środa, 12 lipca 2017

W Gdyni

Kiedyś już pisałam, że nie lubię planować i później trzymać się sztywno tego planu- czuję się wtedy ograniczona i nie jest mi z tym dobrze, a nie raz przekonałam się że spontaniczne decyzje są najlepsze. Tak też było któregoś piątku, kiedy najpierw w ciągu dnia wysłałam sms do A, że może byśmy jutro wyskoczyli nad morze, a później już poleciało samo. 
Wieczorem dzieci usłyszały, że bezwarunkowo spać idziemy wcześniej, bo w nocy wyjeżdżamy na wycieczkę. Obudziły się już około północy i nie chciały położyć się do łóżek, bojąc się, że wycieczka może je ominąć.

Całą drogę dzielnie nie spały chłonąc wszystko wokół, choć na autostradzie to można chłonąć głównie widok ekranów, poniekąd też chłonnych.
Dla dzieci miała to być niespodzianka, więc nie wiedziały że jedziemy nad morze. Usłyszały za to, że jedziemy do Gdyni- przecież nie popsujemy tym niespodzianki, bo dzieci przecież nie wiedzą gdzie leży Gdynia. Po kilku minutach starszej jednak coś zaświtało i powiedziała:
-Ale przecież Gdynia jest nad morzem?!
Nie przeczę, zamurowało mnie. Czytamy, oglądamy, rozmawiamy i jeździmy dużo, ale byłam pewna, że Gdyni nie po kojarzy, a jednak.
Od tej chwili radość była po stokroć większa ale i częstotliwość pytania: kiedy dojedziemy? wzrosła proporcjonalnie do siły radości.
W końcu dojechaliśmy.

                                Pierwsze widoki:



                               Pierwsze atrakcje:
                                         
                           I pierwszy żaglowiec (wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy ze są dwa!)



Nie było czasu aby się rozeznać wcześniej, ale przecież w nadmorskim mieście, jakie by ono nie było, zawsze można spędzić miło czas. Na pewno w planach miałam zobaczyć Dar Pomorza, reszta była wielką niewiadomą.
Dziewczynki chciały koniecznie popłynąć się statkiem, akurat w swój pierwszy tego dnia rejs ruszał katamaran Onyx, którym to popłynęliśmy na Hel.




Nieco zawiedzione były, że nie bujało tak jak na morzu w Ustce, gdzie woda lała się na pokład, przewracając nawet rosłych facetów. Tu kołysanie było nieodczuwalne. Spokojnie i właściwie trochę nudno dopłynęliśmy na Hel.



Z 10 lat temu chyba byłam na Helu, jak tam się wszystko zmieniło! Nie do poznania!
Nie schodziliśmy jednak z pokładu na długo, bo to Gdynia miała być główną atrakcją dnia.
Więc jeszcze kilka widoczków z morza na Gdynię:








I jeszcze kilka ujęć statków- ja wiem, ze dla miejscowych to pewnie nic takiego, ale mnie każda pływająca balia nawet by zainteresowała:








I jeszcze Dar Młodzieży:


Tu chyba rodzice z młodymi ;-D



W drodze powrotnej młodsza zasnęła, więc jak tylko opuściliśmy pokład od razu udałam się ze starszą na zwiedzanie Daru Pomorza. Wiecie, że ten Staruszek ma już 109 lat?! A niezmiennie zachwyca!
Z tego przejęcia nawet zdjęć nie zrobiłam, to bardzo mi bliska fregata, mam wielki sentyment do niej, i łezka mi się w oku zakręciła kiedy wymieniłam kilka zdań z Kapitanem.

Bardzo chciałam odwiedzić grób Karola Borchardta, który mnie rozkochał w swoich książkach i w naszych żaglowcach, ale coś sobie ubzdurałam, że grób ten znajduje się drugiej stronie Bałtyku i strasznie byłam zła, kiedy po powrocie do domu sprawdziłam i okazało się, że byliśmy tak blisko. No cóż, kiedyś jeszcze pewnie do Gdyni zawitamy, choćby tylko po to.
Później obiad i tradycyjnie gofry, które jadamy tylko będąc nad morzem.
I chcąc nie chcąc musieliśmy pójść na plażę, ale nie omieszkaliśmy też pospacerować po marinie.





A plaża jak to plaża- mnie musieliby przykuć chyba, żebym była w stanie tam wyleżeć;-)



Odwiedziliśmy też Akwarium Gdyńskie:
                     
Niesamowicie barwne:
















Czasem przerażające:
(zwróćcie uwagę, że nie wiadomo ile ich tam jest, gdzie to ma początek i czyja to głowa)


I oczywiście nie mogłyśmy przejść obojętnie obok koła widokowego.

I cóż z tego, że boję się wejść na poddasze, 
przecież nie mogły jechać same:




Widoki niesamowite!










 I jeszcze tylko ostatnie spojrzenie na koło, i żegnaj Gdynio na jakiś czas.


Miłe wspomnienia nie powiem.
Wady: drogo, oj bardzo drogo, ale piękne miasto, ciekawe, przyjazne.
Chciałabym kiedyś tam wrócić.

22 komentarze:

  1. piękna wycieczka.Tak drogo.Chyba już komuś to mówiłam - było to lata temu!!!
    W Gdańsku z małymi dziećmi.Junior był bardzo głodny.W końcu znaleziona knajpa na uboczu ale i tam....patrzeliśmy tylko jak wpiernicza pstrąga za 50zł....A nam żołądki skręcało:))))

    Pogodę mieliście bombową i dobrze że taki wypad się udał;)))).
    Mnie też zaczarował "Znaczy kapitan " ;))))
    Gdzieś chyba nawet mam jego książkę w bardzo starym jak na teraźniejsze czasy wydaniu;!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sobie niedawno kupiłem komplet Borchardta, bo kiedyś miałem, ale siostra "posprzątała". :(

      Usuń
    2. Matyldo jedzenie we wszystkich turystycznych miastach jest chyba tak samo drogie. Ale te pozostałe atrakcje: bilet do Akwarium, na koło wszystko razy 4 daje sporą sumkę.
      A Borcharta mam w części w starym wydaniu, a w części na Audiotece.

      Usuń
  2. Kiedy ja byłem ostatnio w Gdyni? Chyba w 1981 roku? W Gdańsku to jeszcze ze dwa razy, później, już po 1989 roku?
    A pierwszy raz to było w 1972 roku, to dobrze pamiętam bo nasi grali na olimpiadzie w Monachium. :) Na nabrzeżu stał wtedy ORP "Burza", a "Dar Pomorza" obok. Niedaleko był też ORP "Iskra", ale ten pierwszy, stary.
    A "Dar Pomorza widziałem wtedy pod żaglami, bo po jakimś czasie go odholowano z nabrzeża i rozwijał ożaglowanie i to był piękny widok!!!
    I jeszcze były lody "Pingwin"! Dobre! :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cudnie😍 wspaniała wycieczka i piękne chwile. Widać że dziewczynki zachwycone niespodzianką no ale kto by nie byl.

      Usuń
    2. Jednak przez ten czas trochę się zmieniło w Gdyni: Dar Pomorza co prawda jak cumował tak cumuje nadal i raczej nigdzie się już nie wybierze, Zamiast ORP "BURZA" stoi teraz ORP "Błyskawica", a lody do wyboru masz włoskie i amerykańskie.

      Usuń
  3. Super wycieczka i piekne zdjecia. Ja tez nie lubie lezenia na plazy, owszem moge polazic, ale to na pewno nie w pelni lata, przynajmniej nie takiego lata jak mam tutaj. Nie chce narzekac, ale juz sie nie moge doczekac wrzesnia, a o pojechaniu na plaze nawet nie mysle:)))
    Gdansk to jedno z mioch ulubionych miast polskich, zawsze darzylam go wielkim sentymentem i tak zostalo. Ostatni raz odwiedzilam Trojmiasto w 2009 roku i to juz raczej bedzie ten ostatni raz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdańsk i Sopot to już kilka razy odwiedzaliśmy, oba miasta bardzo lubię a do Gdyni zawsze było nie po drodze, i gdyby nie ten Borchartd to pewnie jeszcze by mnie tu nie przywiało.
      Zadziwiające jak te nasze miasta pięknieją w oczach!
      I nigdy nie mów nigdy;)

      Usuń
  4. Moja Gdynia zmienia sie z kazdym rokiem... Wlasciwie to przestaje byc az tak "moja"... Chociaz zawsze bede pamietac jak w duszne letnie dni, wchodzilam w ulice 10 Lutego i natychmiast owiewal mnie orzezwiajacy powiew znad morza. :)
    Jako dziecko zawsze ciagnelam mame do tych fontann! Te nie zmienily sie ani troche, ponad 30 lat pozniej stoja tam nadal! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To te fontanny naprawdę są taki- przepraszam cię Agatko-stare? Nie powiedziałabym! Są fantastyczne;-)
      a Twoja Gdynia chyba zawsze będzie Twoja- Ty też się zmieniasz, tak jak i ona;-)

      Usuń
  5. Byłam na Helu w zeszłym roku, cudnie tam. A do Trójmiasta mam wyjątkowy sentyment. Teraz będę bywać kilka razy w roku :)
    Piękne wakacyjne zdjęcia, przesyłam uściski dla całej gromadki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tylko Ci zazdrościć tego bywania;)
      Pierwszy raz w Gdańsku i Sopocie byłam służbowo!
      Ech to były czasy;-)

      Usuń
  6. Pięknie!! Cudowne zdjęcia. My się wybieramy na początku sierpnia do Szczecina na zlot żaglowców 😊 a w Gdyni nie byłam..hohooo dawno :) pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My na zlocie żaglowców byliśmy rok temu, kto wie może i teraz nas poniesie, ale Szczecin jest niemal na końcu świata!

      Usuń
  7. To stadko "młodych" żaglówek to Optymisty - klasa specjalnie zaprojektowana dla narybku żeglarskiego, o bardzo prostej konstrukcji i wyposażeniu które jest w stanie obsłużyć kilkulatek. Na Mazurach widywałem obozy szkoleniowe a nawet regaty takich smyków :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O dziękuję Ci bardzo, nie wiedziałam. Czyli w sumie żarcik "rodzice z młodymi" to taki nie do końca żarcik, sama prawda;-)

      Usuń
  8. cyt. "... drogo, oj bardzo drogo..."
    Niestety, masz rację, a ja muszę tak okrągły rok.
    Jednak nie potrafiłbym żyć gdzie indziej. Tylko w Gdańsku (można to rozszerzyć na całe Trójmiasto) mogę swobodnie oddychać, to tutaj wiatr od morza przewietrza każdą durnotę. Kiedyś niósł zapach nadziei.
    Nie byłem na grobie Kapitana Borcharta gdyż nie chcę rozwiewać złudzenia, że ON żyje. A żyje właśnie w tym powietrzu, w tym szczególnym klimacie miasta z Historią.

    OdpowiedzUsuń
  9. Och,jak ja bym nad morze! Może w przyszłym roku. Super doznania i doładowania akumulatorów dla Was wszystkich dzięki takim wycieczkom. Taka radość z tego postu, właściwie z każdego o podróżach...

    OdpowiedzUsuń
  10. Mój synek była tam w maju na zielonej szkole. Zachwycony.:) Ja mogę tylko pozazdrościć, bo tam nigdy nie byłam. Może kiedyś? W tym roku góry, bo tu i tu nie damy rady.
    Bardzo bym chciała to akwarium obejrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  11. Chyba we wszystkich nadmorskich miastach tanio nie jest ;) Chociaż akurat mam sie trafił fajny pokój (chociaż miniaturowy serio) za cal kiem normalne pieniądze, a ze 100 m dalej mieliśmy obiady domowe za 20 zł (zupa + drugie danie), jedzenie pyszne a porcje duże. Sama siebie nigdy bym nie podejrzewałam ze leżenie na plaży (nie cały dzień oczywiście) może mi się spodobać ;) W każdym razie nad morzem byłam pierwszy raz od jakichś 25 lat i powiem, że miło spędziłam czas :)

    OdpowiedzUsuń