poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Księżniczka...

Wiecznie roześmiana buzia.
Warkocz wczorajszy, mocno nadwyrężony.
Spódniczka z tiulu.
Kalosze.
Najprawdziwsza Księżniczka;)
Kocham;)


*zdjęcie marne, ale aparat przecież został:(

niedziela, 29 kwietnia 2018

Czasem...

Czasem to chciałabym to wszystko tak po prostu zwyczajnie pieprznąć, zająć się swoim podwórkiem, nie myśleć, nie przejmować się, nie starać się żeby wszyscy byli zadowoleni, albo chociaż się nie po obrażali wzajemnie, po prostu odwrócić się na pięcie i wyjść...
ale czasami się nie da...
Jutro praca, a co później zobaczymy...



sobota, 21 kwietnia 2018

Śniadanie...

W sobotę zawsze śniadanie mamy leniwe, zazwyczaj przygotowuję to, co sobie kto życzy, wiec często jest zastawiony cały stół, ale nie musimy się nigdzie spieszyć i często nasze sobotnie śniadanie trwa dość długo.
Dziś było podobnie: przygotowałam jajecznicę, jajka gotowane, wędliny, kiełbaski, parówki, pieczarki i dużo warzyw. Dziewczynki siadają i pada pytanie:
- A gdzie owsianka?
Nic innego nie tknęły....

piątek, 20 kwietnia 2018

Radykalizuję się

Wygląda na to, że to co w tytule, to prawda.
Wnioskuję o wyposażenie karetek pogotowia i straży pożarnej w systemy rakietowe.
Jak jedzie taka jednostka błyskając światłami i wyjąc jak opętana- co z całą pewnością wiąże się z ratowaniem czyjegoś życia- to do jasnej cholery należy umożliwić jej przejazd, czyż nie?
Dziś taka sytuacja na A2:
 karetka na sygnałach świetlnych i dźwiękowych na lewym pasie próbuje jechać, ale się nie daje, bo jakiś idiota ciężarówką wpadł na pomysł, że on właśnie będzie wyprzedzał sznur swoich gabarytowych kolegów, i jedzie taki debil KILKA KILOMETRÓW i za cel sobie przyjął chyba kurwa wyprzedzenie wszystkich samochodów jadących prawym pasem  na całej tej pieprzonej autostradzie!  I tak jedzie  kretyn lewym pasem i nic sobie nie robi z tego, że od kilku minut jedzie za nim wyjąca karetka i że przecież ona kurwa nie poleci.
I właśnie w takiej sytuacji te rakiety sprawiłyby, że taki idioto-kierowca odzyskałby wzrok, słuch i zdolność jakiegokolwiek myślenia.
Stał by się cud po prostu...
Nie żeby tylko kierowcy ciężarówek tak robili, oczywiście nie, dziś akurat widziałam ciężarówkę, ale to się zdarza nagminnie, że jak jedzie auto na sygnałach to ludzie zamiast zjechać od razu, żeby zrobić korytarz to albo udają ze nie widzą, że ich to nie dotyczy, przyspieszają, ewentualnie korzystają z okazji że ktoś zjechał na bok i sami wyprzedzają. 
Brak słów, zawsze mi ręce opadają kiedy widzę taką sytuację i włącza mi się tryb "dzika wścieklizna" i gdybym mogła wtedy zamienić się w jakiegoś barczystego osiłka nie mylić z osiołkiem to wierzcie mi, że wyciągnęłabym takiego jednego z drugim i zwyczajnie i dotkliwie nakopałabym mu do dupy, chociaż na co dzień jestem przeciwniczką jakiejkolwiek przemocy...

środa, 18 kwietnia 2018

Ciężki tydzień...

Ciężki tydzień,
Poniedziałek popsuł się samochód służbowy, w trasie na drugim końcu kraju.
Wtorek: zepsuł się drugi służbowy samochód...
Środa: mój samochód zgasł sobie w trakcie jazdy, raz, drugi, ot tak po prostu... mechanik jest od 9...
Edit: serwis odpowiedział, żebym sobie pojechała do gazownika najlepiej- auto odebrane z serwisu w miniony piątek, po dwóch tygodniach naprawy, o kwocie do zapłaty nie wspomnę....
Jutro.... mam nadzieję,. że nic się nie zepsuje, nie mamy więcej samochodów.

Tym sposobem dziś autobus wycieczkowy czekał tylko na nas, przez to gaśnięcie spóźniłyśmy się, pani wybiegła nam na przeciw i zabrała Starszą, wsiadły i od razu odjechał.
Wycieczka jest do miejscowości (od tego roku miasta) Sanniki, pogoda się wyklarowała, mam nadzieję, że chociaż oni będą mieć radosny dzień.
Młodsza natomiast od rana beczy, musiałam ją obudzić, bo wyjechać musieliśmy z domu prawie godzinę wcześniej niż zwykle. Więc płacz, lament, i generalnie koniec świata: bo ona nie chce się ubrać, bo nie ta sukniczka, bo nie te rajstopy, bo mama ma jej czesać włosy, a nie babcia,  bo Starsza na nią krzywo spojrzała, bo słońce świeci, bo ona nie chce wcale czesać włosów, bo nie ta gumka, bo chce inne spinki, a może jednak opaskę, a ubierać też nie chce, a ona nie chce żeby już jechać, a ona chce iść już do samochodu, a ona jest głodna, nie chce kanapki, chce jajecznice, a ona też chce na wycieczkę...
W końcu udało się wyjść, wsiąść i zapiąć pasy i dopiero powiedziała, że ona tak płacze dlatego, że ona jeszcze nie skończyła spać.
I to by w sumie wszystko wyjaśniało....
Dobrego dnia!

wtorek, 17 kwietnia 2018

Wirus

Dopadł mnie jakiś wirus, trzyma i nie chce puścić.
Najpierw chrypa i gardło, teraz duszący kaszel i zapchane zatoki.
Ledwo żyję, ale co zrobić dziecko do szkoły trzeba zawieźć i odebrać, to przecież nie będę wracać do domu, tylko pracuję.
Nieźle się ten tydzień zaczyna:(
A jutro pobudka o 5.30 bo trzeba młodą dostarczyć chwilę po 7 pod szkołę- klasa jedzie na wycieczkę. Nie mam siły pisać, u Was czytam tylko, ale komentować też nie mam siły, generalnie jakaś niemoc mnie dopadła.
Oby do piątku.


Boćka wrzucam, bo wiosna jest.

czwartek, 12 kwietnia 2018

Aparat

Jako że leciałam sama bagażu nie miałam dużo, to znaczy tyle tylko ile w podręcznym się mieści. Problem był tylko z laptopem, bo musiałam go ze sobą zabrać (praca musiała jechać ze mną) ale sam w sobie jest większy niż wymiar bagażu, który można zabrać na pokład, a w bagażu, który oddaje się do luku nie powinno być elektroniki.
Nie znalazłam nigdzie informacji na temat, w jaki sposób poradzić sobie z takim nadbagażem, miałam go zatem w torbie przy sobie, nikt się nie czepił, choć niektórym pasażerom nakazywano pomiar walizek. W każdym razie laptopa nosiłam przy sobie w torebce, ale tym sposobem zabrakło miejsca na aparat, który zabrałam głównie po to, żeby zrobić jakieś zdjęcia małej osóbce i to zupełnie bez sensu, bo mój aparat to takie nic, a siostra ma wypasioną lustrzankę.
Ostatniego dnia zapakowałam wszystko co się dało, poważyłam walizkę, laptop, ładowarki, powerbank włożyłam do torby, telefony jak wiadomo do kieszeni a aparat na ramię.
I ruszyliśmy.
Na lotnisku kontrola, która trochę mnie jednak zestresowała, później jeszcze jakieś zakupy, woda za ponad 10zł,  następnie  okazało się, że samolot będzie miał opóźnienie, dalej pasażerka siedząca obok narzekająca na wszystko: że opóźnienie, że nikt nie raczył powiadomić, że pas startowy zajęty i kapitan ogłosił, że musimy czekać kilka minut, że pasażer z tyłu kaszle, że dzieci płaczą- trzeba było nie korzystać z tanich linii, tylko wykupić bilet w normalnych liniach w biznes klasie i nie miałaby pani takich problemów i tak jakoś się to wszystko zakręciło.
Konrtola paszportowa w Polsce poszła za to wyjątkowo szybko. Mile mnie zaskoczyła osobna odprawa dla rodziców z dziećmi-super, te dzieciaki zazwyczaj po locie ledwo żywe, maluchy często płaczą od kiedy tylko samolot zaczyna się zniżać, z samolotu to wiadomo, nim jeszcze schody podjadą tłum się tłoczy do wyjścia, a rodzice z dziećmi gramolą się często na końcu, a tu proszę nie muszą czekać w tek ogromnej kolejce, bo osobne okienko dla nich przygotowano. Leciałam z trzech polskich lotnisk, tylko na tym jednym taka cudna opcja, która faktycznie działa, ale żeby nie przechwalić za  bardzo, po odprawie na uruchomienie taśmy z bagażami czekaliśmy ok 20 minut.
W końcu po tych wszystkich "atrakcjach" dotarłam do domu i okazało się, że nie mam nigdzie aparatu.
 No i teraz dylemat gdzie został?
Na tej nieszczęsnej kontroli bagażu, gdzie w tym zamieszaniu o nim zapomniałam?
Czy może dalej, kiedy siedziałam w poczekalni i czytałam książkę, może go odłozyłam na krzesło i zapomnaiłąm zabrać? Nie, ta opcja odpadała, bo pewnie zostawienie czegokolwiek uruchomiłoby jakąś procedurę alarmową.
A może w samolocie? Torbę z laptopem miałam pod nogami, przez całą podróż czytałam, jak tylko samolot się zatrzymał tłum ruszył z każdej strony, ta narzekająca siedząca przy oknie też, stała nad głową i musiała koniecznie natychmiast dołączyć do tej kolejki.
Że zginął-trudno,żal ale zdarzają się gorsze rzeczy, ale przecież były na nim osobiste zdjęcia, ba nawet dokładnie nie pamiętam jakie, a jak ktoś zechce je jakoś wykorzystać?
Na pokrowcu wpisany jest co prawda nr telefonu, tyle że dawno już nieaktualny.
Rano napisałam do siostry, żeby sprawdziła czy nie został jednak u nich w domu.
Nie został w domu.... został w samochodzie.

wtorek, 10 kwietnia 2018

Blondynka na lotnisku

Odprawę z GB (akurat z tego jednego małego lotniska tylko latałam, nie wiem jak jest na innych, to jest małe, choć w porównaniu z naszymi nie takie znowu maleńkie- 23 bramy) lubię znacznie bardziej niż tę u nas, pomimo że stresuję się bo bardzo słabo mówię po angielsku (no dobra wcale nie mówię, nie mogę się przełamać), nie zawsze  rozumiem co do mnie mówią, zwłaszcza jeśli mówią szybko, a jak inaczej mają mówić na lotniskach?
Pomimo to mam wrażenie, że ten pośpiech nie jest taki wymuszający,  pracownicy lotniska zdają się cierpliwie czekać, aż kolejna osoba wyjmie swoje rzeczy do pojemników,  nie czuje się takiej presji i niekończącego się pospieszania. W dodatku odnoszę wrażenie, że idzie to o wiele szybciej niż na naszych lotniskach, choć to człowiek czuje się poganiany i pod jakąś ciągłą presją.
Po wyłożeniu swoich rzeczy do pojemnika, wyjęcia elektronicznych sprzętów z torebki, wrzuceniu do kolejnego pojemnika butów i kurtki nie zrozumiałam prośby pracownika o wyjecie z półki poniżej rolek pustej kuwety.
Stres, choć pani cierpliwie ponowiła prośbę, a sąsiadka z boku podpowiedziała o co pani chodzi. Przeszłam dalej oczekując na możliwość wejścia do bramki.
Bramka się zwolniła, weszłam.
Jak się to ustrojstwo rozwyło!!!!
Olśniło mnie natychmiast: w kieszeni jenasów miałam telefony, które oczywiście od razu za bramką wyjęłam i pokazałam, ale i tak zostałam zaproszona na bardziej szczegółową kontrolę.
Telefony przepuszczono przez jakąś mini taśmę z prześwietlaczem, a ja zostałam dokładnie obejrzana, obdotykana i  na koniec opikana jakimś urządzeniem.
Jestem pewna, że następnym razem nie zapomnę o żadnych kieszeniach, telefonach kolczykach, wisiorkach  i czym tam jeszcze.
Na plomby na szczęście nie pika.
No chyba, że za bramką będzie stał ktoś wyglądający jak taki na przykład Zakościelny....

poniedziałek, 9 kwietnia 2018

W domu

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.
Może to banał, ale trudni się z tym nie zgodzić.
Pomimo, że w domu najlepiej, że czekały dzieci i Asterix to i tak wyjeżdżałam ze łzami w oczach, i siostra też płakała. Ostatni tydzień obfitował w masę emocji, począwszy od wtorkowej awarii systemów na wielu lotniskach w Europie, a na zgubieniu aparatu fotograficznego w drodze powrotnej kończąc, a pomiędzy tymi wydarzeniami  masa wzruszeń związanych z Maleństwem.
To był przyjemny czas.
A teraz trzeba się na nowo przystosować do obowiązków tutaj: dom-szkoła-przedszkole-praca-szkoła-przedszkole-dom, oby do weekendu.
Pogoda taka cudna, gdyby się utrzymała to może jakaś wycieczka z tego wyjdzie...
Pisać coś o tej służbie zdrowia angielskiej, zagubieniu aparatu, czy kontroli osobistej na lotnisku czy szkoda czasu...?

środa, 4 kwietnia 2018

wtorek, 3 kwietnia 2018

Dziewczyny jak ja sie martwię.
W szpitalu miała być o 7:30.
Ok 9 miała byc operacja.
Ok 10.30 napisała ze na razie są inne cc, takie nagłe.
Od tamtej pory cisza.
Na sms też nie odpowiada.
Boze jak ja sie martwie:(

Zadzieje się...

... dziś.
Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to jutro zobaczę mała siostrzenicę.
Trzymajcie kciuki.
Asterix twierdzi, że stresuje się bardziej niż przed swoim porodem;-P
Może coś w tym być, przecież to moja mała kochana siostrzyczka.