, daj ja ci pocimam ten telefonik. Ten luziowy, tylko chciałam go pocimac, bo ci śpadnie, albo źgubiś, albo telefonik ci upadnie na pobłoge albo ci ten telefonik siamochód psiejedzie. No daj mi ja ci ten telefonik tylko  pocimam klosiećke.

poniedziałek, 24 lutego 2014

Nie budzajcie mnie...

Stokrocia w końcu w domu. Ech jak mi się tęskniło za tym małym Psotniczkiem!
Gada, gada i jeszcze raz gada. Mówi cały czas, do wszystkiego, nie koniecznie do ludzi:)
Do Osioła:
-Choć Osioł, ziałozie ci ciapke, bo źmalźnieś. Telaź sialik. Nie Osioł, nie uciekaj, śtój gzieźnie! Juś źdejmujemy. Ziobać jaką mam blanzioletke. Widziś? Ziobać jaka ładna! Dośtałam. Od Maltusi. 
A tu maś kultke ci ziałozie.  
I tak przez cały wieczór, jak nie do mnie albo do P, do do osła, konia, lalki, poduszki, do wszystkiego co tylko chce jej słuchać;)
Rozpuścili ją tylko Dziadkowie strasznie (nie ma nic za darmo jak wiadomo) wiec teraz przez kilka dni będzie trzeba córcie trochę ułożyć na nowo bo potrafi: płakać histerycznym  płaczem, piszczeć, tupać, słodycze wola kilka razy dziennie, urządza aferę o pójście spać i pewnie jeszcze coś się okaże.
U Dziadków te metody skutkowały: bo ona jest taka malutka, bo ona chce, bo ona tak płacze, bo jak nie chce to po co ją zmuszać... tja.
Wczoraj wieczorem z taka nadzieje w głosie zapytała:
- Tutaj nie ma telewiziola?
-No, nie ma. A potrzebny Ci telewizor?
-Nie, nie potsiebny.- odpowiedziała zrezygnowana.
U Dziadków mogła też hasać do której chciała i wstawać o której się jej spodobało i myślę, że to będzie najtrudniejsze aby przyzwyczaić ją do spania o jakiejś rozsądniej porze i wstawania bladym świtem.
Dziś była pierwsza pobudka raniutko.
Zapaliliśmy światło, staramy się z P rozmawiać jak najgłośniej, żeby córcia "sama" się obudziła, podeszłam do łóżeczka i tylko dotknęłam kołderki a Stokrocia czujnie naciągając sobie kołdre na głowę:
-Nie budzajcie mnie jeście!
Trudne dni przed nami....

sobota, 22 lutego 2014

takie tam majaczenie śpiącej jeszcze

Jest poranek. Sobota. Kilka minut przed 8 czyli normalni ludzie jeszcze smacznie śpią. Ja należę do tych mniej normalnych wiec wchodzę właśnie na salę wykładową.
Jazgot straszny, jest kilkanaście osób, już sie kłócą, już każde ma swoją rację, najwłaściwszą i najlepszą. Każde próbuje narzucić innym swoją wizję.  Wiecie co, ja chyba jestem jakaś dziwna, bo mnie to nie bawi nie wciąga. Jak dobrze, że to jeszcze tylko kilka miesięcy.
Skrajności w żadną stronę nie są dobre. Ale chyba jednak wole tych skrajnie olewających sobie wszystko   od tych, którzy za wszelka cenę muszą być najlepsi.

piątek, 21 lutego 2014

Poranek;)

Otwieram dziś rano oczy, pusto, cicho.
Ubrałam się i zaglądam gdzie też jest P, przyznam, że pierwsze co pomyślałam, to że P zasnął siedząc na fotelu, ale fotel tym razem był pusty. Nie było go nigdzie.
Spojrzałam przez okno, właśnie samochód wjeżdżał w bramę.
Nie chcąc psuć niespodzianki czmychnęłam czym prędzej do łóżka, naciągnęłam koc pod brodę i zamknęłam oczy.
Pozwoliłam się obudzić, a na stole czekały świeże, pachnące bułeczki:)
To musi być udany dzień, czego i Wam z całego serca życzę:)

wtorek, 18 lutego 2014

Bez sił, bez natchnienia....

Jestem zupełnie bez sił. Taka niemoc i niechcenie mnie ogarnia.
Mogłabym spać i spać, dzień i noc.
Do bloga zaglądałam dziesiątki razy i nie mam siły notki sklecić.
Stokrocia zdrowa, jeszcze jest w domu, żeby odrobię odpocząć od chorób żłobkowych, ale już zupełnie wydobrzała. A jaka spryciula się robi. Coraz częściej zaskakuje mnie tak, że mi mowę odbiera. Ostatnio stoi sobie w łóżeczku a na stole stała szklanka z sokiem. Mała mówi:
-Mamo, daj mi piciu.
- Córeczko, wyjdź sobie z łóżeczka i weź.
-Nie, ty mi psinieś.
-Nie, ty sobie weź sama.
-Psinieś mi, mamo.- prosząco mówi Stokrocia.
-Nie córciu, masz nóżki, potrafisz chodzić, to sobie zejdź i weź.
-Nie, podaj mi.
-A masz nóżki?
Cisza, córka nagle straciła słuch, no to ja ją złapałam za nóżkę i pytam:
-Co to jest?
-Noga- odpowiada niechętnie córcia.
-Czyja jest ta noga?- drążę dalej, mając już gotowy plan, że zaraz zapytam czy ta nóżka umie chodzić itp, a córka, psując cały podstęp matki:
- To jest dziadka noga.- odpowiedziała córcia najspokojniej.
Argumenty wypadły mi z ręki, więc zaczęłam się tylko śmiać i podałam małej spryciuli szklankę:)

W pracy jak to w pracy, pracować trzeba, ale też jestem jakaś bez pomysłów, bez chęci, bez sił.
Jakiś kop by mi się przydał chyba.
Zaliczenia już wszystkie za mną i w najbliższy weekend zaczynam ostatni semestr!
Jak ja się cieszę!
Mam nadzieję, że znów mi coś do głowy nie przyjdzie nowego, po skończeniu, bo to chyba by oznaczało, że powinnam udać się do specjalisty:) Choć tak naprawdę, to już dziś wiem, że zatęsknię, choć grupę mamy do bani, a i reszta roku jest tak podzielona miedzy sobą jak politycy w naszej władzy.

piątek, 14 lutego 2014

Ostatnia rzecz przed snem...

Wieczór. Stokrocia właśnie wypiła mlesio, Babcia poszła do kuchni przygotować butelkę na nocna porcję. Wraca, Stokrocia siedzi w ciemnościach, tylko telefon trzymany w malutkich rączkach rozświetla twarzyczkę. Babcia mówi:
-A co ty robisz, smyku?
-Pisie do mamy meila.

wtorek, 11 lutego 2014

Stokrotka on face:)

Nie myślałam, że kiedykolwiek będę tu zamieszczać swoją podobiznę, ale jednak życie jest nieprzewidywalne:)
Jeśli ktoś ciekawy jak wygląda Stokrotka to proszę bardzo, oto cała ja:


Narysowała oczywiście córcia.
I wiecie co, podobieństwo jest uderzające, tylko nie wiem czy powinnam się z tego cieszyć czy raczej martwić....


PS. Na dole jest literka A, którą córcia namiętnie pisze i wszędzie zauważa tak samo jak litęrkę M:)




poniedziałek, 10 lutego 2014

Trafi mnie coś....


Wrrrrrr
Koleżanka z pracy lepsza jest, niż kawa na przebudzenie, polecam!
Przyszła narobiła rabanu że złe ceny klientowi podałam, bo miało być taniej ( z początkiem roku poleciało na łeb na szyję) a wysłałam mu drożej niż miał! (wg koleżanki oczywiście)
No myślałam, że mnie telepnie. Obiad akurat jadłam, już ledwo mi przez gardło wszystko przechodziło. Niby ceny były przemyślane, niby konsultowane z szefem, niby byłam pewna, że wysłałam dobrze, ale jednak jakaś nutka niepewności została zasiana.  Bo przecież szef nie pamiętał jakie ceny (zdziwiłabym się jakby pamiętał, przecież po to chyba są dokumentacje) były wcześniej, ja też dokładnie nie pamiętałam, ale przecież w momencie ustalania nowego cennika chyba na czymś musiałam się oprzeć?
Okazało się, że jedna pozycja jest bez zmian, jedna jest wyżej ( ta na której nam najbardziej zależy i ta która jest niemal nieosiągalna) a pozostałe są tańsze niż były. To znaczy że jest tak jak powinno.
Ale co się wszyscy nasłuchali, że drożej, że nigdy tyle nie było, że to się klient ucieszył, że obniżka w treści a w cenniku drożej, że TAAAKIE ceny mu daliśmy! A ton jaki....
Gryzę, normalnie ugryzę jak ktoś się do mnie dzisiaj zbliży!
Się pięknie tydzień zaczyna....

Wieści różnej treści

Stokrocia zdecydowanie lepiej, kaszel jej jeszcze trochę dokucza, odrobinę katar, ale jest już radosna i rozbrykana. Wczoraj byłyśmy na kontroli, antybiotyk dostała jeszcze na pięć dni i Dehistar przez 30 dni.
Kolejny więc tydzień Stokrocia spędza u Dziadków, a ja mam solidne postanowienie, że w tym czasie podepchnę pracę i że pouczę się do dwóch ostatnich w tym semestrze egzaminów.
W sobotę mieliśmy jakiś armagedon normalnie, pięć zaliczeń jednego dnia, wróciłam do domu jak dentka normalnie. Za to w niedzielę wstałam o 6, przerobiłam książkę, uporządkowałam wszystkie notatki, przygotowałam materiały do nauki na ostatnie zaliczenia, pojechałam po wpis, do biblioteki, do dziekanatu* i jeszcze tylko sobotę przeżyć i mam nadzieję być bezproblemowo na ostatnim semestrze.
Już zapowiedziałam P, ze jak mi jeszcze kiedyś przyjdzie do głowy jakaś nauka, szkoła czy cokolwiek podobnego to ma  mi zabronić, zakazać, zamknąć gdzieś aż mi ten pomysł nie przejdzie. P niestety powiedział, że mnie nigdzie zamykał nie będzie, tylko będzie wspierał jakby co.
A już za stara jestem na ślęczenia po nocach nad książkami, na stresowanie się egzaminami, ale z drugiej strony im bliżej do końca a oceny w miarę pozytywne to jakoś tak zaczyna się tęsknić i wiem, że będzie mi tego brakować...





piątek, 7 lutego 2014

"Nimfomanka"

Chciałam zobaczyć ten film jak tylko pojawił się w kinach, ale jakoś przegrał pierwszeństwo z "Wilkiem z Wall Street", później z "Pod mocnym Aniołem". Teraz też o mało nie przegrał, ale jednak już w ostatnim momencie zdecydowaliśmy się jednak na ten film.
Nie chodzimy do kina często, wiec jak już się trafi taka okazja (czytaj Stokrocia jest u dziadków), to nawet kosztem upojnego wieczoru z książkami przed sesją wybrałam kino.
Pokusiłam się też o poczytanie komentarzy (nie wiem czy słusznie) pod opisem filmu i zdania były bardzo podzielone: ze film jest świetny, ale nie każdy go zrozumie, że niektórzy wychodzą z kina w trakcie a inni są zachwyceni  i nie mogą się doczekać drugiej części, że film jest nudny, że to pornografia i w kinie nie powinni tego puszczać, generalnie są dwa obozy jedni mówią, że super drudzy, że chłam i szkoda pieniędzy.
P zażartował nawet że jest szansa, że z kina wyjdziemy podzieleni...
Jeśli ktoś wybierając się na ten film liczy na erotyk, to się zawiedzie. To dramat. Choć często wybucha się śmiechem, do komedii tu daleko. Ale w pewnym momencie się też rozpłakałam.
Wprawdzie scen "łóżkowych" i podobnych jest bardzo wiele, ale (jak dla mnie) zupełnie nie były to sceny erotyczne w takim erotycznym rozumieniu. Sceny są bardzo odważne, ostre, czasem wręcz nieprzyjemne, dla wielu może gorszące (czego nie rozumiem, bo tytuł filmu sugeruje jasno co tam będzie w roli głównej, więc ktoś kto się decyduje oglądać to raczej  nie powinien być zaskoczony, a tym bardziej zgorszony). Chyba nie dało by się tej historii opowiedzieć bez pokazania tego wszystkiego, nie było by to wtedy przekonujące.
Akcja jest trochę nudna, wspomnienia Joe przeplatają się rozmową z Suligmanem, choć w tej rozmowie padają bardzo celne spostrzeżenia, porównania to czasami bywa trochę nużąca aczkolwiek z drugiej strony bez tej konwersacji nie wyobrażam sobie tego filmu.
To nie jest film łatwy, a nawet powiedziałabym bardzo trudny.

A czy wyszliśmy z kina podzieleni?
Trudno powiedzieć jakie zdanie o filmie ma P, bo.... przespał pewnie z połowę.

Ja zdecydowanie chcę zobaczyć drugą część.
Czy poleciłabym komukolwiek?
Nie wiem, to film bardzo specyficzny, trudny, inny.


czwartek, 6 lutego 2014

"Rozrywkowy" wieczór....

Byśmy się wczoraj rozerwali z P.
Dosłownie.
Piszę, więc znaczy, że "rozrywka" nie doszła do skutku.
W kinie wczoraj byliśmy, znaczy na filmie. 
Stokroci dużo lepiej, gorączki już nie ma, jest bezpieczna u Dziadków, matka powinna co prawda uczyć się do sesji ale kiedy Stokrocia jest na wsi to jedyny czas kiedy możemy sobie na kino pozwolić. 
O filmie miało być, a byliśmy na "Nimfomance"- ktoś ciekawy? ale będzie czym innym.
Wracamy sobie z tego kina grubo po północy, bez żadnych podejrzeń sobie drzwi otwieramy i światło pstryk i dobrze, że "rozrywka" nie doszła do skutku! 
Zatkało nas od razu i w drzwiach zatrzymało, ale ręka już wcześniej powędrowała na włącznik światła samoczynnie, zanim jeszcze myśli zdążyły dotrzeć do głowy i zapalić  ostrzegawczą lampkę. 
Gaz. Czuć było straszny smród gazu. Okropny.
Pobiegłam w tym półmroku do kuchni zbadać  kurki i okazało się, że jeden był odkręcony!!!
Okna zaraz pootwierałam i wietrzyliśmy i nurtuje nas tylko jedno: jak to się mogło stać?
Rano?
Rano nikt nie zapalał gazu, nawet kawy rano nie pijemy. Nic nie odgrzewaliśmy, nie gotowaliśmy, nie odkręcaliśmy gazu. Czasem P rano zdąży zapalić w kuchni właśnie, przy włączonym wyciągu, ale nie ma raczej możliwości aby przez przypadek odkręcił gaz- trzeba naprawdę solidnie wcisnąć i przekręcić bo kuchnia stara.
Dzień wcześniej?
Poprzedniego wieczoru P przygotowywał kolację. 
Próbowaliśmy nasz najnowszy nabytek: patelnię żeliwną więc w zasadzie dokładnie pamiętamy co i jak, a najważniejsze: to którego palnika używaliśmy. Największego, bo ten jeden tylko obejmuje całą patelnię. Kurek odkręcony był od innego palnika. Przeanalizowaliśmy wszystko dokładnie, ale nie było możliwości ani potrzeby żebyśmy używali poprzedniego wieczoru innego palnika. Nie możliwe. Po za tym chyba gdybyśmy wieczorem zostawili odkręcony gaz to raczej byśmy się nie obudzili? albo w najlepszym wypadku mieli jakieś dolegliwości: bóle głowy, zawroty, cokolwiek? 
Wersja, że gaz był odkręcony przez całą noc jest więc raczej mało prawdopodobna.
I tylko jakiś taki dziwny niepokój: jak to się w takim razie stało? 
Klucze do mieszkania ma jeszcze tylko właściciel no ale chyba akurat on nie miałby w tym żadnego celu? Nawet żeby wchodzić a co dopiero gaz odkręcać?

Polubicie?

Polubić Amelkę można pod tym adresem, klikajcie i pomagajcie ;)
https://www.facebook.com/PomocDlaAmelkiWieczorek
Potrzebujemy około 500 lajków czy jak to tam się nazywa heh ;)

A więcej o tym  komu i dlaczego same polubienia pomogą możecie przeczytać u Magbill

poniedziałek, 3 lutego 2014

Prośba jest;) I zapalenie płuc też jest:(

O zapaleniu płuc będzie za chwilę, najpierw po prośbie przyszłam:
Wszyscy bierzemy telefony w rękę i wysyłamy SMS o treści A00551 i wysłamy na nr 7122!!!

Olę z bloga http://www.usta-usta.eu chyba znacie, a jak nie, to pora zajrzeć i poznać! Można się i pośmiać, i pomyśleć, i wkurzyć i przyklasnąć i podejrzeć i skopiować do siebie pomysły! No co ja Wam Olkę będę reklamować, najlepiej to ona się sama reklamuje, wystarczy wejść i poczytać!
SMS kosztuje tylko 1,23 prawda, że to nie majątek? Zwłaszcza,  że pieniądze idą na szczytny cel: http://www.gajusz.org.pl. a głosowanie jest oczywiście na BLOG ROKU 2013.
Wiec tak najpierw wysłać sms ze swojego telefonu, później sms z telefonu męża, kochanka to można poprosić to sam wyśle ( bo maż to nie zawsze posłucha wiec trzeba sposobem:P ),  wysłać z telefonu teściowej (można by nawet kilka, a niech ma za swoje, ale na ten sam blog można tylko raz), teścia, sąsiadkę,  no kurde chce dziewczyna wygrać, pisze bardzo do rzeczy, bez ubarwień, no nie pomożecie?


SMS o treści A00551 i wysłamy na nr 7122
No proszę, błagam!
PS. Koty to są chyba najbardziej fotogeniczne zwierzęta na świecie;P

SMS wysłany?
No to przechodzimy dalej dalej:)

Stokrocia znów zachorowała. W piątek odebrałam ją ze żłobka jeszcze zdrowa, pokasływała trochę, ale nic nie wskazywało, że tak sie sprawy potoczą.
W sobotę było gorzej, to znaczy kaszel się nasilił, doszedł katar, a w niedzielę jeszcze stan podgorączkowy.
Dziś wizyta- tym razem od razu do sprawdzonej pani doktor, niestety prywatnie (po jaką cholerę te składki płacimy na służbę zdrowia to doprawdy czasami naprawdę nie mogę zrozumieć, ale nie o tym dziś miało być) w każdym razie Mała ma znów zapalenie płuc.
 Znów inny antybiotyk, znów pobyt u Dziadków:(
Podobno jakiś  wirus grasuje i cala masa dzieci łapie zapalenie płuc. Stokrocia jak na razie w miarę łatwo je przechodzi, gorączka tym razem "tylko" ok 38. Nie je prawie nic od dwóch dni i to chyba najbardziej zauważalny objaw, kaszle i leje jej się z noska ale rozrabia jak zawsze, bawi się, wymyśla zabawy: biegamy telaź jak zająćki! a telaź machamy do sionećka! a telaź lysiujemy! a telaź miezie lali temlatulke! ja jestem myśka a ty kotek łap mnie!
Nie wiem czy pani dr z przychodni (jak ktoś nie czytał to : klik ) to w ogóle by mnie przyjęła skoro ani to gorączka, ani dziecko przez ręce nie leci... a niestety od nowego roku pani dr ma dyżur w przychodni codziennie! przedtem miała tylko 2 dni w tygodniu!!!