piątek, 30 sierpnia 2013

Post o drogim zdrowiu...

Szlachetne zdrowie,
Nikt się nie dowie,
Jako smakujesz,
Aż się zepsujesz....
Tak wieki temu pisał Kochanowski i pewnie wtedy było to aktualne ale w dzisiejszych czasach chyba powinniśmy znmienić nieco słowa wieszcza i uczynić je hymnem NFZ albo coś, bo czy dziś nie bardziej pasuje :
Szlachetne zdrowie,
Nikt się nie dowie,
Ile kosztujesz,
Aż się zepsujesz...?

Niestety, wedle powiedzenia człowiek musi mieć końskie zdrowie aby sie leczyć to ja myślę, że i końskie zdrowie i pański trzos.
Tak retorycznie zapytam tylko, co sie dzieje z moimi składkami, które ZUS w każdym meisiacu pobiera jako tzw składki zdrowotne? Bo czy to nie sugerowałoby że opiekę medyczną powinnam mieć za darmo?
Paranoja jakaś co sie dzieje z tą naszą opieką medyczną.

Jakiś czas temu musiałam zrobic badanie okulistyczne, we wszystkich przychodniach w rejonie usłyszałam to samo:
Na ten rok już nie mamy terminów, na przyszły jeszcze nie prowadzimy zapisów...
Wizyta prywatna 120zł.
Wizyta prywatna oczywiscie w jednej z tych przychodni.
Wizyta u endokrynologa.
Okoliczne przychodnie: najlbliższy możliwy termin to za trzy mieisące ( to był najbliższy bo były i półroczne).
Wizyta prywatna 150zł, oczywiscie przychodnia ta sama.
Zlecone przez panią dr badania ( nie na kasę z NFZ tylko płatne) 380zł!!!
Niestety ale odpusciłam sobie.
Lekarz ginekolog, nie zacytuję co powiedziłą na temat zleconych badań przez panią dr i o tym ż eprzecież podstawowym badaniem tutaj powinno być usg tarczycy, którego nie zleciła ("no tak, kolejna wizyta, kolejne 150 i wtedy skierowanie na usg, i znów wizyta z wynikiem i kolejne 150" )zlecone badania krwi TSH, FT4, CRP .... 65zł.
Jeszcze do zrobienia na już usg tarczycy...
Stwierdzam że nie stać mnie na chorowanie więc biore sie i zdrowieję czym predzej.
Ma ktoś jakieś sprawdzone i tanie sposoby...?

A i dziś zasłyszana rozmowa babci- starowinki z panią w rejestracji:
-Do pani dr Kowalskiej- babcia
-Niestety jest na urlopie do 4 wrzesnia-pani w rejestracji
-To prosze mnie zapisać, to ja sie wstrzymam- babcia.
A ja myslałam ze parsknę śmiechem na głos, bo jak babcia może sie wstrzymac z chorobą to nie wiem, ale kurde trzeba było pognać za nia i sie zapisać.
Ale tak naprawdę to wcale nie jest śmieszne, to jest przerazajace.
Jeśli inna pani przychodzi zapytać kiedy będą zapisy do okulisty na przyszły rok, a pani w recepcji jej mówi żeby w październiku przyszła zapytać od kiedy bedą te zapisy, bo pewnie w październiku tylko nikt nie wie jeszcze od kiedy...
Co ma powiedzieć taka babcia, dla której samo przyjscie do tej przychodni i wdrapanie się po tych schodach do rejestracji jest nie lada wyzwaniem a jeszcze pewnie zanim sie zapisze to kilka razy będzie musiała przyjść i swoje w kolejce odstać....
 Ja jestem spokojny ludzik, naprawde, ale  roz..... ić ten cały NFZ i  ZUS  w ch...rę i zbudować od nowa, żyć się nie daje!


wtorek, 27 sierpnia 2013

Biały weekend czyli piękna Biała Podlaska...

Dalszy ciąg podróży weekendowych można powiedzieć ze upłynął pod znakiem "Biała". Dwie Białe nawet i to dosyć odległe od siebie.
Biała Podlaska to pierwsze miasto, które Stokrotki odwiedziły w weekend. Piękne! Urocze małe miasteczko na wschodzie Polski, gdzie życie biegnie spokojniej i jest to naprawdę odczuwalne. Przepiękny ryneczek skąpany w zieleni! W żadnym innym mieście tak zielonego rynku nie widziałam, fakt przecież jeszcze nie wszędzie byłam ale tam jest naprawdę pięknie!
A jakie pyszne lody tam mają- Stokrocia może potwierdzić;)
Z resztą, co ja będę opowiadać,  zobaczcie sami:
Rynek:












I niech mi ktoś powie, że tam nie jest pięknie!

A to na dowód, że lody są tam wyśmienite!


Nie widać tego na zdjęciach ( bo te na których widać to widać też Stokrocie, wiec Matka ocenzurowała) ale to miejsce jest pełne życia. Przy uliczkach stoją stoliki z parasolami, a piwo w jakiej cenie;) aż żal że nie mogłam skorzystać;P
Ale, ale to świetne miejsce na spotkanie blogerek:) Przy takiej promocji piwa:P Tylko chyba z noclegiem być musi;)

Pozostałości zamku Radziwiłłów:








Niestety muzeum było już zamknięte, ale liczę, że to nie ostatnia nasza wizyta w tym mieście.

A to sem ja jakby ktoś byl ciekaw jak wyglądam:



Pomnik Michała Archanioła na smoku:



A to jest chyba zabytkowa plebania, przy tym właśnie kościele przy ktorym stoi ten pomnik, ale nie mogę się doszukać informacji więc jak  sie mylę to prosze o sprostowanie:

I jeszcze kilka fotek tego urokliwego miasteczka:






Jak ktoś dotrwał do tej pory to mała zagadka:
Co to jest:

A teraz na szybko jeszcze konie z Janowa Podlaskiego, kupić nie kupię ale poogladać zawsze można:)
Pięknie tam, oj pieknie....






 Piękny wschód! Mówcie co chcecie, ja się zakochałam;)


poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Blogowy początek weekendu...;)


Weekend był bardzo intensywny.
I bardzo odleglościowo zróżnicowany, że tak powiem.
Na trzy notki najmniej;)
Najpierw odwiedziny u jednej z blogowych duszyczek- Joasi niepiszącej jak na razie bloga ( mam nadzieję, ze kiedyś się to zmieni), ale czytającej i będącej zawsze blisko. 
To ona kiedyś publikowała moje notki, kiedy ja bez dostępu do Internetu byłam;) Od początku, kiedy zaczęłyśmy pisać tak bardziej prywatnie chyba się zaprzyjaźniłyśmy. Wspólny język nawiązałyśmy bardzo szybko.  A zaczęło się chyba tak na poważnie od stroju pirata, który blogowa ciocia Joasia przysłała Stokroci, a Storkocia i tak na bal zachorowała;(
Ale wiadomo jak to jest kontakt internetowy czy telefoniczny to jednak nie to samo.  No i ona mnie chyba jednak trochę lepiej znała, bo czyta blog, a ja Ją tylko z komentarzy, ale jak widać czasami warto zaufać…
Poznałam jej rodzinę: Synka-gadułka jeju! Raz tylko spotkałam dziecko, które mówiło podobnie dużo!
Synek mówi cały czas, bez przerwy! O wszystkim! Wymyśla cale historie! Wymyśla zabawy! Z tym dzieckiem nie można się nudzić! Kreatywny bardzo! Przy czym jest ciągle w ruchu, ba w biegu! Zaopiekował się natychmiast Stokrocią, która była z początku tak onieśmielona, ze nawet nie chciała lali, którą nowy kolega jej podarował. Później już bawili się wspólnie, na huśtawce, w piaskownicy, biegając po trawie czy wdrapując się po drabinie- wszystko pod naszym czujnym okiem, spokojnie ;P choć sielankę zepsuła wojna o piłki! Bo choć były dwie to każde chciało tę samą;)
I o jąćkę.
Bo jak podczas spaceru Stokrocia nie chciała trzymać się za rękę a synek Joasi i mnie i swoja mamę za rękę trzymał to w Stokroci się jednak coś przełamało! Wybuchnęła niepohamowanym płaczem i krzyczała: to moja jąćka! To moja mama! Na szczęście szybko jej przeszło;)  
Córcia Joasi to już młoda dama, wiadomo nie będzie siedziała ze staruszkami;)
A sama Ona… no dziewczyny!
Wiele bym dala za taką figurę! A te ciemne włosy… I ten uśmiech, taki radosny, promienny i szczery.  Do tego należy dodać, że jest bardzo otwarta i ciepła. W jej domu czuliśmy się bardzo swobodnie i swojsko. Tak rodzinnie.
I poproszę przepis na te wyśmienite rogaliki, nie myśl Kochana, że się wymigasz! Już je widzę w stu rożnych wersjach… mmm pycha!


piątek, 23 sierpnia 2013

Szczepienie....


Dziś porwałam Stokrocię ze żłobka na godzinkę, aby spróbować  uzupełnić zaległe szczepienia, bo zaległość miałyśmy 10 miesięczną z powodu ciągłych chorób i antybiotyków, a teraz w końcu choróbska na chwile odpuściły, więc nie było na co czekać.

Pojechałyśmy do przychodni, troje dzieciaczków przed nami, więc czekamy. Jedno takie maleństwo, że chyba miesiąca jeszcze nie miało, drugie pięć miesięcy, trzecie w gabinecie a Stokrocia najstarsza z obecnych, rozbiegana i roześmiana. Stołki przenosiła od stolika do mnie i ode mnie do stolika, generalnie wydawało się że nadmiar energii jej dokucza.

Dziecko z gabinetu lekarskiego przeszło do gabinetu pielęgniarki, wiadomo za chwile krzyk.

Stokrocia stanęła i komentuje:

-Płacze, chłopczyk płacze.

- Córciu płacze, ty też za chwilę będziesz płakać.

-Ja nie będę pakać! – Córka na to.

Dalej biega, bawi się, do jednej pani się uśmiechnie, opowie, co dzidzia ma na koszulce. Kjujika ma jakby ktoś chciał wiedzieć.

Drugie dziecko i znowu płacz, ale Stokrocia uparcie twierdzi ze ona pakać nie będzie;)

Nasza kolej, Mała oczywiście powiadomiła wszystkich przed wejściem że idzie do pani doktoj i zjobi badu badu, a później pani zjobi  kuj kuj w jąćke.

Prawie 12 kg panna waży, szczęśliwie zdrowa i szczepienie trzeba było wykonać.  Płakała, ale tylko przez chwilkę, a wychodząc przez łzy powiedziała pani pielęgniarce Dziękuję;)

A na temat szczepionek napisze osobny post, gdybym wiedziała dwa lata temu to, co wiem dziś to być może wybrałabym inne opcje szczepienia Młodej.  Dla mnie to już trochę za późno, bo szczepienia poszły, ale może komuś pomoże w wyborze pomiędzy skojarzonymi a bezpłatnymi szczepieniami.



czwartek, 22 sierpnia 2013

O Osiole i puzzlach czyli o Stokroci.


Jestem, jestem;)
Potrzebny mi był urlop od bloga, ale koniec już przynudzania o tym, bo tyle się dzieje, że nie nadążam normalnie.
Stokrocia rośnie jak na drożdżach, choć przysięgam, że nie dokarmiam jej drożdżami! Ale jak ja byłam mała, no chyba starsza niż ona teraz, bo pamiętam, to lubiłam drożdże, serio. Lubiłam sobie łamać po kawałeczku i zjadać... Może stąd te moje 176cm...?
Ale jak już mówiłam Stokroci nie dokarmiam a ona rośnie i rośnie. Właśnie spakowałam kolejny zestaw za małych ubranek, nie mówiąc już o bucikach, które potrafią być za małe dwa tygodnie po kupieniu...
I już nie wygląda jak mały bobas tylko jak mała urocza dziewczynka, a ile ma w sobie wdzięku! Ten jej uśmieszek potrafi stopić niejedno lodowe spojrzenie;)
Mówi wszystko, a im trudniejszy wyraz tym chętniej go zapamiętuje, mamy wiec w słowniku między innymi: lekkomyślny, przedszkolaczek, niemożliwe, niesamowite, konduktor, układanki. Żadne słowo jej nie obce, a używanie słowa lekkomyślny czy niesamowite przyprawiło mnie w nie lada zdziwienie skąd ona to zna?!
Pokochała też puzzle. Kiedy kupiłam jej pierwsze, niestety niedostosowane do jej wieku, ale nie było innych, Połówka stwierdził, że chyba oszalałam, i że jak to puzzle takiemu małemu dziecku, z przecież tylko ja zniechęcę, ale ja widząc jej zamiłowanie do wszelkich układanek gdzie trzeba coś dopasować i gdzie trzeba wytężać pamięć i kojarzyć postawiłam wtedy na swoim, ryzykując, że dziecko się zniechęci. Nie zniechęciła się jednak, uwielbiała patrzeć jak się je układa, i próbowała sama, choć 15 kawałków to zdecydowanie za dużo dla niespełna dwuletniego malca. Kiedy więc P znalazł puzzle składające się z 6 elementów kupił je i to był strzał w 10, Stokrocia układa, dopasowuje i cieszy się bardzo, a Matka jeszcze ja podpuszcza i kiedy mała przychodzi żeby jej ułożyć to biorę puzelek i wkładam go nie tam gdzie trzeba, na co Stokrocia natychmiast reaguje: Mamo, to nie tutaj! Zobać tu pasuje! ;) I tym oto sposobem dziecko woli układać samo nić ćwiczyć Matkę, która nie umie układać;)
Mamy też nowego domownika: Osioła (nie poprawiać).
Osioł mieszka z nami od niedzieli, jest czerwony i przybył z nami z festynu: już wychodziliśmy, kiedy spojrzenia Osioła i Stokroci się spotkały, miłość była od pierwszego spojrzenia i co najważniejsze wzajemna. Pierwszą noc musiał nawet zasypiać z Małą i każdego ranka muszę ją przekonywać ze zabranie go do przedszkola nie jest dobrym pomyslem....
Może na dziś wystarczy, nie da się jednym wpisem wszystkiego ogarnąć.
Przygotowuję się też do przywrócenia do życia bloga zamkniętego- roześle znów zaproszenia, bo tamten blog razem z głównym odszedł w niebyt.
Do napisania, trzymajcie się Duszki;)

Moja nowa miłość- B.


Głodnych sensacji rozczaruję: nie chodzi o faceta:)

Co prawda od wydarzenia minęły już dwa, albo nawet trzy tygodnie (zakochani ponoć czasu nie liczą, więc nie wiem), wtedy jeszcze były upały i pełnia lata, ale jakoś nie miałam kiedy się zebrać, żeby napisać o tym.
z jednej strony pewnie blog się zrobił ostatnio trochę turystyczny wiec i tak omijam co niektóre mniej istotne podróżnicze wydarzenia, ale tego nie mogę pominąć, bo to miejsce zdecydowanie warte uwagi i warte odwiedzenia a wydaje mi się, że mało osób wie, że tam jest tak pięknie.
P zabrał nas na weekendowy wypad na Kujawy, w planach mieliśmy odwiedzenie Jura Parku, a później wspólnie zdecydowaliśmy, aby koniecznie odwiedzić TO miasto.
Co tu dużo mówić: zakochałam się!
Wpadłam po uszy i koniec, to miasto teraz ląduje w czołówce moich ulubionych miejsc.
Hm hm... śmiem nawet twierdzić, że piękny Toruń ma dużą konkurencję....
Kiedy pierwszy raz byłam w tym mieście była noc, letnia, ciepło, ja byłam w ciąży, pamiętam że miasto mi się podobało, pamiętam, że były mosty i taki jakiś ciekawy gościu wiszący na linie nad rzeka, nie wiedzieć czemu zawsze nazywałam go flisakiem, a właściwie to wiedzieć czemu- w Toruniu jest pomnik flisaka, i ja z całą pewnością tak go skojarzyłam. Otóż wniknęłam bardziej - to Przechodzący przez rzekę jeden chyba z najbardziej znanych obecnie symboli tego miasta.
Miasto jest piękne, ma piękny rynek, stare piękne kamieniczki, masę mostków i mosteczków, kawiarnie i restauracje zachęcają do spędzenia miłych chwil, place zabaw powodują, że i dzieci się tu nie nudzą, a w taki upał jak my byliśmy mnóstwo dzieci kąpało się w takim- nie wiem jak to nazwać- wydzielonym fragmencie rzeki ze stopniami, po których biegały dzieciaki i miały ogromną frajdę.
Jest też tramwaj wodny, którym można się przepłynąć przez kilkanaście minut, albo też zrobić sobie wycieczkę na niemal pół dnia, tak jak my nieświadomie zrobiliśmy;)
Miasto to jest podobno ważnym węzłem wodnym nie tylko tras wodnych krajowych, ale też międzynarodowym.
Ciekawostką jest rozwiązanie różnicy poziomów terenu przy takich szlakach wodnych- dla mnie to była totalna nowość, choć rozwiązanie do najnowszych nie należy-śluzy, które pozwalają pokonać różnice terenu nawet kilku metrów (śluza Okole ponad 7 m różnicy poziomów!!!).
Miasto to ma jeszcze jedną cudowną zaletę: nie ma tłumu turystów, nie ma problemu z miejscami parkingowymi!
Ale jeśli chodzi o turystów to nie wszędzie- otóż dostanie się na tramwaj wodny w niedzielny sierpniowy dzień graniczy niemal z cudem! Wszystkim, którzy chcieliby się wybrać na wycieczkę tramwajem wodnym dobrze wiedzieć że: najlepiej wsiąść na początkowej stacji Wyspa Młyńska- na następnych przystankach tramwaj jak to tramwaj zatrzymuje się wg rozkładu, ale miejsc wolnych nie ma, a obsługa NIE ZABIERA WIĘCEJ OSÓB NIŻ W REGULAMINIE!  Co spotykało się z nieprzychylnymi komentarzami turystów, ale jednak fajnie wiedzieć, że się płynie z ludźmi odpowiedzialnymi.
Niewątpliwie wycieczka tramwajem wodnym jest ciekawą atrakcją, ale jest kilka rzeczy, które należy wiedzieć zanim się  wejdzie na pokład:
Po pierwsze to jednak najprawdziwszy tramwaj- nie ma toalet! Zwłaszcza jeśli płynie z nami dziecko, to trzeba się dobrze zastanowić, albo zabezpieczyć:-)
Po drugie wycieczka trasą śluz trwa ponad 2 godziny i jest to wyprawa w jedna stronę, bilet nie jest drogi można wrócić tramwajem- tu jesteśmy w lepszej sytuacji bo możemy nie wysiadać więc nie ma problemu czy zabierzemy się z powrotem- na końcu trasy też czekał tłum.
My wróciliśmy autobusem do centrum, trzeba kawałek dojść do przystanku, ale nie jest to też jakiś straszny problem. I mimo iż komunikacją miejską nigdzie nie jeździmy, a trasa autobusu nie była jakoś szczególnie jasno opisana trafiliśmy z powrotem do centrum i to za pierwszym razem;)
Muszę tylko ponarzekać na kierowcę, któy był bardzo nieuprzejmy a wręcz opryskliwy, ale może miał zły dzień czy coś.
I po trzecie dobrze zaopatrzyć się w coś do picia i może chociaż jakieś przekąski, albo kanapki bo to jednak trochę długo i po drugiej śluzie robi się nieco nudno;)
Czy ktoś jeszcze nie wie jakie to miasto stało się moją nową miłością?
Oczywiście BYDGOSZCZ.
A teraz zapraszam do obejrzenia zdjęć:

Przechodzący przez rzekę 



Opera


Ten ceglany, charakterystyczny budynek w tle to budynek Poczty Polskiej

Tramwaj wodny

Plaża tuż przy jednym z przystanków tramwaju, te budynki w tle też chyba mają być remontowane. Piękny mur pruski. Jak to kiedyś odrestaurują to naprawdę będzie perełka architektoniczna.



Na zdjęciu powyżej jest właśnie to miejsce, gdzie z wielka radością kąpały się dzieciaki.
Na dnie są porobione takie jakby stopnie, więc nie jest głęboko, starsze dzieci chlapały się same w wodzie mniej więcej do kolan, a małe miały radochę razem z rodzicami;)


Widok na plac zabaw z tarasu jednej z kawiarni. Plac zabaw ma tylko dwie spore wady: brak cienia, ale drzewa już rosną, i brak toalety, przy placu zabaw to jednak podstawa. Do toalet miejskich jest kilkaset metrów, to jednak trochę za daleko...

Nie pamiętam jak się kawiarenka nazywała ale jest ciekawie położona na takich jakby tarasach a na dole narysowany jest na murze różowy rower- jak ktoś tam będzie z pewnością będzie doskonale wiedział o którą chodzi. Kawiarnia jest tylko pod parasolami na zewnątrz, ale mają bardzo dobrą kawę i pyszne lody.








A tu już widoki z wodnej wyprawy. 



Tu mieszkaliśmy przez jedną noc, Przystań Bydgoszcz. Polecamy bardzo klimatyczne miejsce- marina. Restauracja całkiem dobra a obsługa restauracji rewelacja! Pokoje wygodne i przestronne.
Nie dyskryminują tu niepełnosprawnych- duża część pokoi jest przystosowana do pobytu osób  na wózkach.





Przepływamy przez pierwszą śluzę i miasto trochę zniknęło, zrobiło się bardziej cicho i trochę tak jakby bardziej dziko....

A tego pana musiałam pokazać. No tak się pchał na afisz, że jeszcze chwila a podeszłabym do niego i go wypchnęła! Z resztą sami zobaczcie! Nie dość ze bez przerwy wychylał aparat, to jeszcze sam się non stop pchał w kadr, normalnego zdjęcia nie można było zrobić:(

Dopływamy do śluzy...

Wpływamy do środka, śluza  się za nami zamyka...

Napełnia się wodą...

A kiedy woda osiągnie odpowiedni poziom...


Wypływamy dalej.
Naprawdę warto zobaczyć to na własne oczy:)

Nie jesteśmy też jedynymi użytkownikami tej trasy wodnej, co chwila wymijamy się z jachtami, łodziami czy kajakami.

A tak wygląda przystanek wodny. W tej chwili jest prowadzona rewitalizacja brzegów Brdy i Kanału Bydgoskiego, jak skończą to pewnie będzie dopiero pięknie. I wygodnie.

Mam nadzieję, że choć trochę Was zachęciłam do odwiedzenia Bydgoszczy. Warto- może przy okazji odwiedzania Torunia- przeznaczyć sobie jeden dzień na Bydgoszcz właśnie. Bydgoszcz chyba jest odrobinę "zazdrosna" o Toruń i chyba trochę z nim rywalizuje, ale moim zdaniem rywalizacja nie jest tu na miejscu, to są dwa zupełnie inne miasta, totalnie różne ale i jedno i drugie ma swój niepowtarzalny klimat i urok i warto odwiedzić i jedno i drugie.

I jeszcze jedno na koniec: zapewniam, że jest to moja osobista opinia, nie sponsorowana przez nikogo, zwłaszcza przez władze miejskie;-P