poniedziałek, 23 października 2017

Zwariowana sobota

Ubiegły tydzień minął zadziwiająco szybko, pogoda nad morzem była bardziej niż zadowalająca, ale wszystko co dobre szybko się kończy, zwłaszcza pogoda,  więc na sobotę w planach mieliśmy wyprawę do Ustki po mamę. Dla nas taka wyprawa to minimum sześć godzin jazdy, tak przynajmniej twierdzi nawigacja, choć nam zawsze wychodzi ok dwóch godzin więcej.
W czwartek jednak Starsza dostała w szkole zaproszenie na organizowany już od wielu lat przez naszą szkołę (wcześniej jako gimnazjum) Festiwal Nauki i bardzo chciała pójść. Ja co prawda też chciałam, ale nie było jak tych planów pozmieniać, jechać i wracać w niedzielę nie damy rady, pójść na imprezę szkolną, która niestety w godzinach mało dla nas odpowiednich: 11-14?
Krakowskim targiem ustaliłyśmy, że jedziemy do szkoły na godzinę, a o 12 ruszamy na północ.
Bardzo ciekawa inicjatywa szkoły z tą imprezą.
Tematem przewodnim była starożytność, w bramie witali nas siódmoklasiści i gimnazjaliści omotani tkaniną, wyglądający prawie jak starożytni. Brrr ciepło to im na pewno nie było;-) Po odstaniu swojego w kolejce w końcu dostaliśmy się do gimnastycznej, gdzie czekało wiele różności tematycznych dla dzieci w każdym wieku.  Można było przejść labirynt Minotaura,  rozwiązać zagadki matematyczne, zapoznać się z techniką której używali starożytni, polepić z gliny, obejrzeć gladiatora, przeprowadzić akcję ratunkową na fantomie  a także pokolorować malowanki- dla każdego coś dobrego.  Na scenie można było usłyszeć występy uczniów zarówno obecnych, jak i tych którzy już opuścili mury tej szkoły a jednak zdecydowali się śpiewać dla obecnych.

Zdjęcia ze szkoły jeśli jakieś będą- uzupełnię później, bo telefon odmawia współpracy.

Żal trochę było opuszczać imprezę o oznaczonym  czasie, przedłużyłyśmy więc o pół godzinki, ale jednak czekające nas kilometry miały decydujący głos.
Za to Ustka gościnna jak zawsze. Dotarłyśmy kiedy było już dobrze ciemno, było przyjemnie ciepło, choć padało trochę. Nie oparłyśmy się oczywiście wyjściu na plażę. Wróciłyśmy nieco zmoknięte, ale bardzo zadowolone.
Uwielbiam miasteczka turystyczne po sezonie i zupełnie nie rozumiem po co ludzie tam jeżdżą wtedy, kiedy jest dziki tłum?









A to już nie Ustka, ale też pięknie:




19 komentarzy:

  1. i przypomniałaś mi moje wakacje nad morzem, co prawda w Łebie ale przecież morze to samo :) Cudnie powspominać zwłaszcza w taki zimny dzien jak dziś :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie i pusto!!!!! Musze kiedyś zimową porą odwiedzić nadmorskie miejscowości faktycznie maja swój urok.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak pięknie... Aż żałuje, że mam ta rehabilitacje bo bym wpakowała towarzystwo w auto i pojechała...

    OdpowiedzUsuń
  4. Człowiek z natury jest stworzeniem stadnym - tylko nieliczni (my, elita!) potrafią nie przykładać wagi do efektu "i ja też tu byłem" ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ha he he masz chyba rację;-)
      jesteśmy w mniejszości nie podając 14 razy dziennie swojej lokalizacji na fb i nie wrzucając zdjęć z każdej wyprawy do spożywczego;-)

      Usuń
  5. Ja też lubię takie puste plaże, kiedyś byłam nad morzem w lutym - rewelacja! Ale dzieci w wieku szkolnym narzucają termin wyjazdu, niestety...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja chyba w każdym miesiącu- oprócz lipca i sierpnia- byłam nad morzem i zawsze mi się podoba;-) A dzieci w wieku szkolnym... cóż, nie wiem może mi się jeszcze odmieni, ale na razie moje zdanie jest takie, że zabrany dzieciom tydzień ze szkoły i przeznaczony na poznawanie kawałka świata nie zrobi im wielkiej krzywdy, a jedynie może przynieść korzyści.

      Usuń
    2. Nie zawsze to jest takie proste... Ja mam dwoje w różnych szkołach i różnych miejscowościach. Poza tym, w przypadku córki, to jej szkoła akurat sporo daje. Ma tam rodzaje terapii, której ja jej nie zapewnię, a praca ze specjalistami, a raczej współpraca, bo nasze wysiłki się uzupełniają, to dla niej dużo. I na tyle, na ile mogę, nie chcę jej tego odbierać.:)
      Do tego dziecko w starszej klasie musi nadrobić materiał z lekcji, które opuściło. Dobrze, jeśli daje sobie z tym radę i nie jest to dla niego dodatkowy stres.:) Cóż, ja jestem starszej daty i mam inne podejście do obowiązku szkolnego.:)))

      Usuń
    3. Grażynko, daty to chyba jesteśmy podobnej ale podejście mamy trochę różne. Ja prostu jestem zdania, że szkoła nie jest wyrocznią, od której nie można sobie zrobić dwóch czy trzech dni wolnego. Żadna nawet najlepsza lekcja nie zastąpi dzieciom tego, czego nauczą się poznając jakiś kawałek kraju, bądź świata, zobaczą nowe miasto, dotkną innej kultury, odwiedzą muzeum czy zwyczajnie zobaczą na własne oczy stare kamieniczki przy rynku, jeśli do tego dołączy się kawałek historii, geografii, zainteresuje się dzieci wycieczką na pewno wynagrodzi to nieobecność na kilku lekcjach a i choćby trzeba było dany materiał nadrobić, to i tak warto. Kiedy dzieci chorują jakoś nikt nie ma z tego powodu wyrzutów sumienia, że muszą opuścić kilka dni szkoły, a raczej wszyscy są zgodni, że to dla ich dobra, a jeśli w te kilka dni chcemy przeznaczyć na coś przyjemniejszego, włącza nam się alarm, że tak nie powinniśmy.
      Moja starsza z powodu ostatniej wycieczki też musiała odrobić materiał z trzech dni nieobecności, a dla niej odrabianie lekcji to najgorsza kara pod słońcem. Odrobiła wszystko jednego wieczoru i stwierdziła, że mało, a co widziała, słyszała, zobaczyła i przeżyła nikt jej nie odbierze;-)
      Takie oczywiście jest moje zdanie i nikomu nie zamierzam go narzucać. I też się nie upieram, bo być może z czasem i moje podejście się zmieni...

      Usuń
    4. Daty to ja oceniam na odległe o co najmniej 10 lat.:))) A podejście do wychowania i kształcenia dzieci to sprawa bardzo indywidualna i od wielu rzeczy zależy.:)

      Usuń
  6. Zawsze z zazdroscia patrze na te dywany lisci na Waszych zdjeciach i szlag mnie trafia, ze u mnie to wszystko takie wysprzatane:))) A liscie opadaja nawet te co jeszcze nie zdazyly zzolknac, bo jest wiatr. I po kiego licha ludzie ciagle machaja miotlami? Ja tak lubie szelest lisci pod butami, ech...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdjęcie było robione wcześnie rano i jeszcze nie zdążyli posprzątać, ale u nas też sprzątają, zgrabiają, odkurzają zarówno ze ścieżek jak i z trawników.
      A u nas już prawie nie ma liści na drzewach. Klon się pięknie wybarwił na czerwono ale cieszył oko ze dwa dni, nic nie zostało, jesion opadł zielony jeszcze i jedynie sumaki wyglądają jeszcze jako-tako;-)

      Usuń
    2. Ja mam na podwórku taki z 200letni dąb i na nim zawsze długo wisiały liście a w tym roku też szybko się ich pozbywa, z jednej strony to dobrze, bo mniej grabienia i wywożenia ale z drugiej to zima coraz bliżej.

      Usuń
    3. Jak ja nie lubie tych "czysciochow" sprzatajacych jesienne liscie, przeciez to samo piekno!!! Wlasnie pisze notke o mojej jesieni, jak bedziesz miala chwile to zapraszam.

      Usuń
  7. Nabrałaś dystansu do spraw tego świata, kiedy patrzyłaś na te widoki, wdychałaś uzdrawiający jod, bo jesień lubi ciszę i spokój. A liście jesienią są najmilsze, gdy szeleszczą pod stopami.
    Zasyłam serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Ultro najbardziej nabrałam dystansu do spraw tego świata kiedy odszedł mój tato. Mój świat obrócił się o 180 stopni i wszystko widzę z zupełnie innej perspektywy, wiele rzeczy zupełnie przestało mieć znaczenie, inne dostały się na szczyt. Wiele rzeczy ciągle próbuję sobie poukładać, jedno jest pewne nie warto odkładać na później sprawienia komuś bliskiemu radości. A w tym wyjeździe sama radość była! Jod bardzo potrzebny, jesień zdaje się najlepsza na takie zdrowotne wyprawy. Nie przepadam za jesienią, bo zwiastuje nadejście zimy, ale z drugiej strony jesienią morze najzdrowsze, a Bieszczady najpiękniejsze ;-)

      Usuń