Wbrew pozorom nie będzie o spotkaniu czarownic blogerek.
Właściwie to zdjęcia powiedzą to lepiej niż jakiekolwiek słowa, napiszę więc bardzo krótko.
W jeden z wakacyjnych dni wybraliśmy się do miejscowości Bolimów ( i okolicznych, ale rozładowała mi się bateria w aparacie, wiec chyba musimy się wybrać jeszcze raz;-P).
Mieści się tam Warsztat Garncarski Rodziny Konopczyńskich. KLIK.
To co robi garncarz wygląda naprawdę jak czary-mary, w krótkiej chwili z szarej bryłki lepkiej masy wyczarowuje niesamowite rzeczy!
Z resztą co ja będę opowiadać, zobaczcie sami:
Serdecznie polecam ot miejsce, zwłaszcza na wizytę z dziećmi!
Było super :)
OdpowiedzUsuńCzarownice, znaczy blogerki też były :P
Były, były, nie da się zaprzeczyć;-)
UsuńSuper atrakcja nie tylko dla dzieciaków 😉
OdpowiedzUsuńNaprawdę fajna sprawa, i masz rację nie tylko dla dzieci. Kiedy byliśmy przyjechała też grupa motocyklistów "harleyowców";-)
UsuńHehe ciekawe co im pan wyczarował z gliny😉
UsuńOni tam mieli jakiś zjazd oraz umówione ognisko, a wiesz z takiej gliny to ponoć nawet Adama da się ulepić, więc kto wie, może Ewa też się dała zmaterializować?
UsuńGarncarstwo to chyba najbardziej wyrazisty i skondensowany przykład twórczości: na oczach widza powstaje "z niczego" dzieło gotowe i ostateczne. Jedynie malarstwo, czy częściej grafika, mogą wykazać się podobną spektakularnością (popularne karykatury od ręki), ale tym dziełom brak tak ostatecznego zakończenia procesu twórczego.
OdpowiedzUsuńA tu Cię muszę rozczarować. U garncarza to co powstaje na oczach widza to absolutnie nie jest produkt trwały, a tym bardziej ostateczny.
UsuńFaktem jest, że sprawne dłonie garncarza z kawałka gliny wyczarowują w zaledwie kilka sekund piękne naczynia, ale są one bardzo miękkie i delikatne i absolutnie nietrwałe. Najpierw wymagają kilkugodzinnego ( a w zależności od pogody, temperatury, wilgotności itp. czasem kilkudziesięciogodzinnego) wyschnięcia, później kilku -nie pamiętam 10 czy 12- godzin wypalania w piecu, później kolejnych godzin na wystygnięcie, następnie malowania wzorów (bądź nie) nałożenia szkliwa, znów kilka godzin w piecu i dopiero po wystygnięciu będzie można uznać dzieło za ostatecznie zakończone i gotowe.
Dlatego absolutnie rozumiem i usprawiedliwiam cenę tych ręcznie robionych naczyń;-)
Tu się wpiszę, bo innego wyjścia nie widzę. Coś mi szwankuje przeglądarka, a o dodaniu nowego komentarza jak się wydaje mogę zapomnieć. A u Ciebie jak zawsze urokliwie. I dzieciaki, i ciekawe miejsca i sympatyczny nastrój.
UsuńBuziaki od nas dla Was i byle do Kartofliska :-)
Oczywiście, zdaje sobie sprawę z czasochłonności wypalania. Ale właśnie ta technologia sprawia, że kształt dziełka, które do wypalania trafia, ma już status ostateczności - poprawić się nie da, co najwyżej może ulec zniszczeniu. Do rysunku zawsze można dodać parę kresek...
UsuńA wiesz, że aż do momentu wypalenia można wszystko jeszcze zmienić- to znaczy skruszyć, namoczyć i ulepić od nowa;) po wypaleniu już można tylko kolorować i dodawać połysk
UsuńDo rysunku teoretycznie można dodać kilka kresek, ale tylko do momentu nałożenia fiksatywy bądź werniksu;-) jak widać każde dzieło ma jakiś swój element powodujący tę "ostateczność"
Szczurku miły, z tym nastrojem i ciekawymi miejscami to nie zawsze tak jest, teraz mam w głowie dwa miejsca wielce rozczarowujące, ale czasu brak, wiec lepiej pisać o tych przyjemnych, no chyba ze czarka się przeleje. A co do Kartofliska to w tym roku nie wiadomo czy nie ostanie nam się jedynie to w ogrodzie, po zjedzonych już ziemniakach.
UsuńNa Manhattanie jest taka pracownia otwarta dla wszystkich. Mozna sie tam zapisac na nauke, ale tez mozna wejsc z marszu i sie przygladac lub nawet poprobowac swoich mozliwosci. I wlasnie tak z marszu trafilam z moja kolezanka, tyle, ze mialysmy juz w glowach po jednej lampce wina za duzo:)) wiec nasze proby wzbudzaly wiecej gromkiego smiechu niz podziwu. Ale ubaw mialysmy setny i kolezanka nawet zakupila taka ogromna kule, ktora jest swiecznikiem. Super sprawa tylko ciezko jej pewnie bylo pozniej z ta kula w samolocie;))) bo zapakowac tego w zaden sposob sie nie dalo. Ale kula doleciala do samej Polski i dobrze sie ma co widzialam na zdjeciach.
OdpowiedzUsuńW naszej szkole jest pracownia garncarska, mam nadzieję ze do korzystania a nie do chwalenia się, że jest;)
UsuńO super sprawa. Jak ja wam zazdroszczę tych wycieczek.
OdpowiedzUsuńA to zapraszamy w któryś weekend, pojeździmy razem;)
Usuń