środa, 29 stycznia 2014

Bal karnawałowy czyli: ja będę ksieźnićką!

Wena mnie opuściła.  Zimno takie, to może śpi gdzieś w kącie, muszę jej poszukać, bo ciężko bez niej.
No i nie spodziewajcie się porywającego tekstu.
Bal karnawałowy był w żłobku. Tematyka: postaci z bajek wiec dowolność duża ( w ubiegłym roku byli Piraci). 
Przy okazji zakupów w CH oglądnęliśmy z P propozycje kolorowych strojów dla dzieci. 
Głównie same księżniczki. 
"Chińskie" księżniczki. 
P się nawet trochę upierał, żeby nabyć jakieś ubranko, skoro w planach żłobkowe przebieranki, ale się uparłam, że to wszystko jest takie brzydkie, w dodatku strasznie wykonane i drogie ( no bo moim zdaniem za takie badziewie 50-60 złotych to jednak mało nie jest), a w głowie już miałam pomysł, aczkolwiek pojęcia nie miałam jak mi się go uda zrealizować.
Stroju nie kupiliśmy, temat ucichł a termin balu zbliżał się nieubłaganie.
Pojechałam do jedynego w naszym mieście sklepu z tkaninami. Powiedziałam pani co potrzebuję na co pani oczywiście wyciągnęła mi piękną czerwoną.... podszewkę!
I nie rozumiała mojego fuknięcia, że chce normalną tkaninę a nie podszewkę, bo jak to? przecież to na raz? 
Może i na raz, ale czy to znaczy, że zaraz musi to być jakiś chłam?
Kupiłam zwyczajne bawełniane płócienko w dwu kolorach.


Druga wizyta tym razem w sklepie z pasmanterią, gumka, wstążka biała i czerwona, koronka...
A po co pani ta koronka? a tyle wstążki?  ale przecież to na raz! a biała do czego?
A, no chyba że potrzebna...
Wrrr...
W niedzielę wracam z córcią do domu i mówię:
- Córeczko czy wiesz, że w tym tygodniu w żłobku będziecie mieć bal karnawałowy?
- Tak- z całą pewnością odpowiada córcia, ale ona zawsze tak odpowiada, kiedy nie bardzo wie, o co chodzi ;-)
- I wszystkie dzieci będą ubrane jak postaci z bajek.
- Tak- znów potwierdza córcia.
-A ty będziesz Czerwonym Kapturkiem!- informuję radośnie, na co Stokrocia:
-Nie, ja będę Ksieźnićką!!!
Ups, tego się nie spodziewałam, ale powiedziałam sobie, że jak nie da się przekonać do Czerwonego Kapturka, to trudno, zrobimy tę nieszczęsną księżniczkę. Jednak nie trzeba było nawet za bardzo jej przekonywać, jak strój był gotowy, jak zobaczyła, przymierzyła to już nie było żadnych problemów. 
A wczoraj po powrocie ze żłobka też do końca dnia śmigała jako Czerwony Kapturek.

Niestety modelka przechodzi fazę: nie lub mi zjęcia! ewentualnie: to mój telefonik! odaj!  więc zdjęcia jakością nie grzeszą, ale co tam, pochwalę się:

                                        



poniedziałek, 27 stycznia 2014

Telegram.

Żyjemy. STOP.
Stokrocia zdrowa i już w domu/żłobku. STOP.
Weekend był wykańczający ale widzę szanse na bezproblemowe przejście na OSTATNI semestr. STOP.
Auto mi padło na amen. STOP.
Dyrekcja przychodni odpisała na moje zażalenie STOP.
Jak znajdę czas to napiszę o tym wszystkim więcej. STOP.

czwartek, 23 stycznia 2014

Nie mogłam się powstrzymać... edit

Podjeżdżamy wczoraj na parking pod CH. Parking dość duży, zapełniony niemal ale na samym środku ogromna góra zgarniętego śniegu. P mówi:
- Patrz, na Igrzyska do Soczi zbierają.

Edit:
Połówka jednak tak bardzo się nie pomylił: KLIK ;-)

wtorek, 21 stycznia 2014

Scenki z życia z P...


***
Kiedy wracamy do domu bardzo często (żeby nie powiedzieć zawsze) pierwsze co robię to sięgam po telefon i odbieram maile, zaglądam na blogi -w domu działa mi tylko internet w telefonie a w pracy wiadomo czasem się da zajrzeć i poczytać, czasem nie. Klikam więc telefonem, odpisuje na smsy, czytam blogi i w międzyczasie rozmawiam z P. jednocześnie robię coś w kuchni, zajmuje się Stokrocią, ale na telefon i tak zerkam co chwilę i coś stukam. Rozmowa zeszła na temat dziecka, które nie ukrywam, że tak mi się ostatnio coraz częściej marzy.
W końcu P coraz bardziej poirytowany moją "podzielną" uwagą mówi:
-Bo Ty się za mało mną interesujesz! A telefon Ci dziecka nie zrobi. Nawet jak ma wibracje!

***

To scenka jeszcze z jesieni, zapomniałam o niej zupełnie i tak sobie leżała zapisana w telefonie notabene:P :

Obieram grzyby. Wśród tych „różnych różnistych” podgrzybków czy innych maślaków były trzy rydze. Trzy tylko. No ale co zrobić z trzema grzybami? Ni to w słoik przecież a takich rydzów do pozostałych mieszać szkoda. Plan był więc taki ze wrzucamy je na patelnię i będzie po jednym na szybko.
Jak ktoś wierzy, że powiedzenie „zdrowy jak rydz” odnosi się do grzybów to jest w wielkim błędzie, bo rydze bardzo często bywają robaczywe.
Zadanie dla P wyglądało więc tak, że miał te rydze obrać i usmażyć na patelni soute. Ogląda więc i ogląda kilka minut, przekręca na wszystkie strony czy nie ma tam śladów  pełzającego białka, aż  w końcu mówi:

- Dobra wrzucam, jak będą spieprzać (w sensie robale)  to je wyjmę!

***

Położyliśmy się dziś spać dość późno, więc można byłoby się spodziewać, że pobudka do najłatwiejszych należała nie będzie. Ciemno, godzina 6, dzwoni budzik, a P zaspany szturcha mnie w ramie i mówi przejętym głosem: 
-Stokrotka, słyszysz, chyba coś dzwoni?!
I poszedł spać;)

Chochlik u Aniołka

Do postu z licytacją Aniołka wkradł się Chochlik!
Czeski błąd, zamiast 01 napisałam 10.
Niby nic, ale jednak jest różnica czy styczeń czy październik. A chodzi o termin, do którego można licytować obrazek a miał być oczywiście styczeń, bo do końca stycznia pieniądze są potrzebne!.
Przepraszam bardzo i w takim razie myślę, ze dobrze będzie jeśli kogoś niechcący wprowadziłam w błąd przedłużyć licytację o jeden dzień czyli do dziś do godziny 21.00.

Czyli licytacja trwa do 21 STYCZNIA 2014r do godz 21:00.
Licytować można TU!



poniedziałek, 20 stycznia 2014

Szklanka...

Nie będzie o zastawie stołowej, żeby nie było. O innej szklance będzie, tej na drogach.
Od wczoraj z małymi przerwami pada u nas deszcz. Nic by w tym nadzwyczajnego nie było, gdyby nie to, ze temperatura jest ujemna, a deszcz przy -4 wiadomo co oznacza, szklankę właśnie. 
Albo gołoledź, jak kto woli.
Główne drogi jeszcze jako-tako posypane, ale lokalne! jedna wielka ślizgawka.
Wczoraj jechałam z Małą na kontrolne badanie (lekarka za niedzielną wizytę nie wzięła więcej niż normalnie, za to osłuchała, pooglądała wyjaśniła wątpliwości, miała dla nas czas i była uprzejma, jak zawsze) to nie powiem, jechałam jak na szpilkach, a najbardziej to się bałam ze pod górkę nie podjadę;-P ale jednak udało się, wróciłyśmy całe i nie poobijane i nie utknęłyśmy nigdzie.
A co z Małą: wszystko jest dobrze, pani doktor była nawet zdumiona, że tak ładnie wszystko zeszło, powiedziała, że nie spodziewała się, że przy tak poważnym zapaleniu Stokrocia tak szybko to zwalczy. Podobno nic już nie słychać, antybiotyk ma wybrać do końca, czyli 3 dni jeszcze, przez tydzień syrop wykrztuśny i przez miesiąc jeszcze jeden syrop. 
I za tydzień do żłobka może pójść.

Auto lepiej wyglazurowane niż dorsze w sklepie;)
No strasznie jest... i ciągle pada deszcz.



piątek, 17 stycznia 2014

środa, 15 stycznia 2014

Co słychać czyli o zdrowiu, księdzu i zażaleniu...

Stokrocia znacznie lepiej, antybiotyk zadziałał szybko i już nie widać prawie po niej choroby, chociaż lekarstwa ma jeszcze brać jeszcze przez tydzień. Podobno bardzo rozrabia, czyli chyba wszystko idzie w dobrą stronę;P
Dziś mieli księdza "po kolędzie", Stokrocia zapewniała najpierw, że powie "modlitwę do Aniołka", a podobno tak księdza zobaczyła to tak się w babcię wtuliła, że w ciągu chwili zasnęła:)

A co po za tym? Po rozmowie z Rzecznikiem Praw Pacjenta złożyłam zażalenie na lekarkę, która nie udzieliła nam pomocy. Nie spodziewam się, żeby dyrekcja placówki zareagowała odpowiednio, żeby w ogóle się tym przejęli, ale przecież to nie może tak być!
Wiem już co trzeba po kolei i do kogo pisać i nie zamierzam odpuścić.
A swoją drogą to wkurza mnie ta cała służba zdrowia i przymus płacenia składek zdrowotnych jesli darmowa opieka medyczna to fikcja- w końcu przecież i tak musiałam zapłacić za prywatną wizytę. Zdecydowanie wolałabym, żeby ten cały NFZ temu właśnie lekarzowi dał pieniądze a nie przychodni, w której guzik a nie pomagają.
Śmiechu warte to wszystko. Umówiłam się wczoraj na wizytę do internisty, wiecie na kiedy najbliższy termin?! Za półtora tygodnia.
 Może mają nadzieję, że pacjent do wyznaczonego terminu nie doczeka....

To by było na tyle,  spadam pracować, bo zamiast robić to co trzeba to się w blogach zagrzebałam....

wtorek, 14 stycznia 2014

Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy...

Licytacje dla Frania ruszyły pełną parą, większość już się skończyła więc ja też doganiam i też się przyłączam.
Za mało czasu ostatnio jakoś na wszystko i ledwo ogarniam, ale trzeba coś robić, trzeba pomagać.
Dziś czytałam fajny wywiad z Lindą i powiedział fajne zdanie, jak je trochę zmodyfikować to może być super hasło na te nasze akcje pomagania.
Powiedział coś w stylu: to od ciebie zależy czy zarobione pieniądze wydasz na telewizor, na teatr na samochód czy na konia, ty decydujesz...
Właśnie, bo to od nas zależy na co wydamy zarobione przez nas pieniądze, i pamiętajmy że zawsze część tych pieniędzy możemy wydać na coś wyjątkowego, a z pewnością wyjątkowo wydamy je przeznaczając je na pomoc dla kogoś, kto tej pomocy potrzebuje.
Z całą pewnością Franio jest jedną z tych osób.
Historia Frania  nie daje się doczytać do końca, bo serce pęka, a łzy zalewają oczy.
Do zebrania pozostała  jeszcze duża kwota, wiem, że każda z Was już wpłaciła ile mogła. Każda złotówka jest ważna, wiem banalne to co mówię, ale tak jest naprawdę.

Ja namalowałam Aniołka... może komuś się spodoba.
Aniołek namalowany jest na bawełnianym panelu malarskim, ma wymiary 18x24cm.
Zaczynamy od 10 złotych. Aukcja trwa do 21.01.2014 do godz 21:00.
Zwycięzca wpłaca poprzez zbiórkę Magdy, przysyła adres do wysyłki na maila a ja po ich zaksięgowaniu biegnę na pocztę i wysyłam Aniołka do nowego właściciela. Koszt przesyłki pokrywam ja.





Nasze blogowe kochane dziewczyny z dobrymi serduszkami też wspierają Frania jak mogą i robią licytacje.
Może ktoś potrzebuje jakiś drobiazg na prezent? Może tu znajdzie pomysł?
A zapewniam Was, że to wszystko są wyjątkowe rzeczy, wyjątkowe bo zrobione z potrzeby serca. Żadnej z osób wystawiających te przedmioty nie przynosi żadnego zysku, wylicytowane pieniądze przeznaczane są na fundację dla Frania właśnie.
Może znajdziecie tu coś dla siebie (klik nad zdjęciem prowadzi do aukcji):

do 19 stycznia Ptoszek u Myski:

do 28 stycznia: Wianek 
lub



Pozostałe aukcje już się zakończyły.





niedziela, 12 stycznia 2014

Aktualności... :( Edit

Pytacie więc na szybko opowiadam co słychać:
Stokrocia choruje, u lekarza byłyśmy w czwartek w przychodni, doktor zdiagnozował tylko zaczerwienione gardło, na moja uwagę, ze kaszel ma bardzo brzydki stwierdzil, ze kazdy kaszel jest brzydki dał nam tylko syrop na kaszel- choć ulotka mówi, ze jest to syrop na katar alergiczny. Gorączka nieco mniejsza, ale się utrzymuje, wiec dziś wieczorem umówione jesteśmy u naszej pani doktor prywatnie oczywiscie.
Ja mam niestety weekend na uczelni i nie mogę sobie odpuścić żadnych zajęć bo to koniec semestru i za chwile będą zaliczenia. W dodatku z jednym przedmiotem nie mogę sobie poradzić i tak mnie to dołuje, że najchętniej to rzuciłabym to wszystko w cholerę.
No i samochód... ech szkoda gadać, dziś to już na poważnie się boję jak to będzie i czy wrócę nim, bo rano wydawał jakieś dziwne dźwięki. 
Kciuki trzymajcie, pomódlcie się albo coś... musimy jakoś to przeżyć, prawda?

Edit:
Stokrocia ma obustronne zaawansowane zapalenie płuc

czwartek, 9 stycznia 2014

Pediatra jaki jest...

Wczoraj żłobkowa ciocia powiedziała ze Stokrocia trochę kasłała, i ze w zasadzie tylko podczas drzemki, ale jednak, wiec informuje. Była 17 z minutami, przychodnia czynna do 18 więc postanowiłam że pójdziemy, zadzwoniłam po „którymśtam” dzwonku odebrała pani doktor, o której mieliście wątpliwą przyjemność już czytać. Mówię jej co i jak ale ona na to ze mam nie przyjeżdżać, bo nie ma sensu dziecka osłuchiwać jak to tylko kaszel bez gorączki i to od dzisiaj, że mam sobie kupić w aptece i podawać syrop na kaszel, a jak się kaszel zmieni na mokry to zmienić i syrop. I osłuchiwać nie będzie bo nie ma po co. No jakby gorączka się pojawiła to wtedy oczywiście przyjść.
W nocy Mała była strasznie rozpalona, kaszlała, gorączka słabo spadała po podaniu leku, już nawet zastanawiałam się czy nas jakaś pomoc nocna nie czeka, na szczęście obyło się bez.
Do przychodni można dzwonić od 8.00, ale z doświadczenia wiem, że przez pierwsze 30 minut nie ma szans, żeby się dodzwonić, a później jak już się uda to oczywiście nie ma miejsc. Ubrałam więc Stokrocie i pojechałyśmy do przychodni licząc, że może się uda i nas ktoś przyjmie. Byłyśmy jakieś 10 minut po 8. Niestety była ta sama pani doktor co wczoraj i oczywiście na rano już „numerków” nie było, dopiero na 14, do innego lekarza. Dziecko jedno w gabinecie, jedno w poczekalni, z tym ze tata powiedział że są 10 minut przed czasem. I my, czyli pusto, pytam wiec pani doktor czy nas przyjmie mimo braku zapisu. Ona na to ze nie ma takiej opcji, bo na popołudnie są miejsca to ona nie przyjmie i już. Mówię jej ze dziecko z gorączka,  a ona na to: jak wszystkie dzieci dzisiaj. Nie zagrażające życiu, to nie przyjmę.

środa, 8 stycznia 2014

Dziwne czasy...

Czy to normalne w styczniu, na niebie były takie zjawiska?



TĘCZA- Zdjęcia zrobione dziś rano, ok 8 w drodze do żłobka;)

wtorek, 7 stycznia 2014

O najlepszym weekendzie, wyznaniu Stokroci i "pamiątce" z podróży....

Kolejny długi weekend za nami spędzony oczywiście poza domem.
Dobrze, ze w najbliższym czasie żadnego już nie ma na horyzoncie bo w kieszeniach się  jakoś wypuściło i trzeba dozbierać:)
Tym razem byłyśmy z wizytą u Przyjaciółki, takiej wiecie co w ogień za nią bez wahania! I choć na początku się trochę obawiałam jak  Ona przyjmie spotkanie z P, to teraz mogę stwierdzić z cała pewnością, że był to cudownie spędzony dzień i dał mi tyle energii i nadziei i dobrych myśli i w ogóle tak mnie podbudował że czuję ze mogę wszytko!
No i tylko Stokrocia stwierdziła na koniec, że zostaje u tej Cioci, nie dawała się przekonać, ani przekupić dopiero podstępem i płaczem dała się namówić do ubrania kurtki i wyjścia. Zasnęła prawie natychmiast a obudziła się pod koniec podróży a droga była dość długa;)


Oczywiście korzystając z perspektywy planowanego wyjazdu zupełnie nieplanowanie wyjechaliśmy dzień wcześniej, no bo co tak będziemy w domu siedzieć, jak możemy gdzieś pojechać i coś zobaczyć. Tym razem jednak miejsce wyjątkowo poważne, bo wybraliśmy się na Jasną Górę.











Przypadkiem jednak trafiliśmy akurat na dzień, w którym przybyła pielgrzymka kibiców, na placu pod szczytem było wiec tłumnie i głośno, błyskały race, co chwile były okrzyki i oczywiście wszechobecne szaliki. Nie powiem nie czułam się tam najlepiej i nie czułam się zbyt bezpiecznie, choć to pewnie wyobraźnia tak mi podpowiadała tylko.
Stokrocia bardzo się bała, ściskała P kurczowo za szyję a kiedy tłum umilkł na chwilę zapytała donośnym głosem P:
- A ty nie ksiciś?!


W Kaplicy na szczęście było niewielu ludzi i było bardzo spokojnie, można wiec było sobie pozwolić na chwilę zadumy.

Później szukaliśmy czegoś do jedzenia, co nie było łatwe. Odniosłam wrażenie że po za McDonaldem i kilkoma kebabami to nie ma gdzie zjeść w tym mieście, w końcu udało znaleźć sie nam coś "normalnego" a jak się później okazało z bardzo dobrym jedzeniem. Nie było co prawda kącika dla dziecka, ani krzesełka do karmienia ale za to był przewijak w łazience! No i tu pora na wyznanie córki, która po wyjściu ze mną z toalety właśnie oznajmiła na cały głos pełnej sali:
- A moja mama źlobiła siku!
Nie muszę chyba dodawać, że szybko się ulotniliśmy;P
Po kolacji poszukaliśmy jeszcze miejsca do noclegu, w miasteczku o którym już kiedyś pisałam. Hotel bardzo ładnie urządzony, widać, że przemyślany w najdrobniejszych szczegółach ( no może po za ilością gniazdek w pokojach, bo tych było za mało i jak chcieliśmy używać laptopa to trzeba było wyłączyć lampkę;)) bez problemu też wstawiono nam do pokoju kojec dla Stokroci, przyniesiono czajnik bo Mała pije jeszcze w nocy mleko.

Mała dama we wnętrzach hotelowych czuła się jak ryba w wodzie:)

A z tym czajnikiem to też historia, która na szczęście nie skończyła się nieszczęściem, bo jak się okazało czajnik ( taki zwyczajny, elektryczny) miał uszkodzony wyłącznik. W nocy dałam małej butelkę, wstawiłam w łazience czajnik, aby przegotować wodę  i położyłam się i zasnęłam, ale ze świadomością, że przecież czajnik się wyłączy jak się zagotuje. Kiedy się obudziłam w czajniku nie było już wody, a wyłącznik był tak gorący, że nie dał się dotknąć.
Na szczęście nic się nie stało, czajnik się nie spalił, nic się nie zapaliło, ale zasnęłam dopiero przed 6 rano (dzięki temu mogłam napisać o Poznaniu, wiec nie ma tego złego.

Ogólnie pobyt tam bardzo mile wspominamy, Stokrocia podbiła serca obsługi i jeśli jeszcze nadarzy sięokazja na pewno tam zanocujemy.

Wczoraj wkładam rękę do kieszeni płaszcza i co znajduję....?


Klucz do pokoju hotelowego:) Jak nic musimy tam jeszcze kiedyś wrócić;)

niedziela, 5 stycznia 2014

Odhaczamy po raz pierwszy...

Nie przypuszczałam, że realizacja marzeń z Listy rozpocznie się tak szybko.
W Nowy Rok przy śniadaniu P rzucił pytanie co robimy, czy siedzimy w domu czy gdzieś jedziemy. Mnie dwa razy takiego pytania zadawać nie trzeba:) więc spakowałam pampresy Stokroci, owoce na drogę i pojechaliśmy przed siebie.
Padło na Poznań- na Liście nr 15.




Dzień był ciepły, słoneczny, tylko wyjątkowy bo nic nie było czynne, mogliśmy więc pospacerować po Rynku, zjeść obiad i tyle. Nawet koziołków nie udało nam się zobaczyć.
Architektura Poznania jest przepiękna, zawsze zachwycam się wyglądem ulic, budynków, ale tak naprawdę to o Poznaniu wiem za mało, chyba muszę trochę wiedzę uzupełnić.



Wielkiego opisu zatem nie będzie.
Pospacerowaliśmy po ślicznym poznańskim, zjedliśmy obiad w jednym z nielicznych czynnych lokali, wypiliśmy kawę i wróciliśmy do domu, ale było super:) uwielbiam takie niespodziewane wyjazdy.




I jeszcze kilka zdjęć z samochodu:
Prawda, że ta kamienica jest przepiękna? Naprawdę nie mogę się napatrzeć na te poznańskie perełki.

Zamek Cesarski:


I barwny nocą kawałek dworca. Kiedy pierwszy raz byłam w Poznaniu nie było jeszcze tej konstrukcji, ostatnio, w październiku nie mogłam się odnaleźć, tak się pozmieniało.


Podobno jaki Nowy Rok taki cały rok, więc pozostaje mi tylko... spełniać pozostałe marzenia.

piątek, 3 stycznia 2014

Co robisz czyli rozmowa z córką...

Proszę najpierw o obejrzenie zdjęć, niestety jakość nie jest możne najlepsza, ale warunki oświetleniowe były, że tak powiem, nie łatwe.

     


Stokrocia zachwycona owym, nieczęsto już przecież spotykanym, urządzeniem, stuka zapamiętale.
-Kochanie, a co ty robisz? – pytam
- Pisie- odpowiada ogromnie zafascynowana córka
- Co piszesz?- dopytuję dalej
- SMS


środa, 1 stycznia 2014

Zmiany noworoczne:-)

Z Nowym Rokiem i ja kilka zmian chciałam wprowadzić na blogu.
Po pierwsze chyba pora Stokroci dać jakieś blogowe imię bo trochę to meczące tak ciągle Stokrociować, a i czasem nie oddaje tego co chce napisać. Wielokrotnie Szminka nazywa Małą -Daisy to niech może tak zostanie? A może coś podpowiecie?
 
Po drugie chciałabym, wprowadzić dialogi damsko-męskie. Z Połówką nieustannie gadamy, mówimy, dyskutujemy, poczucie humoru mamy może specyficzne i nie każdego będzie to śmieszyć, ale jednak dla mnie te scenki warte są zapisania. Umyka to gdzieś a czasem zdarzają się prawdziwe perełki.
Tak przyznaję „pożyczam” to od Oli, ale przecież nie zamierzam z nią konkurować, bo ona i Skarb są bezkonkurencyjni, ale to moja mama blogowa, wiec mam nadzieje, ze nie bedzie mi miała za złe, że niedaleko pada jabłko od OliJ
 
Wrzucam też nową zakładkę Marzenia do spełnienia. Bo niby czemu miałabym się ograniczyć do tych pięciu wypisanych? Przecież może być ich całe mnóstwo. A zrealizowane będę odkreślać i opisywać!

I chciałabym aby choć raz ujawniły sie osoby czytające a nie zostawiające komentarzy i jest ich całkiem dużo sądząc po statystykach.