piątek, 28 października 2011

O debilu...

Żeby tak słodko bardzo nie było ( jak będzie za słodko to mi pouciekacie;) ) to teraz z innej beczki, czyli znów o byłym mężu. 
No niestety, ale jak się kiedyś taką głupią było, żeby za mąż wychodzić to później się to za człowiekiem ciągnie i pozbyć się ogona nie można. Może to tylko tak z pierwszym mężem jest, może z drugim jest zupełnie inaczej, ale na wszelki wypadek sprawdzać na razie nie mam zamiaru.
Do rzeczy.
Otóż jak już pisałam z mężem moim byłym nie mieliśmy dzieci. On mówił, że jeszcze nie jest gotowy,  ja brałam tabletki bo uważałam, że decyzję o dziecku powinniśmy podjąć świadomie i razem i miałam nadzieję, że kiedyś taki moment nadejdzie. Życie poukładało się trochę inaczej i dziś myślę, że to całe szczęście że nie mam z nim dzieci bo jak ja sobie pomyślę, że musiałabym mu to moje dzieciątko oddawać raz na jakiś czas, albo do babci, znaczy teściowej...brrr. Ale do rzeczy. Jego wybór ze nie byliśmy rodzicami.
Kiedy się rozstaliśmy moje miejsce zajęła nowa panna (kolejność odwrotna ale jakie to ma dziś znaczenie),  dziś oni mają półtoraroczną córkę a moja Stokrocia ma 8 dni. I wszystko wydawałoby się toczyć zupełnie normalnie.
 Nie powiem, bo kiedy się dowiedziałam, że będą mieli dziecko ukłuła mnie trochę zazdrość, ale to taka niezawistna zazdrość i taka  tylko trochę, życzyłam im wszystkiego najlepszego, a kiedy mi pokazywał filmik i zdjęcia córki nie byłam już zazdrosna zupełnie, sama już wtedy byłam w ciąży ale że to były pierwsze tygodnie wiec nie chwaliłam się  jeszcze nikomu.
Później powiedziałam byłemu, bo uważałam, że skoro on sam mi o tym powiedział to i ja powinnam tak się zachować. Pisałam jak to skwitował. No ale nie mogłam się spodziewać po nim czegoś innego przecież.
A dziś okazało się, że jednak powinnam się spodziewać.
I mnie wkurzył szczeniak jeden. Nie chciała mnie siostra martwić kiedy jeszcze byłam w ciąży więc zawzięcie milczały jedna z drugą a dziś w końcu powiedziały, że mój wspaniałomyślny były mąż  ma na mnie, moją, wtedy jeszcze, ciążę i dziecko bardzo jasno określone zdanie i że ogłasza wszem i wobec, że życzy nam wszystkiego co najgorsze, i że najlepiej to jakby... ech nie będę tego pisać bo szkoda słów, w każdym razie dopowiedzcie sobie co najgorsze Wam przyjdzie do głowy i to będzie właśnie to co mówi mój były mąż.
Wściekłam się na poważnie, bo dziad jeden mojemu dzieciątku źle życzył nie będzie!  Wiem, ze to tylko słowa ale cholera jasna czemu ma tak mówić!?
 Obiecuję wiec że jak spotkam tego debila to tak po prostu dostanie ode mnie po pysku.
Ot tak, na dzień dobry.  Na początek.
I to po tym jak przez ostatnie miesiące staram się ułatwić mu życie i zdjęłam mu z karku komornika. Jak widać jednak nie zasługuje na ludzkie traktowanie. No to koniec zabawy, chce wojny to będzie wojna.
Matka w obronie Dziecka jest zdolna do wszystkiego.

Pępuszek...

Wczoraj mała Stokrotka miała swój kolejny, po narodzinach i powrocie do domu, wielki dzień: odpadł jej pępuszek czyli teraz jest już całkiem dużą dziewczynką.
Biegną te dni jak szalone, każdego dnia jest wieksza, inna, kazdego dnia jej uśmiech mnie rozbraja.
I tylko jest we mnie jakis taki strach o tę kruszynke, kiedy śpi cichutko to podchodzę do lóżeczka i sprawdzam czy wszystko w porządku i jestem pewna że tak bedzie już zawsze, ale to dobre uczucie, bo dobrze że mam kogoś kogo można tak kochać.

czwartek, 27 października 2011

Wracamy...

Jesteśmy;)
Jejku jakie mam zaległości  w Waszych blogach! Ale potrzebuje chyba kilku dni zeby je nadrobić.

A u nas:
Mała Stokrotka jest w sumie grzeczną dziewczynką. W nocy troche marudzi, w dzień grzecznie je i śpi, czasem sie budzi i rozglada dookoła;) Lubi sobie poleżeć troszke na brzuszku i bardzo lubi leżeć bez pampersa;)
Wczoraj minal tydzień jak jest juz ze mną, a wydaje się, że dopiero co byla w brzuszku.
Jest cudowna;) Dopiero teraz rozumiem co czują mamy patrzace na swoje spiace dziecko, to jest nie do opisania, taka bezgraniczna miłość i zapatrzenie w tego maleńkiego człowieczka i nieustanny strach czy wszystko robię dobrze, czy będę potrafila być najlepsza mamą dla tej kruchej istotki.
Jednego jestem pewna: zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby to maleństwo było szczęśliwe....

Napiszemy tez moze jakąś notke porodowa i może coś o pobycie w szpitalu... nie wiem jeszcze zobaczymy.
Na razie po woli wracamy do normalnego życia i ukladamy je sobie tak trochę od nowa, także to na blogowisku;)

poniedziałek, 24 października 2011

Szczęśliwe...

Jesteśmy już w domu, całe, zdrowe i szczęśliwe;)
19 października przyszlo na świat 3700 i 57cm Szczęścia;)
To najpiekniejsze uczucie na swiecie: byc Mamą, tulić do siebie tę kruszynę...
Pozdrawiamy goraco, dziekujemy za wsparcie i odezwiemy się niebawem;)

środa, 19 października 2011

...



Jedziemy rano do szpitala.
Jeśli wszystko dobrze pójdzie to zobaczymy sie z Córeńką jeszcze dziś.
Trzymajcie kciuki Moje drogie Koleżanki albo jeszcze lepiej  pomódlcie się za nas;)


Takimi słowami napisał do mnie kochany Tatuś mojego Maleństwa w Dniu Matki.
Nie są to Jego słowa ale są cudne.
Mam nadzieje, że nie będzie miał do mnie żalu, że sie tym z Wami podzielę:


Pewnego razu było dziecko gotowe, żeby się urodzić. Więc któregoś dnia
zapytało Boga:
- Mówią, że chcesz mnie jutro posłać na ziemię, ale jak
ja mam tam żyć, skoro jestem takie małe i bezbronne?
- Z pomiędzy wielu
aniołów wybiorę jednego dla ciebie. On będzie na ciebie czekał i
zaopiekuje się tobą.
- Ale powiedz mi, tu w Niebie nie robiłem nic innego
tylko śpiewałem i uśmiechałem się, to mi wystarczało, by być
szczęśliwym
- Twój anioł będzie ci śpiewał i będzie się także
uśmiechał do ciebie każdego dnia. I będziesz czuł jego anielską
miłość i będziesz szczęśliwy.
- A jak będę rozumiał, kiedy ludzie
będą do mnie mówić, jeśli nie znam języka, którym posługują się
ludzie?
- Twój anioł powie ci więcej pięknych i słodkich słów niż
kiedykolwiek słyszałeś, i z wielką cierpliwością i troską będzie
uczył Cię mówić.
- A co będę miał zrobić, kiedy będę chciał
porozmawiać z Tobą?
- Twój anioł złoży twoje ręce i nauczy cię jak
się modlić.
- Słyszałem, że na ziemi są też źli ludzie. Kto mnie
ochroni?
- Twój anioł będzie cię chronić, nawet jeśli miałby ryzykować
własnym życiem.
- Ale będę zawsze smutny, ponieważ nie będę Cię
więcej widział.
- Twój anioł będzie wciąż mówił tobie o Mnie i nauczy
cię, jak do mnie wrócić, chociaż ja i tak będę zawsze najbliżej ciebie.
W tym czasie w Niebie panował duży spokój, ale już dochodziły głosy z
ziemi i Dziecię w pośpiechu cicho zapytało:
- O, Boże, jeśli już zaraz
mam tam podążyć powiedz mi, proszę, imię mojego anioła.
- Imię twojego
anioła nie ma znaczenia, będziesz do niego wołał: MAMUSIU .

  Do zobaczenia wkrótce;)

wtorek, 18 października 2011

Dylematy ciężarnej....

Musicie mi wybaczyć te monotematyczność, po prostu nie jestem w stanie skupić się na niczym innym. Nawet zaczełam pisać na jeden temat, na drugi i po jednaym zdaniu rtylko bo dalej sie nie klei.
Ciągle wracam do tego samego czyli do tematu ciąży....
Ale to chyba normalne, tak mi sie wydaje...
Teraz oprócz snów, które ciągle jeszcze mnie straszą ;( doszedł jeszcze inny schiz:
Otóż drogie koleżanki zaczynam sie obawiać, że jak zacznę mieć skurcze to nie zauważe, że to juz te "na poważnie". Możecie sie smiać, ale ja naprawde boje sie ze przegapie skurcze....
Koleżanka sie ze mnie smieje, mówi ze z pewnością "tych" właściwych nie bedę w stanie nie zauważyć ale czy ja wiem? Obudziły mnie jakieś bóle wczoraj w nocy chyba ze trzy razy, ale takie pojedyncze, poza tym troche bolało, ale nie aż tak bardzo żebym zaraz wzięła je za te właściwe...
I skąd ja mam wiedzieć, że to juz te?
I że to tak boli właśnie a nie inaczej?
Chyba jestem dosć odporna na ból, tak mi sie wydaje, i skad mam wiedzieć, że ten właśnie ból nie bedzie mi sie wydawał nie taki? Albo może za mały? No bo bardzo duży to raczej zauważę chyba...
Wiem, głupoty plotę, ale ja sie tego naprawde obawiam...
Już dwa dni brzuch mam tak napięty, że małej nie mogę wyczuć w środku, a kiedy wypycha łokietek to jest trochę bolesne w tym miejscu, kilka takich chyba skurczowych bóli w ciagu dnia się pojawia ale nie mogę powiedzieć że to jest jakieś mocne, czy nawet uciążliwe ...
No tak ale jak polecę do szpitala a to jednak nic takiego to powiedzą, że wariatka jestem....

Ech... juz bym chciała żebyśmy były pojedyncze;)

sobota, 15 października 2011

Plany... a życie i tak pisze swój scenariusz....

Jest takie powiedzenie: chcesz rozsmieszyc Boga? Powiedz Mu o swoich planach.

Dziś miał być ten wielki dzień, dziś miałam pierwszy raz przytulić swoje Dzieciątko- na wieczór zaplanowany był poród...
Jest 10, leżę w łóżku owinięta szalem, kocem w piżamie i pod kołdrą i prawie zupełnie bez sił.
 W stałym kontakcie z położną.
Piję litrami herbatę z miodem, cytryną i maliną i próbuję podleczyć przeziębienie.
Planowy poród został odłożony na przyszły tydzień, no chyba, że Mała sama postanowi inaczej.
Nie mam gorączki, katar też prawie ustąpił ale kaszel bardzo nam dokucza, ataki po kilka, kilkanaście minut. I brzuch przy tym boli cały i boję się że Małej może to szkodzić, ale na razie mogę tylko leżeć i się dogrzewać...
I czekać....

piątek, 14 października 2011

Dziękuje...

Po moim tekście z narzekaniami na trudy życia, a raczej na swoją, niekoniecznie ciekawą sytuacje finansową otrzymałam od Was ciepłe komentarze a także pomoc.
Powinnam zrobić to już dawno, powinnam podziękowac ale jakos brakowało mi słów.

Chciałabym Wam bardzo podziękować drogie Koleżanki Blogowe, za słowa pocieszenia i zrozumienia, bo dzięki nim człowiek sie nie łamie tylko wierzy że to naprawde nie koniec świata jeszcze.
Bo czasami wystarczy przeczytać ciepłe słowa, żeby choć na chwile zapomnieć...
Bo czasami wytarczy wiedzieć, ze jesteście...
Że jestescie na blogu, że jestescie gdzies, gdziekolwiek, prawdziwe, realne, na wyciagnięcie reki...

Bardzo, bardzo mocno chciałam podziekowac szczególnie dwom z Was:


Milenie      oraz      Iimajce.

Mysle że i jedna i druga wiedzą dobrze, za co, obie bardzo mi pomogły, każda w zupełnie innyc sposób.
Dziękuje Wam Dziewczyny, mam nadzieję, że kiedyś ja będę mogla się Wam jakoś odwdzięczyć.

czwartek, 13 października 2011

Humorowo....

Mąż z żoną spółkowali przez całe życie po ciemku.
Po 15 latach takich zabaw żona postanowiła podczas bzykania zapalić nagle światło.
Zobaczyła męża z wibratorem w garści ..... Konsternacja szybko minęła......
-Ty chamie !! Ty sk***ysynu !! Od piętnastu lat z wibratorem !! A ja durna myślałam, że z Ciebie taki zajebisty kochanek !! Że masz takiego sprawnego ku*asa !!! Ty świnio jedna !! Co Ty na to !!!
Mąż spokojnie podpiera się na łóżku i mówi -
-Ja się jakoś z wibratora wytłumaczę ....
Ciekawe jak Ty się wytłumaczysz z trójki dzieci...

środa, 12 października 2011

Ostatnie biadolenie....

To już moje ostatnie biadolenie na dolegliwości ciążowe:)
Jeśli się jeszcze jakieś pojawią, albo cos sobie przypomnę to dopiszę do tego posta;)
Ale myślę, ze już nic nowego się nie pojawi;)
Jesteśmy już w 38 tygodniu:
-wyglądamy i ważymy ogólnie jak słoń;)
-zgaga ciągle nie daje o sobie zapomnieć, ale teraz są to takie napady kilkunastosekundowe, co kilka, czasem kilkadziesiąt minut, za to bardzo ostre, Maloox i inne preparaty apteczne samym zapachem powodują mam chęć wylądować z głowa w sedesie, więc nie korzystam tylko się meczę, ostatnio pomaga trochę zielona herbata Nestea, której wypijam nawet 3l dziennie
-często mamy czkawkę i ja i mała z tym, ze czkawka Małej jest dla mnie przyjemna, ale nie wiem jak moja czkawka dla niej;(
-od około dwóch tygodni stopy też mam jak słoń- znaczy kostek nie widać, bo są notorycznie spuchnięte, nie pomaga moczenie stóp w soli, ani leżenie z uniesionymi nogami, ale nie bolą, tyle ze są jak balony i po naciśnięciu zostają w nich śmieszne dołki
- kości spojenia łonowego jakby troszkę odpuściły, boli cały czas, ale jest już prawie znośnie, niektóre noce nawet udaje się przespać, ale po większym wysiłku noce są naprawdę straszne, każda próba zmiany pozycji na leżąco zazwyczaj kończy się płaczem z bólu, wstawanie z łóżka to istna komedia- naprawdę to dobre na reality show: kilka takich zaawansowanych ciężarnych zebrać i urządzić konkurs na czas: wstawanie z łóżka, z podłogi, wygramolenie się z wanny, można jeszcze dodać dla smaczku jakąś depilacje, zakładanie skarpet czy majtek-zabawa przednia gwarantowana;)
-rozstępy-  zmora moja niemal od początku ciąży, na brzuchu pojawiły się już w trzecim miesiącu ciąży, co dla mnie było trochę nie zrozumiałe, bo brzuch kremowałam kremem przeciw rozstępom, po za tym wtedy jeszcze nie przytyłam prawie w ogóle, a w każdym razie był czas, kiedy byłam większa niż wtedy. Niestety przyszło to w zasadzie z dnia na dzień i brzuch pokrył się okropnymi różowymi paskami;(
Jakieś dwa miesiące temu pojawiło się jeszcze kilka na boczkach i w pachwinach, a teraz na udach i uwaga, bo tego to się zupełnie nie spodziewałam- pod kolanami
-ostatnio doszły koszmarne sny, na początku, jeśli już miałam jakiś sen o ciąży to był on optymistyczny (opisywałam na blogu kiedyś) a teraz są straszne
-zatraciłam też umiejętności robienia makijażu i jak się umaluje to mi się nie podoba i już, po za tym bardzo mi się nie chce tego robić, co jest o tyle dziwne, że wcześniej raczej nie zdarzało mi się wyjść za próg bez choćby minimalnej tapetki, a teraz często wychodzę tylko z kremem na twarzy. Zdarzyło się też kilka razy ze krem lub podkład się nie wchłonął tylko "zwałkował" z twarzy
-włosy i paznokcie- na początku w dobrej kondycji z tendencja do poprawiania- paznokcie mocne a włosy bardziej błyszczące i lepiej się układające, pod koniec niestety paznokcie są w opłakanym stanie: rozdwajają się, łamią,   są cienkie i bardzo miękkie, włosy też straciły swój wygląd z początku ciąży, po za tym nie dają się farbować, prawie nie wchłonęły farby, kiedy chciałam odświeżyć ich wygląd i ukryć odrosty
-sucha skóra, zwłaszcza na nogach
-gdybym nie napisała tego kilka miesięcy temu to nie pamiętałabym, że od 2 do 4 miesiąca męczyły mnie ciągle mdłości, ale nie wymiotowałam ani raz, i byłam ciągle zmęczona i senna, a swoją drogą to zabawne jak w miarę upływu czasu przestaje się pamiętać to, co było mniej przyjemne a pamięta się tylko te radosne i dobre rzeczy;)
A teraz cos o tych fajnych stronach ciąży:
-brzuszek mam  jak piłka-kiedyś marzyłam, ze jak będę w ciąży to chciałabym mieć duży, "piłkowaty" brzuch i wydaje mi się, że taki właśnie jest, staram się nie nosić workowatych ubrań, a raczej takie blisko brzuszka, a nich sobie ludzie myślą, co chcą, ja uważam ze to najpiękniejszy stan na świecie i trzeba się nim cieszyć;)
-nie mam problemów z cerą w zasadzie chyba żadnych, czasami tylko tak jak napisałam wyżej krem lub podkład "schodzi" w całości, ale to sporadycznie się zdarzyło, może ze trzy razy
-pomimo dużego brzuszka nadal prowadzę samochód i nie sprawia mi to większych problemów, czasem tylko, kiedy widoczność na skrzyżowaniu jest kiepska i trzeba wychylić się do przodu to jest trochę ciężko, ale ogólnie jest ok

Jesień....

I jeszcze jakby wszystkiego było mało to złapałam jakieś przeziębienie.....

poniedziałek, 10 października 2011

Sny....

Dziewczyny powiedzcie mi, czy Wy też miałyście przed porodem jakieś złe sny?
Ja miałam taki ostatnio, ale tak straszny, że teraz boję się nawet pomyśleć jak to będzie....
Był taki realistyczny....
Kurcze mam nadzieję, że to tylko psychika robi mi jakieś psikusy, że taki sen nic nie oznacza...

niedziela, 9 października 2011

Nie-Królewny "spacer" po Łazienkach....

Nie jestem Królewną:(
No tak, bo skoro w Królewskim parku sie gubię to nie jestem, czyż nie?
A nawet powiem więcej:
Chyba jestem prawdziwą blondynką, taką z dowcipów....
I mam coraz więcej powodów żeby tak o sobie myśleć.
Co z tego, że nie do końca naturalna i trochę farbowana, widocznie jak się od kilku lat ten kolor włosów nosi to jakoś tak człowiekowi przenika i zostaje....
Oczywiście mówię tu tylko o sobie więc proszę inne blondynki o nie obrażanie się;)
No jak nie, jak tak? Zobaczcie same:
Byłam wczoraj w Łazienkach Królewskich, tych Warszawskich z Pałacem na wodzie i z Chopinem przy jednym z wejść...
No właśnie co do tych wejść, bo od tego się zaczęło.
Jakby tak ktoś kiedyś pomyślał i oznaczył jakoś te wejścia, nie wiem numerami? nazwami alej? kolorami? czy innymi zającami czy innymi żółwikami jak choćby parkingi w marketach, ale nie, bo po co?! Przecież wszyscy wiedzą.
Ale Stokrotka nie wie. I nie tylko Stokrotka.
Umówiła się przy wejściu Agrykola 1. Tylko ni cholera nikt nie wie gdzie to jest. Na planie Łazienek dostępnym na stronie nie ma tak opisanego wejścia. Ale tak logicznie myśląc musi ono być gdzieś przy ulicy Agrykola, albo choćby przy CSM Agrykola. Więc Stokrotka idzie, ale cholera jasna na żadnym z wejść takiego napisu nie widzi.
Pyta więc napotkanych policjantów, którzy, co prawda chyba maja jakąś interwencje bo żywo dyskutują z kilkoma panami wyraźnie po spożyciu (ci panowie nie policjanci tak dla jasności) ale choć wyglądali bardzo poważnie to pomocni za bardzo nie byli i powiedzieli że pojęcia nie mają gdzie jest takie wejście, nadmienię że rozmowa ta miałą miejsce na terenie Łazienek przy ulicy z tabliczka Agrykola.
Wiec Stokrotka idzie dalej, mija sobie ulicę Agrykola i przy tej ulicy patrolujących dwóch młodych policjantów. No myśli sobie, jak chodzą po tych łazienkach to muszą wiedzieć gdzie to jest.  W międzyczasie udało się jeszcze sprecyzować ,że osoba z którą Stokrotka jest w tych łazienkach umówiona jest przy Alei Chińskiej i przy restauracji Belwederskiej. No więc myśli sobie jak już ma taki konkret to chyba każdy tu będzie wiedział gdzie to jest. Niestety to bardzo mylne myślenie bo policjanci na pytanie o wejście, aleję albo restaurację bezradnie rozłożyli ręce mówiąc, że oni sie są z Warszawy i pojęcia zielonego nie mają ( no cholera jasna ale przecież łażą po tych łazienkach właśnie!)
No dobra, Stokrotka idzie dalej.
I jest plan łazienek z zaznaczeniem: Tu jesteś.
I tylko ku!#@# nie ma tam ani wejścia Agrykola1, ani Alei Chińskiej ani Restauracji Belwederskiej.
Zrezygnowana Stokrotka zmów idzie sobie dalej.
Kolejni patrolujący policjanci i kolejna porażka.
Dalej:  pan ochroniarz jakiegoś muzeum na terenie: Restauracja Belwederska? to pewnie tam gdzie Belweder, czyli na południe.
A ja kompasu nie wzięłam....
I jest kolejny plan Łazienek.
I jest: i Aleja i Restauracja, tylko niestety w drugim końcu niż Stokrotka. Ale chociaż wiadomo gdzie.
A ta Osoba tam czeka, a zimno strasznie, Stokrotka to idzie cały czas i jest jej gorąco a nogi to nie powiem gdzie jej już  wchodzą, ale Ona tam czeka i zamarza i już nawet wstyd dzwonić i mówić że to jeszcze tyle drogi.
No ale mapka była wiec chociaż wiadomo gdzie iść.
Po drodze jeszcze pytanie dla pewności jednej ze spacerowiczek, później jeszcze Stokrotka pomyliła Pomarańczarnie z Palmiarnią;)
Później znowu zapytała kogoś o drogę i znalazła tę nieszczęsną Belwederską, która okazała się być jeszcze nie czynna więc nawet kawą nie mogła się odwdzięczyć za to czekanie.
A czekania było ponad godzinę. Na zimnie i wietrze.
Ale spotkanie było super;)

Przyznam tylko, że po godzinie łażenia w takim tempie trochę się Stokrotka bała, że jednak Mała może się zdecydować opuścić matczyne ciasne i niewygodne już pewnie brzuszysko, ale skończyło się tylko na strasznym bólu kości biodrowych i płaczu przy każdej próbie przekręcenia się w nocy na łóżku, ale to prawie każdej nocy tak jest więc to nic nadzwyczajnego.
Spotkanie było świetne, w planach jest nawet następne, a owocami zapewne trochę się podzielę albo podzielimy, ale o tym na razie ciii…

czwartek, 6 października 2011

Zbliżamy się wielkimi krokami...

I jestem po chyba ostatniej przed porodem wizycie u lekarza.
Ogólnie jest chyba dobrze.
Mała jest ułożona po skosie, pupkę mam na lewym boku,  a główka jest w dole, ale na boku a nie tam gdzie powinna się znajdować, obrócić sie już nie obróci ale jest szansa ze skurcze porodowe ustawią ją odpowiednio.
Jeśli nie będzie cc.
Wg ostatniego usg termin wychodzi na 16 października.
Przybliżona waga ok 3500kg, Mała spryciulka nie dała sobie pomierzyć w żaden sposób kości udowej więc wagi dokładniejszej nie mogł doktor ustalić.
Ponadto łożysko jest już dojrzałe i wg doktora to Mała przyjdzie na świat w przyszłym tygodniu.
Tak czy inaczej od przyszłego tygodnia bedzie to już ciąża donoszona.

środa, 5 października 2011

Policja raz jeszcze...

Znów miałam bliskie spotkanie z policją;) Kurcze nigdy mnie tak często nie zatrzymywali jak teraz, ale od początku:
Jadę sobie w obcym mieście dobrze mi znaną uliczką prędkością, z jaką jechała pozostała część sznura, czyli ok 50, może niewiele ponad. Jak na poranne miasto to bardzo dużo. Nagle tuż przed skrzyżowaniem zauważam radiowóz i wybiegającą na przeciw mnie policjantkę machającą do mnie lizakiem. Już wiedziałam, za co mnie zatrzymuje: brak pasów, uśmiechnęłam się tylko do siebie i grzecznie przystanęłam na chodniku, nie wyłączając nawet silnika.
Pani podeszła do mnie, a kiedy otworzyłam drzwi żeby mogła mnie zobaczyć pani odwróciła się do kolegów z radiowozu i powiedziała:
No pani się nie da wypisać.
Proszę dokumenty powiedziała do mnie i zeszła na chodnik, bo uliczka wąska i trochę utrudniała ruch stojąc przy moich otwartych dniach.
Wtedy pojawił się przesympatyczny pan policjant- i tu pozdrowienia dla Pana, aczkolwiek wątpię żeby to czytał;)
A sympatyczny pan po pierwsze to zapytał jak ja się tu zmieściłam? No wiec pokazałam ze do kierownicy od brzuszka to jeszcze ze dwadzieścia centymetrów mam, więc jeszcze spokojnie się mieszczę, co prawda, kiedy na skrzyżowaniu trzeba się zbliżyć do przedniej szyby i wyglądnąć na boki to już tak słodko nie jest, ale tego mu przecież nie mówiłam;)
Później wypytał, kiedy mam termin, a jak powiedziałam, że przewiduje za trzy tygodnie to powiedział: dziewczyno nie szukaj już tych dokumentów i jedź, tu gorsze rzeczy przed tobą teraz;)
Pośmialiśmy się pożyczyliśmy sobie miłego dnia i takim oto sympatycznym w sumie epizodem rozpoczęłam dzisiejszy dzień;)
Czy to ostatnie moje spotkanie z policją w tym stanie? To się okaże, ale na wszelki wypadek, kiedy się będę na porodówkę zawozić to postaram się jechać bardzo przepisowo... Co by mi dziecko jakichś nawyków czy upodobań nie nabrało..

wtorek, 4 października 2011

Prawo serii...

W ubiegłym tygodniu musiałam zmienić plany, choć do wymarzonej plaży miałam już dwa kroki.
Niestety okazało się, że autko moje zachorzało, znaczy łożysko w kole się skończyło. Nie bardzo się na tym wyznaje, ale z tego, co się orientuje to może się to skończyć zablokowaniem koła podczas jazdy wiec wolałam nie ryzykować i plażę sobie odpuściłam.
Wróciłam do domu i na warsztat ( ale już nie do tego mechanika, o którym pisałam na Onecie, wiec nic śmiesznego tym razem nie będzie).
Po rozkręceniu drugiego koła okazało się, że w drugim, co prawda łożysko jest ok, ale mocowanie koła jest na wykończeniu a ponadto pękła sprężyna amortyzatora chyba, no jakaś sprężyna w każdym razie, taka gruba, co nad kołem jest.  Jednak naprawę drugiego koła ustaliliśmy na ten tydzień dopiero i właśnie odebrałam autko.
No niestety jak się okazało przy głębszym jeszcze rozebraniu wyżej wspomnianego koła trzeba było wymienić jeszcze wahacz i przewód hamulcowy, który był się przetarł.
Aż nie chce myśleć, co by było gdyby któraś z tych części zepsuła się na amen w czasie jazdy....
  W sumie całe szczęście, że jednak wykryto usterki zanim narobiły poważnych szkód, ale niestety to wszytko kosztuje...
A ZUS... ech dopiero wysłałam odpowiedź do Sądu, więc to jeszcze pewnie potrwa...

poniedziałek, 3 października 2011

Wyborowo, znaczy wyborczo...

A dziś na WP było coś takiego jak "kompas wyborczy". Chciałam zamieścić link ale wrzuca mnie tylko do wyniku mojego testu:( wiec nie da rady ale na http://wybory.wp.pl    po prawej stronie w czerwonym okienku znajdziecie kompas.
Wiem na kogo będę głosować, bo oczywiscie zamierzam  jeśli Mała akurat w tym dniu nie postanowi przyjść na świat ale tak sobie postanowiłam sprawdzić, zgodnie z zachętą na stronie, do kogo mi bliżej ;-)
Wynik mnie trochę rozśmieszył, bo nie wyszło tak jak myślałam, a nawet wyszło tak że mnie zaskoczyło:)
Ale w sumie to nie tak najgorzej, dobrze że skrajności nie było;)
Czyli albo poglądy powinnam zweryfikować albo coś. No bo przecież ten cały kompas nie mogł się mylić;)
Tak czy inaczej, z kompasem czy bez na wybory się wybieram, bo niby czemu ktoś ma wybierać za mnie?
Jeśli mam takie prawo to należy z niego korzystać, a nie później narzekać, że jest źle...

Nie jest źle...

Jeszcze ciągle jesteśmy w dwupaku.
Nie pisze,  bo nie mam siły nawet napisać. Taka jakaś bez życia jestem.
Jeszcze kilka dni temu miałam napisać, jakie te ostatnie tygodnie ciąży są fajne, bo w zasadzie prawie wszystkie dolegliwości ustąpiły i czułam się jak sarenka-co nie zmienia faktu, że wyglądałam ciągle jak słoń, ale wraz ze zbliżającym się weekendem było coraz gorzej. 
W piątek kręgosłup dawał bardzo wyraźne znaki, że jest.
W sobotę miałam nogi jak balony;(
A w niedzielę zasypiałam gdzie usiadłam... Dosłownie: z wlokłam się z łóżka przed 11, pojechałam do siostry i... położyłam się u niej i zasnęłam, obudzili mnie na obiad a po obiedzie…  znowu poszłam się położyć;)
No i taka to towarzyska byłam.
Po południu pojechałam nad wodę, co by sobie jakaś fotkę brzuchatą strzelić, bo to lada chwila bez brzuszka będę i co... no nic, bo kartę z aparatu zostawiłam w komputerze.
Ot, blondynka.
A taka pogoda taka była...
A dziś wszystkie objawy się utrzymują: spuchnięte stopy, ból kręgosłupa, ból krzyża, zgaga, senność, straszliwy ból kości spojenia i doszło jeszcze trochę skurczy, ale nie jest jeszcze tak źle;)


A i Onet chyba też ma gorsze dni tak jak ja, dziś nie mogę się zalogować na pocztę, a trzeba było razem ze zmianą adresu bloga zmienić też adresy mailowe. No nic, jak się w końcu uda zalogować to coś z tym zrobię.