czwartek, 7 września 2017

O wychowawcy

Nie miałam jeszcze nigdy dziecka w pierwszej klasie, wiec nie mam doświadczenia. Ze swoją własną pierwsza klasą nie ma co porównywać, to były inne czasy, w klasie było nas pięcioro, kredki ołówek, zeszyty i blok rysunkowy to było całe wyposażenie, podręczniki szkolne i już. Zupełnie inny świat.
Teraz wszystko jest dla mnie nowe, ale po pewnym doświadczeniu jakie mam z przedszkola trochę inaczej sobie to wyobrażałam i nie wiem czy to przedszkole tak mnie zepsuło, że mam pewne wątpliwości, czy jednak nie jest do końca tak jak powinno. Bardzo proszę więc o wypowiedź zwłaszcza osoby mające doświadczenie jako rodzice ale też koleżanki nauczycielki- bo ciekawa jestem jak to wygląda z drugiej strony, bardzo będę zobowiązana.
Jak już pisałam wychowawczyni 1a nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia, chociaż może to za dużo powiedziane, po prostu czuje się jakiś taki dystans nie tylko do rodziców ale również do dzieci, jest jakaś taka sztuczna. Nie chce się do niech zniechęcać od początku- wiadomo dla wszystkich jest to nowa sytuacja, nauczycielka musiała opuścić swoją starą szkołę i przejść do nowo powstałej- rozumiem, że może w tym też być problem, nowe środowisko, wiadomo że człowiek z pracą się zżywa mniej lub bardziej, a może tamta szkoła to było wymarzone miejsce jej pracy? Nie wiem szukam po prostu wytłumaczenia.
W dniu pierwszym- nudnym jak to określiła córka- po wszelkich przemówieniach i sprawach organizacyjnych, po rozdaniu kompletów książek wychowawczyni zaproponowała, aby z czasem dzieci przyniosły do szkoły książki, których już nie czytają a którymi chętnie podzielą się z kolegami na zasadzie klasowej biblioteczki, z której to będą korzystać na przerwach.
Dziecko zapakowało do plecaka wszystkie książki, dwa zeszyty i wybrało ze swojej biblioteczki trzy książki, które chciało właśnie na użytek klasy przeznaczyć. Matka zaś spakowała wyprawkę, którą w ostatnim tygodniu wakacji dyrekcja wypisała na stronach szkoły, a która to wyprawka zawiera wszelkie przybory do wyrażania plastycznych wizji świata czyli bloki, papiery, farby, kredki, mazaki, plasteliny itp. była tego cała wielka torba- wszystko co się dało podpisane pełnym imieniem i nazwiskiem tak jak Pan Bóg i dyrektor przykazał- cała wyprawka ma być składowana na półce dziecka również opisanego imieniem i nazwiskiem, aby nie trzeba było wszystkiego niepotrzebnie nosić, aby wszystko było na miejscu. I słusznie.
Ten pierwszy poranek był strasznie szaleńczy i niepoukładany, torbę z  wyprawka oddałam do rąk wychowawczyni (jak i pozostali rodzice) dziecko nieco przerażone  zostało dzielnie posadzone miedzy dwiema innymi dziewczynkami w pierwszej ławce i dzień się zaczął. Nie było czasu zamienić z wychowawczynią słowa, bo kilkoro dzieci w tym samym czasie wchodziło, oddawali wyprawki, dzieciaki zagubione jak to pierwszy dzień. Wychowawczyni przekazała nam do kontaktów swój nr telefonu aby był kontakt na bieżąco. 
Na około godzinę przed końcem lekcji napisałam do wychowawczyni sms że przepraszam bo  nie mam jeszcze zeszytu do korespondencji, ale  Hania dziś wzięła te książki do biblioteczki klasowej, że jest trochę przerażona i że możliwe że będzie się wstydziła powiedzieć o tych książkach. 
Wieczorem dostałam odpowiedź, że wiadomo ze wszyscy się stresują na początku, że jak czegoś brakuje to powoli można uzupełnić, że będzie dobrze.
Ok. 
Hania wróciła do domu z książkami w plecaku.
Wczoraj po szkole rozmawiamy o tym jak było, o tym co robili, czy już wie gdzie co jest. Hania rozpromieniona mówi, że dziś już robili dużo różnych rzeczy, a miedzy innymi wycinali kolorowe liście z papieru, i po chwili diametralnie zmienia jej się nastrój w oczach prawie łzy i mówi, ale nasz pani te nasze liście wyrzuciła do kosza. Niemożliwe- mówimy jej, a może ty na świetlicy wycinałaś te liście? Nie, w klasie z naszą wychowawczynią. Widziała jak wrzuciła je do kosza.
No cóż mam nadzieję, ze to jednak jakieś ścinki tylko były, a nie faktycznie te wycinane przez dzieci liście, może dziś coś się wyjaśni, ale nawet jeśli to były ścinki to chyba jednak pani powinna zadbać o to, żeby dzieci nie maiły poczucia ze ich praca trafiła do kosza, albo mogła je wyrzucić po lekcjach.
Wieczorem siadamy do odrabiania lekcji,. oglądam ćwiczenia i zadanie które robili w szkole brzmi mniej więcej tak: narysuj minę wyrażającą twój dzisiejszy nastrój w szkole i na pół strony narysowana buźka z podkówką skierowaną w dół. Pytam wiec czy była smutna? Odpowiedź brzmi tak. A dlaczego? Bo nie miałam kredek. Ale jak to nie miałaś kredek, przecież w twojej wyprawce, którą zaniosłam wczoraj do szkoły są kredki. Ale pani nie rozpakowała jeszcze.
Dla mnie to jakieś wielkie nieporozumienie.
W spisie wyprawki napisane było, że piórnik ma zawierać dwa ołówki, gumkę białą, nożyczki, klej, linijkę i temperówkę. kredki, farby i bloki miały być w tej części, która leży na półce w szkole. Nie wiem nie znam się, ale zrozumiałam, że te kredki są do użytku dzieci nie tylko na zajęciach plastycznych, że po prostu jak są potrzebne do wypełniania ćwiczenia z matematyki to idą do swojej szufladki i je biorą. Nie wiedziałam że w piórniku powinien być drugi zestaw. 
Powiedzcie mi czy pani jednak w takim wypadku, kiedy widzi, że dziecko nie ma drugich kredek w piórniku, że wypełnia wszystkie zadania ołówkiem i że ma za plecami (swoimi plecami przy biurku, a nie dzieci na półkach) wyprawkę zawierającą wszystkie potrzebne rzeczy, choć może jeszcze nie wyłożyła jej na półkę to czy nie powinna jednak dać dziecku kredek? Kurcze ona ma w klasie tylko 22 osoby ( z czego dwie jeszcze nie przychodzą). Nie wiem,  a może to ja się czepiam? Może za dużo wymagam, bo to nie jest już przedszkole i dzieci mają same dbać o wszystko?

17 komentarzy:

  1. Tak maja powypisywane w szkolnym regulaminie czy jakimś innym programie, który to ktoś pracowicie układał, a ktoś inny z uporem próbuje realizować. obarczajc tym rodziców i dzieci. Przy okazji okazauje się, że co jest rozłożone na rodziców, którzy pilnie wszystko pozbierają i dostarczą, to już przerasta nauczyciela, bo jakim cudem ma niby zadbać o ten stos siatek, toreb i dupereli, które w zasadzie do niczego nie są na razie potrzebne i służą głównie do układania, sprzątania i identyfikowania które czyje.Dzieciaki to przerasta już w zakresie ich własnego wyposażenia, bo za dużo tego. Jednym słowem bzdura!!!
    Nauczycielka, jeżeli jest z przekonania w zawodzie może się co najwyżej głęboko z tym wszystkim nie zgadzać i stąd dystans. Prace dzieci od razu do kosza???? Albo coś jest nie tak, albo z powodu tych wszystkich materiałów nie ma kompletnie gdzie tego układać? Nie wiem. Za wcześnie na jakieś wnioski. Albo wszyscy się w tych absurdach jakoś odnajdą, albo... Cóż przyjdzie czas na decyzje. Nikt tego za was nie zrobi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba troszkę zagmatwałeś, a tu nie ma nic trudnego: szkoła napisała co jest dzieciom potrzebne i co rodzice maja dostarczyć, nauczyciel powiedział że o tu z tyły są półki dla każdego dziecka i trzeba je tylko opisać - mnie się wydaje ze to nic trudnego dajesz dziecku jego wyprawkę i mówisz : Zosiu to twoja półka poukładaj sobie, to jest twoje, będziesz tego używać pilnuj więc sobie tego i już. Nie wiem widocznie pani sobie obrała za cel ze sama to rozpakuje, ale w takim razie wtedy, kiedy dziecko czegoś z tej torby - która zamiast na półce zalega gdzieś u pani- potrzebuje to powinna mu to dać, albo powiedzieć że może sobie wziąć, ja rozumiem, że za miesiąc to one będą wszystko same wiedziały co gdzie jest, co można a co nie, ale pierwszy tydzień oczekiwałam, ze to pani im w tym pomoże, aby się tutaj zwyczajnie odnaleźć. I tu przekonanie nie ma chyba wiele do rzeczy.

      Usuń
    2. Ma, bo pani sobie nie poradziła i to w sumie wszystko. :)
      Jako że nie raz rozmijały się moje oczekiwania w stosunku do szkoły i nauczycieli, nauczycieli do mnie i naszych dzieci i dzieci wobec wszystkich, to wypowiedziałem się nieco sarkastycznie.
      Kiedyś czytałem taki dowcip odnośnie wystawianych opinii pracowniczych. Gradacja była następująca:
      - wykonuje obowiązki
      - stara się wykonywać obowiązki
      - usilnie stara się wykonywać obowiązki
      Wszystkie trzy opinie są negatywne i mówią jak bardzo ktoś nie nadaje się do pracy. :D :D :D
      Miejmy nadzieję, że pani wychowawczyni do żadnej z nich nie należy. :)

      Usuń
  2. Mój syn pierwsza klasę ma już na szczęście za sobą, ale...

    Pierwsze zajęcia i dni były u nas czysto organizacyjne. Dzieci układały sobie wyprawkę w swoich szafkach, zwiedzały szkole ;) w tym bibliotekę, stołówkę, pokoj higienistki pielęgniarki i nie wiem kogo jeszcze ale było tego trochę.

    Prace dzieci albo trafiają do ich teczek albo mogą zabrać do domu. Na pewno nie są wyrzucane. A ścinki dzieci sprzątają same po sobie. ;)

    Jeśli chodzi o to ze komuś czegoś brakuje w piórniku to tutaj wychowawczyni raczej nie interweniowała - dzieci albo same musiały wpaść na to ze coś jest w szafce albo porzyczyc to czego brakuje od kolegi z ławki.

    A smutne minki z tego typu zadań to była u nas norma - raz bo zapomniał ołówka (ołówek oczywiście był wrzucony luzem w plecaku) a to kolega z ławki krzywo się spojrzał. ;)

    Początki są trudne, ale tak to już wyglada ;) Z drugiej strony może to po prostu moje podejście. Po kilku dniach syn się odnalazł w nowej sytuacji. Ale ja to z tych co zdecydowanie wola jak najszybciej usamodzielniać dzieci we wszystkim (stosownie do wieku rzecz jasna) i raczej wierze w to ze sam sobie poradzi i nie rozstrząsam specjalnie tego co w szkole itd. Syn wie, ze jak ma poważny problem to zawsze może do nas przyjść i pogadać. A z tymi mniejszymi sam "musi" sobie poradzić. Z drugiej strony to jednak facet, więc wiesz... ;)

    A nauczyciel nauczycielowi nie równy... Nasza jest fajna ale znam tez takie i takich których nikt nie lubi. Może coś jest na rzeczy?

    Choć z opowieści koleżanek z innych szkół to chyba nikt się z dziećmi jakoś specjalnie cacka....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gimi ja Ci odpisałam na drugim blogu, ale jest mniej więcej jak pisze Ania. Dzieci u nas muszą być samodzielne, jeżeli czegoś nie wiedzą mają zapytać. Rodzice przez pierwszy tydzień (ale najlepiej nie dłuzej jak do środy) mogą odprowadzać dziecko do szatni i pod klasę (zawsze mają zajęcia w tej samej), po zajęciach dzieci idą do szatni lub na świetlicę, ze świetlicy do szatni i do autobusu. miałam wielkie obawy czy Martyna da radę, czy się nie zgubi i wiesz? Daje, nie gubi się. mimo, że to wszystko jest nowe to ona się dostosowała bez żadnego problemu.

      Z tym, że jest rok starsza od Twojej.

      Usuń
    2. Odpowiem red_soni, bo krócej;-P
      Na razie wszyscy odprowadzają dzieci pod klasę ale to głównie dlatego, że dzieci jeszcze coś tam donoszą do wyprawki, rozkład szkoły ma już opanowany, ona mi pokazuje co gdzie jest, po lekcjach pani odstawia dzieci do świetlicy, obiad sama ogarnęła, w świetlicy czuje się bardzo swobodnie- wiem bo jak po nią przychodzę to mogę chwilę poobserwować, w klasie nie ma takiej możliwości, ale właśnie nie wiem czy słusznie myślę, po prostu oczekiwałam, że te pierwsze dni to wychowawczyni się nimi zaopiekuje w sensie ze pomoże im się przystosować no ale sory jak mogła nie zapytać czy wszyscy wszystko mają? czy ktoś nie potrzebuje pomocy?

      Usuń
    3. Ja też tak myśłałam, ale chyba po prostu nasze pierwszaki traktujemy trochę za bardzo jak dzieci. Rozumiem Cię doskonała, wiem dlaczego czujesz żal do wychowawcy, faktycznie mogła przecież podejść, czy nawet zapytać ogólnie, nic ją to nie kosztowało, ale chyba jej chodzi o to co naszej nie masz, nie rozumiesz - zapytaj, na tej zasadzie. Mam nadzieję, że wkrótce Wam się ułoży, że to nie zniechęci córci do szkoły, zwłaszcza że w większości radzi sobie bardzo dobrze :*

      Usuń
  3. Z moich obserwacji choć może zainteresowani się obruszą. Przedszkole i szkola to dwa różne światy wiadomo. Ale mam wrażenie że nauczyciele żyją w innym świecie. I są nieogarnieci. Przykład z naszej szkoły - wszystko jest na ostatnią chwilę. Np na jutro dziecko ma się przebrać za powiedzmy sowe. No fajnie tylko informacja pojawia się o godzinie 14 na drzwiach boksu w szatni. Wracam z pracy o 18 i skąd mam tę sowe wytrzasnac? Albo przynieść jakieś rzeczy na plastykę na jutro wstążki wełny itp. To juz gromadze w pudle na zapas. Norma. I jeszcze jak coś trzeba robić w klasie to tak zaraz po lekcjach jakby wszyscy pracowali 5 godzin dziennie gora. Tak ze wiesz wszystko przed Tobą.

    OdpowiedzUsuń
  4. Poczatki zawsze sa trudne i to przejscie z przedszkola do szkoly szokiem dla pierwszoklasisty i przyznajmy sie rowniez rodzica. Ja do dzis staram sie "ulatwic" zycie Pisklakom i gdybym mogla prowadzilabym za raczke i kamienie z drogi usuwala... ;) Stokrocia da rade- moze musisz jej nakazac glosno domagac sie pomocy . Takie schowane grzeczne dzieci maja w zyciu ciezej, awanturnicy ida jak burza przez zycie.
    Mysle, ze to nie jest lenistwo nauczycielki- tu zaczyna sie samodzielnosc i szkola- szkola zycia....
    Bedzie lepiej- jestem tego pewna!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mam moze zbytniego doswiadczenia, bo nauczycielka bylam tylko rok czasu i to dawno, dawno temu... Powiem Ci jednak, ze moze to wynika z mojego charakteru (bo pozostalo mi do dzis), ale mimo, ze mam wlasne, do obcych dzieci na poczatku podchodze z dystansem. Musze je poznac, oswoic sie i dopiero wtedy potrafie sie "otworzyc". Moze to glupie, krepowac sie takich malych "ludziow", ale tak mam i co poradze? A przed rodzicami juz w ogole najchetniej bym sie schowala! ;) Zreszta, moja siostra, ktora przez kilka lat uczyla klasy zerowkowe oraz I-III opowiadala, ze dzieci to pikus, ale rozmowy z rodzicami to dla niej stres ogromny. Moze wiec ta nauczycielka ma podobnie? A ze to dla niej tez nowa szkola, nie zdazyla sie jeszcze do konca zorientowac i zaaklimatyzowac (mysle o tej swietlicy)? Nie skreslaj jej jeszcze tak zupelnie, niech ma szanse sie wykazac. To dopiero poczatek. Pamietam, ze nauczycielka przedszkolna Bi tez zrobila na mnie kiepskie pierwsze wrazenie, a potem okazalo sie, ze to fajna, ciepla osoba i wspaniala nauczycielka z powolania. :)

    Powiem Ci, ze chociaz szkole Potworkow trudno porownac, bo to jednak inny kraj i obyczaje, ale tutaj dzieci szkolne, juz o zgrozo, od zerowki (a czesc z nich, jak Nik, nie ma nawet 5 lat!), maja same o siebie zadbac. Odprowadzane sa do klasy tylko na poczatku roku, wiekszosc dojezdza autobusami, rzeczy maja byc podpisane, ale dziecko ma ich samo pilnowac. Rodzice, oprocz oficjalnych spotkan oraz sytuacji wyjatkowych, wlasciwie nie maja wstepu do szkoly. W zeszlym roku Bi zostawila w klasie czapke. Podeszlam do pan wypuszczajacych dzieci i spytalam grzecznie, czy mozemy po nia wejsc. A panie na to, ze Bi moze - owszem, ale ja musze poczekac przed szkola. Tez Matka Polka we mnie sie zbuntowala, ze przeciez jak to! Ja musze pojsc z moim malenstwem, pomoc szukac, poprowadzic za raczke... :) Okazalo sie jednak, ze Bi spokojnie poszla, poszukala czapki, znalazla i wrocila. :)

    Tak mi sie wydaje, ze my sie martwimy, ale te nasze pisklatka, wypuszczone spod skrzydel, swietnie sobie (zazwyczaj, bo pewnie sa male wpadki) bez naszej pomocy radza. :)

    Glowa do gory! Bedzie dobrze! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Agatko, patrz ze ja z tej strony nie spojrzałam faktycznie nauczycielka może być zwyczajnie stremowana, dlatego też może właśnie takie wrażenie że nie jest szczera i nie jest otwarta. Nie pomyślałam o tym. Ja absolutnie nie chce jej skreślać, zwyczajnie chce to zrozumieć. Najprawdopodobniej przez trzy najbliższe lata będziemy współpracować w procesie nauczania mojego dziecka, ostatnie na czym mi zależy to brak zaufania albo slaby kontakt z wychowawczynią.

      Usuń
    2. całe życie mam ten problem - ludzie myślą, że jestem zarozumiała albo zamknięta i smutna a ja jestem nieśmiała i potrzebuję czasu

      Usuń
    3. Oj Klarko, Klarko... niesmiala i potrzebuje czasu... a ja myslalam, ze Ty zwyczajnie potrzebujesz wody rozmownej:)))

      Usuń
    4. ale należy pamiętać, że co innego relacje prywatne a co innego profesjonalizm i nauczycielka nie może być onieśmielona i jąkać się

      Usuń
  6. Spokojnie, dziecko za chwilę będzie samodzielne i dobrze, aby umiało sobie dawać radę z przeciwnościami samo, przy Twoich podpowiedziach nauczy się, co ma robić, o co pani zapytać itp. Na początku wszystko wydaje się trudne.
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
  7. szczur z loch ness8 września 2017 08:15

    Zostawiam przykładowo poniższy link z ciekawym wywiadem z Gazety Prawnej i nie wymaga to komentarzy:

    http://serwisy.gazetaprawna.pl/edukacja/artykuly/703149,szkola-to-rzeznia-talentow-blyskawicznie-zabija-matematyczne-zdolnosci.html

    OdpowiedzUsuń
  8. O mamusiu! Nie dziwie się Twoim odczuciom i miałabym pewnie takie same, ale tak jak powyżej ktoś napisał, traktujemy te nasze dzieci jak przedszkolne maluchy, a w szkole to już jednak trzeba się przestawić... mnie to czeka za rok... co do pani to może rzeczywiście jest nieśmiała? Choć z drugiej strony skoro stresują ją i dzieci i rodzice to czy powinna być nauczycielem?
    Mam nadzieje że wszystko się pozytywnie ułoży. Trzymam mocno kciuki!

    OdpowiedzUsuń